środa, 5 marca 2025

The words of sewer, the voice of mud and harvests... / Słowa, które spływają kanałem, głos błota i plonów...

The words of sewer, the voice of mud and harvests...

"As a cartographer of the field of possibilities, Rancière upsets the hierarchical divisions that control the social, cultural, and political universe. He grasps emancipation and the redistribution of allotted places based on forms of self-transformation. Doing politics means suspending what is taken for granted, new relationships. Emancipation requires a modification of the citizen’s participation in public space. The liberation of speech and body is part and parcel of the tearing open of our common dissensual fabric. Working in the margins and on the edges, where politics is often invisible or sidelined, Rancière reminds us that what is at stake is ‘the sensible delimitation of what is common to the community, the forms of its visibility and of its organization’. At the heart of the material texture of social experience lies the possibility of the emergence of a speech that has often been mute or forbidden. History, for example, with its episodes and events, carries with it a force, a meaning, and a mode of utterance. It also indicates the constitution of the silent mass – a collective voice, undifferentiated and anonymous, doomed to silence. History reveals the power of speech and also, conversely, that of silence, of the excluded, of the forgotten. How can this sidelined discourse be brought back to life? ‘What determines the life of speakers, as much as and more than the weight of labor and of its remuneration, is that of names or their absence.’ In his books and articles, Rancière deploys the equal capacity of subjects to make history and to participate in social realities. New forms of solidarity and action, of identity and struggle, involve ‘speech events’ which finally offer a voice to the anonymous women and men who make history. This is the project implemented here: to offer ‘the possibility of extending the power of the people, the possibility of creating ever greater equality’.

Words are the sensible matter of democracy. How are we to promote discussion in factories and workshops, and encourage the living thought of a social class to emerge? Rancière notes the ability to speak that can emerge from the mute power of the collective: ‘It begins in literature, for example in Victor Hugo, with the word of the sewer which says everything or in Michelet with the voice of mud and harvests.’ To make the dreams of the proletariat and social utopias audible, and to gain a hearing for new practices of solidarity and struggle, Rancière works on rare documents such as the archives of the world of labour. Bringing together trade union texts and corporative manifestos, La parole ouvrière (The Speech of the Workers) captures the living voice of ‘the typographers, shoemakers and tailors of the 1830s’. So, if ‘the age of history is when anyone at all can make that history because everyone is already making it’, how can we also turn the silence of images and the anonymity of creations into stories? How, for example, was the hierarchical opposition between ‘popular’ craftsmanship and ‘artistic’ inventiveness able to prevail? It is a question, once again, of overthrowing barriers, of tearing ourselves away from the dominant classifications assigned to us, by relaunching a movement of new affirmations and unprecedented capacities. Following the living principle of equality, Rancière aims to reconfigure the ‘distribution of the sensible’."

A.W. Lasowski, Foreword In J. Rancière, Rethinking Emancipation, Cambridge and Hoboken 2024.


Słowa, które spływają kanałem, głos błota i plonów...

„Jako kartograf pola możliwości, Rancière burzy hierarchiczne podziały, które tłamszą uniwersum społeczne, kulturowe i polityczne. Rozumie emancypację i redystrybucję przydzielonych miejsc jako możliwą w oparciu o formy samotransformacji. Robienie polityki oznacza zawieszenie tego, co jest uważane za oczywiste - zawiązanie nowych relacji. Emancypacja wymaga modyfikacji uczestnictwa obywatela w przestrzeni publicznej. Wyzwolenie mowy i ciała jest nieodłączną częścią rozdzierania naszej wspólnej, targanej dyssensem tkanki. Ryjąc na marginesach i obrzeżach, gdzie polityka jest często niewidoczna lub zepchnięta na boczny tor, Rancière przypomina nam, że stawką jest 'zmysłowe rozgraniczenie tego, co wspólne w społeczności, form jej widoczności i organizacji'. W sercu materialnej struktury doświadczenia społecznego leży możliwość pojawienia się mowy, która często była wyciszona lub zakazana. Historia, na przykład, ze swoimi epizodami i wydarzeniami, niesie ze sobą siłę, znaczenie i określony sposób wypowiedzi. Wskazuje również na konstytucję milczącej masy – zbiorowego głosu, niezróżnicowanego i anonimowego, skazanego na ciszę. Historia ujawnia siłę mowy, ale także jej przeciwieństwa: siłę milczenia, wykluczonych, zapomnianych. Jak można przywrócić do życia ten zepchnięty na margines dyskurs? 'To, co determinuje życie mówców, tak samo i bardziej nawet niż znój pracy i jej wynagrodzenie, to imiona lub ich brak'. W swoich książkach i artykułach Rancière wykorzystuje równą zdolność podmiotów do tworzenia historii i uczestnictwa w rzeczywistościach społecznych. Nowe formy solidarności i działania, tożsamości i walki obejmują 'wydarzenia mowy', które w końcu dają głos anonimowym kobietom i mężczyznom, którzy tworzą historię. To jest projekt na teraz: zaoferować 'możliwość rozszerzenia władzy ludu, możliwość tworzenia coraz większej równości'.

Słowa są zmysłową materią demokracji. Jak mamy promować dyskusję w fabrykach i warsztatach oraz zachęcać do pojawienia się żywej myśli klasy społecznej? Rancière zauważa zdolność mówienia, która może wyłonić się z niemej mocy kolektywu: 'Zaczyna się w literaturze, na przykład u Victora Hugo, w słowie, które spływa kanałem i mówi wszystko, czy też, jak u Micheleta, od głosu błota i plonów'. Aby uczynić słyszalnymi marzenia proletariatu i społeczne utopie, oraz zyskać posłuch dla nowych praktyk solidarności i walki, Rancière pracuje nad rzadkimi dokumentami, takimi jak archiwa świata pracy. Łącząc teksty związków zawodowych i manifesty korporacyjne, La parole ouvrière (Mowa robotników) uchwyciła żywy głos 'typografów, szewców i krawców lat trzydziestych XIX wieku'. Tak więc, jeśli 'wiek historii to taki, w którym każdy może tworzyć tę historię, ponieważ wszyscy już ją tworzą', to w jaki sposób możemy zamienić w opowieści ciszę obrazów i anonimowość kreacji? Jak, przykładowo, hierarchiczna opozycja między 'ludowym' rzemiosłem a 'artystyczną' inwencją mogła wziąć górę? To kwestia, raz jeszcze, obalenia barier, oderwania się od dominujących klasyfikacji nam przypisanych, poprzez ponowne puszczenie w ruch nowych afirmacji i bezprecedensowych zdolności. Podążając za żywą zasadą równości, Rancière dąży do rekonfiguracji 'dzielenia postrzegalnego'".

A.W. Lasowski, Foreword In J. Rancière, Rethinking Emancipation, Cambridge and Hoboken 2024. 

wtorek, 4 marca 2025

Od grodzeń do przejęć: o totalizującym pragnieniu sztucznej inteligencji

"W ciągu ostatnich kilku lat liczni badacze wskazywali na gwałtowną wydobywczą logikę współczesnej technologii AI, zarówno pod względem ekstrakcji zasobów materialnych na potrzeby hardware, jak i pracy, która jest przeznaczana na zbieranie i obróbkę danych. Logikę tę opisano jako nową formę kolonializmu. Nick Couldry i Ulises Mejias mówią o 'kolonializmie danych' w kategoriach relacji danych, które normalizują 'wykorzystywanie ludzi za pomocą danych, tak jak historyczny kolonializm przywłaszczał sobie terytorium i zasoby oraz rządził poddanymi dla zysku'. Włączając nie tylko dane, ale także modele uczenia maszynowego jako takie, Louise Amoore opisuje ich zbiór jako 'kolonizujący w sposób, który obejmuje coraz większe warstwy, [i który] rozciąga się na coraz więcej dziedzin życia...'. Świadomość na temat wydobywczego, zawłaszczającego i wyzyskowego charakteru technologii cyfrowej nie jest jednak całkiem świeża. W dwutysięcznych, gdy Internet był jeszcze w powijakach, Tiziana Terranova przeanalizowała sposoby, w jakie kapitał przywłaszcza sobie darmową pracę cyfrową w celu wydobycia wartości. Twierdziła, że w przeciwieństwie do tego, na co mogłaby nas naprowadzić bardziej ortodoksyjna marksistowska wykładnia Internetu, kapitalizm w gospodarce cyfrowej nie rozwija się poprzez bezpośrednie zawłaszczanie i zarządzanie pracą cyfrową. Zamiast tego popiera i promuje wolną pracę cyfrową — wolną, ponieważ swobodnie wykonywaną i świadczoną za darmo — aby następnie przywłaszczyć sobie — lub ogrodzić — wartość, którą ona wytwarza. Analiza Terranovy, chociaż odnosi się do znacznie wcześniejszego etapu gospodarki cyfrowej, nadal jest wysoce istotna dla zrozumienia obecnej AI: duże modele językowe, takie jak GPT, są tresowane na ogromnej ilości danych wytworzonych poprzez wolną pracę — między innymi na Wikipedii i Reddicie — aby następnie móc udostępnić to narzędzie za określoną cenę. Niedawno Shoshana Zuboff pokazała, w jaki sposób kapitalizm inwigilacji oparty na technologiach cyfrowych powtarza '«pierwotne grzechy» pierwotnej akumulacji', wydobywając i kapitalizując 'nadwyżkę behawioralną', którą wytwarzamy w naszej codziennej interakcji z technologiami cyfrowymi.

W niniejszym artykule chcę przeformułować kwestię zawłaszczania, ekstrakcji i wywłaszczania w kategoriach operacji grodzeń [enclosures] i przejęć [foreclosures]. Dzięki temu mogę opisać wewnętrzną logikę dzisiejszej sztucznej inteligencji — zbioru modeli uczenia maszynowego wytrenowanych na dużych zbiorach danych. Podczas gdy grodzenia są rezultatem już dobrze przestudiowanego zestawu operacji dotyczących zarówno konstytucji suwerennego państwa, jak i pierwotnej akumulacji kapitału, która obejmuje kolonizację, tutaj chcę nawiązać do tej starszej formę operacji - grodzenia - aby następnie porównać ją z przejęciem w celu lepszego zrozumienia skutków działania obecnej racjonalności algorytmicznej. Twierdzę, że akt grodzenia należy rozumieć jako zestaw podstawowych operacji, które polegają na tworzeniu strukturalnych rozróżnień między wnętrzem i zewnętrzem, inkluzją i wykluczeniem — czy to poprzez rysowanie linii na mapie, wznoszenie murów granicznych, czy też algorytmiczne kategoryzowanie i (błędne) rozpoznawanie ludzi i rzeczy. Śledząc przekształcenie logiki grodzenia w logikę przejęcia, pokazuję, jak obecna sztuczna inteligencja utrwala i jednocześnie rozszerza formy ekstrakcji i wywłaszczenia w kierunku totalizującego horyzontu. Podczas gdy to, co zewnętrzne jest niezbędne i konstytutywne dla logiki grodzenia, przejęcie, przeciwnie, charakteryzuje się 'totalizującym pragnieniem' (Ring), które nie chce niczego pominąć. Jednocześnie twierdzę, że technologia sztucznej inteligencji nigdy nie sprosta swojej tendencji do przejęcia, ponieważ jest ona z konieczności ograniczona tak materialnie, jak i logicznie.

(...) Operacja wyrysowywania linii ustanawia i uzasadnia rozróżnienie między wnętrzem i zewnętrzem grodzenia, między podmiotem i przedmiotem, między tym, co moje i tym, co twoje — łącząc w sobie (samo)posiadanie i suwerenność. Jest to gwałtowna operacja o fundującym charakterze; operacja powtarzana za każdym razem, gdy rysowana jest mapa, gdy budowany jest mur graniczny. Centralnym punktem dla mojego argumentu jest to, że te operacje rozróżniania, wykluczania i zawłaszczenia są widoczne, a to sprawia, że ​​podlegają one potencjalnej politycznej i społecznej kontestacji.

Przejęcie jest operacją rzadziej omawianą. W istniejącej literaturze przejęcie zostało opisane jako forma grodzenia lub prywatyzacji tego, co Allen Bluedorn i Mary Waller nazwali 'czasowym dobrem wspólnym', czyli 'wspólną koncepcją czasu i zestawem wynikających z niej wartości, przekonań i zachowań odnoszących się do czasu, tak jak są one tworzone i stosowane przez członków transmitującej kulturę społeczności'. Jako akt grodzenia wspólnotowego czasu, zajęcie oznacza, używając słów Juliana Brigstocke'a, sposoby, na jakie 'czasowe dobra wspólne są grodzone poprzez narzucenie im logiki wydajności, która zastępuje zbiorowy, współdzielony czas czasem sprywatyzowanym, zindywidualizowanym i utowarowionym'. Na myśl przychodzi tu ścisła regulacja czasu pracy i czasu wolnego — obecnie optymalizowana za pomocą algorytmów — lub wykorzystanie mocy obliczeniowych do transakcji rynkowych w przypadku handlu o wysokiej częstotliwości.

W odniesieniu do algorytmów uczenia maszynowego Louise Amoore omawia to, co nazywa 'politycznym przejęciem', przez co konceptualizuje sposób, w jaki algorytmy uczenia maszynowego z góry ustalają parametry, na podstawie których można formułować roszczenia polityczne. Ten nowy 'porządek polityczny uczenia maszynowego' 'nie modyfikuje jedynie technologii politycznych służących do rządzenia państwem i społeczeństwem, ale sam w sobie stanowi porządkowanie polityki - określa to, czym polityka może w ogóle być'.

Tutaj argumentuję, że tak jak akt grodzenia wykracza daleko poza logikę kapitału, obejmując sobą podstawowe operacje różnicujące, tak samo przejęcie jest złożonym zestawem operacji, który odnosi się do czegoś więcej niż tylko do grodzenia czasowych dóbr wspólnych. Przejęcie ma swoje aspekty: prawny, czasowo-logiczny i percepcyjno-psychologiczny. Jako koncept prawny, przejęcie następuje wówczas, gdy ktoś nie jest w stanie spłacić swoich długów, co uzasadnia zajęcie przez dłużnika aktywów tej osoby. Przejęcie w tym sensie jest formą zawłaszczenia poprzez wywłaszczenie. Na poziomie czasowo-logicznym przejęcie oznacza zapobiegnięcie zaistnieniu czegoś poprzez prewencyjne wykluczenie pewnych możliwości. Wreszcie, francuski termin forclusion został użyty w psychoanalizie przez Lacana w celu przetłumaczenia i dalszego rozwinięcia Freudowskiego Verwerfung: sposobu represji specyficznego dla psychozy. Nie wdając się w szczegóły dotyczące natury psychozy, interesuje mnie tutaj konkretna forma represji określana terminem przejęcia:

(...) Przejęte znaczące to takie, które nie zostały wintegrowane w nieświadomość podmiotu, a to oznacza, że nie może być reprezentowane świadomości w formie symptomu. W przypadku psychozy, a szczególnie paranoi, Lacan twierdzi, że podmiot nie został wprowadzony w porządek symboliczny i jego prawo. Dlatego też, porządek symboliczny zostaje dla podmiotu w całości przejęty, a jednak powraca w Realnym w sposób halucynacyjny.

W dalszej części argumentuję, że obecna racjonalność algorytmiczna dokonuje przejścia od logiki grodzenia do logiki przejęcia. Aby to pokazać, analizuję zbiór danych, model uczenia maszynowego i podmiot z perspektywy przejścia od logiki grodzenia do logiki przejęcia. Opierając się na różnych znaczeniach przejęcia, przedstawionych powyżej, twierdzę, że podczas gdy logika przejęcia powtarza zawłaszczający wymiar grodzenia, to przejęcie jest operacją totalizującą w tym sensie, że przesłania nadrzędny, ale ograniczony i zawsze umiejscowiony charakter operacji grodzenia, udaremniając w ten sposób możliwości jej kontestowania.

Rozważając przejęcie rozumiane jako niewidzialną operację grodzenia, moja strategia wydaje się być zbieżna z tym, co Eve Sedgwick opisała jako czytanie paranoiczne — czyli takie czytanie, którego celem jest odkrycie ukrytych znaczeń i intencji, uczynienie widocznym tego, co zostało ukryte.

(...) Od archiwum do Big Data

Analizując przejście od archiwum do big data, opisuję różnicę między nimi w kategoriach rozróżnienia pomiędzy grodzeniem a przejęciem. Archiwizowanie interpretuję jako operację grodzenia z kilku powodów: jest to proces akumulacji, selekcji i wykluczenia; wykonywanie reguły dominującego porządku. Tutaj czytam esej Achille Mbembe The Power of the Archive and Its Limit  — to tytuł, który z kolei nasuwa pytanie, gdzie leży granica big data — mając na myśli operacje grodzenia. Jak podkreśla Mbembe, podobnie do Derridy, architektura odgrywa centralną rolę w definicji archiwum: archiwum stanowią zarówno dokumenty, jak i ich fizyczna lokalizacja — betonowe, materialne budynki: „Nie może zatem istnieć definicja 'archiwów', która nie obejmowałaby zarówno samego budynku, jak i przechowywanych w nim dokumentów” (Mbembe). To właśnie ich powiązanie nadaje archiwum jego moc.

Umiejscowienie archiwum w budynku wprowadza fundamentalne ograniczenie w selekcji dokumentów, które można zarchiwizować i tych, które należy wyrzucić: „Po pierwsze, każdy korpus dokumentów musi pozostać większy niż magazyn, w którym ma się go przechowywać: archiwum jest zawsze niekompletne, zdefiniowane przez swoje wykluczenia i nieobecności oraz przez skłonność do zapominania” (Thylstrup i in). Jak twierdzi Mbembe, selekcja oznacza przyznanie uprzywilejowanego statusu pewnym dokumentom pisemnym, a odmówienie go innym. W tym sensie archiwum zawsze stanowi mniej lub bardziej wyraźny wybór tego, co z przeszłości ma znaczenie. A ponieważ archiwum reprezentuje pozycję dominującą, w efekcie jest ono ustrukturyzowane na wzór tego, co Donna Haraway nazywa „spojrzeniem znikąd”. Spojrzenie znikąd wyznacza nieoznaczoną pozycję, która ma moc oznaczania pozycji innych: „To jest spojrzenie, które mitycznie zapisuje wszystkie oznaczone ciała i które sprawia, że ​​nieoznaczona kategoria rości sobie władzę widzenia i nie bycia widzianym, władzę reprezentowania, jednocześnie same uciekając przed reprezentacją” (Haraway). Jednak pomimo swojej mocy, archiwum jest, jak mówi Annie Ring, „mniej autorytatywne przez nawiedzającą niemożność jego własnego totalizującego pragnienia”. Archiwum dekonstruuje samo siebie poprzez materialną niemożność stania się totalnym: jako operacja grodząca, moc archiwum opiera się na prawach selekcji, a zatem wykluczenia, innymi słowy, na mocy odróżniania wnętrza od zewnętrza. Tutaj twierdzę, że chociaż te operacje grodzące pociągają za sobą inherentną przemoc, to jest ona wyraźna, dostrzegalna, narażając się w ten sposób na kontestowanie.

