czwartek, 14 maja 2020

Grounded to the playground / Uziemiony na placu zabaw

Grounded to the playground
„Among the superstitions of planning and housing is a fantasy about the transformation of children. It goes like this: A population of children is condemned to play on the city streets. These pale and rickety children, in their sinister moral environment, are telling each other canards about sex, sniggering evilly and learning new forms of corruption as efficiently as if they were in reform school. This situation is called “the moral and physical toll taken of our youth by the streets,” sometimes it is called simply “the gutter.” 
If only these deprived children can be gotten off the streets into parks and playgrounds with equipment on which to exercise, space in which to run, grass to lift their souls! Clean and happy places, filled with the laughter of children responding to a wholesome environment. So much for the fantasy. 
(…) The fascination of street life for city children has long been noted by recreation experts, usually with disapproval, [as] the stubborn tendency of children to “fool around” instead of playing “recognized games.” (Recognized by whom?).  
(…) Why do children so frequently find that roaming the lively city sidewalks is more interesting than back yards or playgrounds? Because the sidewalks are more interesting. (…) They slop in puddles, write with chalk, jump rope, roller skate, shoot marbles, trot out their possessions, converse, trade cards, play stoop ball, walk stilts, decorate soap-box scooters, dismember old baby carriages, climb on railings, run up and down. It is not in the nature of things to make a big deal out of such activities. It is not in the nature of things to go somewhere formally to do them by plan, officially. Part of their charm is the accompanying sense of freedom to roam up and down the sidewalks, a different matter from being boxed into a preserve. If it is impossible to do such things both incidentally and conveniently, they are seldom done. 
As children get older, this incidental outdoor activity—say, while waiting to be called to eat—becomes less bumptious physically and entails more loitering with others, sizing people up, flirting, talking, pushing, shoving and horseplay. Adolescents are always being criticized for this kind of loitering, but they can hardly grow up without it. The trouble comes when it is done not within society, but as a form of outlaw life.” 

J. Jacobs, The Death and Life of Great American Cities, New York 1961.
Uziemiony na placu zabaw
„Jednym z przesądów urbanistyki i budownictwa mieszkaniowego jest fantazja o kształtowaniu dzieci. Idzie to tak: istnieje populacja dzieci skazana na zabawę na miejskich ulicach. Te blade i cherlawe dzieciaki tkwią w zgniliźnie moralnej, opowiadają sobie bujdy o seksie, chichoczą złowrogo i przechodzą kolejne stopnie deprawacji tak łatwo, jakby siedziały w poprawczaku. Sytuację tę nazywa się ‘moralną i fizyczną ceną, jaką nasza młodzież płaci ulicy’, a czasem nazywa się ją po prostu ‘rynsztokiem’. 

Gdyby tylko można było zabrać te biedactwa z ulic do parków i na place zabaw ze sprzętem do ćwiczeń, przestrzenią do biegania, murawą, która uwzniośli ich dusze! Do miejsc czystych i szczęśliwych, rozbrzmiewających śmiechem dzieci radujących się zdrowym otoczeniem. To tyle, jeśli chodzi o fantazje.  

(…) Fascynację miejskich dzieci życiem ulicznym już dawno zauważyli eksperci od rekreacji, przyjmując ją zazwyczaj z dezaprobatą, (…) że dzieci uparcie przejawiają tendencję do ‘wygłupów’, zamiast grać w ‘uznawane gry’ (Uznawane przez kogo?).  

(…) Dlaczego dzieci tak często odkrywają, że przemierzanie żywych ulic miasta jest ciekawsze od podwórek i placów zabaw? Ponieważ chodniki są ciekawsze. (…) Chlapią się w kałużach, mażą kredą, skaczą na skakance, jeżdżą na wrotkach, grają w kulki, chwalą się skarbami, rozmawiają, wymieniają się kartami, grają w piłkę przed domem, chodzą na szczudłach, ozdabiają pojazdy zrobione ze skrzynek, rozbierają na części stare wózki, wspinają się po poręczach, biegają raz w jedną, raz w drugą stronę. Nadmiernie przejmowanie się takimi zabawami jest nienaturalne, podobnie jak nienaturalne jest chodzenie w ustalone miejsce, żeby bawić się według planu, oficjalnie. Urokiem zabawy jest towarzyszące jej poczucie swobody we włóczeniu się chodnikami, czyli dokładne przeciwieństwo poczucia zamknięcia w rezerwacie. Jeśli nie można robić takich rzeczy spontanicznie i swobodnie, rzadko się je robi. 

