czwartek, 3 października 2024

Otwarte granice, Świat bez granic, czy Abolicjonizm graniczny? Gdzie w polityce migracyjnej kończy się liberalizm, a zaczyna się kommonizm?

"Abolicjonizm graniczny nie opowiada się za zniesieniem granic jako takich, ale raczej za demontażem materialnych i politycznych realiów, w ramach których mnożenie się i uporczywe utrzymywanie się granic wydaje się być warunkiem bezpieczeństwa ludzi i dobrobytu gospodarczego. Podobnie jak w przypadku abolicjonistycznej krytyki kompleksu więzienno-przemysłowego, zgodnie z którą celem jest nie tyle likwidacja więzień, co 'uczynienie więzień przedpotopowymi' (Angela Davis), abolicjonistyczne podejście do granic dąży do uczynienia ich przestarzałymi narzędziami rozwiązywania problemów społecznych. Abolicjonizm graniczny, będąc analityczno-polityczną soczewką, pozwalająca na formułowanie krytycznej analizy reżimu granicznego, wymaga wyjścia poza liberalne rozumienie prawa do mobilności. Oznacza to sproblematyzowanie uznawanego za pewnik związku między wolnością a mobilnością, mając na uwadze to, że zorganizowane wysiedlenia i formy rządzenia migrantami odbywają się poprzez utrzymywanie ich w ruchu. Konkretniej, transformacyjna polityka zakorzeniona w walkach o sprawiedliwość przestrzenną i mobilną (...) artykułuje się w kategoriach nieindywidualistycznych i nienormatywnych. Oznacza to, że zamiast uzasadniać swoje roszczenia wyłącznie w imieniu prawa każdego do swobodnego przemieszczania się, można je postrzegać w kategoriach ruchów, które przyczyniają się do wytworzenia mobilnego dobra wspólnego [mobile common] lub procesów uwspólniania [commoning]. Oznacza to, że walki migrantów o prawa są wzbogacają – a nie ogołacają – inne walki i mobilizacje na rzecz sprawiedliwości społecznej.

Jeśli abolicjonizm polega na wyobrażaniu sobie i budowaniu społeczeństw, które nie są skoncentrowane na zorganizowanym wysiedlaniu i urasowionym karaniu, konieczne jest przemyślenie praktyk wspólnotowych poza tym, co (...) nazywam zagarniającą logiką praw, zgodnie z którą walki migrantów o prawa odbierałyby prawa obywatelom. Nie jest to abstrakcyjne założenie. Wręcz przeciwnie, wypływa ono z analizy tego, co wydarzyło się od początku XXI wieku, kiedy to walka z przemocą granic i rasowym wyzyskiem pracowników została wyrażona poprzez ekspansywne roszczenia, które otworzyły nowe drogi do oporu, sprzeciwu i polityki transformacyjnej również dla obywateli. Walki migrantów nigdy nie były podejmowane wyłącznie przez migrantów, ani nie były tylko kwestią dotyczącą migrantów. Historycznie rzecz biorąc, często były one powiązane lub stanowiły część szerszych roszczeń i transwersalnych koalicji dotyczących mieszkalnictwa, wyzysku pracowników, rasizmu i zdrowia publicznego. Z kolei migranci zapoczątkowali nowe praktyki walki i często wyrażali roszczenia polityczne w sposób, który zakłócał i przekraczał 'narodowe status quo'.

(...) Pokazuję, w jaki sposób poprzeczne sojusze na rzecz solidarności i tymczasowe infrastruktury migranckie są przejawami praktyk tworzenia świata i inicjowania badań z zakresu abolicjonizmu penitencjarnego. Rzeczywiście, jak pokażę dalej, kolektywne walki wokół mobilności i transwersalne sojusze na rzecz solidarności przyczyniają się do procesów uwspólniania, które zakłócają indywidualistyczne pojmowanie praw.

Radykalna krytyka granic nie może zatrzymać się na samym akcie wysuwania dowodów ze strony państwa, ani nie może ograniczać się do roszczeń zniesienia granic. Zamiast tego pociąga ona za sobą tworzenie analiz politycznych zorientowanych na praktyki tworzenia świata oparte na procesach uwspólniania. Abolicjonizm jako perspektywa analityczna robi znacznie więcej niż obalanie i demontaż; jest napędzany przez wyobraźnię polityczną zdolną do podtrzymywania kolektywnych podmiotowości politycznych, które walczą ze zorganizowanym państwowym wysiedleniem i pryncypiami ufundowanymi na własności. Migracja, nie będąc po prostu subdyscypliną badawczą czy też tematem zarezerwowanym dla specjalistów, jest kluczowym politycznym terenem do wyobrażania sobie transwersalnych sojuszy i sposobów bycia wspólnie. Wymaga to rzucenia radykalnego wyzwania zarówno widocznym, jak i niewidocznym mechanizmom urasawiania granic, które odtwarzają hierarchie wyzysku pracy i odmowy obywatelstwa. W rzeczywistości migracja stanowi sporny grunt, na którym może dochodzić do budowania nowych internacjonalizmów, właśnie dlatego, że krytyczny pogląd rządzenie migracją pociąga za sobą demontaż urasowionych warunków reprodukcji mechanizmów granicznych.

Abolicjonistyczne stanowisko w kwestii migracji skupia się wokół dążenia do wyobrażenia sobie polityki transformacyjnej w ramach internacjonalizmów oddolnych, opartych na myśli, że 'ruch uchodźców jest ruchem XXI wieku' (Davis). Tego rodzaju argumentacja nie osuwa się w romantyzowanie walk migrantów o ruch i pobyt, ani wychwalania ich roszczeń jako udanych, biorąc pod uwagę, że mobilizacje migrantów są często pokonywane lub brutalnie miażdżone. Ważne jest, aby nie oceniać kolektywnych mobilizacji migrantów w kategoriach sukcesu lub porażki; zamiast tego warto zwrócić uwagę na to, jak nieustannie redefiniują one znaczenie walki o wolność oraz jaki słownik polityczny i praktyki emancypacji generują i rozsiewają, zarówno w przestrzeni, jak i w czasie. (...) Podejście abolicjonistyczne sytuuje obecne ruchy migrantów na rzecz solidarności w perspektywie historycznej, badając, w jaki sposób pamięć o minionych mobilizacjach częściowo wpłynęła na te rozgrywające się obecnie. Jednak skupienie się na migracji skłania nas do ponownego rozważenia samej idei solidarności z punktu widzenia tymczasowych sojuszy transwersalnych, często budowanych między migrantami a obywatelami, ukazując, jak te praktyki solidarnościowe częściowo unieważniają te binarne podziały. To, co może wydawać się mobilizacją na rzecz migrantów, ujawnia coś więcej, ponieważ solidarność polityczna obejmuje wspólnotę interesów i wartości, o które warto walczyć.

(...) Populizm antyimigracyjny opiera się na założeniu, że migranci kradną obywatelom pracę i pozbawiają ich dostępu do bogactwa. Migranci – i ich walka o prawa – są postrzegani jako jeden z powodów upadku dobrobytu i praw socjalnych obywateli. Przypomina to rozbieżność między 'tym, co jest postrzegane, a tym, czego to coś jest percepcją', którą Stuart Hall i jego współpracownicy odnotowali, aby wyjaśnić, skąd się wzięła się 'panika moralna' wokół zjawiska napadów rabunkowych w Wielkiej Brytanii na początku lat 70. Jak możemy rozmontować dyskurs antyimigracyjny? Jaką kontrwiedzę wobec poglądu, że granice są pożądane, należy stworzyć w kontekście charakteryzującym się rażącym naruszeniem prawa międzynarodowego w celu powstrzymania migrantów?

Ta książka podejmuje te pytania, kwestionując założenie, że walka o prawa odbywa się w ramach gry o sumie zerowej, leżące u podstaw zarówno populistycznych, jak i liberalnych narracji na temat restrykcji granicznych i ryzyka związanego z 'niezdyscyplinowaną' swobodą przemieszczania się. Taka zagarniająca logika praw powinna zostać umiejscowiona w kontekście obecnego kryzysu gospodarczego i kurczenia się państwa opiekuńczego, choć częściowo także w szerszej perspektywie, która bierze pod uwagę znacznie dłuższą trajektorię historyczną (Moulier Boutang). Ostatecznie mnożenie się hierarchii podporządkowania i wyzysku powinno zostać sprowadzone, jak wskazuje Silvia Federici, do zjawiska pierwotnej akumulacji kapitału, choć uznaje się, że ta ostatnia 'była również akumulacją różnic i podziałów w obrębie klasy robotniczej, w wyniku czego hierarchie zbudowane na płci, a także rasie i wieku stały się konstytutywne dla rządów klasowych'. Oznacza to, że zagarniająca logika praw jest ugruntowana w historycznym funkcjonowaniu kapitalizmu, którego tendencją jest 'nie homogenizowanie, ale różnicowanie' (Robinson). Zakłócenie zagarniającej logiki praw pociąga za sobą ujęcie swobody przemieszczania się poza perspektywami indywidualistycznymi i ponowne osadzenie jej w teoretycznych i politycznych horyzontach mobilnych dóbr wspólnych i uwspólniania.

Odrzucając metodologiczny nacjonalizm i ponownie formułując roszczenia na rzecz swobody przemieszczania się, tak aby były one oddzielone od indywidualistycznego rozumienia prawa do mobilności, możliwe staje się zakwestionowanie zagarniającej logiki, która postrzega prawa jednej osoby w konkurencji z prawami innych. Dlatego podejście abolicjonistyczne umożliwia zaangażowanie się w debatę publiczną na temat migracji, wykraczając poza postrzeganie migracji jako samodzielnego tematu, aby spojrzeć na nią przez pryzmat uporczywego podziału [na migrantów i obywateli]. W tym względzie sugeruję, że radykalne badania feministyczne wyposażają nas w narzędzia analityczne do kwestionowania gry o prawa o sumie zerowej, ponieważ zakładają, że esencjalizm 'jest problematyczny tak długo, jak walka z jedną formą ucisku prowadzi do wzmocnienia drugiej' (Brah) i że kluczowe jest skonstruowanie 'zbiorowego repertuaru walki', który pozwoli nam 'zrobić postępy w kierunku infrastruktur sprzeciwu” (Bhandar i Ziadah). W tym przypadku nawet obywatele mogą zostać pozbawieni praw i zostać społecznie i ekonomicznie ogołoceni ze środków do życia, i to nie z powodu obecności migrantów. Według słów Davis, kluczowe jest powiązanie 'wyzwolenia czarnych i wyzwolenia kobiet', biorąc pod uwagę, że dopóki czarni ludzie nie uzyskają swoich praw, kobiety również nie będą miały własnych. Idąc dalej, tylko wtedy, gdy migranci uzyskają równy dostęp do praw, wszyscy inni uzyskają swoje prawa. Budowanie sojuszy transwersalnych, które zakłócają kategorie tworzone przez państwo i koncentrują się na współdzielonych roszczeniach – takich jak sprawiedliwość w zakresie mobilności, równy dostęp do mobilności – zapobiega mnożeniu się hierarchii podporządkowania i ucisku.

(...) Abolicjonistyczne podejście do granic, tak jak je tutaj postrzegam, nie obiera za punkt wyjścia, ani za swój główny cel, wywalczenia świata bez granic. Faktycznie, 'usunięcie granic nie jest celem samym w sobie, jest częścią większego zestawu narzędzi, dzięki któremu możemy wyobrazić sobie, że wszystko się zmieni' (Maury i Krivonos). To podejście jest w ostatecznym rozrachunku zgodne z samym znaczeniem 'abolicji': jak mówi Gilmore, abolicja 'nie jest brakiem czegoś, jest obecnością czegoś'. Oznacza to, że abolicja pociąga za sobą procesy tworzenia świata, a także wyobraźnię polityczną opartą na projektach antykapitalistycznych. (...) Tak więc powodem, dla którego nie ogranicza się koncepcji abolicjonizmu granicznego do roszczeń o zniesienie granic, jest to, że pogląd abolicjonistyczny nie dotyczy tylko demontażu lub zamknięcia, ale 'również budowania' (Davis). Koncepcja ta niewiele znaczy, jeśli jest oderwana od zmagań o sprawiedliwość w zakresie mobilności, które zależą od sposobów, w jakie postrzegane są granice. W rzeczywistości, jeśli granice są relacjami społecznymi, a nie rzeczami lub liniami, perspektywa abolicjonistyczna musiałaby wziąć pod uwagę wielorakie sposoby, na jakie manifestują się mechanizmy graniczne, a także warunki społeczno-ekonomiczne i czynniki zewnętrzne, które umożliwiają reprodukcję granic. Jest to całkiem oczywiste, gdy przyjrzymy się, w jaki sposób ludzie, którzy są rządzeni jako 'migranci', są dotknięci polityką i prawami migracyjnymi, które wykraczają znacznie poza akt faktycznego przekraczania granic - życie migrantów jest zduszone, zakłócone i ograniczone przez przeszkody biurokratyczne, administracyjne i fizyczne. Podsumowując, granice nie tylko wykraczają daleko poza granice państwowe, ale także, jak można by twierdzić, heterogeniczne mechanizmy graniczne nawiedzają życie migrantów poza samym aktem przekroczeniem granicy i są do nich w pewnym stopniu 'przyklejone'.