Co się dzieje wówczas, gdy 'totalizujące pragnienie' ze strony archiwum nie napotyka materialnych ograniczeń 'budynku' — archiwalnych ogrodzeń. Twierdzę, że dzieje się tak w przypadku big data, których architekturę można potencjalnie rozszerzać w nieskończoność, podążając za stale rosnącą pojemnością pamięci masowej serwerów rozsianych po całym świecie. Big data, zamiast być ucieleśnione, osadzone i usytuowane, są obojętne na medium zapisu. Ponadto, dwiema kolejnymi cechami wpływającymi na totalizującą tendencję big data są te, które Rob Kitchin i Gavin McAdle nazywają 'chyżością' i 'wyczerpywalnością'. Jest to znaczące, ponieważ w przeciwieństwie do innych form dokumentacji i samplingu, duże dane charakteryzują się tym, że są generowane stale i że nie obejmują wyłącznie reprezentatywnej próbki badanego zjawiska, ale obejmują zjawisko w całości — lub przynajmniej do tego dążą. Big data utrzymuje zatem, że wytwarza spojrzenie zewsząd, które rzekomo wyłania się z samej rzeczywistości. To spojrzenie jest totalizujące i wyraźnie różni się od spojrzenia znikąd opisanego przez Haraway: jego moc nie polega już na de/selekcji — oznaczaniu innych z pozycji skonstruowanej jako neutralna. Zamiast tego, dąży ona do objęcia wszystkiego; do zmapowania całości rzeczywistości i w ten sposób zneutralizowania zajmowanej przez siebie pozycji. Big data może zatem twierdzić, że jedynie odzwierciedla rzeczywistość taką, jaka jest.

W związku z tym, totalizujące pragnienie big data różni się w swej naturze od totalizującego roszczenia samego archiwum. Podczas gdy archiwum — poprzez operacje selekcji i wykluczenia — narzuca hegemoniczny punkt widzenia i określa to, co warto zapamiętać, kształtując tym samym sposób, w jaki przeszłość przyczynia się do tworzenia świata w teraźniejszości, punkt widzenia big data jest hegemoniczny po prostu ze względu na jego moc do wyodrębniania, kwantyfikowania i rejestrowania potencjalnie wszystkiego bez żadnych materialnych ograniczeń i najwyraźniej bez konieczności dokonywania selekcji. Wszystko i cokolwiek może i powinno wejść do zbioru big data, aby mogło być reprezentowane przez niego i w nim w równym stopniu. Pragnieniem big data jest odzwierciedlenie całości rzeczywistości — jak mapa, która mogłaby pokryć całe terytorium. Jego pragnienie dąży do równej i całkowitej reprezentacji, która niczego i nikogo nie pomija: końcowego grodzenia, które obejmuje wszystko. Brooke Foucault Welles pisze:

'Big Data pozwala nam tworzyć syntezy ludzkich zachowań na skalę, która nigdy wcześniej nie była możliwa. Jednak w dążeniu do produkowania tych podsumowań ryzykujemy, że utracimy z oczu drugorzędny, lecz równie istotny atut Big Data — liczne reprezentacje mniejszości. Kobiety, mniejszości i statystyczne wyjątki były historycznie pomijane w naukowych zapisach, co niosło ze sobą problematyczne konsekwencje. Big Data daje możliwość zaradzenia tym pominięciom'.

Chociaż nie kwestionuję zasadności i znaczenia naukowego podejścia reprezentowanego przez Foucault Welles, staram się przeformułować je w kategoriach przejęcia: pragnienie Big Data, aby uzyskać całkowitą reprezentację, przeocza, że ​​będąc narzędziem do produkcji takich 'syntez', zawsze okazuje się jednocześnie środkiem do trenowania narzędzi używanych do badania, nadzorowania i tworzenia nowych form hierarchii i wykluczeń, innymi słowy, operacji grodzących.

To symptomatyczne, że stronniczość algorytmów jest zazwyczaj ujmowana w kategoriach zestawów danych opartych na uprzedzeniach i że te uprzedzenia są często przypisywane nadmiernej/niewystarczającej reprezentowalności pewnych kategorii obiektów lub osób, co mogłoby doprowadzić do ich błędnej identyfikacji przez modele trenowane na tych danych, a w konsekwencji, generować błędne prognozy i klasyfikacje. Jednakże, ta krytyka dotycząca (przejściowych) ograniczeń zbiorów Big Data nie wpływa na ich totalizujące roszczenie. Wręcz przeciwnie, uzasadnia potrzebę gromadzenia jeszcze większej ilości danych z nadzieją na prawidłowe objęcie całej rzeczywistości, które niczego nie pominie. Przykład Big Data pokazuje, że totalizujące pragnienie wyjścia poza przemocową, selektywną i wyrażoną wprost logikę grodzeń, nie bierze pod uwagę, że grodzenie właśnie nabrało na sile, generując swoją przemoc na nowe sposoby, a operacje wykluczenia zostały zamaskowane, przemieszczone i zautomatyzowane, co utrudnia ich zakwestionowanie. Automatyzacja pozwala wykluczyć arbitralność operacji grodzących, a tym samym fakt, że rzeczy mogłyby się mieć inaczej niż się mają.

Uczenie maszynowe i radzenie sobie z wartościami odstającymi

Aby jeszcze lepiej zademonstrować przejście od logiki jawnego grodzenia do logiki przejęcia, analizuję przejście od modelowania statystycznego do modeli uczenia maszynowego, odnosząc się do zmieniającego się statusu wartości odstających. Modele są drugim niezbędnym elementem sztucznej inteligencji. W przywoływanym wyżej eseju Welles stwierdza, że ​​status wartości odstających statystycznie ulega transformacji ze względu na samą wielkość Big Data. Welles uważa, że ​​dzięki ilości danych to, co w poprzednich próbach wykorzystywanych w badaniach nauk społecznych byłoby kilkoma nieistotnymi wartościami odstającymi, stanowi teraz wystarczającą ilość danych do wytworzenia konkretnej wiedzy na temat mniejszości reprezentowanych przez te wartości odstające.

Utrzymuję, że zmieniający się status statystycznych wartości odstających i mniejszości, które one reprezentują — od zaburzeń lub zanieczyszczeń w statystykach do elementów wzbogacających moc predykcyjną modelu uczenia maszynowego — nie sprowadza się wyłącznie do kwestii ilości dostępnych danych, ale także, a może nawet przede wszystkim, dotyczy kwestii zmieniającej się relacji między danymi a modelem w przejściu od modelowania statystycznego do modelowania uczenia maszynowego. Twierdzę, że podczas gdy modelowanie statystyczne wymaga wyraźnych decyzji dotyczących — czy też, rozrysowania linii — między tym, co w zestawie danych jest uwzględnione, a tym co zostało z modelowania wykluczone, ta operacja grodzenia nie jest już potrzebna w modelach uczenia maszynowego. Podczas gdy wartości odstające utrudniają lub nawet uniemożliwiają dopasowywanie modeli statystycznych, nie dotyczy to uczenia maszynowego, gdzie modele są tak złożone i mają tak wiele parametrów, że mają zdolność do modelowania dowolnego rozkładu prawdopodobieństwa, w tym losowego szumu. Moim celem jest tutaj wyjaśnienie tej zmiany i wyciągnięcie wniosków w odniesieniu do tego, co podlega przejęciom.

Status wartości odstających jest przedmiotem wielu sporów w dziedzinie statystyki i nadal jest przyczyną artykułów omawiających, jak sobie z nimi radzić, czy to poprzez usuwanie ich, czy też zachowanie ich; opracowano narzędzia statystyczne mające na celu je wykrywać i usuwać. Aby sformułować problem wartości odstających w języku, który tutaj rozwijam, wartości odstające są definiowane jako występująće zbyt daleko od „centrum”, gdzie lokuje się większość danych. Grodzenie jest zatem operacją poprowadzenia linii między tym, co należy do „centrum”, a tym, co jest od niego zbyt odległe - linii odcięcia, która uzasadnia wykluczenie niereprezentatywnych punktów danych. Ta operacja jest wynikiem decyzji, która opiera się na ludzkiej interpretacji, osądzie i wartościach — decyzji pociągającej za sobą poziom uznaniowości niezbędny do stworzenia modelu.

Główną różnicą między modelowaniem statystycznym a modelowaniem uczenia maszynowego jest to, że celem modelu uczenia maszynowego nie jest dostarczanie wyjaśnień dotyczących rozkładu danych. Jego zadaniem jest wyłącznie dopasowanie danych, tj. dostosowanie ich parametrów wewnętrznych, tak aby mogły one dawać dokładne prognozy po wprowadzeniu danych, których jeszcze nie widziano.

(...) Mniejszości mogą być statystycznymi odchyleniami, jednak dla modelu uczenia maszynowego nie są one po prostu losowym szumem. Są one raczej źródłami przydatnych informacji. Aby złożony model uczenia maszynowego dawał dokładne prognozy — to znaczy, aby móc uogólniać je na możliwie najszerszą liczbę przypadków 'z życia wziętych' — decydujące staje się integrowanie odchyleń, obecnie nazywanych 'wartościami brzegowymi'. Samo to wyrażenie jest sugestywne: punkty danych wcześniej nazywane odchyleniami nie są już uważane za znajdujące się poza grodzeniem; są one po prostu zlokalizowane na jego granicy. Zostały pomyślnie zintegrowane, zawłaszczone i użytecznie wykorzystane dla zdolności predykcyjnych modelu. Ponieważ celem uczenia maszynowego nie jest tworzenie teorii o mocy wyjaśniającej, ale dokładnych prognoz, to im więcej danych jest wystawionych na działanie modelu i im szerszy jest rozkład prawdopodobieństwa zbioru danych, tym dokładniejsze mogą być jego prognozy, jeśli chodzi o przetwarzanie nowych przypadków z życia wziętych. Ponieważ wartości odstające lub 'wartości brzegowe' są ze swej definicji rzadsze, a mimo to niezbędne do dokładnych przewidywań, modele zwane generatywnymi sieciami przeciwstawnymi (lub GAN-ami) mogą być używane do tworzenia danych syntetycznych, które odpowiadają rozkładowi prawdopodobieństwa w wyjściowym zbiorze danych i mogą być dostosowane do konkretnych wymagań i potrzeb naukowców i firm prywatnych. Dane syntetyczne zapewniają modelom uczenia maszynowego użyteczny stopień heterogeniczności w zbiorze danych poprzez tworzenie anomalii, rzadkości, nietypowych przypadków, przypadków skrajnych, których brakuje lub których jest niewystarczająco wiele w wyjściowym zbiorze danych. Jednocześnie, dane syntetyczne są symptomem totalizującego pragnienia AI, aby przechwytywać tylko rzeczywiste, indeksowe dane — dane powiązane z rzeczywistymi zdarzeniami lub ich występowaniem — ale także mapować całą przestrzeń możliwych danych leżących między rzeczywistymi punktami danych. Jednak to, co jest tutaj wykluczone, to to, że to mapowanie nigdy nie może być totalne, ponieważ jest tworzone w oparciu o zestaw danych wyjściowych — i normy, które są przez niego odzwierciedlane — jako jego horyzontem odniesienia. Sieć GAN składa się z dwóch algorytmów, które ze sobą konkurują: 'sieć generatora' generuje dane, podczas gdy 'sieć dyskryminatora' ma za zadanie odróżniać to, co wygląda jak prawdziwe dane, od tego, co nimi nie jest. Aby móc tego dokonać, dyskryminator został wcześniej wytrenowany na ogromnym zbiorze danych rzeczywistych. Proces 'uczenia się' generatora jest w rzeczywistości procesem optymalizacji, ponieważ obejmuje dostosowywanie jego wag tak, aby generował dane, których właściwości są podobne do oryginalnego zbioru danych i które są coraz bardziej nieodróżnialne od danych rzeczywistych przez dyskryminator. Ten proces optymalizacji jest normatywny, ponieważ generator jest kierowany w swojej produkcji syntetycznych danych przez rozkład prawdopodobieństwa zbioru danych, na którym dyskryminator został wytrenowany.

Można zatem powiedzieć, że dane syntetyczne (ponownie) wzmacniają normę, jaką jest zbiór danych źródłowych, zamiast ją podważać lub zagrażać jej. Co więcej, dzięki danym syntetycznym rozróżnienia niezbędne dla logiki grodzenia między 'normalnością' i 'nienormalnością', 'centrum' i 'wartością odstającą' wydają się być przezwyciężane: 'nienormalność' — rozumiana jako to, co odstaje od normy — w toku tresowania modelu staje się równie operatywna i użyteczna jak 'normalność'. Chociaż wydaje się, że uczenie maszynowe i zbiory Big Data przezwyciężają logikę grodzenia statystycznego w odniesieniu do wartości odstających, posuwając się tak daleko, że generują syntetyczne przypadki brzegowe, aby uchwycić 'ukrytą przestrzeń' między rzeczywistymi punktami danych, to włączenie nie zagraża w tym wypadku normie ustanowionej przez rozkład prawdopodobieństwa zbioru danych źródłowych. Jednakże, wygumkowuje ono status wartości odstającej i wyklucza możliwość zaistnienia  operacji wykluczających w społeczeństwie - operacji, do których przyczyniają się modele AI w ich zastosowaniach. Ich celem jest tworzenie dokładniejszych prognoz, które w wielu przypadkach, takich jak ocena ryzyka, techniki identyfikacji lub rozpoznawania twarzy, uniemożliwiają przedstawicielom mniejszości umknięcie przed operacjami śledzenia i nadzoru, prowadzonymi przez państwo i sektor prywatny, oraz przyczyniają się do nierównego traktowania. Poprzez usunięcie pozycji wartości odstającej, wartości odstające stają się po prostu kolejną częścią zestawu danych, w równym stopniu reprezentowaną. To skutkuje nie tylko zaprzeczeniem zjawisk marginalizacji w życiu człowieka, ale także neutralizuje wywrotowy potencjał pozycji mniejszościowych.

(...) Modele uczenia maszynowego zmieniają sposób, w jaki uznanie jest praktykowane: odchodząc od sfery prawnych i politycznych negocjacji i decyzji w kierunku statystycznego rozumienia uczciwości i równości jako równej reprezentacji w zestawie danych i równego przetwarzania przez zastrzeżone własnością modele. Modele i dane nie tylko odzwierciedlają normy społeczne; modele i dane produkują i wymuszają nowe formy normatywności. Wreszcie, inkluzja, a nawet produkcja wartości odstających świadczy o totalizującym pragnieniu AI, aby wyjść poza operacje wykluczania. Generując syntetyczne dane, rości sobie ona prawo do całej przestrzeni możliwości. Ten proces prześlepia fakt, że produkcja syntetycznych danych w konieczny sposób zależy od rozkładu prawdopodobieństwa rzeczywistych danych i normatywności, którą pociąga on za sobą.

Kto mówi? O (nie)pozycji 'ja' w dużych modelach językowych

W ostatnim rozdziale zajmuję się ostatnim i być może mniej oczywistym składnikiem współczesnej AI i jej totalizującego pragnienia: jej roszczeniem do podmiotowości i jednocześnie do braku usytuowania lub pozycjonowania. Stanowi to nową formę epistemicznego przejęcia, która nie powtarza po prostu uniwersalizujących, ale wykluczających operacji humanistycznej podmiotowości. Nowością w przypadku dużych modeli językowych, takich jak ChatGPT, jest to, że często są one zaprogramowane do działania jak chatboty. Odpowiadają na 'twoje' żądania z pozycji 'ja'. Tutaj interesuje mnie pytanie narracyjne 'kto mówi?', gdy model AI mówi o sobie per 'ja'.

(...) Zaczynając od pozycji zaimka osobowego 'ja', którego znaczenie indeksowe można zdefiniować tylko poprzez kontekst — opisany wprost po 'jako komputerowy model języka AI' — duży model języka utrzymuje, że nie zajmuje żadnej pozycji: 'Nie mam osobistych doświadczeń, przekonań, wartości ani subiektywnej perspektywy'. Jednym 'tchem' potwierdza również swoją obiektywność i ogólną poprawność, a następnie natychmiast pojawia zastrzeżenie dotyczące jego potencjalnych ograniczeń: 'w miarę moich możliwości'. Twierdzenie 'ja' sztucznej inteligencji, że nie ma 'osobistej historii, tożsamości ani kultury', jest fałszywe i problematyczne: duży model języka, taki jak GPT3.5, ma kulturę i historię, choć nie osobistą. Jest to kultura i historia odzwierciedlająca dane, na których został wyszkolony. Na przykład, zestaw danych treningowych GPT3 w ponad 93% składa się z języka angielskiego i obejmuje 'wyselekcjonowane' źródła, takie jak książki, Wikipedia i 'filtrowana... wersja CommonCrawl'.

(...) Ale jest w tym coś więcej niż tylko kultura i historia zakorzeniona w zestawie danych dużego modelu językowego. Fakt, że pierwszy znak sekwencji cytowanej powyżej to 'I', a nie coś w rodzaju do 'komputerowego modelu języka AI', jest tu znaczący. 'Ja' AI, dalekie od 'naturalnego' objawienia się podczas szkolenia modelu, jest produktem późniejszego i złożonego procesu dostrajania, którego celem jest 'dopasowanie' wyników dużych modeli językowych do określonych zadań (np. funkcjonowania jako chatbot) oraz ludzkich 'pragnień', 'intencji' i 'oczekiwań'. Niedopasowanie modelu pojawia się, gdy istnieje luka lub rozbieżność między 1) tym, czego model nauczył się jako najbardziej prawdopodobnego wyniku biorąc pod uwagę rozkład prawdopodobieństwa zestawu danych użytego do szkolenia a 2) oczekiwaniami programisty lub użytkownika co do tego, jaki powinien być ten wynik. Model jest uważany za dopasowany, jeśli wynik wygenerowany przez model odpowiada wynikowi oczekiwanemu przez użytkownika. Problem odpowiedniości jest fundamentalny dla modeli generatywnych: odzwierciedla rozbieżność między normą zawartą w zbiorze danych — 'czysto' statystyczną, wewnętrzną normą wyrażającą rozkład prawdopodobieństwa danych — a normą pożądaną przez użytkowników i firmy, która jest już zewnętrzna wobec zbioru danych.