W miarę jak dzieci rosną, spontaniczne zajęcia na świeżym powietrzu (na przykład podczas oczekiwania na posiłek) stają się mniej dynamiczne i polegają raczej na wałęsaniu się z innymi, obserwowaniu przechodniów, flirtowaniu, rozmawianiu, przepychaniu, popychaniu i błaznowaniu. Nastolatki zawsze obrywają od dorosłych za takie praktyki, choć nie mogą bez nich dorastać. Problemem jest to, że społeczeństwo je piętnuje i wypycha na margines”.


J. Jacobs, Śmierć i życie wielkich miast Ameryki, przeł. Ł. Mojsak, Warszawa 2014, s. 91, 101-102.

poniedziałek, 11 maja 2020

The only democracy is Irish democracy / Jedyna demokracja to irlandzka demokracja

The only democracy is Irish democracy


"Quiet, anonymous, and often complicitous, lawbreaking and disobedience may well be the historically preferred mode of political action for peasant and subaltern classes, for whom open defiance is too dangerous. For the two centuries from roughly 1650 to 1850, poaching (of wood, game, fish, kindling, fodder) from Crown or private lands was the most popular crime in England. By "popular " I m ean both the most frequent and the most heartily approved of by commoners. Since the rural population had never accepted the claim of the Crown or the nobility to "the free gifts of nature" in forests, streams, and open lands (heath , moor, open pasture) , they violated those property rights en masse repeatedly, enough to make the elite claim to property rights in many areas a dead letter. And yet, this vast conflict over property rights was conducted surreptitiously from below with virtually no public declaration of war. It is as if villagers had managed, de facto, defiantly to exercise their presumed right to such lands without ever making a formal claim. It was often remarked that the local complicity was such that gamekeepers could rarely find any villager who would serve as state's witness.  
In the historical struggle over property rights, the antagonists on either side of the barricades have used the weapons that most suited them. Elites, controlling the lawmaking machinery of the state, have deployed bills of enclosure, paper titles, and freehold tenure, not to mention the police, gamekeepers, forest guards, the courts, and the gibbet to establish and defend their property rights. Peasants and subaltern groups, having no access to such heavy weaponry, have instead relied on techniques such as poaching, pilfering, and squatting to contest those claims and assert their own. Unobtrusive and anonymous, like desertion, these "weapons of the weak" stand in sharp contrast to open public challenges that aim at the same objective. Thus, desertion is a lower-risk alternative to mutiny, squatting a lower-risk alternative to a land invasion, poaching a lower-risk alternative to the open assertion of rights to timber, game, or fish. For most of the world's population today, and most assuredly for subaltern classes historically, such techniques have represented the only quotidian form of politics available. When they have failed, they have given way to more desperate, open conflicts such as riots, rebellions, and insurgency. These bids for power irrupt suddenly onto the official record, leaving traces in the archives beloved of historians and sociologists who, having documents to batten on, assign them a pride of place all out of proportion to the role they would occupy in a more comprehensive account of class struggle. Quiet, unassuming, quotidian insubordination, because it usually flies below the archival radar, waves no banners, has no officeholders, writes no manifestos, and has no permanent organization, escapes notice. And that's just what the practitioners of these forms of subaltern politics have in mind : to escape notice. You could say that, historically, the goal of peasants and subaltern classes has been to stay out of the archives. When they do make an appearance, you can be pretty sure that something has gone terribly wrong. 

(...) One need not have an actual conspiracy to achieve the practical effects of a conspiracy. More regimes have been brought, piecemeal, to their knees by what was once called "Irish democracy," the silent, dogged resistance, withdrawal, and truculence of millions of ordinary people, than by revolutionary vanguards or rioting mobs".

J.C. Scott, Two Cheers for Anarchism, Princeton and Oxford 2012, p. 11-14. 