To znaczy, że abolicjonizm granic skupia się mniej na granicach państwowych i granicach jako barierach lub odosobnionych miejscach, a bardziej na licznych technologiach politycznych, prawach, środkach administracyjnych, cyfrowych mechanizmach granicznych i infrastrukturach materialnych wprowadzonych w życie w celu zakłócania i kontrolowania ruchów i obecności ludzi w sposób prowadzący do różnicowania. Rzeczywiście, pojęcie 'reżimu obejmuje wielość aktorów, których praktyki są ze sobą powiązane, jednak bez ich uporządkowa 'odrzuca prymat kontroli sugerowany w teoriach systemów migracyjnych na rzecz prymatu praktyk migracyjnych' (Tsianos i Karakayali). Rozumiany w ten sposób abolicjonizm graniczny nie obiera za swoją główną stawkę zniesienia granic; chodzi raczej o stworzenie krytyki reżimu granicznego, który działa poprzez 'hierarchizację i stratyfikację' zachowań i ruchów bardziej niż przez samo wykluczanie (Mezzadra i Neilson). Reżim graniczny ustanawia prawne podmiotowości i podtrzymuje różnicujące sposoby podporządkowania pracy. W rzeczywistości przeniesienie uwagi z granic narodowych i granic postrzeganych jako bariery na heterogeniczne mechanizmy graniczne, które składają się na 'reżim', służy zadaniu prowincjonalizacji państwa narodowego jako głównego aktora powstrzymującego ruch migracyjny. W rzeczywistości suwerenność państwowa działa w powiązaniu z wieloma innymi władzami niepaństwowymi, które są zdolne do wydobywania wartości od migrantów trzymanych w niewoli lub pozostających w tranzycie (Brachet i Scheele). Dlatego zniesienie granic nie jest gwarancją nastania faktycznej 'równowolności' (Balibar), ani przezwyciężenia hierarchii wyzysku.

Abolicjonizm graniczny jako spojrzenie analityczne nie wzywa do zniesienia granic w celu osiągnięcia utopijnego celu, ponieważ jego główną stawką jest reżim graniczny. Opierając się na pracach abolicjonistów więziennych, którzy opowiadają się za rozsupłaniem związku między przestępstwem a karą, abolicjonizm graniczny obejmuje rozdzielenie od siebie nielegalności, nieokiełznanej mobilności i zagrożenia. Można by tu zaprotestować, że nawet jeśli, idąc za Du Boisem i Davis, ani zniesienie niewolnictwa, ani zniesienie więzień nie mogłoby zostać dokonane bez demontażu instytucji i warunków reprodukcji rasowego podporządkowania pracy, to horyzont abolicjonistyczny – społeczeństwo bez więzień i bez niewolnictwa – pozostaje ostatecznym celem.

Rozwijanie perspektywy abolicjonistycznej wykraczającej poza wyłączne skupienie się na granicach państwowych nie jest tylko argumentem teoretycznym lub epistemicznym; wynika ono również z różnorodnych praktyk i doświadczeń walki z mechanizmami granicznymi, które są obecnie stosowane lub miały miejsce w niedawnej przeszłości. Rzeczywiście, aktywizm graniczny i transwersalne sojusze solidarności z migrantami rozprzestrzeniały się w wielu kierunkach i przybierały różne formy – aktywizmu prawnego, grup walczących o powstrzymanie śmierci migrantów poprzez zwracanie technologii (takich jak Alarm Phone) przeciwko państwu, otwierania bezpiecznych schronisk wzdłuż szlaków migracyjnych, projektów kontrmapowania w celu pomocy osobom w tranzycie, działań monitorujących granice, kampanii przeciwko eksmisjom i ruchów mieszkaniowych. To tylko niektóre z wielu sposobów, na jakie zmobilizowały się koalicje promigracyjne i antyrasistowskie. Chociaż ta książka jest przychylna wobec różnorodnych projektów politycznych, które można by zaklasyfikować pod parasolem No Borders, to zawartych w niej stwierdzeń nie należy mylić z tym podejściem ani z wezwaniem do zniesienia granic. W tym względzie warto powtórzyć pogląd abolicjonizmu więziennego, zgodnie z którym więzienia są 'częścią szerszego systemu, w którym władza est rozproszona w całej strukturze społecznej', a w konsekwencji kwestionowanie reżimu penitencjarnego wiąże się z 'kwestionowaniem innych ogniw w całym tym łańcuchu'.

W podobny sposób mechanizmy graniczne nie ograniczają się do granicy i nie można ich oddzielić od szeregu powiązanych ze sobą instytucji i mechanizmów urasowienia, które reprodukują podporządkowanie pracy i podporządkowanie społeczne. Jak zilustruję to później, ta książka czerpie z perspektywy No Borders, ale jest również od niej odrębna, a w bardziej znaczący sposób odstaje od normatywnych stanowisk z kręgu Open Borders. Te ostatnie opowiadają się za otwarciem granic w oparciu o normatywne argumenty, że swobodny przepływ jest prawem, a państwa nie mają moralnych podstaw do ograniczania mobilności. Podejście No Borders wysuwa innego rodzaju krytykę, opowiadając się za ideą świata bez granic, w którym granice narodowe nie są po prostu otwarte, ale zostają zdemontowane. Ponadto perspektywa No Borders podkreśla, że ​​radykalnej krytyki reżimu granicznego nie można oddzielić od kwestionowania kapitalistycznego systemu produkcji i wyzysku.

Inaczej niż podejście No Borders, perspektywa Open Borders w swoich argumentach za swobodą przemieszczania się ryzykuje powielaniem fantazji o gładkim obiegu (towarów), gdy nie kwestionuje równocześnie mechanizmów granicznych i wytwarzania nierówności społeczno-ekonomicznych wymuszanych przez kapitalistyczny wyzysk. Innymi słowy, abolicjonizm graniczny jako analityczne spojrzenie problematyzuje często przyjmowany za pewnik związek między wolnością a mobilnością. Po pierwsze, pokazuje, że mobilność nie zawsze jest synonimem wolności, ze względu na rzeczywistość tak zwanej przymusowej migracji i, co za tym idzie, fakt, że migranci są rządzeni nie tylko przez blokowanie, ale także przez utrzymywanie ich w ruchu. Ponadto, abolicjonizm graniczny kwestionuje ideę, że mobilność sama w sobie – a w szczególności swobodny przepływ – jest wystarczająca do ustanowienia sprawiedliwości społecznej; w rzeczywistości, zniesienie granic państwowych nie jest ani gwarancją, ani wystarczającym warunkiem zapobieżenia reprodukcji niesprawiedliwości społecznych i ekonomicznych. Dokładniej rzecz ujmując, abolicjonizm graniczny podkreśla znaczenie wyjścia poza grę o sumie zerowej, w której migranci otrzymują więcej praw tylko za cenę odbierania praw obywatelom.

Ten argument wyraźnie wysuwa się na czoło obecnie z powodu widocznego ograniczania prawa do azylu i, ogólniej rzecz biorąc, interwencji państwa – środków administracyjnych, polityk i wrogich infrastruktur – które utrudniają migrantom dostęp do ochrony (Mountz). Ekonomiczne i prawne ubóstwo osób ubiegających się o azyl oraz gwałtowny demontaż życiodajnej infrastruktury, stanowią kontekst, w którym wzywa się do swobody przemieszczania się i równego dostępu do mobilności. Wezwania te muszą zostać powiązane z budowaniem transwersalnych sojuszy na rzecz solidarności i ideą, że 'wolność jest miejscem' i pociąga za sobą praktyki 'tworzenia miejsca' (Gilmore). Jak zauważają Anderson, Sharma i Wright, ważne jest rozróżnienie między liberalnymi wezwaniami do otwarcia granic, które ignorują 'wcześniejsze wywłaszczenia i przesiedlenia”, a perspektywą akcentującą zjawisko akumulacji poprzez wywłaszczenie. Perspektywa abolicjonistyczna opiera się na założeniu, że demontaż mechanizmów granicznych nie może ograniczać się do krytyki granic narodowych.

Mówiąc dokładniej, abolicjonistyczne podejście do granic, tak jak jest ono postrzegane w tej książce, opiera się na idei 'demokracji abolicjonistycznej' W. E. B. Du Boisa, podjętej później przez Angelę Davis. Co znamienne, w Black Reconstruction in America 1860–1880 Du Bois przypomina kluczowe kroki polityczne, które doprowadziły do ​​oficjalnego zniesienia niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych w 1865 roku. W książce tej Du Bois wprowadza pojęcie demokracji abolicjonistycznej, aby podkreślić, że zniesienie nierówności rasowych nie nastąpiło wraz z końcem niewolnictwa; zamiast tego wymagało ono zbudowania nowych instytucji i demontażu tych, które umożliwiały reprodukcję rasizmu i zniewolenia. Stąd demokracja abolicjonistyczna wysuwa na pierwszy plan niedokończone dzieło abolicji. Du Bois łączy ideę demokracji abolicjonistycznej z aktywną rolą niewolników w uchwalaniu ich własnego wyzwolenia. Strajk generalny niewolników, zorganizowany w Stanach Zjednoczonych w 1860 r., stanowił kamień milowy w ich walce o wyzwolenie, i nie tylko dla nich. W istocie, strajk generalny położył podwaliny pod późniejsze ruchy robotnicze. Jak zauważa David Roediger: 'Kiedy niewolnicy działali, aby zmienić rzeczy dla siebie, horyzonty poszerzyły się dla prawie wszystkich'.

W ramach strajku generalnego około pół miliona niewolników przestało pracować i przeniosło swoją pracę 'od plantatora Konfederacji do najeźdźcy z Północy', aby pokonać Południe w wojnie secesyjnej (Du Bois). Jak podkreślili niektórzy komentatorzy, analiza strajku generalnego Du Boisa była przełomowa w tamtym czasie, ponieważ przedstawiała zniewolonych czarnoskórych jako pracowników, a nie niewolników i pokazywała, że ​​walki rasowe i klasowe nie mogą zostać rozdzielone w walce o sprawiedliwe społeczeństwo (Robinson; Spivak). Tak więc strajk generalny był pierwszym strajkiem czarnego proletariatu, a wyzwolenie niewolników zostało przedstawione jako 'pierwsza udana rewolucja robotnicza' (Allen). Angela Davis odwołuje się do koncepcji Du Boisa, aby argumentować, że jednym z kluczowych spuścizn politycznych ruchu antyniewolniczego jest idea, że ​​abolicjonizm – w tym abolicjonizm więzienny – nie zostanie osiągnięty, dopóki nie powstaną instytucje, które egzekwują i legitymizują kary rasowe. Praca Du Boisa doprowadziła abolicjonistów więziennictwa do połączenia ze sobą postulatów 'zniesienia niewolnictwa, zniesienia kary śmierci i zniesienia więzienia' (Davis). Tak więc obecnie, w odniesieniu do systemu więziennictwa, demokracja abolicjonistyczna odnosi się do kluczowego zadania demontażu warunków i instytucji urasowionej kary, które obejmują mechanizmy uwięzienia prezentowane pod hasłem alternatyw dla więzienia. Według słów Davis, 'myśląc konkretnie o zniesieniu więzień, stosując podejście demokracji abolicjonistycznej, powinniśmy zaproponować stworzenie szeregu instytucji społecznych, które zaczęłyby rozwiązywać problemy społeczne, które kierują ludzi na ścieżkę więzienia, pomagając tym samym uczynić więzienia przestarzałymi'.

Podobny pogląd wysuwa Yann Moulier Boutang w swojej przełomowej książce De l’esclavage au salariat (1998), uważanej za jeden z kluczowych tekstów inspirujących teorię autonomii migracji: oficjalny koniec niewolnictwa nie oznaczał końca niewolnictwa pracowników. Początek pracy kontraktowej, wraz z końcem niewolnictwa ruchomości w 1833 r., i jej powszechna konsolidacja na całym świecie do 1920 r. oznaczały narodziny 'pracy okiełznanej, czyli pracy najemnej, która jest tylko częściowo darmowa' (Moulier Boutang).

(...) Abolicjonizm graniczny zwraca uwagę na walki i zbiorowe mobilizacje przeciwko urasowionym mechanizmom granicznym i na rzecz budowania różnych przestrzeni zdatności do życia, które wyłaniają się lub które istniały w przeszłości. Perspektywa abolicjonistyczna, którą tutaj przedstawiam, opiera się na istniejących ruchach transformacyjnych. W tym kontekście warto podkreślić, że chociaż od połowy lat 2010 nastąpiła wyraźna eskalacja przemocy na granicach i polityki państw polegającej na całkowitym powstrzymywaniu migracji, to jednocześnie powszechne stały się bezpieczne przestrzenie dla migrantów i zbiorowe mobilizacje na rzecz migrantów w tranzycie. Od 2015 r. jesteśmy świadkami mnożenia się stref granicznych, a także taktyk przestrzenno-prawnych w celu prewencyjnego zdelegalizowania migrantów i utrudniania im dostępu do azylu i terytorium europejskiego – zarówno z punktu widzenia fizycznego, jak i prawnego (Minca i Collins). Niemniej jednak, w tym czasie przestrzenie walki i schronienia dla migrantów również rozprzestrzeniły się w całej Europie i na jej granicach. Calais, Ventimiglia, Bihać, Briançon, Eidomeni, Ateny, dworce kolejowe w Berlinie i Rzymie – to niektóre z geograficznych punktów orientacyjnych na mapach migrantów. Przestrzenie te działały zarówno jako strefy graniczne – gdzie migranci utknęli lub z których byli wielokrotnie wypychani – jak i jako przestrzenie, w których wprowadzono prekarne i mobilne infrastruktury solidarności migrantów. Dlatego możemy mówić o pewnego rodzaju kontrgeografii w działaniu, rozwijanej poprzez zbiorowe i indywidualne mobilizacje, które zbudowały podziemne i chybotliwe infrastruktury solidarności.