To, że obecna publiczna wersja GPT3.5 działa jako chatbot, który deklaruje 'ja', jest wynikiem procesu dostrajania, którego celem jest dopasowanie. Aby to zrozumieć, ważne jest, aby zapamiętać, że istnieją dwa kroki w szkoleniu modeli generatywnych, takich jak GPT. Pierwszy krok nazywa się 'trenowaniem wstępnym'. Polega on na wystawieniu modelu na ogromną ilość tekstu, aby mógł nauczyć się wzorców lub reprezentacji; innymi słowy, rozkładu prawdopodobieństwa sekwencji znaków lub słów, po czym może wyprowadzić sekwencje, prawidłowo przewidując następny znak po otrzymaniu monitu. Drugi krok nazywany 'dostrajaniem' obejmuje 'dostosowanie' modelu poprzez 'nagradzanie pożądanych zachowań', które najbardziej odpowiadają ludzkim 'preferencjom” i „wartościom'. Dostrajanie odbywa się poprzez dostosowanie wstępnie wytrenowanego modelu przy użyciu 'funkcji nagrody' wytrenowanej na wynikach klasyfikowanych i ocenianych przez ludzkich testerów, zgodnie z wartościami takimi jak 'nieszkodliwość', 'pomocność' i 'uczciwość'. Wartości te są wybierane przez programistów, a czasem nawet filozofów zatrudnionych przez firmę. Inna funkcja, nazywana 'polityką optymalizacji', reguluje stopień, w jakim wstępnie wytrenowany model jest aktualizowany na podstawie funkcji nagrody.

(...) To napięcie między standardami wydajności technicznej a etyczną oceną, nieodzowne dla modeli uczenia maszynowego, wyjątkowo komplikuje roszczenie AI o braku własnego usytuowania, przekonań i wartości, czy o odzwierciedlaniu jedynie stanowisk obecnych w zestawie danych. W rzeczywistości, punkt widzenia i wartości modelu nie są wyłącznie tymi, które 'naturalnie' wyłaniają się z jego ekspozycji na zestaw danych. Zamiast tego, kultura inżynieryjna i filozoficzna, nawyki i wartości przedostające się w toku dostrajania, w drugim etapie szkolenia, są nie tylko wysoce złożone, ale są również całkowicie zakryte i zamknięte dla użytkownika końcowego.

W wyniku procesu wstępnego szkolenia i dostrajania wyłania się zunifikowane 'ja' AI, które problematycznie i być może ironicznie twierdzi, że nie zajmuje żadnego stanowiska. Pilnie należy zdekonstruować nowe formy uniwersalizacji i totalizacji AI. Jednak aby to zrobić, trzeba koniecznie zagłębić się w złożoną i stale ewoluującą technologię. Kiedy GPT pisze 'moje odpowiedzi są generowane na podstawie wzorców i informacji obecnych w danych tekstowych', musimy oprzeć się twierdzeniom AI, że jest jedynie odbiciem danych, na których została wyszkolona. Takie przejęcie jest wynikiem tego, co wraz Alexandrem Campolo nazwaliśmy 'sztucznym naturalizmem' uczenia maszynowego, oddając poprzez to wyrażenie sposób, w jaki normatywność uczenia maszynowego oscyluje między społeczną konstrukcją a techniczną 'uprzedniością'. Naturalizm uczenia maszynowego wytwarza specyficzną reprezentację świata określoną przez głębokie struktury statystyczne, które modele AI po prostu przechwytują i odzwierciedlają nam w swoich wynikach. Komplikując twierdzenie Naomi Klein z Doppelgänger, że AI jest 'maszyną naśladowczą', która 'odzwierciedla nam coś, co wydaje się niesamowicie realistyczne', musimy zrozumieć, że modele AI nie są tylko odbiciem 'słów, idei i obrazów, które nasz gatunek zdołał zgromadzić', ale ogromnym przedsięwzięciem produkcji norm. Jedną z nazw dla tego przedsięwzięcia jest 'uzgodnienie' [alignment], w którym nie tylko model jest trenowany, aby dopasowywać się do nas, ale także, i co może ważniejsze, to my jesteśmy trenowani, aby dopasowywać się do niego. Ta konkretna forma tworzenia i egzekwowania norm prawdopodobnie wpłynie na sposób, w jaki myślimy, wyrażamy się, a nawet postępujemy.

Wróćmy teraz do pytania o to, 'kto mówi', gdy model AI generuje wyniki zawierające 'ja' i 'mój'. Na pierwszy rzut oka roszczenie AI do niepozycjonowania i ogólności może przypominać nam gest współczesnej humanistycznej podmiotowości, roszczącej sobie prawo do swej uniwersalności, jednocześnie wykluczając inność — formę podmiotowości, która została zdekonstruowana przez studia postkolonialne i feministyczne. Jednak 'ja' AI nie powtarza po prostu przeszłych grodzących operacji zawłaszczenia i wykluczenia. Roszczenie do uniwersalności podmiotu humanistycznego zostaje zastąpione roszczeniem AI do ogólnej ważności tylko dlatego, że reprezentuje ona każdą pozycję w 'zrównoważony' sposób. Kiedy ChatGPT mówi 'ja', twierdzi, że mówi w imieniu każdego, że reprezentuje każdą pozycję, którą objął i przywłaszczył, jednocześnie ukrywając złożoność technik i konkretnych norm niezbędnych do wygenerowania 'niepozycji' 'ja' AI.

Od grodzenia do przejęcia i jeszcze dalej

(...) Operacje grodzenia polegają na mocy wyznaczania linii: narzucania interpretacji i wartości, które koniecznie pociągają za sobą arbitralność i przemoc. AI twierdzi, że wykracza poza takie rozróżniające operacje, dążąc do objęcia nie tylko tego, co rzeczywiste, ale także tego wszystkiego, co może zaistnieć. Podczas gdy zewnętrze jest niezbędne i konstytutywne dla różnicującej logiki grodzenia, to przejęcie charakteryzuje się totalizującym pragnieniem, aby niczego z niego nie pomijać; reprezentować i obejmować wszystko i wszystkich. Czyniąc to, skrywa swoją arbitralność i ograniczony charakter operacji, na których się opiera. 

Podczas gdy AI nigdy nie może osiągnąć swojego totalizującego dążenia — moc obliczeniowa nigdy nie jest nieskończona, zbiory Big Data zawsze pociągają za sobą pewien poziom selektywności, a modele charakteryzują się arbitralnością norm i punktów odniesienia używanych do ich trenowania, oceniania, walidacji i legitymizacji — jej tendencja do grodzenia wszystkiego neutralizuje marginalizowane pozycje, zamieniając je w użyteczny środek optymalizacji modelu. Logika sztucznej inteligencji ukrywa na widoku fakt, że grodzenie stało się większe, co utrudnia z nim walkę i ucieczkę".

K. Schwerzmann, From Enclosure to Foreclosure and Beyond: Opening AI's Totalizing Logic.

niedziela, 16 lutego 2025

Nawyki, rytuały i ślady: powtarzalne performensy uwspólniania

"Potencjalności nie istnieją ot tak, nie należą po prostu do konkretnej rzeczywistości pewnego okresu historycznego i do pewnego układu społecznego. Potencjalności są performowane. Powstają, a raczej stają się dostrzegalne w trakcie i podczas wykonywania. Oznacza to, że nie są ani wytworami umysłów różnych aktorów (lub myślicieli), ani nie są w sposób obiektywny odkrywane przez oddalonych badaczy. Ważne jest, aby zlokalizować miejsce, z którego ktoś wykrywa potencjalności i w ten sposób angażuje się w ich wykonywanie (w tym sposoby ich performowania, które, jak zobaczymy, mogą być powiązane ze współdzielonymi imaginariami). Na przykład zorganizowana walka o przyzwoite mieszkania może odnosić się do potencjalności zaspokojenia danych zbiorowych żądań, ale jednocześnie może tworzyć, siłą swojej obecności, potencjalności, które dotąd 'nie istniały'. Innymi słowy, ludzie są zmotywowani, a czasami zdeterminowani do walki, zyskując przekonanie, że to, o co proszą lub to, o co walczą, jest możliwe do osiągnięcia, zdobycia. Tak więc potencjalności są dosłownie manifestowane i rozwijane w trakcie gdy stają się zauważalne przez tych, którzy ich potrzebują, mają na nie nadzieję, marzą o nich.

Nie jest to tylko problem przeorganizowania granic postrzegalnego, jak zdaje się sugerować Jacques Rancière, chociaż znaczna część procesu performowania potencjalności wiąże się z kwestionowaniem narzuconego reżimu zmysłowości. Wykonywanie potencjalności lub wyobrażanie ich sobie w toku ich definiowania oznacza stawanie się zdolnym do rozszerzenia granic tego, co możliwe poprzez faktyczne tworzenie nowych możliwości. Jak głosi Arturo Escobar, „inne możliwe jest możliwe".

Rancière wydaje się być szczególnie zainteresowany omówieniem skutków kwestionowania dominujących wzorców zmysłowości i percepcji - tego, jak są one indywidualnie doświadczane. Jednakże, jak zobaczymy, performensy są zbiorami praktyk, które mogą być zorientowane na określone cele (indywidualne lub głównie zbiorowe), praktyk, które są często powtarzalne i aplikowalne do różnych kontekstów, które mogą być jednocześnie ekspresyjne i produktywne, które łączą produkcję znaczenia i symbolizację, oraz obejmują różnie zhierarchizowany wkład zmysłów, czynności umysłowych i mechanizmów psychologicznych (w zależności od kontekstu społecznego).

Potencjalności są wykonywane i performatywne. Powstają one w procesie wykonywania i jednocześnie, gdy są wykonywane, nabywają mocy kształtowania teraźniejszości. Nie jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, że potencjalności mogą być w istotny sposób udokumentowane dopiero po swojej aktualizacji. Przepaść między potencjalnością a jej aktualizacją, zakładana przez tego rodzaju podejście, ma na celu całkowite odróżnienie potencjalności od działania. Potencjalności wówczas są uważane za działanie preegzystujące, podczas gdy w podejściu performatywnym potencjalności pojawiają się, rozwijają i kształtują dopiero poprzez działanie.

Walter Benjamin użył quasi-teologicznego terminu, aby opisać akt odzyskiwania potencjałów przeszłości: zbawienie. Poprzez zbawienie niezrealizowane potencjalności otrzymują nowy impet w teraźniejszości, 'całkowitej aktualności'. Przeszłość nie jest uważana za skończoną i minioną, ale nabiera nowego znaczenia (nowego życia?) w chwili, gdy pewna teraźniejszość rozumie siebie w odniesieniu do niej: „bowiem obraz bezpowrotnej przeszłości, któremu groźbę zaniknięcia niesie każda teraźniejszość, która nie rozpoznała się w nim jako ta, o którą mu chodziło". W takim podejściu przeszłość jest w toku: teraźniejszość, zwłaszcza w „chwili zagrożenia” (w okresie, w którym pytania o przyszłość są naglące i pełne niepewności), patrzy na przeszłość w poszukiwaniu środków, aby zrozumieć samą siebie. Podobnie jak w konstelacji gwiazd, w której „znaczenie” ogólnego wrażenia jest konstruowane poprzez wzajemne ułożenie gwiazd, a nie przez dodawanie oddzielnych „znaczeń” opisujących każdą gwiazdę, tak i w konstelacji momentów przeszłych i obecnych, zarówno przeszłość, jak i teraźniejszość nabierają nowego znaczenia poprzez bycie powiązanymi ze sobą.

Zbawienie zatem, co ważne, kieruje uwagę na aktywne poszukiwanie potencjalności zakopanych w przeszłości. W takim podejściu, całkowite zerwanie z ideą postępu i związanym z nim podejściem do historii, postrzeganej jako dziejącej się w „homogenicznym, pustym czasie”, jest stanowczo postulowane.

Benjamin łączy swoją teorię zbawienia przeszłości poprzez odkrywanie zakopanych w niej potencjałów ze swoją problematyzacją tradycji. Czynności, które mogą być podjęte w celu powtórzenia przeszłości (upamiętnienia jej lub podniesienia jej do statusu kanonu na przyszłość), są czynami, które kształtują teraźniejszość i są przez nią kształtowane. Aktualność i aktualizacja to najważniejsze benjaminowskie terminy opisujące ten proces. U podstaw aktualizacji leży gest przypominający akt montażu: doprowadzanie elementów przeszłości do zaskakującej bliskości z elementami teraźniejszości. Taka konstelacja nie używa przeszłości do wyjaśnienia teraźniejszości, ale, można powiedzieć, odkrywanie potencjalności w teraźniejszości poprzez dostrzeganie potencjalności w przeszłości. Aktualizacja jest zatem aktem wyłomu, aktem zakwestionowania mitologii jednorodności czasu i wiary w jego ciągłość – aktem wyodrębnienia fragmentów przeszłości w celu ułożenia ich w nowej, odkrywczej interpretacji.

Istnieje wyraźny związek tego egzemplarycznego aktu z tym, co Benjamin opisuje jako „cytowalność gestów”. Termin ten przez niego został użyty do wyrażenia definiującej cechy teatru epickiego Bertolta Brechta. „Uczynienie gestów cytowalnymi” jest jednym z głównych osiągnięć teatru epickiego. Aktor musi być w stanie rozmieścić swoje gesty w taki sposób, w jaki zecer rozmieszcza typografię”.

Zgodnie z tym podejściem, gesty na scenie muszą stać się cytowalne. Cytowalność charakteryzuje powtarzalne gesty (a zatem rozpoznawalne gestów) i sprawia, że ​​zatrzymują się one nad przepaścią homogenizacji. Jak sugeruje Samuel Weber w swoim studium o Benjaminie, jest to 'nie powtórzenie jako potwierdzenie pierwotnej tożsamości, ale raczej jako jej transformacja. To właśnie nadaje gestowi jego wyjątkową cytowalność'. Gesty powtarzane, rozumiane zatem jako kopie poprzednich gestów, a jednocześnie nagle oderwane od ich zwyczajowego kontekstu, są zatem zaskakująco różne. Brecht miał nadzieję, że takie gesty wywołają refleksję, a nie gładką identyfikację.

Cytowalność przekształca gesty w coś więcej niż frazy znaczeniowe, które można przenieść do nietypowych kontekstów. Cytowalność może być sposobem na wprowadzenie do gestów dobrze znanych potencjalności do różnicowania się. Potencjalności do osuwania się ku różnicy. Tuż przed tym, jak staną się one jedynie symbolicznymi znakami i gdy wciąż rozdarte są między tym, co powtarzalne, a tym, co wyjątkowe, takie gesty mogą być aktami wyłomu. Aktami nagłego zatrzymania w przepływie powtarzalności, aktami, które wprowadzają luki w dostrzeganiu i oczekiwanej proliferacji „tego samego”.

Cytowalność jest w tym przypadku podłożem dla pomysłowej interpretacji, a zatem pomysłowego przywłaszczenia sobie tego, co powtarzalne, w gestach. Weźmy scenę przedstawiającą zdewastowane zbombardowane miasto i wydrukowanie jej w delikatnych tonach, z kolorami mającymi przedstawiać przytulne i bezpieczne środowisko domowe. Domalowanie maski przeciwgazowej na obrazie Matki Boskiej (Matki Boskiej Barykad, jak ją nazywano podczas rebelii w Oaxaca - to przykład, który omówimy w następnym rozdziale). Obsesyjne powtarzanie gestu czyszczenia nieużywanego krzesła na opuszczonym lotnisku. Są to przykłady gestów, które są oddalone od sekwencji, w którą zwykle są wpisane (reportaż z wojny medialnej, ceremonia religijna, przyziemny wysiłek sprzątania). W ten sposób gesty są cytowane: są zarówno rozpoznawalne, jak i dziwaczne w swoim nowym kontekście. Takie gesty cytowania uciekają lub mogą uciec ze sceny teatralnej tylko po to, aby zarazić sobą teatr miejskiej codzienności. Wprowadzają w ten sposób potencjalność interpretacji dysydenckiej.

Dążenie do wspierania i tworzenia nieskażonej niczym wyjątkowości jako sposobu walki z dominującą kulturą reprodukowalności i kopii jest dążeniem autodestrukcyjnym. Jest nim dokładnie z tego samego powodu, dla którego walka z dominującymi mitologiami nie może się toczyć bez zaakceptowania, że ​​mity faktycznie kształtują rzeczywistość, a nie są wobec niej zewnętrzne (i dlatego nie można się od niej odłączyć). Wykorzystajmy zatem siłę cytowalności: czy moglibyśmy rozpocząć partyzanckie performensy powtarzalności, które potencjalnie eksplorują różnicę poprzez kreatywną destabilizację dominujących form reprodukowalności? I czy te akty mogłyby przyczynić się do zbiorowego wynalezienia nawyków emancypacyjnych, prowadzących do zmiany bez sprowadzania jej do heroicznych aktów rzekomo ciągłej innowacji?

Podejście do potencjalności zaproponowane tu do tej pory ma tę zaletę, że formułuje swoje diagnozy w oderwaniu od pozytywistycznej, esencjalistycznej wykładni teraźniejszości, ale także od wykładni historii, która jest przywoływana w celu interpretacji teraźniejszości. Działania i performensy kształtują nie tylko „rzeczywistość”, ale także możliwości, które rozwijają się w jej obrębie, często wbrew dominującym interpretacjom tejże rzeczywistości.

