"Oficjalnej i utrzymanej w poważnym tonie kulturze kościelnego i feudalnego średniowiecza przeciwstawiał się oto cały niezmierzony świat form i przejawów śmiechu. Mimo całej swej różnorodności (jarmarczne festyny o charakterze karnawałowym, poszczególne oparte o śmiech obrzędy i kulty, błaźni i głupcy, wielkoludy, karzełki i potwory, najrozmaitszej rangi i maści kuglarze, wreszcie ogromna i różnorodna literatura parodystyczna oraz wiele innych zjawisk) wszystkie te formy i przejawy posiadają ten sam styl i są częściami tej samej jednolitej i całościowej, karnawałowej kultury ludowego śmiechu.
Całość różnorodnych przejawów j ekspresji ludowej kultury śmiechu można ze względu na ich charakter podzielić na trzy podstawowe rodzaje form:
1. Formy obrzędowo-widowiskowe (uroczystości o charakterze karnawałowym, rozmaite widowiska komiczne itp.);
2. Językowe (w tym i parodystyczne) utwory komiczne różnego rodzaju: ustne oraz pisane, po łacinie i w językach narodowych;
3. Różne formy i gatunki mowy jarmarczno-familiarnej (wyzwiska, zaklęcia, klątwy, ludowe blasons i in.).
(...) Uroczystości karnawałowe oraz pokrewne im widowiska komiczne czy obrzędy zajmowały w życiu średniowiecznego człowieka niezmiernie dużo miejsca. Oprócz karnawałów we właściwym znaczeniu - z ich wielodniowym, skomplikowanym przebiegiem, z korowodami na placach i ulicach - osobna obchodzono święta głupców (festa stultorum) i święto osła; istniał również specjalny, uświęcony przez tradycję swobodny śmiech paschalny (risus paschalis). Co więcej, prawie każde święto kościelne miało swoją, również uświęconą przez tradycję, część ludowo-jarmarczną, swój moment śmiechu. (...) Formy te niezwykle wyraźnie, można by rzec: pryncypialnie, różniły się od poważnych, oficjalnych - to znaczy kościelnych i feudalno-państwowych - kulturowych form i ceremoniałów tym właśnie, iż u podstaw ich organizacji istniał śmiech. Przedstawiały absolutnie odrębne, jawnie nieoficjalne, pozakościelne i pozapaństwowe aspekty świata, człowieka oraz stosunków międzyludzkich. Po tamtej stronie rzeczywistości oficjalnej tworzyły jak gdyby drugi świat i drugie życie, w którym - w większym lub mniejszym stopniu - uczestniczyli wszyscy ludzie średniowiecza, świat, w którym w określonych porach po prostu żyli. Jest to szczególnego rodzaju podwójność świata. (...) W gruncie rzeczy karnawał nie zna podziału na wykonawców i widzów. Nie zna nawet zaczątków rampy. Rampa zburzyłaby karnawał (tak jak i odwrotnie - zniesienie rampy zburzyłoby widowisko teatralne). Karnawału się nie ogląda - w nim się żyje. Żyją w nim wszyscy, ponieważ z założenia jest on powszechny. (...) W karnawale gra samo życie, rozgrywając (bez sceny, bez rampy, bez aktorów, bez widzów, czyli bez całej specyfiki artystyczno-teatralnej) drugą, swobodną formę swego urzeczywistnienia, swoje odrodzenie i odnowienie oparte na lepszych zasadach. (...) Karnawał to drugie życie ludu, zorganizowane w oparciu o pierwiastek śmiechu.
(...) W przeciwieństwie do święta oficjalnego karnawał triumfalnie obchodził chwilowe uwolnienie się od panującej prawdy i istniejącego ustroju, chwilowe zniesienie wszystkich hierarchicznych stosunków, przywilejów i norm, zakazów. Był on autentycznym świętem czasu, świętem stawania się, zmian i odnowienia. Wrogi był uwiecznieniu, spełnieniu i finałowi. Spoglądał w nieskończoną przyszłość.