Niektóre z nich są ustalone w przestrzeni – na przykład tymczasowe bezpieczne schronienia dla migrantów – podczas gdy inne są mobilne i polegają na logistycznym wsparciu tranzytu migrantów. Taka hybrydowa kontrgeografia, składająca się z bezpiecznych przestrzeni i przejść, zakłóca i kontrastuje z przestrzennymi i biopolitycznymi taktykami powstrzymywania, krzywdzenia i brutalnego odstraszania stosowanymi wobec migrantów. Wymiar 'kontra' nie powinien być tu rozumiany w kategoriach negatywnych – to znaczy jako sprzeciw i opór wobec mechanizmów granicznych. Zamiast tego, obok praktyk oporu i odmowy, nastąpił rozkwit bezpiecznych przestrzeni, sieci wymiany wiedzy i mobilnych infrastruktur solidarności – częściowo w sposób widoczny, a częściowo podziemny. Jednak transformacyjny i konstruktywny komponent kontrgeografii nie powinien prowadzić nas do wniosku, że jest on prowadzony przez w pełni spójną strategię lub przez płynne sieci koordynacji i infrastruktury wsparcia. Wręcz przeciwnie, kontrgeografia w działaniu, do której się tu odnoszę, jest rozproszona w wielu miejscach, wysoce zróżnicowana i zasadniczo niestabilna, narażona na kryminalizację solidarności, a także na gwałtowną i uporczywą 'eksmisję'.

(...) Kolektywne walki migrantów o możliwość przemieszczania się i pozostawania w miejscu, w połączeniu z poprzecznymi sojuszami solidarności migranckiej, wysuwają na pierwszy plan kontrgeografię w działaniu w formie free spotów – to znaczy tymczasowych, bezpiecznych przestrzeni i schronień dla migrantów – wymiany wiedzy i praktyk kontrmapowania, a także nieformalnego wsparcia dla migrantów w tranzycie. Ta heterogeniczna kontrgeografia w działaniu popycha nas do częściowego przeniesienia naszej uwagi z aktów denuncjacji nadużyć w kierunku infrastruktury wsparcia mobilności. Oprócz tego krytyczna analiza spektrum powstrzymywania migrantów rzuca światło na trwanie zarówno podziemnych, jak i widocznych bitew przeciwko mechanizmom więziennym i duszeniu życia migrantów. Nagromadzenie zbiorowych i indywidualnych zmagań przeciwko spektrum odosobnienia znacznie przekracza historię zmagań migrantów o przemieszczanie się. Teksty zebrane przez Le Groupe d’information sur les prisons (Centrum Informacji o Stanie Więzień) na temat buntów więźniów na początku lat 70. we Francji są wyrazistym historycznym przykładem tego, jak walki przeciwko karceralizacji odbijały się echem poza samym więzieniem i jednocześnie generowały nowe kolektywności polityczne. Na przykład podczas buntu w więzieniu Toul w styczniu 1972 r. więźniowie zamiast uciekać, podjęli inną formę walki: 'zajęli [więzienie] tak, jak zajmuje się fabrykę, miejsce walki. Uczynili z niego punkt podparcia, aby zademonstrować swoje żądania i dochodzić swoich praw. Odwrócili funkcje muru... Nie chcieli wydostać się z więzienia, ale uwolnić się ze statusu upokorzonych więźniów' (Foucault).

(...) Abolicjonizm granic jako spojrzenie analityczne odchodzi od 'neoliberalnej utopii' (Samers), która promuje świat bez granic bez kwestionowania kapitalistycznych sposobów akumulacji i powiązanych z nimi form wyzysku pracy. Artykuł Josepha H. Carensa Obcy i obywatele: argumenty za otwartymi granicami (1987) można uznać za jeden z pionierskich tekstów opowiadających się za Open Borders. W tekście tym Carens twierdzi, że granice 'powinny być generalnie otwarte, a ludzie powinni mieć swobodę opuszczania swojego kraju pochodzenia i osiedlania się w innym, podlegając jedynie tym ograniczeniom, które wiążą obecnych obywateli w ich nowym kraju'. Opublikowany rok później tom pod redakcją Matthew Gibneya, Open Borders? Closed Societies? The Ethical and Political Issues (1988), szeroko omawia argumenty moralne stojące zarówno za otwartymi granicami, jak i ograniczeniami mobilności nakładanymi przez państwa. Obecnie apel Carensa o otwarcie granic może brzmieć utopijnie i anachronicznie, jeśli spojrzymy na wzrost antyimigracyjnych partii populistycznych w całej Europie, a także na politykę UE polegającą na całkowitym powstrzymywaniu migracji, popieraną przez opinię publiczną. W tamtym czasie zarodkowa debata akademicka na temat otwartych granic i ograniczeń mobilności była reakcją na nacisk wywierany na globalny reżim wizowy. Od tego czasu nie tylko mury i płoty się rozmnożyły – z wyjątkiem upadku muru berlińskiego w 1989 r. (Brown) – ale także reżim graniczny UE się skonsolidował, a częściowa europeizacja kontroli migracji doprowadziła do ograniczeń swobody przemieszczania się migrantów zapisanej w prawie europejskim, jak ma to miejsce w przypadku rozporządzenia dublińskiego. W Europie debata publiczna na temat migracji skupiała się głównie na ekonomicznych i politycznych kosztach wpuszczania migrantów oraz na (nie)legalności powstrzymywania migrantów za pomocą środków odstraszających i push backów, co na morzu jest często maskowane jako operacje ratunkowe.

Teksty Carensa i Gibneya można postrzegać jako pionierskie prace współczesnego pisarstwa akademickiego, opowiadającego się za Open Borders. Niemniej jednak należy zauważyć, że kontekst polityczny, w którym obecnie umiejscowiona jest literatura na temat otwartych granic, to taki, w którym migracja napędza debaty wyborcze i jest sednem sporów między państwami członkowskimi w UE. Dlatego obecne debaty na temat braku granic i otwartych granic powinny zostać uhistorycznione, a ich intelektualne i polityczne dziedzictwo prześledzone. Wraz z tym kluczowe jest dokonanie przeglądu przemian politycznych, które miały miejsce podczas trwania tej akademickiej dyskusji, oraz podkreślenie różnic pod względem składu migrantów, a także różnic w zakresie tematyki debat publicznych między wczesnymi badaniami na temat otwartych granic i braku granic a najnowszymi badaniami w tej dziedzinie. Podobna, choć odrębna debata na temat braku granic rozpoczęła się około dziesięciu lat po opublikowaniu kluczowych tekstów Carensa i Gibneya. W 1997 r. w Niemczech, w mieście Kassel, uruchomiono sieć No One is Illegal, co jest uważane za moment założycielski sieci No Border, która stała się dość popularna na początku XXI wieku w Europie kontynentalnej, a także w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych.

Tak więc, w przeciwieństwie do teorii Open Borders – które zaczęły się wyłaniać w środowisku akademickim i opierały się na dyskusjach z zakresu teorii politycznej na temat granic, suwerenności państwowej, obywatelstwa i cudzoziemców – debata o No Borders wspiera się na ruchach politycznych i mobilizacjach. Badania nad otwartymi granicami zasadniczo uzasadniają argument przeciwko ograniczeniom granicznym, opierając się na idei, że 'mobilność jest nieodłączną zasadą moralną i dlatego powinna być uznawana za uniwersalne i podstawowe prawo człowieka' (Bader). Joseph Carens rozwija ten argument dalej, dodając, że 'zobowiązanie państw do przestrzegania zasad sprawiedliwości' pociąga za sobą równe traktowanie migrantów i obywateli. A jednak 'równa wartość moralna wszystkich jednostek' (Carens) nie oznacza pozbycia się samego rozróżnienia między obywatelami i nieobywatelami lub członkami i nie-członkami danego społeczeństwa. Niedawno w tomie redagowanym Open Borders: In Defense of Free Movement Reece Jones formułuje perspektywy No Borders i Open Borders wokół założenia, że ​​'swobodny przepływ jest prawem człowieka, które powinno być wspierane przez wszystkich'. A główny argument jej książki opiera się na idei, że 'nie ma moralnego, prawnego, filozoficznego ani ekonomicznego uzasadnienia dla ograniczania przemieszczania się ludzi na granicach'.

Krytyka, która została wysunięta przeciwko perspektywie Open Borders przez krytycznych badaczy migracji popierających podejście No Border, polega na tym, że perspektywa ta nie kwestionuje kapitalistycznych sposobów wyzysku, które wymagają płynnego przepływu towarów. Szerzej rzecz biorąc, podejście Open Borders nie kwestionuje uprawnienia państw do kontrolowania przemieszczania się ludzi (Heller i in.). Jak podkreślono powyżej, podejście Open Borders jest wynikiem debaty akademickiej, która rozpoczęła się w drugiej połowie lat 80., podczas gdy teorie No Borders pojawiły się po pojawieniu się sieci No One is Illegal pod koniec lat 90., kiedy to rozwinęły się również sieci No Border. Niemniej jednak od początku tego, co państwa nazywają 'kryzysem uchodźczym' w 2015 r., okrzyk bojowy 'otwórzcie granice' krążył po Europie i był używany w mobilizacjach migrantów, a zatem został zawłaszczony przez migrantów w tranzycie i ludzi walczących solidarnie z nimi. Na granicy francusko-włoskiej wezwanie 'otwórzcie granicę' było skandowane przez migrantów wraz z innym hasłem: 'nie cofamy się'. Połączenie tych dwóch haseł jest powodem, dla którego to ostatnie nie przyjęło formy żądania; raczej zostało ukształtowane przez założenie, że migranci nie wróciliby w żadnych okolicznościach, niezależnie od ustępstw państwa i udzielenia zezwolenia na przekroczenie granicy i kontynuowanie podróży.

W rzeczywistości okrzyk bojowy 'otwórzcie granicę' jest okrzykiem sytuacyjnym, ponieważ jego siła polega na tym, że manifestuje się jako zbiorowa odpowiedź na mnożenie się i eskalację zamknięć granic, a także rasowe profilowanie na granicy. Innymi słowy, 'otwórzcie granicę' było hasłem przewodnim trwających zmagań o swobodę przemieszczania się, a nie normatywnym roszczeniem opartym na zasadach moralnych. Naukowcy, którzy popierają perspektywę No Borders, wywodzą się z krytycznych debat migracyjnych i opierają swoje roszczenia na materialności zmagań migrantów o swobodę przemieszczania się i pobytu.

(...) Specyfika abolicjonizmu granicznego polega na zachwianiu podziału migrant/obywatel poprzez rozpoznania produkcji nielegalności migrantów i, co za tym idzie, niestabilności kategorii 'obywatela' – pod względem jego statusu prawnego i kondycji. Destabilizacja podziału migrant/obywatel i rozpoczęcie analizy od osób niebędących obywatelami nie są ze sobą sprzeczne. Wręcz przeciwnie, oba oznaczają ponowne przemyślenie niektórych kluczowych kategorii polityki granicznej – takich jak suwerenność państwa, kontrola graniczna i przynależność – i zbadanie, jak mogą one wyglądać z punktu widzenia migranta. Podobnie, skupienie się na wytwarzaniu migracji  stanowi dźwignię analityczną do badania stopni nieobywatelstwa, obywatelstwa absolutnego i zbywatelstwa (Benton); bycie rządzonym jako migrant wiąże się ze stanem prawnej podatności na zranienie i, w ostatecznym rozrachunku, na podporządkowanie pracy. W rzeczywistości, tworzenie migracji odtwarza strukturalne urasowienie pracy (Altenried i in.). Jak trafnie zauważa Nicholas De Genova, 'brutalna prawda zbywatelstwa nawiedza w końcu każdą postać obywatelstwa'. (...) Wśród osób, które trafiają do ośrodków detencyjnych we Włoszech, niektórzy nigdy nie przekroczyli granic państwowych – w tym sensie, że urodzili się we Włoszech. Zatem z prawnego punktu widzenia nie są i nigdy nie byli migrantami. W rzeczywistości, w zależności od prawa dotyczącego obywatelstwa, niektórzy 'tubylcy' mogą zostać przekształceni w nielegalnych migrantów, ponieważ nigdy nie zostali obywatelami. Mówiąc inaczej, kwestii tego, kto jest migrantem, a kto nie, nie można całkowicie oddzielić od kwestii tego, kto jest obywatelem w danym kontekście narodowym.

(...) Krytyka różnicujących kontroli granicznych często opiera się na założeniu, że państwa nie mogą naruszać prawa do mobilności (Jones). Prawo to jest w najwyższym stopniu postrzegane jako prawo jednostki – to znaczy prawo, do którego dostęp ma każda osoba. Z innego analitycznego punktu widzenia, perspektywa autonomii migracji podkreśla, że ​​mobilność ludzi znajduje się na pierwszym miejscu; w rzeczywistości 'patrole graniczne i różnorodne wysiłki władz państwowych mające na celu kontrolę granic powstały wszędzie jako formacje reakcyjne. Są odpowiedzią na wcześniejszy fakt – masową mobilność ludzi w ruchu, oczywisty wyraz swobody przemieszczania się gatunku ludzkiego na skalę globalną' (De Genova).