(...) „Mimesis [naśladownictwo] jest aktywne. Dekomponuje ono i rekomponuje rzeczywistość” (Henri Lefebvre). Imitacja jest zaś bierna. Imitacja kopiuje. I, jak sugeruje to Lefebvre, jest ona głównie związana z „poziomem sensorycznym i percepcyjnym”. Imitacja staje się dominującym sposobem zachowania w społeczeństwie, które pozbawia jednostki transformacyjnej kreatywności, przypisywanej jedynie indywiduom utalentowanym i wyjątkowym. Powtarzalność i reprodukowalność są „skutecznie ukryte pod pozorami kreatywności” w kapitalistycznym społeczeństwie przemysłowym. Jednak aktywna mimesis może zachować swój związek z poesis [tworzeniem]. Może generować zmiany w sferze codzienności, w codziennych, powtarzalnych performensach.

To, co Lefebvre opisuje jako „nieskończoność w sercu skończoności” lub „residuum”, które zawsze będzie wymykać się jakiejkolwiek systematyzacji wiedzy lub zachowania, jest możliwością, która pojawia się w społecznie ustalonym grodzeniu rzeczywistości. W poszukiwaniu możliwości, możliwości przekroczenia istniejącego społeczeństwa kapitalistycznego, mimesis powinna zostać przywrócona wraz z poiesis jako moc odkrywania w trakcie powtarzania, jako moc przekraczania niezbędnego formalizmu relacji społecznych (zasad, które nimi rządzą) w kierunku twórczego odzyskania życia w jego całości. Czy nastąpi to poprzez wyzwolenie pragnienia, „które zaczyna się od potrzeby, przekracza ją, a jednak powraca do oryginału?”. Czy będzie oznaczać zrośnięcie się filozofii z życiem, rozpuszczenie się filozofii w życiu? Czy też doprowadzi to do odzyskania relacji z naturą, która została zniszczona przez rozum instrumentalny wraz z kapitalistycznym etosem ekstraktywistycznym? Wiele można powiedzieć o aktualności sugestii Lefebvre'a, a także o ich ograniczeniach wynikających z historycznej przygodności, która je umożliwiła. Co pozostaje jednak ważne w jego twierdzeniach, to fakt, że powtórzenie może być źródłem odkrycia i zmiany, o ile ponownie połączy się z poiesis. Poetyckie powtórzenia mogą wskazywać na emancypacyjny wysiłek ustanowienia nawyków i rytuałów emancypacji. I ten wysiłek należy zawsze traktować jako dzieło będące w toku — jako formę zbiorowej kreatywności, która pojawia się w nowych sposobach wspólnego życia.

Podejście Lefebvre’a do codzienności i życia codziennego dostarcza dodatkowego powiązania teoretycznego z problematyką powtórzenia w praktyce społecznej. Odchodząc od poglądu, który uważa codzienność za zwyczajnie banalną, nieskończenie powtarzalną, a zatem po prostu za normalizujący proces, Lefebvre prześledził historię codzienności, która odsłania potencjał ku zbiorowej kreatywności. Przed „pojawieniem się konkurencyjnego kapitalizmu… codzienność jako taka nie istniała”. Życie społeczne charakteryzowało się w swojej całości, według Lefebvre’a, pewnym stylem, który „nadawał znaczenie najmniejszemu fragmentowi”. Styl należy odróżnić tu od kultury; ta ostatnia charakteryzuje się fragmentarycznością, a nie jednością. Styl jest postrzegany jako przenikający życie i dzieła każdego danego społeczeństwa. Nie myślmy jednak, że poprzez kategorię stylu Lefebvre próbuje odmalować społeczeństwa przedkapitalistyczne jako piękne lub nieskończenie kreatywne. „Był styl okrucieństwa, styl władzy, styl mądrości; okrucieństwo i władza (sztuki, Rzym) wytworzyły wielkie style i wielkie cywilizacje, ale stworzyły także arystokratyczną mądrość Egiptu lub Indii”.

Tym, czego brakuje nowoczesnemu społeczeństwu kapitalistycznemu jest tego rodzaju jedność, która nie oddzielałaby rytmiczności codzienności od rytmiczności uczt, rytmiczności rytuałów i powtarzających się praktyk, które reprodukowały dominujące światopoglądy każdego społeczeństwa. Styl był rodzajem poetyckiej mimesis, której brakuje społeczeństwu kapitalistycznemu, ponieważ zastąpiło ono jedność życia społecznego fragmentarycznością kultury opartej na racjonalności wartości wymiennej, płytkiej racjonalności połączonej z irracjonalnością udawanych widowisk reklamowych. Powtarzanie w tym kontekście sprowadza się do liniowej rytmiczności maszyny, do powtarzających się praktyk, które charakteryzują zarówno produkcję, jak i reprodukcję społeczeństwa.

Co ciekawe, u podstaw problemu codzienności i pospolitości leży problem powtarzania. Powtarzanie może uwięzić praktykę społeczną w repetycji identycznych aktów lub zapewnić jej niezbędne płótno, na którym rozwiną się dzieła twórczych wariacji. Święto, wyrzucone z nudnej kapitalistycznej codzienności (lub udomowione w reklamowych fantazjach społeczeństwa zorganizowanej konsumpcji), powróci w wyzwolonym społeczeństwie, „ponownie odkryte i uwznioślone poprzez przezwyciężenie konfliktu między życiem codziennym a świętowaniem”.

W opozycji do „zaprogramowanej zmiany”, która jest po prostu rezultatem „planowego postarzania [produktów]”, niezbędnego dla funkcjonowania niekończącej się konsumpcji, pojawia się odzyskanie cyklicznych rytmów świąteczności, gry i rytuału. W swojej krytyce modernistycznego funkcjonalizmu, który redukuje życie codzienne do funkcji niezbędnych reprodukcji społecznej, Lefebvre nie porzucił zasadniczo modernistycznego dążenia do całkowicie innowacyjnego zerwania z historią, które otworzy drogę do społecznej emancypacji. Życie codzienne, a dokładniej codzienne życie miejskie, było jednak dla niego zarówno miejscem, od którego 'miejska rewolucja' musiałaby się zacząć, jak i miejscem, w którym musiałaby osiągnąć swój pomyślny kres. „Proces rewolucyjny zaczyna się od wstrząsnięcia warunkami życia codziennego, a kończy na jego ponownym uruchomieniu”. Odejście od „uogólnionego terroryzmu tego, co mierzalne” oznaczało dla niego przeciwstawienie się zinstrumentalizowanej racjonalności, a także iluzorycznemu spektaklowi kontrolowanej konsumpcji.

(...) Potencjalności są rusztowaniami wznoszonymi w celu podtrzymywania przyszłości budowanej z materiałów zebranych z przeszłości i teraźniejszości. Jednak żaden plan budowy przyszłości nie istnieje uprzednio. Potencjalności są tworzone w procesie, a sam proces jest rozwijaniem tych potencjałów.

Powtarzające się akty ustanawiają potencjalności poprzez wyraźne odróżnianie ich od możliwości biorących się z przypadku. Performowane potencjalności generują zatem kolektywne zdolności. Otwierają zbiorowe działanie na przyszłość poprzez rozwijanie nowych wzorców działania, nowych umiejętności i nawyków, nowych gestów i symboli. Jako zdolni i pomysłowi rzemieślnicy ludzie tworzą swoją historię nie podążając za z góry określonymi ścieżkami, ale rozwijając nowe zdolności. Poprzez rozwijanie samych siebie. Poprzez transformację samych siebie.

Dlatego potencjalności są również performatywne: sprawiają, że rzeczy się dzieją. Przekształcają doświadczaną rzeczywistość poprzez otwieranie ścieżek do innych doświadczeń. A to prowadzi do zrozumienia ludzkiego działania rozpatrywanego zarówno jako generator potencjałów, jak i odbiorca potencjałów, które zostały nagromadzone w przeszłości. Odkupienie potencjałów, które są uważane za oczekujące, oznacza ich faktyczne odrodzenie się w teraźniejszości. A podążając za rozumowaniem Benjamina, oznacza to nadanie im nowego znaczenia w teraźniejszości. W tym kontekście aktualizacja jest procesem transformacji.

(...) W takim podejściu emancypacja, rozumiana jako proces, a nie jako arkadyjskie „na zewnątrz”, jest w gruncie rzeczy łańcuchem performensów potencjalności. Emancypacja nie oznacza zwieńczenia serii wysiłków, ale jest objawiającą się dynamiką innego społeczeństwa, opartego na solidarności i równości, które rozwija się poprzez kolektywne działanie.

Pozostaje do wykazania, że takie działania zbiorowe przyjmują co najmniej trzy odrębne rodzaje:

- Działań skoncentrowanych na zbiorowym przetrwaniu poprzez ponowne wynalezienie społeczności miejskich (w kontekście życia metropolitalnego populacji wykluczonych z prawa do miasta);

- Działań skoncentrowanych na kooperacji i doświadczeniach współpracy (związanych z pracą pod kapitalistycznym nadzorem, ale także z ucieczką od niego poprzez praktyki pomocy wzajemnej);

- Działań związanych z nowymi wyobrażeniami o zmianie (działań, które kształtują wizje, marzenia i aspiracje, których nie należy traktować jako biernych rozważań, ale jako czynnik kształtujący samo działanie).

Działania te stwarzają możliwości ucieczki spod kapitalistycznego dowództwa, jeśli rozwijają się w praktyki uwspólniania i poprzez nie. Tak więc działania mające na celu przetrwanie i oparte na współdzieleniu są całkowicie odmienne od indywidualnych (i indywidualistycznych) taktyk przetrwania, które bardzo dobrze wpisują się w dominującą logikę kapitalistyczną.

(...) Trzy modalności przestrzenne wyłaniają się z performensów potencjalności miejskiej w takich społeczeństwach: przestrzenność miejsca, jaką performują kolektywne nawyki; przestrzenność magicznego kręgu, jaką performują rytuały; oraz przestrzenność trajektorii, jaką performują praktyki śledzenia. (...) Jeśli tym, co charakteryzuje akty performatywne jest ich powtarzalność w czasie (...), to ich aktualizacja zależy od przysługującej im mocy przywracania za każdym razem określonych sposobów funkcjonowania przestrzeni, określonych przestrzenności. Dokładnie tak, jak powtarzalność wprowadza wyłom w upływie czasu, wprowadza nieciągłość jako środek różnicowania i porównywania jego składowych („wydarzeń”, „momentów”, „chwil” itp.), powtarzalność w tej samej mierze nakłuwa przestrzeń, wprowadzając nieciągłość jako środek różnicowania i porównywania lokacji.

(...) Jedną z kluczowych cech charakterystycznych performensów jest to, że zazwyczaj odpowiadają one zorganizowanej serii działań, które można powtarzać. Powtarzalność leży u podstaw definicji performensu Richarda Schechnera jako „zachowania dwukrotnie zachowanego”. Tym, co faktycznie konstytuuje performens (działanie jako performens), to wysiłek stworzenia i wyrażenia czegoś, co można rozpoznać i powtórzyć. Zestawienie ze sobą performensów może ustanowić wzorce i w ten sposób przekazać znaczenie. Łatwo się z tym zgodzić, jeśli rozważymy prosty przykład: powtórzenie pewnego hałasu, wzorca hałasu, sprawia, że ​​staje się on znaczącym hałasem, co do objawiamy tendencję poszukiwania jego źródła i intencji znaczeniowej (nawet gdy domyślamy się, że jest to hałas wytwarzany przez maszynę: co ta maszyna robi? Jakie jest znaczenie tego rytmicznego dźwięku?).

Najbardziej ogólną cechą powtarzalnego zachowania ludzkiego jest to, że pośredniczy ono w relacjach społecznych. To właśnie ta mediacja sprawia, że ​​powtarzane działania są ekspresyjne. Dla Giorgio Agambena 'tym, co charakteryzuje gest, jest to, że w nim nic nie jest wytwarzane ani wykonywane, ale raczej coś jest znoszone i wspierane'. Jego zdaniem, wykraczając poza arystotelesowskie rozróżnienie między poiesis (działaniem, którego cele wykraczają poza nie same, mają za zadanie wytworzenie czegoś) a poiesis (działaniem, które jest celem samym w sobie, jak na przykład polityka lub dobry uczynek), powtarzane akty odsłaniają samą możliwość komunikacji. „Gest jest ekspozycją medialności: jest procesem uczynienia widocznym środka jako takiego”.

Jeśli w wykonywaniu gestu coś jest zdolne przetrwać to, według Agambena, tym czymś jest, moglibyśmy rzec, siła gestu do mediacji. Dlatego „otwiera on sferę ethosu” jako jedynego wewnętrznie ludzkiego pola, pola ustanowionego poprzez komunikację między ludźmi. Gesty i powtarzane akty, ogólnie rzecz biorąc, próbują skonstruować komunikowalny czas trwania. Ten czas trwania stanowi pole wspólnego odniesienia, ethosu: nawyku [habit], który jest wspólnie uważany za godny kontynuacji. Komunikacyjny czas trwania jest sam w sobie więzią, niezależnie od swej treści. Nie wystarczy postrzegać powtarzających się aktów jako nośników wiadomości, które należy odczytać za pomocą rozpoznawanych kodów. To uczyniłoby takie akty zwykłymi powtórzeniami, bardziej podobnymi do powtarzanego włączania i wyłączania świateł drogowych. Jeśli chcemy uchwycić sposób, w jaki powtarzające się akty pośredniczą w relacji między ich natychmiastową manifestacją a wrażeniem trwania, jakie przekazują, musimy ujrzeć je w ich rytmiczności. Potwierdzają one nawyki, ponieważ są one zawsze partykularne w koniunkcji ich występowania, a jednocześnie są rozpoznawane jako znajome. Prawdopodobnie to mają na myśli Deleuze i Guattari, gdy sugerują, że „to różnica jest rytmiczna, a nie powtórzenie, które ją jednak wytwarza: produktywne powtórzenie nie ma nic wspólnego z metrum reprodukcyjnym”.

Sam proces performowania gestów charakteryzuje się dialektyką trwania i momentu. W teraźniejszości swojej manifestacji performens nabiera wartości chwilowej sugestii - gestu, który przerywa upływ czasu, aby zwrócić uwagę na coś.

Potencjalności nawyku

Na pierwszy rzut oka nawyk [habit] wydaje się być sposobem na wejście w przyszłość bez niespodzianek. W wielu teoriach, jak również zwykle w myśleniu zdroworozsądkowym, nawyk jest przeciwieństwem zmiany, główną przeszkodą dla innowacji. Nawyk jest sprowadzany do nabytego, nieprzemyślanego, a zatem konserwatywnego zachowania. Jednak utożsamianie nawyku ze społecznym automatyzmem bywało już mocno krytykowane. Według Henriego Bergsona nawyk należy odróżnić od instynktu, jeśli zależy nam na znalezieniu fundament wolności w obrębie istotowej charakterystyki życia. Być może, odrobinę upraszczając jego pogląd, można powiedzieć, że proponuje on, aby nawyk uznać za niezbędny wspornik życia, który daje żywej istocie możliwość stania się kreatywnym. To tak, jakby nieprzewidywalne czyny (czyny uwolnione od ograniczeń nakładanych przez instynkt) mogły mieć miejsce tylko wtedy, gdy są zestawiane i porównywane z nawykami: przewidywalnymi czynami.

W swojej pracy poświęconej działaniu pamięci Bergson łączy nawyki, zwłaszcza nawyki cielesne, ze sposobami, w jakie przenosimy przeszłość do teraźniejszości. W swoim rozwoju jako wzorzec działania, jak również w swoich performensach następujących w przygodnych okolicznościach, nawyk w pewien sposób powtarza pewien skondensowany i wysoce selektywny pogląd na przeszłe działania. Nawyk nie jest zatem prostym powtórzeniem przeszłych działań. Pociąga za sobą dekompozycję i rekompozycję działań. (...) Nawyk uznaje inherentną nieprzewidywalność teraźniejszości (ponieważ życie jest przepływem, zmianą) poprzez reagowanie na nią za pomocą działań, które są już znane, a zatem przewidywalne, ponieważ są one możliwe do powtórzenia i powtarzające się.

W tym podejściu do nawyku ważne jest to, że „leży on w połowie drogi między instynktem a świadomie wybranym działaniem” (Elizabeth Grosz). Nawyk jest nieświadomym, choć wysoce pracochłonnym, przywoływaniem przeszłości w służbie teraźniejszości. 

 (...) Pierre Bourdieu wydaje się rozwijać swoje przemyślenia na temat praktyki w kierunku zbliżonym do pewnego stopnia do tego obranego przez Bergsona. Rzeczywiście, uważa on praktykę za kierowaną przez stabilne i powtarzalne dyspozycje wpajane jednostkom w trakcie ich życia w kontekście konkretnego społeczeństwa. To, co nazywa habitusem, jest ustrukturyzowaną sumą tych dyspozycji, które charakteryzują każdy społecznie ukonstytuowany podmiot w odrębnym momencie jego lub jej historii. I, podobnie jak Bergson, uważa, że ​​ta charakterystyczna struktura nie jest łatwo dostępna dla refleksji i świadomego myślenia. Habitus, „ucieleśniona historia, zinternalizowana jako druga natura i zapomniana zupełnie tak jak historia”, działa poniżej radaru krytycznej wiedzy, stając się rodzajem wiedzy milczącej. Bourdieu jednak znacznie różni się od Bergsona w kwestii powtarzalności praktyk. Dla niego habitus wspiera rodzaj „uregulowanej improwizacji”, ponieważ członkowie społeczeństwa muszą sami znaleźć sposoby na wykorzystanie nabytej wiedzy milczącej w różnych okolicznościach. Dlatego habitus jest w rzeczywistości schematyzowany w formach możliwych zachowań, a nie w regułach, które wyczerpują nieprzewidywalność instrukcji rzeczywistości typu „kiedy jesteś w sytuacji A, wykonaj B”. Bourdieu opisuje ten proces jako „uwarunkowaną i warunkową wolność”. 

Praktyki są zależne nie tylko od przestrzeni, które je kształtują, ale także, być może głównie, przez ich tempo. Zgodność, wzajemne wymiany, wzajemne akty i zorganizowane zestawy praktyk zależą od poczucia czasu, które jest kluczowym elementem wpojonego habitusu. Powtarzanie zatem nie jest mechaniczne, ani nie odnosi się do aktów identycznych. Jest to raczej proces, który ustanawia rytmiczność, która się zmienia, ponieważ zależy od różnych okoliczności, a nie od identycznych kontekstów. Tempo jest tym, co nadaje każdej praktyce jej wyjątkowy charakter, chociaż jest rozpoznawalne jako mające już miejsce w przeszłości. Praktyka jest „ustrukturyzowana czasowo” i „jest wewnętrznie zdefiniowana przez swoje tempo”. 