Jedyna demokracja to irlandzka demokracja


„Ciche, anonimowe i często zakładające współudział, łamanie prawa i nieposłuszeństwo mogą być historycznie preferowanym modelem politycznego działania dla chłopów i klas podporządkowanych, dla których otwarty opór byłby zbyt niebezpieczny. Przez dwa stulecia, mniej więcej od 1650 do 1850 roku, szaber (drewna, zwierzyny, ryb, podpałki, paszy) z ziem koronnych czy prywatnych, był najbardziej pospolitym przestępstwem w Anglii. Przez ‘pospolite' rozumiem tu zarówno najbardziej rozpowszechnione, jak i najbardziej ochoczo przyjmowane przez pospólstwo. Z uwagi na to że wiejska populacja nigdy nie zaakceptowała roszczeń Korony czy szlachty do ‘wolnych darów natury’ w lasach, strumykach i na otwartych gruntach (wrzosowisko, torfowisko, nieogrodzone pastwisko), łamała te prawa własności raz za razem, na masową skalę, w wystarczającym stopniu, by doprowadzić do tego, że żądania elit do tytułów własności w wielu miejscach stały się martwą literą. A mimo to, ten rozległy konflikt wokół praw własności prowadzony był potajemnie od dołu, praktycznie bez żadnego wypowiedzenia wojny. To tak, jakby wieśniakom udało się de facto skorzystać z domniemanego prawa do takich ziem bez formalnego uprawnienia. Często odnotowywano, że lokalny współudział był do tego stopnia rozpowszechniony, że gajowi rzadko znajdowali wieśniaka, który mógłby spełniać rolę świadka dla państwa. 
W historycznym starciu o prawa własności antagoniści po obu stronach barykady używali tych broni, które najbardziej im odpowiadały. Elity, kontrolujące prawną maszynerię państwa, przyjmowały ustawy o grodzeniach, tytuły prawne i nadania, nie wspominając o użyciu policji, gajowych, strażników leśnych, sądów i szubienicy, by ustanowić i obronić swoje prawa własności. Chłopi i grupy podporządkowane, pozbawione dostępu do takiej ciężkiej artylerii, zamiast niej polegały na technikach takich jak szabrownictwo, drobne kradzieże i squatting, by sprzeciwiać się tym roszczeniom i wysuwać własne. Nienarzucające się i anonimowe – jak dezercja – „bronie słabych” stały w silnym kontraście do otwartych, publicznych wyzwań, rzucanych w celu osiągnięcia tego samego skutku. Stąd, dezercja jest alternatywą o mniejszym ryzyku dla buntu, squatting alternatywą o mniejszym ryzyku dla zajęcia ziemi, szaber alternatywą o mniejszym ryzyku dla otwartego domagania się praw do drewna, zwierzyny czy połowów. Dla większości dzisiejszej populacji świata, a z pewnością dla klas podporządkowanych w historii, takie techniki stanowiły jedyną dostępną na co dzień formę polityki. Kiedy zawodziły, ustępowały miejsca bardziej desperackim, otwartym formom konfliktu, takim jak zamieszki, rebelie i powstania. Tego rodzaju rywalizacja o władzę przedostaje się nagle do oficjalnych źródeł, pozostawia ślady w ukochanych archiwach historyków i socjologów, którzy – mając do dyspozycji dokumenty – przyznają im miejsce zupełnie nieproporcjonalne do roli, którą zajmowałyby w bardziej wyczerpujących opisach walki klasowej. Ciche, niepozorne, codzienne akty niesubordynacji, ponieważ zazwyczaj umykają z radaru archiwum, nie wznoszą żadnych transparentów, nie mają po swojej stronie oficjeli, nie spisują manifestów i nie mają jakiejkolwiek trwałej organizacji, wymykają się postrzeżeniom. I właśnie to mają na myśli praktycy tych form podporządkowanej polityki: umknąć uwadze. Można powiedzieć, że – historycznie rzecz biorąc – celem wiejskich i podporządkowanych klas było pozostać na zewnątrz archiwów. Jeśli się w nich pojawiają, możesz być pewien, że coś poszło cholernie nie tak. 
(…) Nie trzeba rzeczywistej konspiracji do tego, by uzyskać namacalne efekty konspiracji. Więcej reżimów zostało rzuconych – kawałek po kawałku – na kolana przez to, co nazywano swego czasu „irlandzką demokracją” – bezszelestny, zawzięty opór, wycofanie się i determinację milionów zwykłych ludzi niż przez rewolucyjne awangardy i rozniecone tłumy”.
J.C. Scott, Two Cheers for Anarchism, Princeton and Oxford 2012, s. 11-14.