(...) W procesie wielowiekowego rozwoju średniowiecznego karnawału, przygotowanego przez tysiąclecia starszych jeszcze obrzędów śmiechu (łącznie z saturnaliami w okresie antycznym), został wypracowany swoisty język karnawałowych form i symboli, język niezmiernie bogaty i zdolny do wyrażenia jednolitego, lecz złożonego karnawałowego światopoglądu ludu. Światopogląd ten, wrogi wszystkiemu, co gotowe i ukształtowane, wszystkim roszczeniom do stałości i wieczności, mógł się wyrazić jedynie w dynamicznych i zmiennych ('proteuszowych'), migotliwych i chwiejnych formach. Wszystkie formy i symbole karnawałowego języka przeniknięte są patosem zmiany i odnowienia, poczucia wesołej względności panujących prawd i panującej władzy. Niezmiernie charakterystyczna jest dla niego swoista logika 'odwrotności', 'na odwrót', 'na nice', logika nieustannych przemieszczeń góry i dołu ('koło'), oblicza i zadu, charakterystyczne są najrozmaitsze typy parodii i trawestacji, degradacji i profanacji, błazeńskich koronacji i detronizacji. Drugie życie, drugi świat kultury ludowej powstaje w pewnej mierze jako 'świat na opak', jako parodia zwykłego, to znaczy pozakarnawałowego, życia. Trzeba jednak koniecznie podkreślić, że parodia karnawałowa ma bardzo mało wspólnego z wyłącznie negatywną i formalną parodią nowożytną; negując, równocześnie odradza ona i odnawia. Czysta negacja jest na ogół zupełnie obca kulturze ludowej.
(...) To przede wszystkim śmiech świąteczny. A więc nie indywidualna reakcja na to czy inne jednostkowe (odrębne) 'śmieszne' zjawisko. Karnawałowy śmiech, po pierwsze, jest śmiechem powszechnym, tzn. powszechnie ludowym, co jak mówiliśmy poprzednio, leży w samej naturze karnawału. Śmieją się wszyscy, 'śmiech na całym świecie'. Po drugie - śmiech to uniwersalny, nastawiony na wszystko i wszystkich (w tym także i samych uczestników karnawału), cały świat wydaje się śmieszny, jest postrzegany i osiągany w perspektywie śmiechu, wesołej względności. Wreszcie po trzecie - śmiech ten jest ambiwalentny: jest wesoły, pełen radości i równocześnie szydzi, wyśmiewa; neguje i aprobuje, grzebie i odradza. Taki jest śmiech karnawałowy.
Odnotujmy oto ważną cechę karnawałowego śmiechu: jest on skierowany również ku tym, którzy się śmieją: lud nie wyłącza siebie z całości śmiejącego się świata. On także nie jest uformowany ostatecznie, on także umierając, jednocześnie rodzi się i odnawia. Na tym polega jedna z najistotniejszych różnic między ludowym śmiechem świątecznym a wyłącznie satyrycznym śmiechem czasów nowożytnych. Satyryk - który zna tylko śmiech negujący - siebie stawia poza wyśmiewanym zjawiskiem, przeciwstawia się mu i tym samym rozbija kompletność widzenia świata w perspektywie śmiechu: to, co śmieszne (negowane), staje się zjawiskiem jednostkowym. Natomiast w ludowym ambiwalentnym śmiechu wyraża się punkt widzenia całości stającego się świata, którego częścią jest również ten, kto się śmieje.
(...) Przechodzimy do drugiej formy ludowej kultury śmiechu wieków średnich, do utworów języków określonych przez śmiech (po łacinie i w językach narodowych). (...) Cała ta literatura była jednak przesiąknięta karnawałowym światopoglądem, szeroko wykorzystywała język karnawałowych form i obrazów, rozwijała się za zasłoną zalegalizowanych przywilejów karnawałowych i - w większości przypadków - wiązała się organizacyjnie z uroczystościami o charakterze karnawałowym, a niekiedy po prostu stanowiła jak gdyby ich część literacką.