Jednakże w pewnych historycznych koniunkturach pojawiają się warunki, w których habitus nie może dostarczyć członkom społeczeństwa rozwiązań problemów, jakie niesie ze sobą praktyka. Habitus jest wówczas otwarty na możliwe transformacje. Bourdieu podkreśla, że ​​„habitus pomaga określić to, co go przekształci”. Oznacza to, że mocy habitusu nie można po prostu przewyższyć. I, co najważniejsze, dyspozycje, na których opiera się habitus, istnieją „w stanie wirtualnym, jak odwaga żołnierza przy nieobecności wojny”. 

 Nieprzypadkowo Bourdieu używa terminu habitus zamiast terminu nawyk: „Powiedziałem habitus, żeby nie powiedzieć nawyk — to znaczy generatywna (jeśli nie twórcza) zdolność wpisana w system dyspozycji jako sztuka, w najpełniejszym sensie praktycznego mistrzostwa, a w szczególności jako ars inveniedi”. 

To podejście pomaga przezwyciężyć dylemat, który przecina niemal wszystkie dyskusje na temat charakteru nawyków: habitus nie jest ani procesem powtarzalnych praktyk, które są w pełni z góry określone (a zatem postrzegane jako zwykłe powtórzenia tego samego), ani procesem idiosynkratycznych aktów, które są otwarte na nieograniczoną możliwość różnicowania. Habitus jest produktem historii i ma swoje korzenie w specyficznej historii każdej społecznie ukształtowanej jednostki. Dlatego może konstruować historię każdego człowieka, ale także być otwierany przez wyzwania historii właściwej. A te wyzwania, rozwijające się w kryzysach społecznych lub osobistych, mogą rzeczywiście wytworzyć nowe wzorce działania i rozwinąć praktyki, które przyczynią się do ukształtowania innego habitusu. 

Judith Butler jest bardzo dobrze znana ze swojego podejścia do płci jako performowanej i performatywnej: „Płeć jest zawsze działaniem, choć nie działaniem podmiotu, o którym można by powiedzieć, że istniał przed działaniem”. Ten pogląd, który kładzie nacisk na działanie, a nie na tożsamość aktora, można zintegrować z teorią nawyków, która postrzega je jako powtarzające się performensy, a nie jako wzorce ustalonych tożsamości. 

(...) Tę ideę można ewentualnie zinterpretować w następujący sposób: Trening społeczny ma na celu odtworzenie określonych sposobów zachowania (i myślenia) poprzez oparcie ich na przyjmowanej za naturalną różnicy między mężczyzną a kobietą. Tego rodzaju legitymizacja przypisanych ról w oparciu o naturalne cechy musi być wielokrotnie udowadniana poprzez powtarzane performensy. Mężczyźni i kobiety muszą powtarzać swoje płciowe ja, aby udowodnić, że są mężczyznami lub kobietami. Powtarzalność jest zarówno mocną stroną treningu społecznego, jak i jego stroną najsłabszą, ponieważ powtarzalność jest otwarta na działanie czasu i na ewentualności, które mogą generować „deformacje” lub nawet „parodystyczne powtórzenia”. Jeśli to, co zwyczajowe, nie jest po prostu tym, co jest naturalnie dane, ale musi się powtarzać, aby przetrwać, wówczas niezwyczajne znaczenia i czyny mogą się pojawić, gdy tylko powtórzenia rozwiną się w niewłaściwych kontekstach (lub w nieprzewidywalnych kontekstach). Jakikolwiek rodzaj czynu, bez względu na to, jak skrupulatnie jest przepisany w ramach kodeksów zachowania, nigdy nie może być w pełni z góry określony, ponieważ kontekst jego aktualizacji także nigdy nie jest w pełni z góry określony. 

(...) Uogólniając, performensy mogą ustanawiać nawyki i w ten sposób wyrażać trwałe tożsamości, ale mogą też nie powtarzać ich lub mogą odbywać się w nieoczekiwanych kontekstach i w ten sposób wywoływać nieoczekiwane efekty. Świadoma dekontekstualizacja performensów nawykowych i parodystyczne powtarzanie, które sprawia, że ​​przypadkowa porażka staje się ukrytym programowym osiągnięciem, to sposoby, na jakie performensy mogą sygnalizować zmianę. 

 Ciekawe jest porównanie tego podejścia, które w powtórzeniu dostrzega potencjał zmiany i transgresji, z analizą żartów autorstwa Paolo Virno. Według niego „żartownisie są diagramem innowacyjnego działania… Żarty są socjolingwistycznym diagramem przedsięwzięć, które w przypadku kryzysu historycznego lub biograficznego przerywają cykliczny przepływ doświadczeń". Żarty grają na fundamentalnej niepewności, niepewności doświadczanej przy stosowaniu w życiu reguły, ponieważ żadna reguła nie może skutecznie określać warunków swego stosowania. Ta fundamentalna niepewność leży u podstaw kreatywności i decyzji: innowacja jest zawsze warunkiem, który staje się możliwy dzięki tej niepewności. Dokładnie w ten sam sposób słowa i reguły gramatyczne nie mogą z góry określić konstrukcji pewnej wypowiedzi, otwierając w ten sposób dyskurs na kreatywność wspieraną przez przypadkowość jej zaistnienia. „Punkt honoru dowcipnej wypowiedzi leży w jej zdolności do odsłonięcia wielu różnych sposobów, na jakie można zastosować tę samą regułę”. 

Możemy porównać innowacyjne działanie, które pojawia się w twórczych możliwościach wytworzonych przez zasadniczo niepewne warunki, w których każda reguła może być stosowana, z rozbieżnym parodystycznym i dekontekstualizującym przywłaszczaniem performensów płciowych opisanym przez Butler. W obu przypadkach to nie heroiczne zderzenie z regułami lub wzorcami narzuconego zachowania stwarza możliwość rozbieżności (czy nawet „exodusu”, używając terminologii Virno), ale to innowacyjne, a także pośrednie i częściowo nieudane przywłaszczanie norm otwiera je na zmianę. 

(...) Tragizm i „ślepy zaułek” awangardowego działania muszą zostać przekroczone. Emancypacja musi kultywować nowe nawyki - w społeczeństwie wyzysku, przeciw niemu i poza nim. Emancypacja nie powinna być utożsamiana z tworzeniem nowego człowieka ex nihilo, pozującego na „nieskażonego”, „nieskazitelnego” i wolnego człowieka przyszłości. Performowanie potencjalności oznacza zatem wydobywanie poprzez działanie środków i zakresów ludzkiej emancypacji na mocy kwestionowania narzuconych granic tego, co możliwe. I, oczywiście, może się to zdarzyć albo poprzez powolną transformację codziennych nawyków, albo w nagłych wstrząsach społecznych pęknięć i przewrotów, podczas których potencjalności stają się widoczne w toku swojego wykonywania. W takich wybuchowych okolicznościach „naturalizowana” rzeczywistość okazuje się być tworzona przez tych, którzy w niej dominują. 

Nawyk, wyrwany z regulujących trajektorii automatyzmu, naprawdę może być obszarem zbiorowej pomysłowości. Porównanie przez Lefebvre’a zachowań nawykowych z rytmicznością cykliczną (w przeciwieństwie do liniowej rytmiczności przypominającej maszynę), a także podejście Bourdieu do habitusu jako źródła regulowanej improwizacji, oraz witalistyczne i neowitalistyczne ujęcia nawyku, które traktują go jako siłę wzmacniającą otwartość życia (otwierającą istoty żywe na nowe cechy i zdolności — Grosz), w rzeczywistości domagają się ponownego przemyślenia nawyku: nawyk staje się dynamicznym procesem, w którym przyszłość nie jest ani zwykłym powtórzeniem przeszłości, ani całkowicie obcym, nieprzewidywalnym środowiskiem. Nawyk faktycznie tworzy potencjały, nawyk potencjalizuje teraźniejszość poprzez rodzaj nieświadomej, pozarefleksyjnej relacji z przeszłością. Postrzegany jako sieć relacji w obrębie zbiorowości (grupy, społeczeństwa itp.), nawyk faktycznie innowacyjnie interweniuje w przyszłość tej zbiorowości. Aby utrzymać ten proces wystarczająco otwartym, aby umożliwić adaptację, która nie została zredukowana do automatyzmu, zbiorowość musi być czujna i otwarta na potencjalności, które rodzą nawyki. Potencjalności mogą zatem stać się siłami, które ukształtują nowe nawyki. Zmiana zostanie wytworzona poprzez materiały, narzędzia i kreacje przeszłości, gdy tylko zostaną odkupione w realizacji swoich potencjałów w teraźniejszości.

Rytuały i "magiczny krąg"

Rytuał jako performans

Podczas gdy nawyki są wrażliwe na przestrzeń, a powtarzalność działań, które promują, dostosowuje się do konkretnych warunków przestrzennych (i czasowych, rzecz jasna), rytuały wydają się opierać na powtarzalnych praktykach, które mają tendencję do ignorowania lub przynajmniej brania w nawias specyfiki przestrzennej.

Performensy rytualne tworzą własny znaczący kontekst czasoprzestrzenny - magiczny krąg, w którym konstruowany jest spójne i całościowe uniwersum znaczeniowe. Nawet tak zwane rytuały upamiętniające, które na pierwszy rzut oka wydają się być specyficzne dla danego miejsca (celebrujące przeszłe wydarzenie w miejscu tego wydarzenia), w rzeczywistości rozwijają się w przestrzeni, którą same tworzą, gdy tymczasowo przekształcają upamiętniane miejsce w scenę dla performensów pamięci.

To Marcel Mauss w swojej przełomowej pracy Ogólna teoria magii zwrócił uwagę na fakt, że „czas i miejsce rytuału są ściśle określone”. I rozwijając dalej tę obserwację, zauważa on, odnośnie rytualnych praktyk magicznych: „Jeśli miejsce nie ma żadnej szczególnej cechy, magik może narysować wokół siebie magiczny krąg lub kwadrat, templum, i wykonywać swoją magię wewnątrz niego”.
Czyn magika wydaje się być czynem każdego, kto jest odpowiedzialny za ustanowienie lub wykonanie rytuału: Zawsze staje się konieczne wyraźne oddzielenie czynów i słów, a także przestrzeni i czasu od codziennego przepływu nawykowych wymian. „Wyróżnione magiczne milieu”, o którym mówi Mauss, jest oznaczone i ograniczone w sposób, który odróżnia je ponad wszelką wątpliwość od doświadczanej przez społeczność przestrzeni.

Bourdieu rozwija logikę magicznego kręgu o krok dalej. Jest szczególnie zainteresowany skutecznością rytuałów, ich mocą, to znaczy, wywoływaniem rzeczywistych efektów w życiu i przekonaniach osób, których dotyczą te performensy. Wyraźnie i wielokrotnie łącząc rytuały z rodzajem wykonywanej magii społecznej, kładzie on nacisk na praktykę, a nie na przypisywane (lub domyślne) znaczenia, które mają być ustanowione poprzez rytuały. Ponieważ praktyki dla Bourdieu rozwijają się zgodnie z logiką natury praktycznej, której nie da się sprowadzić do logiki zdystansowanego obserwatora, musimy zrozumieć praktyki rytualne bez sprowadzania ich do modelu, który by je kondensował. 

 „Praktyka nie zachodzi w czasie, ale tworzy swój czas (czas ludzki, w przeciwieństwie do czasu biologicznego lub astronomicznego)”. Nie można zatem oddzielić praktyki od podmiotu, który ją wykonuje, a zatem należy wziąć pod uwagę sposoby, na jakie ten konkretny podmiot traktuje czas jako integralny element praktyki. Tempo opisuje zarówno praktykę, jak i podmiot. Ale taka zdolność do obchodzenia się z czasem i tempem nie jest rezultatem wyrażonej wprost wiedzy ani zestawu reguł, których należałoby przestrzegać. Ci, którzy uczestniczą w określonym zestawie powtarzalnych i powtarzających się praktyk (w tym praktyk rytualnych), uczą się za pomocą swoich ciał sposobów działania, które zostają im wpojone jako cielesne hexis. 

Rozpoznawanie ograniczeń i w ten sposób zapewnianie skuteczności praktyki rytualnej jest czymś, czego można się nauczyć, uczestnicząc w rytuałach i otrzymując instrukcje, jak tego dokonać, poprzez wskazówki, których nie da się sprowadzić do myślenia refleksyjnego. Możemy łatwo wywnioskować z tego argumentu, że rozpoznanie właściwej przestrzeni rytuału i ograniczeń kręgu magicznego (lub, w terminologii Bourdieu, rozpoznanie obszaru, w którym magia społeczna jest skuteczna) jest częścią wiedzy społecznej przekładanej na postawy ciała, ruchy ciała i, moglibyśmy dodać, typy wspólnych doświadczeń (na przykład, odczuwanie zimna śniegu, zapachu trawy, smaku ryżu, strachu przed wulkanem, radości z polowania itd., wszystkie z nich są znaczące w określonym społeczeństwie i konkretnym kontekście społecznym — zapach trawy podczas orki, radość polowania w społeczeństwie myśliwych itd.). 

Bourdieu dodaje do konkretności magicznego kręgu ucieleśnioną wiedzę, która go konstruuje i nadaje mu znaczenie, a jednocześnie go performuje, to znaczy, wciela go w życie za każdym razem, gdy rytuał jest wykonywany. 

Catherine Bell, religioznawczyni szczególnie oddana studiowaniu rytuałów, również podkreśla kluczową rolę, jaką w „rytualnych sposobach działania” odgrywają wydzielone, odrębne przestrzenie. Rytualizacja opiera się na „interakcji ciała społecznego z ustrukturyzowanym i strukturującym otoczeniem”. Centralną cechą aktów rytualnych jest „prymat ciała poruszającego się w specjalnie skonstruowanej przestrzeni, jednocześnie definiującego (narzucającego) i doświadczającego (odbierającego) wartości porządkujące to otoczenie”. Ważne jest, aby zauważyć, że chociaż jej podejście do rytuału bierze się z innej perspektywy (prawdopodobnie mającej na celu ochronę autonomii osobistej w kontekście rytuałów religijnych, zwykle utożsamianych z całkowitym zanurzeniem się w wierze), to podziela ona z wieloma teoretykami (w tym Bourdieu) nacisk na rozumienie rytuału jako praktyki, a nie jako uniwersum znaczeń lub reprezentację danego światopoglądu. 

Rytuały to powtarzalne performensy. I tak jak w przypadku nawyków, rytuały mają na celu kształtowanie zachowań. Tyle że robią to w inny sposób. Nawyki są bezpośrednio produktywne dla działań. Rytuały kierują uwagę na znaczenie przyszłych działań. Według Luca Boltanskiego rytuały wzmacniają powszechne przekonanie o skonstruowanej rzeczywistości, którą każde społeczeństwo wytwarza i w której zamieszkuje. Ale nie należy ich utożsamiać z ideologią. W rytuałach „formy symboliczne” i „stany rzeczy” są ze sobą „nierozerwalnie splecione”. Jest to inny sposób na powiedzenie, że ​​wymiar symboliczny zyskuje tu moc kształtowania rzeczywistości, będąc z nią nierozerwalnie związany. Rytuał małżeństwa tworzy rzeczywistość dla pary, a rytuał inicjacji tworzy rzeczywistość wojownika, obywatela lub elitarnej grupy (kapłanów, wiodących uczonych itd.). 

Nacisk na stylizację i skupienie się na formie i sposobach działania daje rytuałom moc organizowania wzorców zachowań poprzez zasadniczą uprzednią kondensację znaczenia danego zachowania. Niełatwo jednak zgodzić się z Boltanskim, że nacisk na formę należy odróżnić od nacisku na „funkcjonalne konsekwencje tego, co zostało zrobione (i powiedziane)”. Istnieją konsekwencje, które faktycznie zmieniają status niektórych osób w rytuałach. Praktyki rytualne należy odróżnić od nierytualnych nie dlatego, że nie mają funkcjonalnych konsekwencji, ale dlatego, że skutkują stworzeniem pewnego rodzaju wyidealizowanego otoczenia, magicznego kręgu, laboratorium do odtwarzania podstawowych elementów rzeczywistości społeczeństwa. A ten proces jest kluczową funkcją społeczną, jeśli zdecydujemy się użyć terminu „funkcja” do opisu życia społecznego. 

Byung-Chul Han wyraźnie łączy obecne malejące znaczenie rytuałów („zanik rytuałów”) z postępami neoliberalizmu. Zgodnie z jego podejściem neoliberalizm kształtuje dominujący „przymus produkcji” i etykę „komunikacji bez społeczności”. Obie te dominujące tendencje niszczą więzi społeczne i rozwijają indywidualizm poprzez „narcystyczny kult autentyczności”, „oczywisty rozkład tego, co społeczne” i „kulturę wnętrza”, w której publiczna ekspresja ustępuje miejsca „pornograficznemu wystawiennictwu tego, co prywatne”. Zamiast takiej zdiagnozowanej przez siebie kondycji społecznej, proponuje on ponowne odkrycie zabawy i aktów ceremonialnych jako form, które pośredniczą w tym, co społeczne i kształtują je. „Rytuały… jednoczą ludzi i tworzą przymierze, całość, wspólnotę”. 

Co ciekawe, Han łączy rytuały z zamknięciem w przestrzeni i czasie. Han przeciwstawia doświadczenie zamknięcia stale rosnącemu zapotrzebowaniu na performensy prowadzące do ekspansji, produkcję, „rozległości" i seryjności („serialny habitus”), które łącznie charakteryzują reżim neoliberalny. Jednak zamknięcie, jak przyznaje, nie jest „każdorazowo pozytywne”, „biorąc pod uwagę możliwość zaistnienia przemocy związanej z fundamentalistycznym zamknięciem przestrzeni”. 

To tutaj kryje się wymagająca potencjalność rytuałów ponownie odkrytych i odzyskanych. W jaki sposób praktyki rytualne mogą przekroczyć zagrodzenie się społeczności, a także zagrodzenie czasu (uwięzionego w wiecznym teraz) na rzecz poszukiwania kreatywności zanurzonej w historii? W jaki sposób rytuały mogą wspierać ponowne odkrycie historii jako procesu zbiorowej kreatywności w miejsce dominujących praktyk konsumpcji zorientowanych wyłącznie na teraźniejszość? Wydaje się czymś paradoksalnym domagać się otwartości w procesach zasadniczo opartych na produkcji powtarzanych performensów, dziejących się w „magicznym kręgu”. Zdają się być to procesy wykorzystujące pewien rodzaj temporalności, który odrzuca zmianę (czas, który stoi w miejscu, w opisie Hana) i pewien rodzaj przestrzenności, który uosabia grodzenie przestrzenne – grodzenie, które ignoruje swoje zewnętrze.