Ten argument pozwala na kwestionowanie hierarchii mobilności, które leżą u podstaw moralnie nacechowanych dyskursów na temat nierówno rozdysponowanego prawa do swobodnego opuszczania kraju pochodzenia. Jednak podejście autonomii migracji nie powinno być mylone z podejściami, które gloryfikują indywidualne zdolności i aspiracje do przemieszczania się. Moulier Boutang, jeden z pierwszych naukowców, który rozwinął podejście autonomii migracji, stwierdza, że ​​'patrzenie na migrację z perspektywy jej autonomii oznacza podkreślenie społecznych i subiektywnych wymiarów ruchów migracyjnych'. I podczas gdy migracja jest często wynikiem indywidualnych pragnień, aspiracji i potrzeb, 'ów projekt jest rozwijany przez jednostkę uspołecznioną', a 'migranci nie docierają do granicy sami. Są wspierani przez ruch, który posiada wiedzę, przestrzega własnych zasad i organizuje swoją praktykę zbiorowo'.

Prawo do swobodnego przemieszczania się i związek między mobilnością a poprawą życia – to znaczy prawo do decyzji o opuszczeniu kraju urodzenia w celu zmiany i poprawy własnego życia – są w debacie publicznej używane z moralnymi i rasowymi konotacjami. To, co jest powszechnie postrzegane jako prawo obywatela europejskiego do przeprowadzki za granicę w celu znalezienia (lepszej) pracy, przestaje być postrzegane jako prawo, gdy chodzi na przykład o obywateli Tunezji lub Maroka, którzy są postrzegani jako podejrzani i niezasługujący na to, by przeprowadzić się w celu poprawy jakości swojego życia, dla przyjemności lub aby dołączyć do przyjaciół i krewnych. Dlatego też postulowanie prawa do mobilności jako niezbywalnego prawa jest kluczowe w podważaniu hierarchii wyznaczających to, kto nie zasługuje i kto nie ma równego dostępu do swobodnego przemieszczania się. Niemniej jednak argumentów na rzecz niezbywalnego prawa do mobilności nie można oddzielić od argumentów dotyczących dostępu do opieki społecznej i zasobów krajowych – to znaczy prawa do pozostania w danym kraju. Zagarniająca logika, która podtrzymuje grę o prawa o sumie zerowej, dotyczy nie tylko prawa do przemieszczania się, ale także, co ważniejsze, dostępu migrantów do opieki społecznej, usług socjalnych, świadczeń i praw w ogóle.

Co więcej, twierdzę, że samo założenie prawa każdego do mobilności nie jest wystarczające do obalenia uszczuplającej logiki, ponieważ takie prawo, jak można argumentować, musi być zrównoważone priorytetami społecznymi i ekonomicznymi w czasach niedoboru. Gra o prawa o sumie zerowej jest uzasadniana i rozwijana jako dyskurs na podstawie zasady (ekonomicznego) niedoboru; w czasach wysokiej prekaryzacji ekonomicznej i społecznej, argumentuje się, że jeśli migranci otrzymają prawo do opieki społecznej i pracy, to odbiorą tym samym (skąpe) zasoby obywatelom. Z tego powodu naukowe debaty na temat praw do dóbr wspólnych i uwspólniania wyposażają nas w analityczno-polityczne narzędzia do podważenia uszczuplającej logiki praw i wyjścia poza nią. Jak podkreślają Michael Hardt i Antonio Negri, dobro wspólne 'nie poddaje się logice niedoboru', o ile dobro wspólne, rozumiane nie tylko jako zasoby naturalne, ale jako to, co wynika ze współpracy społecznej, jest wytwarzane i wzmacniane właśnie poprzez akty współdzielenia. Jednocześnie odniesienie do debaty na temat dobra wspólnego, praw do dóbr wspólnych i uwspólniania, może również, jak sądzę, pomóc w przemyśleniu prawa do mobilności poza ramami indywidualistycznymi. W rzeczy samej, prawo do mobilności można rozumieć nie tylko jako prawo jednostki, ale także jako konstytutywne dla produkcji 'mobilnych dóbr wspólnych' (Trimikliniotis i in.) i jako prawo, które przynosi korzyść każdemu i wzbogaca życie wspólne.

Zgodnie z poglądami Trimikliniotisa, Parsanoglou i Tsianosa, mobilne dobra wspólne 'są wspólnie wytwarzane przez wszystkich ludzi w ruchu' i 'istnieją w takim stopniu, w jakim ludzie korzystają ze szlaków, ścieżek lub praw i nadal generują nowe, gdy są w ruchu'. Mobilne dobra wspólne opierają się na 'zwyczajowej wiedzy zrodzonej z socjalności samych migrantów i innych, którzy ich wspierają' i wywodzą się z niej (Trimikliniotis i in.). Tak więc, mobilne dobra wspólne wytwarzane są zarówno przez migrantów, jak i przez obywateli, którzy mobilizują się w solidarności z migrantami walczącymi o przemieszczanie się i pozostanie. Jednak rozróżnienie między dobrem wspólnym a uwspólnianiem jest przedmiotem żywej i kontrowersyjnej debaty. Hardt i Negri definiują dobro wspólne jako 'rezultaty produkcji społecznej, które są niezbędne do interakcji społecznych i dalszej produkcji… Ta koncepcja dobra wspólnego nie stawia ludzkości w oderwaniu od natury, jako jej wyzyskiwacza lub opiekuna, ale skupia się raczej na praktykach interakcji, opieki i współzamieszkiwania'. W The Magna Carta Manifesto historyk Peter Linebaugh używa czasownika 'commoning' zamiast rzeczownika 'common', aby odnieść się do 'aktywności, która wyraża się w relacjach społecznych, które są nierozerwalnie związane z relacjami z naturą'. Umieszczając prawo do mobilności i prawo migrantów do dobrobytu w ramach procesów uwspólniania kwestionuje się zarówno zagarniającą logikę prawa, jak i zasadę niedoboru ekonomicznego. W tym miejscu opieram się na pracy Gibson-Graham i ich współpracownikach, którzy wykorzystują rozumienie uwspólniania, zaproponowane przez Linebaugha i podkreślają relacyjny wymiar, jaki się z nim wiąże, a także fakt, że 'społeczności powstają poprzez proces uwspólniania' (Gibson-Graham i in.).

Zamiast postrzegać społeczności jako coś ustalonego z góry, raz na zawsze, feministyczne ekonomistki polityczne konceptualizują je jako rezultat sposobów bycia wspólnie (Gibson-Graham). Sugeruję, że uwspólnianie, postrzegane jako proces relacyjny, a dobra wspólne jako soczewki analityczne, można dalej artykułować, aby zakłócić uszczuplającą logikę praw. Wbrew zasadzie niedoboru, perspektywa uwspólniania podkreśla, że ​​roszczenia i walki migrantów o prawa podnoszą i rozszerzają – a nie ograniczają – prawa dla wszystkich, ponieważ kwestionują nie tylko wykluczającą granicę obywatelstwa, ale także stopnie poniżenia i nędzy społeczno-ekonomicznej, które dotykają również (niektórych) obywateli. Uwspólnianie nie jest tylko wynikiem cyrkulacji wiedzy i praktyk wśród samych migrantów; wynika również z tymczasowych sojuszy transwersalnych między migrantami a obywatelami, którzy walczą o sprawiedliwość w zakresie mobilności i równy dostęp do zasobów ekonomicznych i społecznych. Nawiązuje to do tego, co Peter Nyers nazywa 'abjektalnym kosmopolityzmem', w którym nieuprawniona obecność i zmagania odrzuconych podmiotów (abjektów) 'prowokują fundamentalne pytania o politykę: Kto mówi? Kto się liczy? Kto przynależy? Kto może wyrażać siebie politycznie? Krótko mówiąc, kto może być polityczny?'.

Z takiego punktu widzenia prawo do mobilności można rozumieć jako prawo nienormatywne, które jest rezultatem działania granicy; i co za tym idzie, można je postrzegać jako prawo, które nie jest wyłącznie indywidualne, ale przyczynia się do wzmocnienia uwspólniania w społeczności opartych na polityce obecności (Gibson-Graham i in.). Jeśli odejdziemy od normatywnego pojmowania prawa do mobilności, nie będzie chodziło o obronę takiego prawa na poziomie abstrakcyjnym, ale o wspieranie idei, że jest ono uzyskiwane poprzez praktyki nieuprawnionego przemieszczania się i obecności. Myślenie o prawie do mobilności jako o prawie nie wyłącznie indywidualnym wiąże się z podkreślaniem, że jest ono wynikiem utrzymywania się 'niesfornej' mobilności, realizowanej nie przez jednorodną lub spójną grupę, ale raczej przez migrantów, którzy zmieniają się w czasie. W niektórych przypadkach obecność i przejście migrantów są ulotne; w innych przypadkach są bardziej długotrwałe. Tak czy inaczej, to właśnie poprzez powtarzaną – nawet jeśli tymczasową – (nieuprawnioną) obecność migrantów prawo do mobilności jest osadzone i ugruntowane w praktyce. Przemyślenie prawa do mobilności poza normatywnymi i indywidualistycznymi ramami pozwala nam wyjść z uszczuplającej logiki, która podtrzymuje grę o prawa o sumie zerowej.

(...) 'Musieliśmy nie tylko domagać się legalistycznych uprawnień w istniejącym społeczeństwie, ale także domagać się praw rzeczowych – w pracy, mieszkalnictwie, opiece zdrowotnej, edukacji itd. – i kwestionować samą strukturę społeczeństwa' (Davis). Nie oznacza to w żadnym wypadku pomijania różnych form ucisku i eksploatacji; wręcz przeciwnie, jak podkreślano w radykalnej debacie feministycznej, ważne jest zbadanie 'specyfiki poszczególnych form ucisku, zrozumienie powiązań z innymi formami ucisku i zbudowanie modelu artykulacji politycznej, który przekształci pierwotnie zajmowane stanowiska w stały dialog' (Karakola).

(...) Współczesna perspektywa abolicjonistyczna na granice obejmuje zwrócenie uwagi na walki migrantów o przestrzenie, w których mogą żyć, a także o dostęp do podstawowych praw – takich jak schronienie, opieka zdrowotna, żywność i warunki sanitarne. Kryminalizacja solidarności i powtarzające się nękanie migrantów w wielu strefach przygranicznych utrudniają im dostęp do infrastruktury, która wspiera codzienne życie (Butler). Systematyczne pozbawianie migrantów materialnych warunków życia nie jest efektem ubocznym działań policji wobec migrantów; jest to raczej biopolityczna taktyka rządzenia migrantami, która polega na ujarzmianiu i krzywdzeniu ich. Dlatego wyzwaniem dla abolicjonizmu granic jest skupienie się na dwóch rzeczach jednocześnie: roszczeniach o swobodę przemieszczania się i prawo do pobytu (w tym prawo do azylu) oraz zmaganiach dotyczących warunków życia. Fakt, że dostęp do podstawowych praw socjalnych stał się terenem walki i został przekształcony w politykę antagonistyczną, może być jednym z punktów, wokół których można rozwinąć abolicjonistyczną perspektywę granic. Z tych powodów abolicjonizm graniczny rzuca światło na reprodukcję i mnożenie nierówności społeczno-ekonomicznych generowanych przez różne mechanizmy graniczne. A demontaż infrastruktury migrantów i przestrzeni nadających się do zamieszkania jest tu jednym z kluczowych aspektów. Walki z nękaniem przestrzennym i pozbawieniem infrastruktury nadającej się do zamieszkania nie powinny być postrzegane jako różne od roszczeń o azyl i swobodę przemieszczania się i pobytu.

(...) Co więcej, skupienie się na prawie do mobilności nie wystarczy, jeśli nie zostanie ono przemyślane na nowo w świetle uszczuplającej logiki prawa, która, jak zasugerowałam, może być radykalnie zakwestionowana z punktu widzenia uwspólniania i mobilnych dóbr wspólnych. Wezwania do braku granic i zniesienia granic niewiele znaczą, jeśli nie są wyrażone w szerszych roszczeniach o sprawiedliwość społeczną i przeciwko hierarchizacji ludzkości. Jest to punkt, na który kładą nacisk również feministyczne badaczki abolicjonizmu więziennego  w odniesieniu do możliwości zniesienia więzień; jak mówi Davis, 'nie można ich zatem wyeliminować, chyba że nowe instytucje i zasoby zostaną udostępnione społecznościom, z których w dużej mierze wywodzą się istoty ludzkie zaludniające populację więzienną'.

(...) W wykładzie wygłoszonym na Uniwersytecie w Montrealu w 1976 r. Michel Foucault omówił alternatywy dla więzienia, podkreślając, że w ramach więzień 'istnieje próba zmuszenia samych więźniów do udziału w opracowywaniu programów ich własnej kary, poprzez rady więźniów itd. Jest to idea, że ​​jednostka, pojedynczo lub zbiorowo, ma zaakceptować procedurę karną'. Nawet jeśli jednostki, na których skupia się ten rozdział – osoby ubiegające się o azyl w obozach dla uchodźców – nie są (oficjalnie) uwięzione, Foucaultowska krytyka alternatyw dla więzień i partycypacyjnego angażowania więźniów w ich własne uwięzienie, wysuwa na pierwszy plan to, co nazywam partycypacyjnymi mechanizmami odosobnienia. Sposoby powstrzymywania migracji są bardzo niejednorodne: składają się z archipelagów zatrzymań (Mountz) lub z różnych infrastruktur zatrzymań (Esposito i in.). Jednakże powstrzymywanie nie ogranicza się do zatrzymania; jest ono również tworzone przez polityki, prawa i środki administracyjne, które mogą zakłócać ruchy migracyjne i ograniczać swobodę wyboru miejsca ubiegania się o azyl lub miejsca zamieszkania (Spathopolou i Carasthatis). Migranci i osoby ubiegające się o azyl muszą w rzeczywistości poruszać się po szeregu przeszkód techno-biurokratycznych, a często trudno im również zorientować się, w jaki sposób zmieniły się przepisy i jak może to wpłynąć na ich status prawny.