(...) Przechodzimy do trzeciej formy wyrazu ludowej kultury śmiechu - do pewnych specyficznych zjawisk i gatunków mowy familiarno-jarmarcznej średniowiecza i odrodzenia. (...) Na karnawałowym placu, gdy na pewien czas zostawały zniesione wszystkie dzielące ludzi hierarchiczne różnice i bariery oraz uchylone pewne normy i zakazy obowiązujące w zwykłym, pozakarnawałowym życiu, tworzył się szczególny, idealno-realny, niemożliwy na co dzień typ stosunków międzyludzkich. Był to swobodny familiarno-jarmarczny kontakt między ludźmi, nie dopuszczający żadnych dystansów między nimi. (...) Czasami zamiast imienia pojawia się przezwisko, pojawiają się używane w pieszczotliwym znaczeniu zwroty obelżywe, jeden może szydzić z drugiego (gdzie nie ma zażyłych stosunków, tam przedmiotem szyderstwa może być tylko ktoś 'trzeci'), jeden drugiego może poklepać po ramieniu, a nawet po brzuchu (typowy gest karnawałowy), słabnie językowa etykieta i językowe zakazy, pojawiają się nieprzyzwoite słowa i wyrażenia itp., itd. Oczywiście tego rodzaju familiarny kontakt mający miejsce we współczesnym życiu jest bardzo odległy od swobodnego familiarnego kontaktu, który panował na placu karnawałowym. Brak mu najważniejszego: ludowej powszechności, świąteczności, utopijnego sensu, światopoglądowej głębi. Można ogólnie stwierdzić, że naturalizacja niektórych karnawałowych form w czasach współczesnych prowadzi do zachowania ich zewnętrznej powłoki przy jednoczesnej zatracie sensu wewnętrznego.
(...) Obrazy pierwiastka materialnego-cielesnego u Rabelais'go (i innych pisarzy odrodzenia) to dziedzictwo (co prawda na etapie renesansowym nieco przekształcone) ludowej kultury śmiechu - owego szczególnego typu obrazowości, a szerszej - szczególnej estetycznej koncepcji istnienia, która jest dla tej kultury charakterystyczna i jaskrawo różni się od estetycznych koncepcji następnych wieków. (...) Na razie umownie będziemy nazywać tę estetyczną koncepcję realizmem groteskowym.
Pierwiastek materialno-cielesny w realizmie groteskowym (tzn. - systemie obrazowym ludowej kultury śmiechu) występuje w aspekcie ludowej powszechności, aspekcie świątecznym i utopijnym. To, co kosmiczne, społeczne i cielesne, występuje tu jako nierozerwalna jedność, jako niepodzielna żywa całość. I jest to całość wesoła, kojąca.