Rytuały w przemianie

Istnieją trzy główne sposoby, na jakie rytuał może być powiązany ze zmianą. Pierwszy dotyczy oczekiwanej, ściśle kontrolowanej i koniecznej zmiany, poprzez którą członkowie społeczeństwa przechodzą z jednego statusu społecznego lub tożsamości do innego (tego rodzaju zmiana jest szeroko pojęta w rytuałach inicjacyjnych). Drugi dotyczy zmian, które pojawiają się w określonym społeczeństwie i mają związek z wydarzeniami związanymi z nieoczekiwanymi (lub trudnymi do opanowania) zjawiskami naturalnymi (epidemia, klęski żywiołowe itp.). Rytuały profilaktyczne lub rytuały, które próbują przywrócić równowagę społeczną po takich wydarzeniach, można zaliczyć do tej kategorii. Co ciekawe, rytuały uzdrawiające również mogą być do niej zaliczone, ponieważ pośredniczą między zagrożeniem, które dotknęło indywidualnego członka a społecznością, która „odzyska” tymczasowo utraconego członka (czasami za pośrednictwem szamana lub czarownika). Ostatni przypadek obejmuje stosowanie rytuałów w okolicznościach, w których społeczeństwo doświadczyło poważnej zmiany z powodu głębokiego kryzysu. Włącza się w to przypadki radykalnej restrukturyzacji stosunków społecznych z powodu poważnego pęknięcia społecznego pochodzącego z wewnątrz społeczeństwa (powstanie, rewolucja) lub nadchodzącego z „zewnątrz” (przejęcie kolonialne, wojna, przymusowe przesiedlenie). 

Według Bruce’a Kapferera magia, czary i wiedźmy pojawiają się w przestrzeniach „rozłączenia, dyslokacji i nieciągłości”, „poza codziennym życiem”. Nazywa te przestrzenie „fantasmagorycznymi” i bezpośrednio łączy je z otwarciem się „wszelkiego rodzaju potencjalności ludzkiego doświadczenia”. Jego podejście można wykorzystać do uargumentowania poglądu, że w tych przestrzeniach oddzielonych od zwykłego przepływu codzienności, zmiana może zostać przetestowana, a także — w zależności od okoliczności — ponownie zintegrowana z istniejącym porządkiem społecznym. 

Ważne jest to, aby nie pomylić magicznego kręgu z kontekstem jako takim. Jak sugeruje Luc Boltanski, „sama idea kontekstu, w sensie warunków względnie niezależnych od wykonywanych działań lub wypowiadanych słów, do których te działania i słowa powinny być dostosowane, za cenę wariacji opartych na interpretacjach, jest, przynajmniej co do zasady, całkiem obca rytuałowi”. 

Podczas gdy każdy akt nabiera swojego specyficznego znaczenia i skuteczności w określonym kontekście społecznym, akty rytualne wydają się znaczące tylko w kontekście, który jest specjalnie dla nich zdefiniowany. Ale to nie wszystko. Akty rytualne zdają się nabierać mocy, wpływając na życie poza magicznym kręgiem. Może się to zdarzyć, gdy akty rytualne wykraczają poza granice kręgu. Ale, co ciekawe, to właśnie dzięki temu, że są zawarte w kręgu, akty rytualne wywierają swoją moc na jego zewnętrze. Dzięki możliwości wchodzenia i wychodzenia z tych oddzielonych światów członkowie społeczności mogą faktycznie porównywać się, tworzyć powiązania lub wzmacniać rozróżnienia. Dla Kirsten Hastrup staje się to ogólną cechą ludzkiego działania. Według niej „społeczni agenci generalnie zamieszkują miejsce przejścia… agenci potencjalnie poszerzają granice teraźniejszości”. 
 
Przestrzenności magicznego kręgu nie można zatem sprowadzić do przestrzenności miejsca, do układu przestrzennego, czyli takiego, który przyjmuję specyfikę określonego kontekstu. Magiczny krąg jest możliwy do zlokalizowania, ale jego blask zależy od warunków społecznych, które go otaczają, a także go ustanawiają. W poszukiwaniu przestrzenności potencjalności możemy wiele się nauczyć od tej szczególnej performatywności przestrzeni rytualnych. Nie są one jedynie etapami dziwnych, „niezwykłych” inscenizacji, ale tymczasowymi światami pomiędzy, w których przestrzeń jest faktycznie przepojona potencjalnościami. 

Bruce Kapferer próbuje konceptualizować rytuały jako szczególny rodzaj praktyki (choć unika tego, co uważa za niemal niemożliwe do wykonania zadanie, czyli zaproponowania definicji rytuału), skupiając się na tym, co nazywa „rzeczywistością wirtualną dla rytuału”. To podejście, wyraźnie odwołujące się do jego własnej pracy etnograficznej na temat rytuałów uzdrawiania (na Sri Lance), może obejmować wszystkie trzy rodzaje zmian, z którymi rytuały wydają się mieć do czynienia. 

Rytuały uważane za rzeczywistości wirtualne (ani po prostu iluzje, ani reprezentacje rzeczywistości) stają się dla Kapferera „środkiem do bezpośredniego wejścia w habitus i dostosowania jego parametrów”. Jeśli to prawda, rytuały mają moc dostosowywania się do zmian, zapewniając uczestnikom środki do kształtowania zachowań, które poradzą sobie ze zmieniającymi się okolicznościami. Czasem jest to możliwe w ramach ścisłych protokołów rytuałów inicjacyjnych, istnieje jednak również możliwość, że pożądana zmiana sprawi, że takie rytuały staną się inkubatorami dewiacji. Victor Turner badał już ten potencjał w swojej eksploracji zjawisk liminoidalnych, jak się wkrótce przekonamy. 

Rytuały w tym podejściu są czymś więcej niż procesami; są one postrzegane jako praktyki, które rozwijają szczególny rodzaj „dynamiki”. Potencjalność jest zatem rozwijana w ramach wykonywania rytuału zarówno poprzez transformację warunków percepcyjnych i poznawczych uczestników, jak i poprzez „dokonywanie radykalnych dostosowań i transformacji lub rozłącznych transmutacji o dużym znaczeniu historycznym”. 

Kapferer podaje jako przykład przypadek „brytyjskiego przywłaszczenia sobie corocznego święta królewskiego [na Sri Lance] w celu wsparcia kolonialnych interesów politycznych. Święto było kontynuowane z tą zasadniczą różnicą, że celebrowało brytyjską dominację nad Syngalezami”. W tym przypadku rządy kolonialne zostały zintegrowane z istniejącym wcześniej porządkiem kosmologicznym i społecznym. Podejście Kapferera jest jednak mniej przekonujące w jego sugestii, że rytuały spowalniają „tempo zwykłego życia”: „[Chaotyczny] wymiar (lub chaosmos) zwykłych procesów życiowych stanowi rzeczywistość aktualności” w przeciwieństwie do wirtualnej rzeczywistości rytuału. Szare życie jest jednak dalekie od bycia chaotycznym. (...) Jeśli chaotyczność jest niewprost utożsamiana z codziennymi doświadczeniami niepewności i prekarności, wówczas rytualna wirtualność zostaje zredukowana do praktyki uzdrawiającej, mającej na celu ponowne przywrócenie pełni. Potencjał zmiany, który mógłby być powiązany z ideą wirtualności, zostaje zatem zredukowany do mechanizmu uspokajającego. 

Tutaj leży, być może, związek praktyk rytualnych z performansami potencjalizacji. Rytuały przeważnie dostosowują się do zmian w sposób, który nie kwestionuje dominującego porządku społecznego — tego, co Victor Turner nazywa strukturą — który wspiera reżim postrzegalnego w sposób, w jaki rozumie go Rancière. Ale aby to zrobić, muszą one stawić czoła zmianom. Powstrzymanie zmiany w granicach istniejącego porządku społecznego oznacza wystawienie członków społeczeństwa na wstępnie stworzoną, przewidywalną, a zatem powtarzalną zmianę. W rytuałach inicjacyjnych lub, ogólnie, w obrzędach przejścia zmiana ma być zawarta w obrębie ustalonego zestawu tożsamości i ról. Jednak, jak zauważa Turner, w okresie przejściowym, w którym inicjowani nie są już tymi, kim byli (chłopcami, singlami, outsiderami itp.), ale nie są jeszcze tymi, kim powinni się stać (wojownikami, osobami w związkach małżeńskich, członkami tajnego stowarzyszenia itp.), pojawia się wyzywające doświadczenie. Turner nazywa je „communitas”, wskazując na stan istnienia społecznego, który „przedziera się przez szczeliny [społecznej] struktury”. 

To zbiorowe doświadczenie inicjantów odsłania w osobliwy sposób skonstruowaną naturę tożsamości społecznych, ponieważ są one narażone na swego rodzaju redukcję do poziomu zero istnienia społecznego — „silnego poczucia 'ludzkości', poczucia ogólnej więzi społecznej między wszystkimi członkami społeczeństwa” — aby stać się gotowymi do wejścia w nową tożsamość. Może to oznaczać, że dostosowanie się do zmiany nie jest procesem całkowicie zagwarantowanym. Reprodukcja społeczna jest narażona na niebezpieczeństwa dewiacyjnego zachowania, które może rozwinąć się w warunkach liminalności. W rozumowaniu Turnera „żadne społeczeństwo nie może funkcjonować odpowiednio bez tej dialektyki [struktura-communitas-struktura]”. Może się nawet zdarzyć tak, że porządek społeczny (i porządek miejski) musi zostać ponownie potwierdzony za pomocą rytuałów, ale można go również zakwestionować za pomocą „nieudanych” rytuałów. W terminologii Boltanskiego rytuał „zawodzi”, gdy ujawnia się „jego artefaktualny sposób bycia”. W ten sposób konstruowany charakter rzeczywistości staje się widoczny, „podczas gdy [rytuał] jest całkowicie ukierunkowany na obiektywny zamiar zmniejszenia różnicy między rzeczywistością a światem”. Dla Boltanskiego „świat” jest tym, co istnieje, a „rzeczywistość” jest sposobem, w jaki świat jest przedstawiany i przeżywany w określonym społeczeństwie. 

Turner mówi o „obszarach liminalnych”, „których nie da się uchwycić w klasyfikacyjnych sieciach… codziennych, zrutynizowanych pól działania”. I kontynuuje, sugerując: „Antystrukturalna liminalność zawarta w rdzeniach form rytualnych i estetycznych reprezentuje samą refleksyjność procesu społecznego, w którym społeczeństwo staje się jednocześnie podmiotem i bezpośrednio dostępnym przedmiotem; reprezentuje również ich tryb łączący, w którym założenia, pragnienia, hipotezy, możliwości itd. znajdują swoje miejsce”. 

Z takiego rozumowania wyrasta pogląd Turnera, który oddala go od czysto funkcjonalistycznego podejścia, zgodnie z którym rytuały są „rodzajem uniwersalnego spoiwa społecznego”: „Jako 'model' rytuał może przewidywać, a nawet generować zmiany; jako 'model' może zapisywać porządek w umysłach, sercach i woli uczestników”. 

W bezpośrednim dialogu z teoretykami performensu, takimi jak Richard Schechner, Turner kładzie nacisk na możliwości dewiacyjne, które pojawiają się w kontekście doświadczeń liminalnych. Próbując zlokalizować rolę takich doświadczeń w społeczeństwach, które powstały po rewolucji przemysłowej, uchwytuje istotną cechę tych społeczeństw, które modyfikują potencjały liminalności: surowe i definitywne oddzielenie pracy od wypoczynku. „Pracuje się w tym, co liminalne, bawi się w tym, co liminoidalne” [u Turnera liminoidalne odnosi się do typowych dla społeczeństw przemysłowych doświadczeń granicznych, które, w odróżnieniu od liminalnych rytuałów, są - po pierwsze - dobrowolne i - po drugie - nie oferują przejścia i przezwyciężenia kryzysu, a jedynie chwilowe zerwanie z porządkiem społecznym dla "wyładowania się"]. W tym niemal enigmatycznym zdaniu Turner próbuje uchwycić różne poziomy ambiwalencji. Doświadczenia liminalne mają na celu odtwarzanie struktury. Praca jest w tych społeczeństwach w przeważającej mierze ustrukturyzowana, a reprodukcja nawyków i zasad pracy jest potwierdzona rytuałami, które bardzo przypominają te, które stosowały społeczeństwa przedrewolucyjne, aby zapewnić sobie własną reprodukcję. Można jednak pokusić się o porównanie potencjalności communitas w przedindustrialnych rytuałach inicjacji z potencjalnością communitas w kontrolowanej przez przemysł pracy zbiorowej (w fabryce lub w rozlicznych przestrzeniach pracowniczych sektora usług). Podczas gdy warunki communitas są niezbędne, aby kapitalistyczne dowodzenie pracą okazywało się skuteczne, to doświadczenie współpracy, jak zobaczymy, niesie ze sobą ziarno współdzielenia. 

Czas wolny jest postrzegany jako przeciwieństwo pracy w „złożonych społeczeństwach nowoczesnych”, jak je określa Turner. A w czynnościach związanych z wypoczynkiem pojawia się pewien rodzaj zabawy, przypominający element ludyczny, który kiedyś stanowił integralną częścią pracy i czynności rytualnych. Jednakże, gdzie szukać w nich powiązań z niemal przebrzmiałą przeszłością praktyk wolnych i niekomercjalizowanych, gdy mówimy o „Mardi Gras, Charivari” i „domowych rozrywkach różnego rodzaju”. Dla Turnera te liminoidalne praktyki są często „kulturowymi szczątkami jakiegoś zapomnianego rytuału liminalnego”. Jak zobaczymy (...), współczesne rytuały mogą być czymś znacznie więcej niż szczątkami przeszłości. Mogą one wspierać zarówno ponowne wynalezienie społeczności poprzez uwspólnianie, jak i wyzwolenie współpracy spod kapitalistycznego dozoru. Inne podejście do rytuałów może przyczynić się do problematyzacji ich relacji do codziennej rzeczywistości odpowiadającego im społeczeństwa. W zbiorowej pracy interdyscyplinarnej zatytułowanej Ritual and Its Consequences autorzy „sytuują działanie rytualne w przestrzeni współdzielonej, przestrzeni pomiędzy”. W tym zdaniu wyrażono dwa ważne twierdzenia. Pierwsze z nich to to, że rytuały powinny być włączone do obszaru współdzielonego. Oznacza to, że mają one wspierać tworzenie możliwych światów, „tworzenie porządku, tak jakby był on faktem”. Autorzy twierdzą, że tego rodzaju porządek stworzony przez człowieka, ten wysiłek skonstruowania wspólnego wrażenia uporządkowanego świata (w tym natury i społeczeństwa, odróżnianych od siebie bądź nie, w zależności od światopoglądu, jaki rozwija każde odrębne społeczeństwo), jest niezgodny z „przeżywaną rzeczywistością”, której uczestnicy rytuałów doświadczają w swoim codziennym życiu. Konstrukcja „jak gdyby” koniecznie pociąga za sobą pewien rodzaj kreatywności. Według autorów „to, co stanowi społeczeństwo… jest właśnie współdzielonym 'być może', wzajemnym złudzeniem, jakiego tworzą wszystkie rytuały”. Tak więc „to, co dzielimy jako istoty symboliczne, to potencjalność”. Doświadczenie „jak gdyby” zasadniczo konstruuje obszar możliwości i w ten sposób rozwija eksplorację „tego, co by było, gdyby”. 

Jednak kreatywność, a zwłaszcza zbiorowa kreatywność, którą pociągają za sobą rytuały, można sprowadzić do niekończącego się wysiłku, aby wspólnie projektować porządek w chaosie (to niekończące się zadanie, według autorów, ponieważ świat rzeczywisty jest zasadniczo rozdrobniony i chaotyczny), lub pojmować ją jako siłę, która może rzucić wyzwanie i przekształcić rzeczywistość konkretnego społeczeństwa. Ponownie, jak w przypadku zastrzeżeń dotyczących relacji rytuałów do zewnętrznego, chaotycznego świata - tak jak opisywał je Kapferer - niezwykle ważne jest rozróżnienie między konserwatywną lub adaptacyjną rolą praktyk rytualnych a potencjalnie zaburzającą rolą, która otwiera ścieżki do zmiany społecznej. 

W istocie, jak sugerują autorzy, musimy wyjść poza ideę Radcliffe-Browna, że ​​rytuały mają za zadanie jedynie wspierać spójność społeczną, a także poza ideę Clifforda Geertza, że ​​praktyki rytualne konstruują spójny system znaczeń, światopogląd. W obu przypadkach potencjalności tkwiące w działaniu rytuału są ignorowane na rzecz poglądu, który redukuje rytuały do ​​mechanizmów reprodukcji społecznej. Jednak „myślenie o rytuale w kategoriach… nieskończenie skazanej na zagładę dynamiki” utożsamia powtarzalność rytuałów z tragiczną próbą uporządkowania świata, który w przeciwnym razie byłby postrzegany jako rozdrobniony i pokawałkowany. Moc narzucania pocieszającego porządku chaotycznemu światu jest pod tym względem skuteczna tylko tymczasowo; dlatego wysiłki rytuału muszą być powtarzane. Sprzeciwiając się idei, że światopogląd może być skondensowany i utrzymywany w świecie rytualnym, autorzy sugerują, że światy rytualne są z konieczności tragiczne, ponieważ zawsze muszą walczyć ze wspólnym doświadczeniem świata poza magicznym kręgiem, który jest ze swej natury nieprzewidywalny, groźny, nieokiełznany i rozdrobniony. 