Osoby ubiegające się o azyl i uchodźcy są coraz częściej proszeni o wypełnienie kwestionariuszy i podanie szczegółowych informacji na temat strategii radzenia sobie z życiem, podróży migracyjnych, logistyki przekraczania granic, a także potrzeb w zakresie ochrony. Dążenie do rządomyślności migracyjnej realizowanej oddolnie i w sposób partycypacyjny – to znaczy, poprzez aktywne zaangażowanie samych migrantów – jest obecnie powszechne.

(...) Wprowadzam koncepcję partycypacyjnego odosobnienia, aby określić aktywne włączanie osób ubiegających się o azyl do procesów produkcji wiedzy, która jest następnie wykorzystywana do egzekwowania ich własnego przedłużającego się przesiedlenia i odosobnienia w obozach. Co ważne, partycypacyjne odosobnienie nie opiera się na bezpośrednio przymusowych taktykach; raczej charakteryzuje się różnymi sposobami nakłaniania osób ubiegających się o azyl do uczestnictwa w imię ich własnego dobra. W książce The Undercommons Stefano Harney i Fred Moten przekonująco wskazują na 'zaproszenie do rządomyślności', na które podmioty są wielokrotnie narażone; 'jest to dokonywane poprzez przeniesienie odpowiedzialności, a praca niematerialna jest odrywana od witalności życia, od jego naczynia, poprzez przejęcie odpowiedzialności, podczas gdy życie jest teraz postrzegane przez swoją jawną nieodpowiedzialność'. Rozwijając tę ​​koncepcję dalej, można argumentować, że zaproszenie do rządomyślności wyraża się w nieodpłatnej pracy, którą ludzie wykonują, gdy są zaangażowani w działania partycypacyjne, aby dostarczyć informacje zwrotne na temat usług, i że implicite wyrażają oni zgodę na bycie przedmiotem ekstrakcji wiedzy, która jest wykorzystywana do dalszego egzekwowania form kontroli i rządzenia.

Mówienie o zaproszeniu do rządomyślności pozwala nam również rzucić światło na liczne formy interpelacji, których przedmiotem są jednostki, i na to, jak są one popychane do uczestnictwa w imię ich własnego dobra. Innymi słowy, zaproszenie do rządzenia, na które podmioty są narażone w różnych kontekstach, często przeradza się w formy subtelnego przymusu, który pociągają za sobą bezpośredni udział jednostek. Tryby partycypacyjnego odosobnienia, które są stosowane w humanitaryzmie uchodźczym, można analizować, jak sądzę, w ramach takiego zaproszenia do rządomyślności, którym objęci są, podobnie jak wielu innych, azylanci i uchodźcy. Podążając za Harneyem i Motenem, przymus nie zawsze jest jawny i bezpośredni, ani nazbyt widoczny, a czasami opiera się na działaniach partycypacyjnych i formalnym konsensusie. Utrudnia to opracowanie krytycznego dyskursu kontroli i powstrzymywania. Jednocześnie ważne jest podkreślenie, że jeśli zaproszenie do rządomyślności jest powszechne, to w humanitaryzmie uchodźczym opiera się ono na wyraźnych asymetriach i hierarchiach między uchodźcami a podmiotami okazującymi humanitaryzm (Fassin; Ticktin). Tak więc tryb podporządkowania typu peer-to-peer zachodzący między podmiotami, które zapraszane są do dyskursu rządomyślności, jest zasadniczo zmodyfikowany w kontekście uchodźczym.

(...) Zrozumienie ekstraktywnej ekonomii humanitaryzmu pozwala nam odkryć subtelne formy przymusu wprowadzane w rządomyślność uchodźców poprzez tryby partycypacyjnego odosobnienia. W związku z tym pryzmat ekstraktywnego humanitaryzmu rzuca światło na nieodpłatną pracę osób ubiegających się o azyl, która jest maskowana jako 'dobrowolne' działania. Wraz z najbardziej jaskrawymi aktami przemocy granicznej, przymus i wyzysk są egzekwowane również poprzez pasożytnicze i podstępne procesy partycypacyjne. Uchodźcy są źródłem działań związanych z ekstrakcją danych, a te ostatnie nie dotyczą tylko ciała i śladów biometrycznych, ale także ich własnych zachowań, czynów i mobilności. Ekstrakcyjny humanitaryzm opiera się również na operacjach ekstrakcji wiedzy. Zapożyczam koncepcję ekstrakcji wiedzy od ekonomistów politycznych, takich jak Christian Marazzi, który wysuwa na pierwszy plan centralne miejsce wiedzy i komunikacji w procesach akumulacji. Mówiąc o ekstrakcji, możemy umieścić w centrum powiązane tryby (często niewidocznej) eksploatacji i nieodpłatnej pracy wchodzące w grę w tych procesach. (...) Ekstrakcja wiedzy wymaga proaktywnego udziału ze strony uchodźców, o ile ekstrakcja ma oznaczać, że ​​informacje są dostarczane przez samych uchodźców. Migranci są celem procesów ekstrakcji wiedzy na różnych etapach ich podróży – i to nie tylko w obozach dla uchodźców.

(...) Zatem, biorąc pod uwagę rosnącą centralność odgrywaną przez tak zwane podejścia partycypacyjne w rządomyślności uchodźców, jakie jest pole manewru, w zakresie wyobrażenia sobie nieekstrakcyjnego i nieeksploatacyjnego uczestnictwa uchodźców? Właściwie zależy to od tego, do czego i z kim ten udział ma służyć. Innymi słowy, nie chodzi o to, czy uchodźcy mogą uczestniczyć w swojej własnej rządomyślności w sposób nieeksploatacyjny, ale raczej o to, czy istnieje jakiekolwiek pole manewru dla praktyk partycypacyjnych, których celem jest ujawnienie z natury wykluczającego charakteru systemu uchodźczego, a nie wzmacnianie odosobnienia i zależności? Czy udział osób zatrzymanych lub, szerzej, objętych spektrum odosobnienia, może zostać przejęty i zastosowany jako część polityki transformacyjnej? W tym względzie chciałabym odwołać się do doświadczenia politycznego Centrum Informacji o Stanie Więzień (GIP). Grupa ta – utworzona przez Michela Foucaulta, Gilles’a Deleuze’a, Daniela Deferta i innych francuskich intelektualistów, a także więźniów, byłych więźniów i członków ich rodzin – rozpoczęła w 1971 r. to, co Foucault nazywa 'badaniem tego, co jest nie do zniesienia', którego celem było 'pozwolenie, aby to, co jest nie do zniesienia – narzucane siłą i milczeniem – przestało być akceptowane'. Praktyka badania tego, co nie do zniesienia, była zbiorowo samoorganizowaną praktyką partycypacyjną ukierunkowaną na ujawnienie tego, co w odosobnieniu nieznośne.

Celem dystrybucji wśród osadzonych kwestionariusza, opracowanego przez byłych więźniów i opartego na ich żądaniach, z pytaniami o warunki panujące w więzieniu, nie było 'dochodzenie socjologiczne', ale raczej 'pozwolenie tym, którzy mają doświadczenie bycia w więzieniu, zabrać głos'; 'nie chodzi o to, że potrzebują nas, aby pomóc im podnieść świadomość: świadomość ucisku jest tam krystalicznie czysta, dobrze znają swego wroga. Ale obecny system odmawia im możliwości wyrażania się i organizowania' (Foucault). Udział osadzonych w dochodzeniu w sprawie tego, co nie do zniesienia nie skutkował wysuwaniem alternatyw dla więzień, a tym samym zalecaniem sposobów stosowania subtelnego przymusu, ani w żaden sposób nie reformował systemu karnego; raczej wzmocnił 'aktywną nietolerancję' wobec niego (Foucault). Tak więc w tym przypadku współtworzenie i rozpowszechnianie wiedzy o więzieniu przez osadzonych okazało się walką samą w sobie, a nie tylko narzędziem do uczynienia walki widoczną: 'wiedza, reakcje, oburzenia, refleksje na temat sytuacji penitencjarnej – wszystko to istnieje na poziomie indywidualnym, ale wciąż nie wychodzi na jaw… informacja musi odbić się echem. Doświadczenie indywidualne musi zostać przekształcone w wiedzę zbiorową. To znaczy w wiedzę polityczną' (Foucault i Vidal-Naquet).

(...) Historia 'tajnych' przejść migrantów i kontroli granicznych jest nieprzeciętnie wyrywkowa i rozproszona w wielu archiwach. A pamięć zbiorowa na temat, która jest osadzana i współdzielona, jest, jak sądzę, niesławna. Mówiąc o niesławnej pamięci, przypominam sobie refleksje Michela Foucaulta w Żywotach niesławnych ludzi na temat życia ludzi, którzy 'należą do miliardów istnień, które są przeznaczone, by przeminąć bez śladu. […] To, co ratuje ich z ciemności nocy, to spotkanie z władzą: bez tego zderzenia niewątpliwie nie byłoby już ani jednego słowa, by przypomnieć ich ulotne przemijanie'. Rzeczywiście, historyczne zapisy i ślady nieautoryzowanych przekroczeń granicy przez migrantów, mobilizacji solidarnościowych i operacji policyjnych mających na celu skrzywdzenie i odepchnięcie migrantów są zarówno skąpe, jak i rozproszone w różnych archiwach. Pamięć zachowana w różnych miejscach Europy na temat obecności i przejść migrantów jest w pewnym stopniu niesławna, ponieważ dotyczy obywateli zmuszonych do migracji w celach zarobkowych lub ucieczki, albo cudzoziemców w tranzycie, których pamięć nie jest uznawana za istotną dla zbiorowej historii narodu. Jednak to właśnie ta niekompletność i pozornie trywialny charakter pamięci o migracji sprawia, że ​​jest ona politycznie i teoretycznie istotna.

(...) Celem takiego genealogicznego dochodzenia nie jest przekształcenie niesławnej pamięci o migracji i przemocy na granicy w pamięć chwalebną, ale raczej uczynienie jej częścią historii publicznej i jednocześnie pokazanie, w jaki sposób przeszłe ruchy, migracje i sposoby kontrolowania mobilności odbijają się echem w teraźniejszości. Produkcja i upolitycznienie zbiorowej pamięci o migracji jest ostatecznie związane z tym, co Michel de Certeau nazywa 'społeczną historią pamięci', która powstrzymuje się od upamiętniania, a także od wszelkiej nostalgii za przeszłością. Celem odtwarzania genealogii przejść migracyjnych i kontroli granicznych nie jest upamiętnienie. W rzeczywistości upamiętnienie migracji ostatecznie oznaczałoby jej utrwalenie w przeszłości, jako czegoś, co należy pamiętać, zamiast badania, w jakim stopniu nadal kształtuje ona współczesne zmagania o ruch. W przeciwieństwie do procesów upamiętnienia, odtwarzanie genealogii przejść migracyjnych może służyć 'mobilizacji pamięci' przeciwko 'ruchom regresywnym', które przywracają mity narodowe (Hirsch). Tak więc zamiast postrzegać pamięć o migracji wyłącznie jako narzędzie przestrzeni pamięci, można ją zmobilizować jako jeden ze sposobów na, między innymi, pobudzenie zaangażowania politycznego przeciwko przemocy granicznej. W rzeczywistości procesy tworzenia pamięci czasami pozwalają nam łączyć przeszłe i obecne niesprawiedliwości społeczne, a nie tylko pamiętać rany przeszłości. Albo, w niektórych przypadkach, mogą wywołać mobilizacje.

(...) Pamięć zbiorowa jest pojmowana zgodnie z podwójnym znaczeniem pamięci migrantów i pamięci o migracji – to znaczy pamięci wytwarzanej i dzielonej przez samych migrantów oraz pamięci o migrantach, generowanej i osadzanej w danym miejscu. Pamięć migracji, jak wyjaśniłam to wcześniej, jest rozproszona w różnych archiwach i miejscach i jest konstytutywnie fragmentaryczna. Pamięć migrantów jest podobnie częściowa i chociaż może nie być oficjalnych repozytoriów takiej pamięci, to możemy mówić o archiwach oddolnych lub kontrarchiwach w trakcie tworzenia, generowanych przez samych migrantów. Dalekie od bycia repozytoriami upamiętnienia, kontrarchiwa w trakcie tworzenia, które wyłaniają się z zmagań migrantów, składają się z osadzania i obiegu wiedzy, taktyk i praktyk. Niemniej jednak pamięć migrantów nie dotyczy tylko migrantów. Jeśli to poprzez procesy uwspólniania powstają nowe społeczności (Gibson-Graham i in., 2016), to pamięć migrantów i na ich temat powinna przyczyniać się do zakłócenia podziału migrant/obywatel. Oznacza to, że genealogię i pamięć solidarności oraz przejść migracyjnych można wykorzystać w celu odejścia od roszczeń dotyczących praw opartych na jednostkach na rzecz uwspólniania i tworzenia mobilnych dóbr wspólnych.