W realizmie groteskowym żywioł materialno-cielesny staje się pierwiastkiem na wskroś pozytywnym i nie występuje on tu bynajmniej w postaci wyizolowanej, egoistycznej i prywatnej, w oderwaniu od pozostałych sfer życia. Pierwiastek materialno-cielesny jest w realizmie groteskowym traktowany jako uniwersalny, powszechny i jako taki właśnie nie pozwala się w żaden sposób oderwać od materialno-cielesnych korzeni świata, nie dopuszcza do izolacji i do zamknięcia, przeciwstawia się wszelkiej abstrakcyjnej idealności, wszelkim roszczeniom do nadawania znaczeń niezależnych i odciętych od ziemi oraz ciała. Powtórzmy: ciało i życie cielesne posiadają tutaj charakter kosmiczny, a zarazem powszechny, publiczny; a nie chodzi bynajmniej o ciało i o fizjologię w wąskim i ścisłym znaczeniu współczesnym; nie są one jeszcze całkowicie zindywidualizowane ani wyodrębnione spośród reszty świata. Nosicielem pierwiastka materialno-cielesnego nie jest odrębny, biologiczny osobnik ani też burżuazyjne samolubne indywiduum; nosicielem jego jest lud, który w toku swego rozwoju nieprzerwanie rośnie i odnawia się. Dlatego cielesność jest tu tak majestatyczna, zhiperbolizowana, niezmierzona. Przesada ta ma charakter pozytywny i aprobatywny. Przewodnim motywem wszystkich obrazów życia materialno-cielesnego jest płodność, wzrost, przelewająca się przez brzegi obfitość. Wszystkie fakty i przejawy życia materialno-cielesnego odnoszą się - powtarzamy raz jeszcze - nie do jednostkowego biologicznego egzemplarza, nie do prywatnego i egoistycznego 'człowieka ekonomicznego', lecz do ciała niejako kolektywnego, ludowego, plemiennego. (...) Nadmiar i ludowa powszechność określają również specyficzny wesoły i świąteczny (a nie powszedni, potoczny) charakter wszystkich obrazów życia materialno-cielesnego. Pierwiastek materialno-cielesny ma tu charakter świąteczny, biesiadny, triumfalny - to 'uczta, jakiej świat nie widział'.
(...) Degradacja i sprowadzanie w dół tego, co 'wysokie', nie są w realizmie groteskowym ani formalne, ani względne. 'Góra' i 'dół' mają tu absolutny i ścisły sens topograficzny. 'Góra' - to niebo; 'dół' - to ziemia; ziemia zaś - to pierwiastek pochłaniający (mogiła, brzuch), a zarazem pierwiastek rodzący, odrodzicielski (brzuch jako łono macierzyńskie). Takie jest znaczenie 'dołu' i 'góry' w aspekcie kosmicznym. W aspekcie dosłownie cielesnym, który nigdy nie jest wyraźnie odgraniczony od kosmicznego, 'góra' - to twarz (głowa), 'dół' - to narządy płciowe, brzuch i zad. W oparciu o takie względne topograficzne znaczenia 'góry' i 'dołu' funkcjonuje realizm groteskowy, a więc również średniowieczna parodia. Degradacja oznacza w nim sprowadzenie na ziemię i oddanie jej na własność; ziemię pochłaniającą i równocześnie rodzącą; a zatem degradując, grzebie się i zapładnia równocześnie, uśmierca, ażeby rodzić od nowa, więcej i lepiej. Degradacja oznacza także włączenie w sferę życia dolnej części ciała, życia brzucha i narządów płciowych, a w następstwie i takich aktów jak spółkowanie, poczęcie, brzemienność, poród, pożeranie, defekacja. Degradacja kopie cielesną mogiłę dla nowych narodzin. Dlatego ma znaczenie nie tylko niszczycielskie i negatywne, ale i pozytywne, odrodzicielskie: jest ambiwalentna, negując jednocześnie utwierdza. Nie jest to zwykłe strącenie w dół, w niebyt, w absolutną nicość, bynajmniej. To strącenie w dół płodzący, w ten sam dół, w którym dokonuje się poczęcie i nowe narodziny, skąd wszystko wyrasta w nadmiarze; zresztą innego dołu realizm groteskowy nie zna; dół to rodząca ziemia i cielesne łono; dół zawsze płodzi.
(...) Niezależnie od stopnia rozproszenia, rozdzielenia i wyizolowania poszczególnych 'prywatnych' ciał i rzeczy, renesansowy realizm nie odcina pępowiny łączącej je z rodzącym łonem ziemi i ludu. Jednostkowe ciało i rzecz nie są tu tożsame tylko z sobą, równe tylko sobie, jak to dzieje się w naturalistycznym realizmie następnych wieków; reprezentują materialno-cielesną rosnącą całość świata i dlatego przekraczają granice swojej jednostkowości; to, co jednostkowe i uniwersalne jeszcze się w nich zespala w antynomiczną jedność. U najgłębszych podstaw literatury renesansu leży karnawałowe odczucie świata. (...) W bycie społeczeństwa klasowego rosnący, niewyczerpalny, niezniszczalny, pełen obfitości i bardzo nośny materialny pierwiastek życia - wiecznie śmiejący się, detronizujący wszystko i wszystko odnawiający - łączy się w antynomiczną jedność ze zatomizowanym i biernym 'pierwiastkiem materialnym'.