Jednakże sprowadzenie doświadczenia życiowego członków społeczeństwa do poczucia bycia w chaotycznym świecie ignoruje możliwość odczuwania przez ludzi przemocy, która wynika z narzucania porządku społecznego (a także czasoprzestrzennego), który ich wyklucza, ujarzmia i wyzyskuje. Rytuały nie próbują narzucać porządku rzekomo nieuporządkowanemu wszechświatowi lub zagubionej percepcji. Mogą być nakierowane albo na potwierdzenie istniejącego porządku, albo otwierać przejścia do innego możliwego porządku. W obu przypadkach konieczna jest orientacja łączącą. W pierwszym przypadku rytuały uczą ludzi, jak działać, przekształcając rzeczywiste zagrożenia dla porządku społecznego w symboliczne, aby inscenizować ćwiczenia czystości (jak w rytualnej inscenizacji wojny w grach, w których zabijanie jest tylko symboliczne). W drugim przypadku, jak zobaczymy, tryb „jak gdyby” otwiera okazję do wyobrażenia sobie i doświadczenia na poziomie symbolicznym różnych warunków uspołecznienia, które potencjalnie wskazują na różne formy organizacji społecznej. Communitas Turnera może opisywać taką możliwość. Nieprzypadkowo ruchy zorientowane na zmiany społeczne ustanawiają rytuały, które testują relacje społeczne wyłaniającego się społeczeństwa. 

Catherine Bell postrzega opór jako proces, który jest nieodłączny w relacji każdego indywidualnego praktyka z rytuałem, w którym się uczestniczy. Opierając swoje przemyślenia na twierdzeniu Foucaulta, że ​​nie może istnieć dominacja bez oporu, sugeruje ona: „Strategie rytualizacji wyraźnie generują formy praktyki i wzmocnienia, zdolne do artykułowania zrozumienia osobistego ja vis-a-vis społeczności, jakkolwiek byłyby rozumiane”. Opór może przybrać formę „wynegocjowanej zgody”, która daje przestrzeń na spersonalizowane interpretacje lub „poszukiwania alternatywnych działań rytualnych”. Nie oznacza to jednak, że rytualizacja władzy musi wspierać i odtwarzać dominujące relacje władzy. Tak więc „rytualizacja może odnosić się do dowolnych lub koniecznych wspólnych interesów i gruntować je w uzasadnianiu porządku hegemonicznego; może wzmacniać agentów w ograniczony i wysoce negocjowalny sposób”. 

Drugie twierdzenie zawarte w powyższym zdaniu mówi, że świat rytualny (zawarty w tym, co do tej pory nazywano magicznym kręgiem) jest rodzajem obszaru pośredniczącego („przestrzenią pomiędzy”), pośredniczącego między człowiekiem a tym, co człowiek postrzega jako świat zewnętrzny. Autorzy porównują ten obszar z „obiektem przejściowym”, terminem używanym przez psychologa Donalda Winnicotta na określenie obiektu pośredniczącego między niemowlęciem a jego otoczeniem. W tym obszarze rozwija się kreatywność kulturowa. Potencjalność pojawia się, ponieważ w obszarze pośredniczącym rytuału powtarzalność słów i czynów jest częścią wysiłku dostosowywania się do zmieniających się sytuacji. Porównanie z obiektem przejściowym polega na tym, że podobnie jak w przypadku użycia tego obiektu, podmiot jest konstytuowany poprzez konieczną iluzję: że świat na zewnątrz jest jednocześnie odrębny i jednocześnie pozostaje dziełem podmiotu. Autorzy zdają się sugerować, że rytuał ma u swych podstaw jakby podobną iluzję (tym razem współdzieloną z innymi), która staje się siłą napędową zbiorowej kreatywności. Między całkowitą innowacją a całkowitym posłuszeństwem wobec ustalonych kanonów rytuały stanowią kanwę kulturowej kreatywności, która zapewnia autonomię każdego indywidualnego aktu: zamiast być zbiorem zakazów i nakazów (a zatem narzuconym porządkiem reguł zachowania), rytuały, zgodnie z tym podejściem, są, można by rzec, laboratoriami przyzwoitości. Oczywiście, można je również traktować jako środki służące wyłącznie zapewnieniu ścisłości kanonu (porządku, który projektują na żywy chaos). Według autorów, sprowadza to rytuał do praktyk „niekończącego się kompulsywnego powtarzania”. Można by powiedzieć, że w tym przypadku rytuały próbują całkowicie zatrzeć konstytutywne napięcie między rzeczywistością społeczną a występami w trybie „jak gdyby”. Przeciwstawiając się tej redukcji aktów rytualnych do zwykłego wymuszonego powtarzania, autorzy sugerują, że rytuał jest „powtarzającym się, zawsze niedoskonałym projektem radzenia sobie ze wzorcami ludzkiego zachowania — wzorcami, które zawsze są narażone na zmianę w niebezpiecznych kierunkach, albo uwolnienie demonów [czyli groźnego chaosu świata]”. 

Autorzy Rituals and Its Consequences, a także Turner w swojej pracy podkreślają, że rytuały mają na celu podtrzymywanie porządku. Ci pierwsi uważają ten porządek za tymczasowy — fikcyjny, ale mający realny wpływ na życie ludzi — i zasadniczo za niekończący się proces. Turner widzi ten rodzaj porządku jako część dialektyki, która odtwarza strukturę społeczną. W obu przypadkach jednak rytuał jest uważany za niosący potencjał zmiany. Zbiorowa kreatywność czai się w adaptacyjnej i konserwatywnej roli rytuałów, a także w otwarciach na zmiany, które rytuały ze swej natury niosą. Ważne jest jednak, aby zaczerpnąć od tych podejść ideę, że rytuały są praktykami, formami powtarzających się działań zbiorowych. Nie powinny być zatem sprowadzane do reguł postępowania, które często pomagają ustanowić, do kanonów moralnych, które wspierają, lub do przesłań, które formułują. Będąc elementami składowymi praktyki społecznej, koniecznie angażują się w relacje z innymi rodzajami praktyk. Dlatego działania rytualne nie mogą być rozumiane poprzez odniesienie do zamkniętych światów, które same tworzą. W rzeczywistości wysiłek stworzenia wygrodzonego świata, magicznego kręgu, jest tym, co daje rytuałom moc głębokiej interwencji w życie społeczeństwa. Przestrzenność rytuałów i ich rytmiczne temporalności są formami performowanego grodzenia. Ale ten rodzaj grodzenia paradoksalnie otwiera życie społeczne na możliwości zmiany. Rytuały są potencjalnymi laboratoriami zmiany społecznej. 

Antropolog David Graeber w swoim badaniu istniejących społeczeństw egalitarnych uchwytuje rolę rytuałów, której stawką nie jest, jak się zdaje, proces pokojowej reprodukcji społecznej, ale raczej dynamiczny stan, w którym praktyki rytualne stale i wielokrotnie stawiają czoła inherentnemu i nieuniknionemu napięciu społecznemu. Dla niego społeczeństwa egalitarne (lub anarchistyczne, jak je czasami opisuje) nie są nieświadome niebezpieczeństw, które mogą zniszczyć ich podstawowe wartości (głównie równość i konsensus). Niebezpieczeństwa te w przeważającej mierze są przypisywane gromadzeniu władzy, bogactwa lub środków niezbędnych do wywierania przemocy przez niektórych ze swych członków. 

Dlatego w tych społeczeństwach rytualne światy są przepełnione obrazami złośliwych i nieludzkich bytów toczących ze sobą walkę, lub nadzorujących życie społeczne po to, by brutalnie ukarać tych, którzy odchodzą od egalitarnego etosu społeczeństwa: pewien rodzaj „widmowej przemocy wydaje się wyłaniać z samych napięć inherentnych dla projektu utrzymania egalitarnego społeczeństwa”. Ta przemoc jest projektowana w rytualnych przedstawieniach jako coś pozaludzkiego. I wydaje się, że jest to jeden ze sposobów, na jaki społeczeństwo jest konfrontowane z tym zasadniczo zawsze obecnym i realnym niebezpieczeństwem, które je nawiedza. Zatem, według Graebera, „widmowe strefy są zawsze punktem podparcia wyobraźni moralnej, rodzajem kreatywnego rezerwuaru, jak również, potencjalnej rewolucyjnej przemiany”. 

„Kontrwładza”, według Graebera, działa w tych społeczeństwach jako mechanizm, który zapobiega rozwojowi relacji podporządkowania i hierarchii. Ważne jest, aby postrzegać ten proces jako zanurzony w działaniu zbiorowej wyobraźni, która poprzez mechanizm rytuału „jak gdyby” zarówno rozwija obrazy społeczeństwa egalitarnego (które ma zostać stworzone lub utrzymane), jak i opisuje rzeczywiste niebezpieczeństwo regresji takiego społeczeństwa do systemu dominacji — jest to zatem kolejny dowód na to, że rytuał nie jest światem reprezentacji, ale światem działań, które sprawiają, że reprezentacje są skuteczne w kształtowaniu potencjalności. Akty rytualne są performensami i mają moc performatywną: tworzą potencjalności i zdarzenia w świecie przeżywanym. 

Rytuały mogą być przywłaszczane i przekształcane w taki sam sposób, w jaki dzieje się to z nawykami. Tworzenie magicznego kręgu może być zatem wykorzystane do zbudowania na poziomie symbolicznym społeczności, która kwestionuje dominujące taksonomie i hierarchizacje. Oczywiście, pojawiają się pytania, czy społeczność może wykorzystać tryby reprodukcji społecznej, aby przekroczyć, ominąć lub zakwestionować istniejące relacje społeczne. Centralnym punktem tych pytań jest problem tożsamości zbiorowej: czy „alternatywne rytuały” nie wpadają w tę samą pułapkę grodzenia, choć w nowych tożsamościach (raczej w tych wypływających z dominujących taksonomii)? 

Na takie pytania można odpowiedzieć jedynie w konkretnych i ukierunkowanych badaniach interakcji rytuału z konstytuowaniem społeczności dewiacyjnych. Czy te społeczności po prostu znajdują miejsce w istniejących taksonomiach, czy też wprowadzają w nie element kryzysowy, który zawiesza skuteczność i legitymizującą moc takich taksonomii? I co więcej, jaki rodzaj relacji rozwija się między magicznym kręgiem rytualnym a rzeczywistością społeczności? Czy ta rzeczywistość jest zredukowana do „artefaktualnego” świata przedstawionego w rytuale, czy też jest potencjalizowana poprzez symboliczne przedstawienia, które faktycznie wskazują na możliwe rzeczywistości w trakcie tworzenia?

Śledzenie trajektorii

Śledzenie i pozostawianie śladów

W poszukiwaniu aspektu czasowego potencjalności, jesteśmy zmuszeni stawić czoła idei i doświadczeniu nieciągłości czasu. Społeczeństwa mają tendencję do reprodukcji poprzez utrzymywanie swoich cech, chociaż ich członkowie oczywiście rodzą się, żyją i umierają. Ta prawda zawiera w sobie sedno doświadczanej niejednoznaczności czasu: chociaż mężczyźni i kobiety doświadczają nieciągłości w podstawowych zjawiskach indywidualnej egzystencji, a mianowicie w narodzinach i śmierci, to wydaje im się, że ich własne życie rozwija się tak jakby miało to miejsce w czasie ciągłym. Dopóki istniejemy, czujemy, że będziemy istnieć nadal. Podstawowym doświadczeniem nieciągłości jest śmierć, ale zawsze jest to śmierć innych. 

Wiele dzieł ludzkich społeczeństw poświęconych jest upamiętnieniu tego doświadczonego zerwania czasu poprzez jakiś rodzaj zintegrowania go z ciągłością czasu społecznego. I nie jest przypadkiem, że dzieła te są niezbędne do funkcjonowania reprodukcji społecznej. 

To Adolf Loos, architekt, opisał jako pierwotny akt architektury układ kamieni oznaczający miejsce, w którym ktoś został pochowany. „Jeśli znajdziemy w lesie kopiec o długości sześciu stóp i szerokości trzech stóp, uformowany w piramidę, ukształtowany łopatą, stajemy się poważni i coś w nas mówi: »ktoś tu leży pochowany«. To właśnie jest architektura”. Kamienie znajdują się tam jako ślady miejsca pochówku, a także jako wskazanie, pokazanie czegoś. Przekaz może być różny, w zależności od poglądu danego społeczeństwa na śmierć lub życie pozagrobowe, ale jest to przekaz, który śmiało zwraca się do tych, którzy są na niego wystawieni. 

Doświadcza się nieciągłości, choć ciągłość jest stanowczo podtrzymywana. Czas jest przetwarzany społecznie: nikt nie może, bez ponoszenia odpowiednich konsekwencji, wątpić w sposób, w jaki doświadczenia zbiorowe są przetwarzane przez praktyki, które raz po raz naprawiają czas — istnienie zbiorowości jako ciągłości przeciwko istnieniu indywidualnemu jako nieciągłości. 

Potencjalność zjawia się tam i wtedy, gdy ciągłość jest kwestionowana, podważana i zawieszana. Albo nawet wtedy, gdy ciągłość zostaje przerwana. Nie jest to jednak równoważne z nieciągłością egzystencjalną. Wyłania się ona w ramach społecznie skonstruowanej ciągłości, ale niesie ze sobą groźną, acz uwodzicielską (dla wyobraźni) moc nieciągłości indywidualnego istnienia. Potencjalność to śmierć pewności, która jest w jakiś sposób napędzana pewnością śmierci. A może potencjalność pojawia się, gdy pewność śmierci jest egzorcyzmowana przez pewność życia? Ponieważ życie jest zmianą, życie zawsze się staje. 

Ślady wydają się być kotwicami doświadczenia. W chwili, gdy je odkrywamy, świadczą one o czymś, co już się wydarzyło. O czymś, co już należy do przeszłości, nawet gdy jest to zaledwie kilka chwil przed odkryciem pozostawionych śladów. Ślady zakotwiczają w czasie zarówno doświadczenie ich odkrycia, jak i doświadczenie, do którego mają się odnosić. Ślady są zatem traktowane nie jako środki do zatrzymania czasu, ale jako środki do artykułowania czasu poprzez rozróżnianie tego, co jest ważne (dla tych, którzy je odkrywają) w przeszłości od tego, co w chwili rozpoznania śladu wydaje się nieistotne. Ten akt artykułowania czasu sprawia, że ​​ślady stają się potężną bronią w walce społeczeństwa z indywidualnym doświadczeniem nieciągłości. Artykułując czas, ślady świadczą o ciągłości czasu. W przeciwieństwie do tego, co wydaje się oczywistym stwierdzeniem, a mianowicie, że ślady zatrzymują czas, ślady są w rzeczywistości jednym z wielu sposobów, jakie społeczeństwa mają w swej dyspozycji, aby konstruować ciągłość czasu. Bez śladów, czas nie mija. Bez zdolności do rozpoznawania, nazywania, inwentaryzacji, przekazywania śladów, czas jest zawieszony: dziwne, wydaje się, że docieramy tu do drugiego „końca” okręgu. Akt rozpoznania śladu wydaje się być rozpoznaniem miejsca pochówku, a jednocześnie nasza zbiorowa zdolność do rozpoznawania śladów przeciwstawia się śmierci. 

Antropolog Tim Ingold uważa ludzką egzystencję za „wiążącą się z miejscem”, a nie „związaną z miejscem”. „Rozwija się ona nie w miejscach, ale wzdłuż ścieżek. Podążając ścieżką, każdy mieszkaniec pozostawia za sobą smugę. Tam, gdzie mieszkańcy się spotykają, smugi te się splatają, ponieważ życie każdego z nich wiąże się z drugim”. Podejście to postrzega interakcję międzyludzką jako skrzyżowanie trajektorii, które pozostawiają za sobą ślady i w ten sposób, poprzez powtarzanie, ustanawiają punkty spotkań, „węzły” w terminologii Ingolda. Miejsce jest zatem węzłem, a dom „jest miejscem, w którym linie jego mieszkańców są ściśle ze sobą powiązane”. Zapożyczając termin meshwork od Lefebvre’a, Ingold sugeruje zatem, że świat ludzi (podobnie jak świat zwierząt) jest utkany ze wszystkich tych wzorców faktur, które charakteryzują ruch człowieka. 

Zgodnie z tym podejściem, zdolność rozpoznawania śladów i podążania za nimi jest powiązana ze zdolnością do pozostawiania śladów. Wspólne działanie lub indywidualne działania zbiegają się w ciągłej wymianie śladów — śladów znalezionych i śladów wytworzonych. A ślady są w ten sposób postrzegane jako adresowane do tych, którzy za nimi podążają (i mają być adresowane przez tych, którzy je pozostawiają). Śledzenie jest zatem przede wszystkim powiązane z potencjalnością: z potencjalnością spotkań (która podtrzymuje węzły-miejsca Ingolda), z potencjalnością znajdowania dróg do docelowych zakresów i z potencjalnością odkrywania różnych światów i sposobów bycia. 

Akt rozpoznawania śladów niekoniecznie pociąga za sobą założenie, że ślady zostały wykonane w celu ich rozpoznania. Zdobycie pewnego rodzaju wiedzy związanej z ich środowiskiem życia to zdolność, którą ludzie dzielą ze zwierzętami. Wiemy również, że istoty nieludzkie w pewnych przypadkach celowo pozostawiają ślady (jak na przykład w przypadku oznaczania terytorium moczem). Tak więc zwierzęta również wytwarzają materialne wskaźniki, aby mogły być rozpoznane przez sojuszników lub wrogów. Jednakże akt rozpoznawania śladów jako celowych gestów przeznaczonych do przekazania czegoś innym ludziom tworzy inny, wyraźnie ludzki kontekst działania. W takich przypadkach ślady wydają się nabierać innego związku z czasem. Ślady nie są traktowane jako znaczniki czegoś, co się wydarzyło i co następnie nieuchronnie wycofało się w przeszłość, ale jako coś, co pozostaje jako oczekujące w teraźniejszości. Takie ślady domagają się odpowiedzi. Przeszłość ciąży na teraźniejszości. Możemy zatem rozumieć potencjalność nie jako charakterystyczną siłę, która otwiera różne ścieżki w kierunku alternatywnych przyszłości, ale jako siłę, która otwiera przeszłość, sprawia, że ​​przeszłość staje się pytaniem, na które teraźniejszość musi odpowiedzieć. Nie tylko poprzez interpretację (zamykanie przeszłości w łańcuchu ciągłości, który niesie za sobą jakieś „znaczenie”), ale, co najważniejsze, poprzez czyny. W chwili, gdy reagujemy na ślady, gdy bierzemy pod uwagę, że zwracają się one do nas, że są tam, aby przekazać nam wiadomość, ślady stają się potężnym środkiem do zaangażowania się w przeszłość. 