(...) Zbiedzy nie tylko uciekają od czegoś (od pracy skazańców, wyzysku, niewolnictwa); uciekają również dla lepszego życia i ku niemu. Innymi słowy, historia uciekinierów nie dotyczy tylko cichych wycofań i odmów wyrażanych poprzez ucieczkę; dotyczy ona również projektów transformacyjnego życia i sprawczości ludzi w zakresie odmowy wyzyskujących warunków pracy i wyobrażania sobie alternatywnych społeczności politycznych. Stawką są wyjątkowo nieredukowalne projekty życiowe, które wykraczają daleko poza same akty ucieczki i przekroczenia granicy. Historia oddolna o niewolnikach, marynarzach i skazańcach, którzy uciekli, uczy nas, że nie były to tylko indywidualne akty ucieczki, ale raczej wiele osób uciekających w grupach, zbiorowo; i co ważne, nawet gdy uciekali indywidualnie, możliwość ucieczki była wynikiem sedymentacji i cyrkulacji zbiorowej wiedzy taktycznej.

(...) Dokładna kartografia przestrzeni europejskiej musiałaby obejmować przestrzenie i szlaki, które migranci otworzyli poprzez swoje walki i ruchy, a także ich tymczasową lub długotrwałą obecność. Tymczasowe obozy, zajmowanie opuszczonych budynków, górskie szlaki, szlaki morskie i lądowe – ta heterogeniczność ruchomych, tymczasowych i stałych punktów orientacyjnych stanowi to, co można nazwać Europą migrancką. Niektóre z tych przestrzeni zostały brutalnie wysiedlone, a niektóre szlaki zostały zamknięte przez państwa. Inne przetrwały i istnieją nadal. A jednak geografia migrantów nie wytwarza tylko śladów przestrzennych; uwzględnienie pojawienia się, trwałości i wymazania szlaków migracyjnych, obozów i przestrzeni wiąże się z oswojeniem się z temporalnością i pamięcią migracji i przemocy granicznej. W ciągu ostatnich kilku lat niektóre miejsca znalazły się w centrum naszej wyobraźni, zmuszając nas do 'rozpoznania pewnego rodzaju równoległej geografii' składającej się z tymczasowych prowizorycznych obozów, stref odosobnienia i zgromadzeń migrantów (Beneduce). Stawia nas to przed metodologiczną zagadką badania zanikających przestrzeni i nieformalnych punktów zapalnych, które rozrosły się jak grzyby po deszczu w całej Europie. Niektóre z nich mają dość długą historię, inne powstały niedawno, a jeszcze inne zostały oficjalnie zamknięte lub brutalnie eksmitowane, chociaż życie migrantów w nich trwa nadal".

 

M. Tazzioli, Border Abolitionism: Migrants' containment and the genealogies of struggles and rescue, Manchester 2023.

niedziela, 15 września 2024

Settler enclosures and The Red Spirits / Grodzenia osadnicze i Czerwone Duchy

Settler enclosures and The Red Spirits

"A few years ago, the Ontario government recognized the hunting and fishing rights promised to the Michi Saagiig Nishnaabeg in the 1818 treaty, after refusing to do so for eighty-nine years. This made me happy. I am now able to hunt and fish in my territory without worrying that constant settler surveillance will lead to my criminalization for violating provincial fish and gaming regulations. But there is also a problem. It seems like the state is recognizing our hunting and fishing rights, on one hand, because we legally forced them to do so (using their legal system), and on the other hand, because our hunting and fishing rights no longer pose a threat to the state and to settler society. They pose no threat to cottage life in the Kawarthas, to either the family farms or the industrialized farming in the southern part of our territory, or to the cabin cruisers on the Trent-Severn Waterway. They pose no threat to the golfers in the multiple pesticide-laden courses throughout Kina Gchi Nishnaabeg-ogamig, to the sport hunters jammed onto the fragments of crown land on opening day, or to the anglers on the lakes and rivers following the regulatory seasons of the Ministry of Natural Resources. They pose no threat to settler land acquisition. Harvesting is no longer the economic fabric of our nation. Dispossession in our territory is now so complete that there is almost no place to hunt. The recognition of these rights seemingly poses no economic or political threat to settlers, because hunting and fishing can now really be practiced in this territory only on a microscale, as a hobby. And to keep it that way, the provincial recognition of these rights did not come with a return of land upon which these rights could be exercised. 

I hunt anyway. We hunt anyway—on the small patches of “crown” land, with permission on private land, without permission on “private land,” and in the places where our people have always hunted. Just like we do ceremony in campgrounds, in interpretive centers, and in church basements, in the places our people have always done ceremony. Just like we pick medicine in ditches, in farmers’ fields, and in tiny forests, where our people have always picked medicines. Just like we rice, launch canoes on the sides of roads or from private docks or lawns, and spearfish in the spring, in the places we always have. 

While being out on the land in my territory can be wonderful, it is also heartbreaking because my primary experience of being a Michi Saagiiig Nishnaabekwe in my territory is one of continual dispossession. I am constantly reminded of this through the physical destruction of terrestrial and aquatic ecosystems, by the construction of monster cottages in our campsites and sacred places, by the physical barriers of roads, lift locks, farms, and golf courses, by the sheer volume of boat traffic, jet skis, and leaf blowers in the summer, and by the settler erasure and surveillance that reminds me, according to them, I am not supposed to be here. I grew up physically disconnected from my territory. I grew up cognitively disconnected from Nishnaabeg thought and language. I grew up, like other Michi Saagiig Nishnaabeg, in the United Church as opposed to our own spiritual practices. I grew up disconnected from my own power as a kwezens and later as a kwe. I grew up disconnected from the practices of Nishnaabewin. I also refuse that reality.

The removal of Michi Saagiig Nishnaabeg bodies from the land, from the present, and from all of the relationships that are meaningful to us, politically and otherwise, is the meta-relationship my Ancestors and I have with Canada. This was accomplished and is maintained through land theft as a result of unethical treaty making and the murdering, disappearing, assimilating, and erasing of Michi Saagiig Nishnaabeg bodies and presence from the north shore of Lake Ontario. A great deal of the colonizer’s energy has gone into breaking the intimate connection of Nishnaabeg bodies (and minds and spirits) to each other and to the practices and associated knowledges that connect us to land, because this is the base of our power. This means land and bodies are commodified as capital under settler colonialism and are naturalized as objects for exploitation.

(...) Indigenous bodies, particularly the bodies of 2SQ people, children, and women, represented the lived alternative to heteronormative constructions of gender, political systems, and rules of descent. They are political orders. They represent alternative Indigenous political systems that refuse to replicate capitalism, heteropatriarchy, and whiteness. They are the embodied representation in the eyes of the colonizers of land, reproduction, Indigenous governance, and political systems.5 They reproduce and amplify Indigeneity, and so it is these bodies that must be eradicated—disappeared and erased into Canadian society, outright murdered, or damaged to the point where we can no longer reproduce Indigeneity.6 The attack on our bodies, minds, and spirits, and the intimate trauma this encodes is how dispossession is maintained. This is why the bodies of children and the structure of our families were attacked through the residential and day school system and continue to be targeted through the state’s child welfare system and state-run education system. This is why the bodies of women and 2SQ people as well as men are attacked through outright murder, imposed poverty, criminalization, assimilation, addictions, physical and mental illness, legislative disappearance, ongoing cognitive imperialism, racisms, and the heteropatriarchy of Canadian society. Our bodies are taken from us, and if they are handed back to us at all, they are battered, bruised, neglected, and broken. So Indigenous bodies have to work very hard first to be alive and second to exist as Indigenous peoples. The “social ills” in our communities Canadians so love to talk about are simply manifestations of the hurt and trauma from the ongoing violence of dispossession. They are the symptoms, not the disease. “Fixing” the “social ills” without addressing the politics of land and body dispossession serves only to reinforce settler colonialism, because it doesn’t stop the system that causes the harm in the first place while also creating the opportunity for neoliberalism to benevolently provide just enough ill-conceived programming and “funding” to keep us in a constant state of crisis, which inevitably they market as our fault.

The Canadian state has always been primarily interested in acquiring the “legal” rights to our land for settlement and for the extraction of natural resources. The removal and erasure of Michi Saagiig Nishnaabeg bodies from land make it easier for the state to acquire and maintain sovereignty over land because this not only removes physical resistance to dispossession, it also erases the political orders and relationships housed within Indigenous bodies that attach our bodies to our land. The results are always the same: the fictitious creation of the Canadian mythology that if Indigenous nations existed, they did so in politically primitive forms in the distant past; that if Canada has any colonial baggage, it is also firmly in the past; and that while some unfortunate things might have happened, again in the past, it is time to put that aside and start a new relationship where we are now; that is, with Canada having full and unchallenged jurisdiction over all the land within its borders; that is, in this new relationship, we will not be talking about land, and we will certainly not be talking about land restitution.

Dispossession for kwe is not just about the removal of my body from the land. It is the removal of my body from Michi Saagiig Nishnaabeg intelligence or grounded normativity, and then the attempted destruction of grounded normativity itself. It is the Christianization of my spirit. It is the theft of my sexuality. It is the theft of my emotional life, which is now overwhelmed processing a backlog of trauma and the ongoing daily violence of being Indigenous in Canada. It is the violent extraction of my body, mind, emotions, and spirit and the relationships they house from Nishnaabewin, the relational structure that attaches me to Aki. Aki is not capital. It is not a commodity. Kwe is not capital. Kwe is not a commodity. Throughout my life, the land-based people I have come in contact with categorically refuse this expansive dispossession. In some ways, this refusal is acute in my homeland because we have so little Nishnaabeg space left. My people are out on the land, even if we are criminalized, even if we have to ask settlers for false permission, even though the land is not pristine, even though, even though. This is in part because within Nishnaabeg thought, the opposite of dispossession is not possession, it is deep, reciprocal, consensual attachment. Indigenous bodies don’t relate to the land by possessing or owning it or having control over it. We relate to land through connection—generative, affirmative, complex, overlapping, and nonlinear relationship. The reverse process of dispossession within Indigenous thought then is Nishnaabeg intelligence, Nishnaabewin. The opposite of dispossession within Indigenous thought is grounded normativity. This is our power.

What does all of this mean in terms of building radical Indigenous nation-based resurgences? It means recognizing that dispossession is our relationship with the state, and like our Ancestors, we simultaneously refuse dispossession as a foundational force in our lives. It means we have to think of dispossession in more complex terms than just land loss. We have to think of expansive dispossession as a gendered removal of our bodies and minds from our nation and place-based grounded normativities.
 
(...) Grounded normativity is the base of our political systems, economy, and nationhood, and it creates process-centered modes of living that generate profoundly different conceptualizations of nationhood and governmentality—ones that aren’t based on enclosure, authoritarian power, and hierarchy. The term itself is far less important in Indigenous circles; we’ve always known our way of life comes from the place or land through the practice of our modes of intelligence. We know that place includes land and waters, plants and animals, and the spiritual world—a peopled cosmos of influencing powers. We know that our practices code and reveal knowledge, and our knowledge codes and reveals practices. We know the individual values we animate in those lives in turn create intimate relationships with our family and all aspects of creation, which in turn create a fluid and collective ethical framework that we in turn practice. I think in the context of my own nation, the term Nishnaabewin—all of the associated practices, knowledge, and ethics that make us Nishnaabeg and construct the Nishnaabeg world—is the closest thing to Coulthard’s grounded normativity. I use the term interchangeably with Nishnaabeg intelligence, like Coulthard, as a strategic intervention into how the colonial world and the academy position, construct, contain, and shrink Indigenous knowledge systems. 

In this sense, in the past, Nishnaabeg woke up each morning and built Nishnaabeg life every day, using our knowledge and practices because this is what we are encouraged to do in our creation stories; these are our original instructions. This procedure or practice of living, theory and praxis intertwined, is generated through relations with Michi Saagiig Nishnaabeg land, land that is constructed and defined by our intimate spiritual, emotional, and physical relationship with it. The procedure is our grounded normativity. Living is a creative act, with selfdetermined making or producing at its core. Colonized life is so intensely about consumption that the idea of making is reserved for artists at best and hobbies at worst. Making is not seen as the material basis for experiencing and influencing the world. Yet, Nishnaabeg life didn’t rely on institutionality to hold the structure of life. We relied upon process that created networked relationship. Our intelligence system is a series of interconnected and overlapping algorithms—stories, ceremonies, and the land itself are procedures for solving the problems of life. Networked because the modes of communication and interaction between beings occur in complex nonlinear forms, across time and space. There is necessarily substantial overlap in networked responsibilities, such that the loss of a component of the network can self-correct and rebalance.

(...) Biiskabiyang—the process of returning to ourselves, a reengagement with the things we have left behind, a reemergence, an unfolding from the inside out—is a concept, an individual and collective process of decolonization and resurgence. To me, it is the embodied processes as freedom. It is a flight out of the structure of settler colonialism and into the processes and relationships of freedom and self-determination encoded and practiced within Nishnaabewin or grounded normativity. In this way, it is a form of marronage. Scholar Neil Roberts describes the concept of marronage (derived from Awawak and Tainos thought) in his book Freedom as Marronage “as a group of persons isolating themselves from a surrounding society in order to create a fully autonomous community,” like the act of retreating to the bush, or resurgence itself.