(...) Obraz groteskowy przedstawia zjawisko w trakcie zmiany, w stanie nie ukończonej jeszcze metamorfozy, w stadium śmierci i narodzin, wzrostu i stawania się. Związek z czasem, ze stawaniem się jest nieodzowną, konstytutywną, nadrzędną cechą obrazu groteskowego. Łączy się z nią ściśle druga cecha niezbędna, a mianowicie ambiwalencja obrazu groteskowego: w różnych jego formach zawarte są (czy też aluzyjnie zaznaczone) obydwa bieguny zmiany - to co stare i to co nowe, to co umiera i to co się rodzi, i początek, i koniec metamorfozy.
(...) Groteskowe ciało nie jest wyodrębnione z reszty świata, jest niezamknięte, nieukończone, niegotowe, samo siebie przerasta, wykracza poza swoje granice. Podkreślają zostają albo te części ciała, które są otwarte na świat zewnętrzny - którędy świat wchodzi w ciało lub jest z ciała wydalany - albo też te, za których pośrednictwem ciało samo wystawia się niejako na świat; a zatem - otwory, wypukłości, wszelkie odgałęzienia i wyrostki: rozwarte usta, genitalia, piersi, fallus, gruby brzuch, nos. Ciało odsłania swą istotę, to co w nim rośnie i przekracza własne granice. Jedynie poprzez tego rodzaju akty, jak spółkowanie, brzemienność, poród, agonia, jedzenie, picie, defekacja - ciało odsłania swą istotę, to co w nim sprowadza się do wzrostu i przekraczania własnych granic. Jest ono zawsze niegotowe, wiecznie tworzące się i twórcze, jest ogniwem w cyklu rozwojowym, a właściwie dwoma ogniwami w momencie zespolenia, wejścia jednego w drugie. (...) Ten obraz ciała w istotny i znaczący sposób rozwijały takie formy, jak święto błaznów, charivari, karnawały, ludowo-jarmarczne elementy święta Bożego Ciała, misteryjne diableries, soties, farsy. Tylko taką koncepcję znała widowiskowa kultura ludowa średniowiecza.
(...) Średniowieczna kultura śmiechu była w znacznym stopniu dramatem życia cielesnego (spółkowania, rodzenia, wzrostu, jedzenia, picia, defekacji), lecz oczywiście nie był to dramat indywidualnego ciała i prywatnego bytu materialnego; to dramat wielkiego plemiennego ciała ludu, dla których narodziny i śmierć nie są absolutnym początkiem i końcem, a jedynie momentami nieprzerwanego wzrostu i odnowienia; wielkie ciało dramatu satyrowego średniowiecza nie da się oddzielić od świata, przenikają je elementy kosmiczne, zespala się w jedno z pochłaniającą i rodzącą ziemią. (...) W karnawałowym tłumie, na świątecznym placu człowiek odczuwa ciągłość życia, stykając się z obcymi ciałami w najrozmaitszym wieku i najrozmaitszego stanu; tam czuje się on członkiem wiecznie rosnącego i odnawiającego się ludu. Dlatego ludowy śmiech świąteczny wchłania w siebie nie tylko element zwycięstwa nad strachem wobec zaświatowych okropności, wobec świętości, wobec śmierci - ale również i zwycięstwa nad strachem wobec wszelkiej władzy, wobec królów ziemskich, wobec wyżyn społecznych, wobec wszystkiego, co gnębi i ogranicza".
M. Bachtin, Twórczość Franciszka Rabelais'go a kultura ludowa średniowiecza i renesansu, przeł. A i A. Goreniowie, Kraków 1975.