Walter Benjamin sugeruje, że „ślad jest pojawieniem się bliskości, bez względu na to, jak daleko odległa może być rzecz, która go za sobą pozostawiła”. Bliskość można tutaj rozumieć zarówno jako rzeczywistą bliskość przestrzenną, jak i jako metaforę dotyczącą czasu (niedawnej, bliskiej przeszłości). Ale wszystko to jest tylko pozorem. To pewien podmiot każdorazowo inicjuje tę bliskość z powodu śladu. I „w śladzie tym zyskujemy posiadanie rzeczy”. Przybliżenie „rzeczy” w czasie i przestrzeni poprzez rozpoznanie jej śladu jest sposobem „trzymania” jej, kontrolowania jej, uczynienia jej częścią własnego posiadania. Czyż nie jest to aforyzm, który określa, jakby w obejmującym wszystko geście, podejście Benjamina do przeszłości? Jeśli możemy uzyskać posiadanie przeszłych „rzeczy”, to możemy faktycznie „zbawić” przeszłość. Możemy powrócić do przeszłości nie tylko po to, aby ją zinterpretować, ale przede wszystkim po to, aby przenieść ją do teraźniejszości i w ten sposób zbadać potencjalności, które nie zostały wówczas zrealizowane, ale być może mogą rozkwitnąć teraz. 

Walter Benjamin uważa, że ​​wnętrze domu mieszczańskiego z XIX wieku to układ przedmiotów, które w przeważającej mierze starają się zachować ślady. Zachowywanie śladów przeszłości w takim kontekście jest swego rodzaju rytualnym powtórzeniem niemożliwego wysiłku zatrzymania czasu. Nie poprzez dosłowne zahamowanie czasu, co oczywiste, ale poprzez wpisanie doświadczenia czasu w iluzję, że nic się nie zmienia, gdy czas trwa. 

Wydaje się, że pewnego rodzaju mentalność burżuazyjnej klasy rządzącej charakteryzuje się obsesją zachowania wszystkich możliwych materialnych oznak przynależności do tej klasy. Jeśli klasy feudalne i arystokracja musiały przypominać wszystkim o swoim pochodzeniu, postrzeganym jako przeszłość z mocą definiowania teraźniejszości, to klasy średnie mogły jedynie eksponować swoje dobra jako oznaki przynależności. Przedmioty, zwłaszcza te eksponowane w domu mieszczańskim, miały być eksponowane jako oznaki niepodważalnej własności. 

Jednakże nastąpił kluczowy punkt zwrotny w wyrażaniu burżuazyjnej władzy nad kontrolą czasu (a tym samym w reprodukcji społeczeństwa burżuazyjnego): modernistyczny mit postępu. Zamiast legitymizacji władzy burżuazyjnej jako strażnika i właściciela przeszłości, w modernistycznym micie społeczeństwo burżuazyjne jest projektowane jako właściciel przyszłości. Postęp nieustannie dewaluuje przeszłość: nowe rzeczy, nowe zapatrywania, nowe spojrzenia dominują w zaczarowanej postępem wyobraźni. 

Co dzieje się ze śladami i obsesją kolekcjonowania śladów w kontekście modernistycznego mitu? Prawdopodobnie wszystko staje się potencjalnym wskaźnikiem zmiany. „Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu”, jak głosi znane powiedzenie (Marshall Berman). Jednak postęp jawi się nie jako losowa eksploatacja zawartych w śladach potencjalności, ale jako linearny kurs ku przyszłości, który, oczywiście zawsze retrospektywnie, wydaje się być spójnie wychylony w określonym kierunku: poprawy życia ludzkości (zakres to, rzecz jasna, wysoce niejednoznaczny, niemniej jednak akceptowany przez prawie wszystkich). Ślady przyszłości stałyby się zatem wskaźnikami określonych potencjalności, z natury istniejących w teraźniejszości i czyhających na odkrycie. 

Tego rodzaju podejście do śladów ostatecznie doprowadzi do wykorzystania śladów jako środka „promowania, zarządzania i ukierunkowywania zmiany” (Boltanski). Jednakże wyobraźnia modernistyczna nie powinna być rozumiana jako zwykłe odbicie procesów kapitalistycznej modernizacji, które z pewnością wystawiają swoją fantasmagorię postępu. 

Wyobraźnia modernistyczna, skonkretyzowana w spektaklach futurystycznych i konstruktywistycznych oraz wyrażona w pismach dadaistycznych i surrealistycznych, objawia wybuchowym wyparciem przeszłości, a nie w kanonicznej wykładni „postępu”. 

Wbrew aberracjom i nieprzewidywalnym konsekwencjom tego rodzaju wyobraźni modernistycznych, zarządzanie zmianą (a nie jej zaprzeczenie) stało się — od okresu, który nazywamy nowoczesnością, po dziś dzień — głównym podejściem do problemu porównywania przeszłości i teraźniejszości. Propozycja Benjamina była heretycka, choć modernistyczna. Wykorzystanie przeszłego potencjału w celu otwarcia drzwi do radykalnie innej przyszłości stoi w sprzeczności z dominującą ideologią, która uważa, że ​​przyszłość, bez względu na to, jak bardzo inna by była, podąża torami wyznaczonymi przez procesy reprodukcji kapitalistycznej.

Perwersyjna łączliwość: śledzenie natychmiastowe?

Obecnie łączliwość jest perwersyjnym substytutem solidarności. Technologie telekomunikacyjne i teleobecności utrzymują nas w łączności w niekończącym się strumieniu, który przenika naszą codzienność. To wszechobecne doświadczenie jest niebezpieczne i alienujące do zewnątrz, ale chodzi tu o zastąpienie przemyślanych wymian zautomatyzowanymi, niemal nieprzemyślanymi odpowiedziami. Łączność tego rodzaju domaga się natychmiastowych reakcji i wymaga odpowiedzi oraz działań, które muszą dostosować się do nieustannego i szybkiego przepływu informacji. Wiadomości są już zredukowane do kilku słów (od poczty elektronicznej do X, świat znaczeń jest zredukowany do niemal stereotypowych gestów obierania stron w sporze). Tele-polecenia muszą być przesyłane szybko, w czasie rzeczywistym (jakby czas trwania, oczekiwania, pauzy w ogóle nie był rzeczywisty!), aby były skuteczne. Odpowiedzi w czasie rzeczywistym w warunkach wojny są w dużej mierze przenoszone do zautomatyzowanych systemów — żadna decyzja ludzka nie może być wystarczająco szybka, aby zapobiec atakującym pociskom wroga. Gry wideo często symulują takie warunki — w końcu młode pokolenia będą musiały rozwinąć zdolności, które zależą od natychmiastowych decyzji typu odruchowego. To, co Franco Berardi, włoski filozof, nazywa „eksternalizacją jaźni”, jest „rodzajem psychotycznej deterytorializacji uwagi”. Łączność kształci zmysły poprzez ten rodzaj wyuczonej natychmiastowej adaptacji do zewnętrznych bodźców. 

Dominujący paradygmat łączności zastępuje zbiorową inteligencję śledzenia. Trajektorie, które ustanawiają połączenia, są zastępowane natychmiastowymi interfejsami. Czas potrzebny na prześledzenie trajektorii nie jest czasem pustym. Ślady są oceniane po wielokroć, w miarę formowania się trajektorii. Relacja między oczekiwanymi wynikami a zmobilizowanymi środkami podlega tu badaniu, podczas gdy ścieżka jest faktycznie zdefiniowana poprzez śledzenie - to nie ścieżka wskazuje ślady, za którymi należy podążać. Krótko mówiąc, śledzenie zawsze wymaga pewnego rodzaju improwizacji i pomysłowości, nawet gdy jest nadzorowane przez mechanizmy społeczne, które próbują narzucić ścisłą powtarzalność działań (nieelastyczne ścieżki). Innymi słowy, śledzenie koniecznie otwiera doświadczenie na potencjalność, nawet gdy oczekuje się, że rutynowe czynności zostaną wykonane poprzez podążanie za wielokrotnie projektowanymi śladami. Dzieje się całkowicie na odwrót, gdy w warunkach totalnej i natychmiastowej łączności ślady są zastępowane znakami, a skryta lub wprost wyrażona pomysłowość zawarta w śledzeniu jest zastępowana przez automatyzm natychmiastowej odpowiedzi. 

Istnieje pewna struktura indywiduacji, która rozwija się poprzez paradygmat łączności. Rozproszone wzdłuż sieci natychmiastowej komunikacji, ja staje się bardziej skupiskiem przekazywanych sygnałów niż narracją, którą ma stworzyć spójna i wytrzymała wola. To prawda, że ​​wola pozostania takim samym może tworzyć potwory: tkwienie przy tożsamości leżało u podstaw dyskryminacji esencjalistycznych (rasizm, nacjonalizm itp.). Jednak dążenie do stworzenia narracji o jaźni podczas jej performowania może być skromnym sposobem na przyjęcie takich przemian jaźni, które powstają w relacji jaźni z „innym”, z „innymi”. Sygnały mogą oznaczać jedynie natychmiastowe zmiany, a nawet symulacje zmian, jak ma to miejsce w przypadku fałszywych internetowych person. Narracja daje zmianie czas na rozwinięcie się, na przetestowanie, na krytykę, a także na wyczucie. Czas rozwija się wtedy w gestach cielesnych, jak i mentalnych, odnoszących się do inności innych. 

Indywiduacja ukształtowana przez czas narracyjny zostaje zastąpiona quasi-indywiduacją wyrażoną w czasie natychmiastowym. Stąd zaledwie jeden krok do zachowania roju, które sprawia, że ​​stereotypowe odpowiedzi stają się podłożem społecznie wpajanego posłuszeństwa masowego. Łączenie się w takim przypadku staje się środkiem do koordynowania odpowiedzi bez zachowania przez podmiot odpowiedzi mocy różnicowania, niezgadzania się i zastanawiania się nad różnymi opcjami. Jest to tendencja zintegrowana z automatyzacją postępów łączności. Na przykład, ideał inteligentnego domu lub inteligentnego miasta obejmuje już codzienne systemy „opieki”, które decydują zgodnie z algorytmicznie przetworzonymi parametrami: czego brakuje w lodówce, o której godzinie musisz wsiąść do autobusu, kiedy musisz wziąć lekarstwo, albo kto może przejść przez twoje drzwi. Niektórzy mogliby powiedzieć, że przetwarzane są tu niewinne i przydatne informacje. Kluczowym pytanie brzmi, w jaki sposób przetwarzane są te informacje (z jakimi założeniami przyjmowanymi za pewnik) i jakie rodzaje decyzji są sprowadzane do automatycznych powtórzeń. Za złożonością ultra-łączności modelu inteligentnego miasta kryje się model zarządzania miejskiego, który redukuje decyzje polityczne do menedżmentu. 

Być może we wszechświecie łączności, przeciwko niemu i poza nim, pojawić może się wzajemność i współpraca, o ile tylko szalony sen o nieograniczonej wolności łączenia nie się okaże się wszechobecną formą inżynierii zachowań. W niekończących się wymianach zbiorowych narracji w trakcie tworzenia, różni „my” mogą tworzyć wspólny świat. Współdzielony czas i współdzielona przestrzeń mogą zatem rozwinąć się w zbiorowe dzieła sztuki, o ile łączenie będzie performowane jako forma kreatywnej solidarności.

Konkluzja

(...) Dominujące procesy waloryzacji przestrzeni, a także dominujące formy organizacji społeczeństwa (które ostatecznie mają kształtować członków społeczeństwa) muszą podtrzymywać dynamikę pola siłowego w służbie utrwalania cech definiujących system. Jednak antagonizm społeczny jest zawsze źródłem niestabilności. Chociaż siły antagonistyczne są niezbędne do podtrzymywania dynamiki pola, ich równowaga na korzyść stabilnego funkcjonowania pola nie jest zagwarantowana. 

Głównym argumentem tej książki jest sugestia, że ​​wykluczeni i wyzyskiwani, którzy stanowią ogromną część współczesnej populacji miejskiej, implicite lub explicite kwestionują stabilność porządku miejskiego nie tylko buntując się przeciwko niesprawiedliwości, ale także rozwijając formy codziennej pomocy wzajemnej, kooperacji i solidarności. W bezpośredniej konfrontacji z modernistyczną wyobraźnią, która widzi przyszłe społeczeństwo jako wytwarzane głównie poprzez totalną innowację, argument ten opiera się na idei, że codzienne akty oporu i przetrwania mogą kształtować wzorce innego rodzaju organizacji społecznej. Cechą łączącą takie codzienne praktyki jest odzyskiwanie relacji społecznych i rozwijanie wspólnych wartości, które odchodzą od neoliberalnego etosu indywidualistycznego. Uwspólnianie to termin, który może obejmować takie praktyki wraz z powstającym systemem wartości i relacjami społecznymi, które je podtrzymują. Uwspólnianie, a zwłaszcza uwspólnianie miejskie, które obejmuje praktyki uwspólniania przestrzeni miejskiej, jest siłą, która wyraźnie wpływa na narzuconą równowagę pola sił w miastach. 

(...) Performensy uwspólniania są rozwijane przeważnie w warunkach kapitalistycznego kierownictwa, ale mogą się mu wymykać, dopóki ludzie walczą o uwolnienie swojej pracy lub warunków życia od bezpośredniego wyzysku. Performensy uwspólniania mogą również pojawić się poprzez ponowne wynajdywanie więzi społecznych i osiągnięć kulturowych, jak w badanych przeze mnie przypadkach, które pokazują, jak rozumienie „my” lub wspólnoty może zostać przeniesione z kontekstów wiejskich do doświadczenia dzielnic miejskich. Zaś niektóre performensy uwspólniania mogą pojawić się w sytuacjach, które wymagać będą nowych form wymiany, kontroli i przynależności, jak na przykład w kontekście technologii udostępniania informacji i wszechobecnej łączności. 

Uwspólnianie jest zatem warunkiem dynamizmu społecznego, zbiorem relacji, które są jednocześnie ekonomiczne, społeczne i afektywne. Relacje te są faktycznie performowane, nie tylko w aktach, ale także w refleksyjnych i wyobrażonych ujęciach wspólnych rzeczywistości przez podmioty, które je współdzielą. Ponieważ uwspólnianie jest performowane i performatywne, przyjmuje ono formę praktyk powtarzających się: to tutaj leży ważny punkt w opisie potencjalności miejskiej. Istnieje możliwość rozważenia potencjalności jako źródła (i gwarancji) nowości. To, co może wyłonić się jako nowe, jest w tym przypadku przedstawiane jako pojedyncze, jako nieredukowalne do tego, co istniejące, jako niezauważane, ale przyjmowane z zaskoczeniem. Jednakże w tej książce sugeruje się, że potencjalność jest performowana i można ją prześledzić jedynie w jej performensach. Potencjalność to dynamika miejskich performensów, które odchodzą od kapitalistycznych warunków wstępnych i nakazów, a tym samym rozszerzają, przeorganizowują i kształtują granice rzeczywistości lub, w terminologii Rancière’a, „porządek postrzegalności”, rozumiany jako społecznie ukształtowana rzeczywistość. 

Performensy nigdy nie wyczerpują potencjałów; w rzeczywistości je rozszerzają, rozwijają, jeśli nie wymyślają ich same. W dążeniu do rozwijania potencjalności społecznej emancypacji ważne jest poszukiwanie nowych wzorców powtarzalności, a nie pojedynczych wydarzeń, które byłyby ucieleśnieniem „nowości”. Nie chodzi jednak o powtarzanie na inny sposób mantry socjaldemokratycznych obietnic stopniowej „poprawy” społeczeństwa. Pęknięcia są częścią transformacyjnego pędu nowych powtarzających się praktyk. Co mogłoby wprowadzić głębsze pęknięcia w transformacji społecznej niż rozwijanie nowych nawyków, nowych rytuałów i nowych zdolności śledzenia śladów? 

(...) Poprzez performowanie nawyków, rytuałów i śledzenia przestrzeń jest produkowana i na nowo wymyślana. Co ciekawe, te same modalności performensów potencjalności mogą podtrzymywać i rozszerzać dominujące wzorce bycia w społeczeństwie, a także się im przeciwstawiać i przekształcać je. Tutaj leży być może ważna stawka w zmaganiach o ustanowienie równości, sprawiedliwości, solidarności i wzajemnej opieki. W jaki sposób ludzie mogą rozwijać takie powtarzalne performensy w sposób, który nie reprodukuje już istniejącego porządku miejskiego i społecznego? Odpowiedź wydaje się zmierzać w kierunku dążenia do potencjalności uwspólniania jako wyłaniającej się kondycji miejskie, etosu kontrdominującego i wsparcia dla współdzielonych wyobrażeń. Czy to oznacza, że ​​jest to wyraźnie wytyczona droga do naśladowania? Wcale nie. Wszystko, co mamy, to kryteria opracowywane w praktyce, które mogą nam pokazać, czy to, czego doświadczamy i co sobie wyobrażamy, może rzeczywiście zostać powtórzone z emancypacyjnymi rezultatami. Ponieważ emancypacja nie „nadejdzie”, tak jakby była długo oczekiwaną mesjańską apokalipsą. Zostanie ona zbudowana poprzez stworzenie świata, w którym powtarzające się performensy nie będą prokrustowym łożem społecznej homogenizacji czy jednolitości, ale żyzną glebą pluralizmu stworzonego w ramach i dzięki relacjom wzajemnej opieki. 

Pojedynczości będą się zatem rozwijać nie pomimo współdzielonych występów, ale dzięki bogactwu, jakie te występy będą ugaszczać. Przypomnijmy sobie aforyzm Lefebvre'a z jego ostatniej pracy na temat analizy rytmów. Dźwięk maszyny to czysta powtarzalność. To jasny przypadek normalizacji rytmiczności. Ale świt? Wszyscy go rozpoznajemy, wszyscy doświadczyliśmy go wielokrotnie. Ale jakże inny był za każdym razem! „Świt jest zawsze nowy”. Społeczna emancypacja rozwinie swoje własne wschody i zachody słońca, być może nie poprzez „elektromagnetyczne zwycięstwo nad słońcem”, które bohatersko proklamował El Lissitzky, ale poprzez odzyskanie piękna i energii słońca dla wszystkich”.

S. Stavrides, The Politics of Urban Potentiality: Spatial Patterns of Emancipatory Commoning, London, New York, Oxford, New Delhi and Sydney 2024.