(...) Collections of stars within Nishnaabeg thought are beacons of light that work together to create doorways, like Bagone’giizhig, into other worlds. On a conceptual level, they work together to reveal theory, story, and knowledge representing a mapping of Nishnaabeg thought through the night sky and through time. It takes the light of the stars a great deal of time to reach the earth, so when we look at stars, we are actually looking from the present back into time and space. When my children were being born, Edna Manitowabi told my partner and me to watch the sky for information of what this new being’s name might be, because birth is an act of coming through the doorway between the spiritual and physical world. The people around me, supporting me, were in this way a constellation opening a doorway to the spiritual world to give physical presence to a new being. I am also a new hunter, and this comes with great responsibility. The taking of life is similar for me to the giving of living because they both involve transformations between worlds, and those transformations occur through doorways. The act of hunting requires an animal’s consent to return to the spirit world by appearing and then physically dying, allowing its spirit to travel through the doorway back to the spirit world. 

Constellations are not just physical doorways to other worlds; they also act as conceptual doorways that return us to our core essence within Nishnaabeg thought. Constellations are constantly in motion shifting with the seasons, serving as signposts indicating when it is time to tell winter stories, when the ice is no longer safe, or when it is time to move to the sugar bush. Some constellations are ceremonies, like the sweat lodge or shaking tent formations, while others are animals of the clan system. Constellations are coded mappings for Nishnaabeg for those with star literacy. They are what Jarrett Martineau describes as opaque—visible to everyone all night and unreadable theory and imagery to the colonizer or those who aren’t embedded in grounded normativity. Just as birds and other animals look to stars as guides in migration, the Nishnaabeg looked to the skyworld for knowledge and flight paths out of settler colonialism. The constellated and emergent relationships from within grounded normativity between radical resurgence, generative refusal, and reciprocal recognition, for instance, might create the potential for heightening nationhood, Indigeneity, and freedom. Similarly, Martineau writes of a slightly different conceptual constellation as a mechanism to open up flight and fugitivity in the context of radical resurgence:

'Thus far I have explicated becoming other as a strategic movement away from the terms of subjection and subjectivity, considered through strategic refusals mobilized in abjection, disidentification, détournement, and opacity. Taken together, this resistant constellation can be understood as a modality of flight, both away from identity and identity politics as such, and in anticipation of an arrival to an elsewhere that is already here, if hidden from view. This elsewhere is a decolonial turn away from the romantic rhetoric of revolutionary subjectivity represented in direct contestation against Empire'.

This is an important intervention into the use of ideas of escape, fugitivity, and flight. Indigenous thought doesn’t dissect time into past, present, and future. The future is here in the form of the practices of the present, in which the past is also here influencing. When Martineau suggests resistant constellations as flight paths to the future, he is really talking about the opaque Indigenous worlds that Indigenous peoples to varying degrees are already living within—flight paths to Nishnaabewin, flight paths to an amplified and centered grounded normativity. This works because constellations are place-based relationships, and land-based relationships are the foundation of Indigenous thought. Aki is the foundation of Nishnaabeg thought.

(...) Constellations in relationship with other constellations form flight paths out of settler colonial realities into Indigeneity. They become doorways out of the enclosure of settler colonialism and into Indigenous worlds. They can be small collectives of like-minded people working and living together, amplifying the renewal of Indigenous placebased practices. They can be larger Indigenous nations working within their own grounded normativity yet in a linked and international way. When these constellations work in international relationship to other constellations, the fabric of the night sky changes: movements are built, particularly if constellations of coresistance create mechanisms for communication, strategic movement, accountability to each other, and shared decisionmaking practices.

(...) For Michi Saagiig Nishnaabeg living Nishnaabewin, material wealth simply didn’t make sense, because we never settled in one place. We were constantly moving throughout our territory in a deliberate way, carrying and making our belongings as we went. Having a lot of stuff made life more difficult on a practical level. On an ethical level, it was an indication of imbalance within the larger system of life. When Nishnaabeg are historicized by settler colonial thought as “less technologically developed,” there is an assumption that we weren’t capitalists because we couldn’t be—we didn’t have the wisdom or the technology to accumulate capital, until the Europeans arrived and the fur trade happened. This is incorrect. We certainly had the technology and the wisdom to develop this kind of economy, or rather we had the ethics and knowledge within grounded normativity to not develop this system, because to do so would have violated our fundamental values and ethics regarding how we relate to each other and the natural world. We chose not to, repeatedly, over our history.

Similarly, we don’t have this idea of private property or “the commons.” We practice life over a territory with boundaries that were overlapping areas of increased international Indigenous presence, maintained by more intense ceremonial and diplomatic relationship, not necessarily by police, armies, and violence, although under great threat we mobilized to protect what was meaningful to us. Our authority was grounded and confined to our own body and the relationships that make up our body, not as a mechanism for controlling other bodies or mechanisms of production but as structures and practices that are the very practices of Nishnaabeg life. We have stories warning us of the perils of profit—gain achieved not through hard work within grounded normativity but gain, benefit, and advantage achieved in disproportion to effort and skill or exploitation. Nanabush is the most obvious example of all of this. He experiments with capitalist modes of production when he tries to get various beings—skunks, ducks, geese, for example—to do the hard work of life for his own personal gain and accumulation. He tries in various stories to outsource the work of feeding himself, and disaster ensues. There are stories where he is greedy; he experiments with capital accumulation, and disaster ensues. There are stories of Nanabush manipulating animals to create competitive markets for his goods and services, and again disaster ensues. There are stories where Nanabush engages in a host of exploitive and extractivist practices at the expense of plants, animals, or the Nishnaabeg, and this results in his demise. His preference in these stories is to employ various beings of creation in service to him, while he lounges around and enjoys the profit of this unequal labor. He is categorically met with his demise every time, and eventually he learns his lesson. One of his brothers, however, does not. He insists that the community feed him by hunting, fishing, and gathering on his behalf. We do, because we are kind, empathic, and decent people. We give him time to work his shit out. We try to bring him back into the fold by encouraging him to be a self-determining part of the collective by engaging in some practice, any practice really. Nanabush’s other brother, in a similar circumstance, becomes an artist as a way of contributing and living in our nation and is celebrated for his contribution. But this brother, the lazy one, doesn’t. Eventually, the nation can no longer carry him, and he withers away and dies. His death is a transformation, and he becomes the moss on the rocks that you see in our territory. Moss reminds us. Moss, like pine trees, or maple trees, or geese, is an algorithm, a practice for solving a problem, and all of these Nishnaabeg algorithms are profoundly anticapitalist at their core. To me, Nanabush embodies anticapitalism because the system of grounded normativity within which he exists demands nothing less. Capitalism cannot exist within grounded normativity.

(...) Nishnaabewin did not and does not prepare children for successful career paths in a hypercapitalistic system. It is designed to create self-motivated, self-directed, community-minded, interdependent, brilliant, loving citizens who at their core uphold our ideals around family, community, and nationhood by valuing their intelligences, their diversity, their desires and gifts, and their lived experiences. It encourages children to find their joy and place it at the center of their lives. It encourages children to value consent. This was the key to building nations where exploitation was unthinkable. But don’t our children have to live in a hypercapitalistic system? Well yes, and if we are going to survive this as Nishnaabeg, we need to create generations of people who are capable of actualizing radical decolonization, diversity, transformation, and local economic alternatives to capitalism. The beauty of culturally inherent resurgence is that it challenges settler colonial dissections of our territories and our bodies into reserve/city or rural/urban dichotomies. All Canadian cities are on Indigenous lands. Indigenous presence is attacked in all geographies. In reality, the majority of Indigenous peoples move regularly through reserves, cities, towns, and rural areas. We have found ways to connect to the land and our stories and to live our intelligences no matter how urban or how destroyed our homelands have become. While it is critical that we grow and nurture a generation of people who can think within the land and have tremendous knowledge and connection to Aki, this doesn’t have to take away from the contributions of urban Indigenous communities to our collective resurgence. Cities have becomes sites of tremendous activism and resistance and of artistic, cultural, and linguistic revival and regeneration, and this comes from the land. Whether urban or rural, city or reserve, the shift that Indigenous systems of intelligence compel us to make is one from capitalistic consumer to cultural producer. Radical resurgent education is therefore at the heart of the Radical Resurgence Project because it rebelliously replicates nation-based Indigeneity. (...) 'the freedom realized through flight and refusal is the freedom to imagine and create an elsewhere in the here; a present future beyond the imaginative and territorial bounds of colonialism. It is a performance of other worlds, an embodied practice of flight'."

L.B. Simpson, As We Have Always Done: Indigenous Freedom Through Radical Resistance, Minneapolis and London 2017.


Grodzenia osadnicze i Czerwone Duchy

"Kilka lat temu rząd prowincji Ontario uznał prawa do polowań i połowu ryb przyobiecane plemieniu Michi Saagiig Nishnaabeg w traktacie z 1818 roku, po osiemdziesięciu dziewięciu latach ciągłej odmowy. To mnie uszczęśliwiło. Teraz mogę polować i łowić ryby na swoim terytorium, nie martwiąc się tym, że stały nadzór osadników doprowadzi do kryminalizacji moich działań pod pretekstem naruszenia przepisów dotyczących rybołówstwa i łowiectwa w prowincji. Ale to nie koniec problemu. Wygląda na to, że państwo uznaje nasze prawa do polowań i połowu ryb, ponieważ, z jednej strony, prawnie zmusiliśmy je do tego (używając do tego jego systemu prawnego), a z drugiej strony, ponieważ nasze prawa do polowań i połowu ryb nie stanowią już zagrożenia dla państwa i społeczeństwa osadników. Nie stanowią one zagrożenia dla życia w domkach letniskowych w Kawarthas, ani dla gospodarstw rodzinnych, ani dla rolnictwa przemysłowego w południowej części naszego terytorium, ani dla statków wycieczkowych na szlaku wodnym Trent-Severn. Nie stanowią żadnego zagrożenia dla golfistów na licznych polach golfowych pełnych pestycydów w całym Kina Gchi Nishnaabeg-ogamig, dla myśliwych stłoczonych na fragmentach ziemi koronnej w dniu otwarcia sezonu, ani dla wędkarzy na jeziorach i rzekach po sezonach regulacyjnych Ministerstwa Zasobów Naturalnych. Nie stanowią żadnego zagrożenia dla przejmowania ziemi przez osadników. Zbieractwo nie jest już ekonomiczną tkanką naszego narodu. Wywłaszczenie na naszym terytorium jest teraz tak całkowite, że prawie nie starcza miejsca na polowanie. Uznanie tych praw pozornie nie stanowi żadnego zagrożenia ekonomicznego ani politycznego dla osadników, ponieważ polowanie i wędkarstwo mogą być teraz rzeczywiście praktykowane na tym terytorium tylko w mikroskali, jako hobby. A żeby tak miało pozostać, uznanie tych praw przez prowincję nie wiązało się ze zwrotem ziemi, na której można by te prawa wykonywać.

Poluję mimo wszystko. Polujemy mimo wszystko — na małych skrawkach ziemi 'korony', za pozwoleniem na prywatnej ziemi, bez pozwolenia na 'prywatnej ziemi' i w miejscach - w których nasi ludzie zawsze polowali. Tak jak odprawiamy ceremonie w kempingach, w centrach dziedzictwa kulturowego i w piwnicach kościelnych - w miejscach, w których nasi ludzie zawsze odprawiali ceremonie. Tak jak zbieramy lekarstwa w rowach, na polach rolników i w małych lasach - gdzie nasi ludzie zawsze zbierali lekarstwa. Tak jak zbieramy ryż, wodujemy łodzie na poboczach dróg lub z prywatnych doków i trawników i łowimy ryby wiosną - w miejscach, w których zawsze to robiliśmy.

Chociaż przebywanie na ziemi na moim terytorium może być cudowne, jest też rozdzierające serce, ponieważ moje główne doświadczenie bycia Michi Saagiiig Nishnaabekwe na moim terytorium to ciągłe wywłaszczenie. Ciągle przypomina mi się o tym poprzez fizyczne niszczenie ekosystemów lądowych i wodnych, poprzez budowę monstrualnych domków na naszych kempingach i w miejscach świętych, poprzez fizyczne bariery drogowe, opuszczane śluzy, farmy i pola golfowe, poprzez ogromny ruchu łodzi, skuterów wodnych i dmuchaw do liści latem oraz poprzez wypieranie nas i nadzór ze strony osadników, którzy przypominają mi, że według nich, że nie powinnam tu być. Dorastałam fizycznie odłączona od swojego terytorium. Dorastałam poznawczo odłączona od myśli i języka Nishnaabeg. Dorastałam, podobnie jak inni Michi Saagiig Nishnaabeg, w Zjednoczonym Kościele, w z dala od naszych własnych praktyk duchowych. Dorastałam odłączona od mojej własnej siły jako kwezen [w języku Nishnaabeg: niebinarna dziewczynka], a później jako kwe [niebinarna kobieta]. Dorastałam odłączona od praktyk Nishnaabewin [bycia Nishnaabeg]. Odrzucam tę rzeczywistość.

Usunięcie ciał Michi Saagiig Nishnaabeg z ziemi, z teraźniejszości i ze wszystkich relacji, które są dla nas znaczące, politycznie i nie tylko, jest meta-relacją, jaką moi przodkowie i ja mamy z Kanadą. Została ona ustanowiona i jest utrzymywana poprzez kradzież ziemi w wyniku nieetycznego zawierania traktatów oraz mordowania, znikania, asymilacji i wymazywania ciał Michi Saagiig Nishnaabeg i ich obecności na północnym brzegu jeziora Ontario. Znaczna część energii kolonizatora została przeznaczona na zerwanie intymnego związku ciał Nishnaabeg (oraz umysłów i duchów) ze sobą oraz z praktykami i przynależnej im wiedzy, które łączą nas z ziemią, ponieważ była to podstawa naszej siły. Oznacza to, że ziemia i ciała są przekształcane w towar - jako kapitał - w ramach kolonializmu osadniczego i są naturalizowane jako obiekty eksploatacji.

(...) Ciała tubylcze, szczególnie ciała osób o dwóch duchach (2SQ), dzieci i kobiet, reprezentowały żywotną alternatywę dla heteronormatywnych konstrukcji płci, systemów politycznych i zasad pochodzenia. Były porządkami politycznymi. Reprezentują one alternatywne, rdzenne systemy polityczne, które odmawiają powielania kapitalizmu, heteropatriarchatu i białości. W oczach kolonizatorów są one ucieleśnioną reprezentacją ziemi, reprodukcji, rdzennych rządów i systemów politycznych. Reprodukują i wzmacniają rdzenność, dlatego to te ciała muszą zostać wykorzenione — usunięte i wymazane z kanadyjskiego społeczeństwa, całkowicie zamordowane lub uszkodzone do tego stopnia, że ​​nie będziemy już w stanie odtworzyć ich rdzenności. Atak na nasze ciała, umysły i dusze oraz intymna trauma, którą to wywołuje, to sposób, w jaki podtrzymuje się wywłaszczenie. Dlatego ciała dzieci i struktura naszych rodzin zostały zaatakowane za pośrednictwem systemu szkół rezydencyjnych i dziennych i nadal są celem ataków za pośrednictwem państwowego systemu opieki społecznej i państwowego systemu edukacji. Dlatego ciała kobiet i osób 2SQ, a także mężczyzn, są atakowane poprzez jawne morderstwa, narzucone ubóstwo, kryminalizację, asymilację, uzależnienia, choroby fizyczne i psychiczne, ustawodawcze pominięcia, utrzymujący się imperializm poznawczy, rasizm i heteropatriarchat kanadyjskiego społeczeństwa. Nasze ciała są nam zabierane, a jeśli w ogóle są nam oddawane, to jako poobijane, posiniaczone, zaniedbane i złamane. Tak więc ciała tubylcze muszą bardzo ciężko pracować, aby najpierw przeżyć, a dopiero potem istnieć jako ludność tubylcza. 'Bolączki społeczne' w naszych społecznościach, o których Kanadyjczycy tak bardzo lubią mówić, są po prostu przejawami bólu i traumy trwającej przemocy wywłaszczenia. Są objawami, a nie chorobą. 'Naprawianie bolączek społecznych' bez zajmowania się polityką wywłaszczania ziemi i ciał służy jedynie wzmocnieniu kolonializmu osadniczego, ponieważ nie zatrzymuje systemu, który wyrządza krzywdę u swojego zarania, a jednocześnie stwarza okazję dla neoliberalizmu, aby ten dobroczynnie zapewnił wystarczająco dużo źle pomyślanego programowania i 'finansowania', aby utrzymać nas w ciągłym stanie kryzysu, który nieuchronnie przedstawiają jako naszą winę.

Państwo kanadyjskie zawsze było przede wszystkim zainteresowane uzyskaniem 'legalnych' praw do naszej ziemi w celu osadnictwa i wydobywania zasobów naturalnych. Usunięcie i wymazanie ciał Michi Saagiig Nishnaabeg z ziemi ułatwia państwu uzyskanie i utrzymanie suwerenności nad ziemią, ponieważ nie tylko usuwa fizyczny opór wobec wywłaszczenia, ale także usuwa porządki polityczne i relacje zawarte w ciałach tubylczych, które wiążą nasze ciała z naszą ziemią. Rezultaty są zawsze takie same: fikcyjne wytworzenie kanadyjskiej mitologii, że jeśli istniały narody tubylcze, to istniały w odległej przeszłości w pierwotnych formach politycznych; że jeśli Kanada ma jakiś bagaż kolonialny, to również należy on już do przeszłości; i że chociaż w przeszłości mogły się zdarzyć pewne niefortunne rzeczy, to nadszedł czas, aby odłożyć je na bok i rozpocząć nowe stosunki, w których jesteśmy teraz; to znaczy, że Kanada ma pełną i niekwestionowaną jurysdykcję nad wszystkimi ziemiami w swoich granicach; to znaczy, że w tych nowych stosunkach nie będziemy rozmawiać o ziemi i z pewnością nie będziemy rozmawiać o restytucji ziemi.

Wywłaszczenie w przypadku kwe nie dotyczy tylko usunięcia mojego ciała z ziemi. To usunięcie mojego ciała z inteligencji Michi Saagiig Nishnaabeg, czy też ugruntowanej normatywności, a następnie próba zniszczenia samej ugruntowanej normatywności. To chrystianizacja mojego ducha. To kradzież mojej seksualności. To kradzież mojego życia emocjonalnego, które jest teraz przytłoczone przepracowywaniem odłożonych traum i trwającej codziennej przemocy związanej z byciem rdzennym mieszkańcem Kanady. To gwałtowne wydobycie mojego ciała, umysłu, emocji i ducha oraz relacji, które one zawierają z Nishnaabewin, struktury relacyjnej, która łączy mnie z Aki [ziemią]. Aki nie jest kapitałem. To nie jest towar. Kwe nie jest kapitałem. Kwe nie jest towarem. Przez całe moje życie ludzie mieszkający na ziemi, z którymi miałam kontakt, kategorycznie odmawiali poddawaniu się temu ekspansywnemu wywłaszczeniu. W pewnym sensie ta odmowa w mojej ojczyźnie odczuwana jako tak bardzo dotkliwa, ponieważ mamy tak mało przestrzeni Nishnaabeg. Moi ludzie są na tej ziemi, nawet jeśli jesteśmy kryminalizowani, nawet jeśli musimy prosić osadników o fałszywe pozwolenie, nawet jeśli ziemia nie jest dziewicza, nawet jeśli, nawet jeśli... Dzieje się tak częściowo dlatego, że w myśli Nishnaabeg przeciwieństwem wywłaszczenia nie jest posiadanie, lecz to głębokie, wzajemne, dobrowolne przywiązanie. Ciała tubylcze nie odnoszą się do ziemi poprzez władanie nią, posiadanie jej lub kontrolę nad nią. Nawiązujemy relację z ziemią poprzez połączenie — generatywne, afirmatywne, złożone, nakładające się na siebie i nieliniowe relacje. Odwrotnym procesem wywłaszczenia w myśli tubylczej jest zatem inteligencja Nishnaabeg - Nishnaabewin [stawać się Nishnaabeg]. Przeciwieństwem wywłaszczenia w myśli tubylczej jest ugruntowana normatywność. To jest nasza siła.

Co to wszystko oznacza w kontekście projektów radykalnego odrodzenia, opartych na narodzie tubylczym? Oznacza to uznanie, że wywłaszczenie jest naszym związkiem z państwem, a my, podobnie jak nasi przodkowie, jednocześnie odrzucamy wywłaszczenie jako podstawową siłę targającą naszym życiu. Oznacza to, że musimy myśleć o wywłaszczeniu w bardziej złożonych kategoriach niż tylko utraty ziemi. Musimy myśleć o ekspansywnym wywłaszczeniu jako o upłciowionym usunięciu naszych ciał i umysłów z naszego narodu i ugruntowanych normatywności zakorzenionych w miejscu.

(...) Ugruntowana normatywność jest podstawą naszych systemów politycznych, gospodarki i narodowości, i tworzy ona procesualne sposoby życia, które generują głęboko odmienne koncepcje narodowości i rządu — takie, które nie opierają się na grodzeniu, autorytarnej władzy i hierarchii. Samo to pojęcia jest znacznie mniej istotne w kręgach rdzennych; zawsze wiedzieliśmy, że nasz sposób życia pochodzi z miejsca lub ziemi, poprzez praktykowanie naszych wzorców inteligencji. Wiemy, że miejsce obejmuje ziemię i wody, rośliny i zwierzęta oraz świat duchowy — zaludniony kosmos wpływowych mocy. Wiemy, że nasze praktyki kodują i ujawniają wiedzę, a nasza wiedza koduje i ujawnia praktyki. Wiemy, że indywidualne wartości, które ożywiamy w tych bytach, tworzą z kolei bliskie relacje z naszą rodziną i wszystkimi aspektami stworzenia, które z kolei tworzą płynne i zbiorowo ramy etyczne, które my z kolei praktykujemy. Myślę, że w kontekście mojego własnego narodu termin Nishnaabewin — wszystkie powiązane praktyki, wiedza i etyka, które czynią nas Nishnaabeg i konstruują świat Nishnaabeg — jest najbliższy wobec pojęcia ugruntowanej normatywności, którym posługuje się [Glen] Coulthard. Używam tego terminu zamiennie z inteligencją Nishnaabeg, mając na celu, podobnie jak Coulthard, strategiczną interwencję kwestionującą sposób, w jaki świat kolonialny i akademia pozycjonują, konstruują, ograniczają i umniejszają rdzenne systemy wiedzy.

W tym sensie, w przeszłości, Nishnaabeg budził się każdego ranka i budował życie Nishnaabeg każdego dnia, wykorzystując do tego naszą wiedzę i praktyki, ponieważ jesteśmy do tego zachęcani w naszych historiach stworzenia; to są nasze oryginalne instrukcje. Ta procedura lub praktyka życia, teoria i praktyka przeplatają się, są generowane poprzez relacje z ziemią Michi Saagiig Nishnaabeg, ziemią, która jest konstruowana i definiowana przez naszą intymną duchową, emocjonalną i fizyczną relację z nią. Procedura jest naszą ugruntowaną normatywnością. Życie jest aktem twórczym, którego rdzeniem jest samostanowione tworzenie lub produkcja. Skolonizowane życie jest tak intensywnie związane z konsumpcją, że idea tworzenia jest zarezerwowana w najlepszym razie dla artystów, a w najgorszym dla hobby. Tworzenie nie jest postrzegane jako materialna podstawa doświadczania i wpływania na świat. Jednak życie Nishnaabeg nie ograniczało się do instytucjonalnych struktur, aby podtrzymywać strukturę życia. Polegaliśmy na procesie, który tworzył relacje sieciowe. Nasz system inteligencji to seria powiązanych i nakładających się algorytmów — opowieści, ceremonie i sama ziemia to procedury rozwiązywania problemów życiowych. Połączone są ze sobą w sieć, ponieważ sposoby komunikacji i interakcji między istotami występują w złożonych nieliniowych formach, w czasie i przestrzeni. W ramach powiązanych ze sobą sieciowo zobowiązaniach następuje konieczne zachodzenie na siebie - tak że utrata jednego składnika sieci może się samoistnie skorygować i przywrócić równowagę.

(...) Biiskabiyang — proces powrotu do siebie, ponowne zaangażowanie się w rzeczy, które zostawiliśmy za sobą, ponowne pojawienie się, rozwijanie się od wnętrza do zewnątrz — jest koncepcją indywidualnego i zbiorowego procesu dekolonizacji i odrodzenia. Dla mnie są to ucieleśnione procesy, w których przejawia się wolność. Jest to ucieczka ze struktury kolonializmu osadniczego w procesy i relacje wolności i samostanowienia, zakodowane i praktykowane w Nishnaabewin lub ugruntowanej normatywności. W ten sposób jest to forma maroonażu. Badacz Neil Roberts opisuje koncepcję maroonażu (wywodzącą się z myśli Awawaków i Tainów) w swojej książce Freedom as Marronage 'jako grupę osób izolujących się od otaczającego społeczeństwa w celu stworzenia w pełni autonomicznej społeczności', na wzór aktu wycofania się do buszu lub odrodzenia jako takiego.

(...) Zbiory gwiazd w myśli Nishnaabeg są latarniami światła, które współpracują ze sobą, aby otworzyć drzwi, takie jak Bagone’giizhig, do innych światów. Na poziomie koncepcyjnym współpracują one ze sobą, aby ujawnić teorię, historię i wiedzę, pozwalające myśli Nishnaabeg mapować nocne niebo i upływający czas. Światło gwiazd potrzebuje dużo czasu, aby dotrzeć do Ziemi, więc kiedy patrzymy na gwiazdy, tak naprawdę patrzymy z teraźniejszości w przeszły czas i przestrzeń. Kiedy rodziły się moje dzieci, Edna Manitowabi powiedziała mojemu partnerowi i mnie, abyśmy obserwowali niebo w poszukiwaniu informacji o tym, jak może nazywać się ta nowa istota, ponieważ narodziny są aktem przejścia przez drzwi między światem duchowym i fizycznym. Ludzie wokół mnie, wspierający mnie, byli w ten sposób konstelacją otwierającą drzwi do świata duchowego, aby dać fizyczną obecność nowej istocie. Jestem również od niedawna myśliwym, a to wiąże się z wielką odpowiedzialnością. Zabieranie życia jest dla mnie podobne do dawania życia, ponieważ oba akty obejmują transformacje między światami, a te transformacje zachodzą przez drzwi. Akt polowania wymaga zgody zwierzęcia na powrót do świata duchów poprzez pojawienie się, a następnie fizyczną śmierć, pozwalającą jego duchowi podróżować przez drzwi z powrotem do świata duchów.

Konstelacje są nie tylko fizycznymi drzwiami do innych światów; działają również jako konceptualne drzwi, które przywracają nam naszej esencję w myśli Nishnaabeg. Konstelacje są w ciągłym ruchu, zmieniając się wraz z porami roku, służąc jako drogowskazy ukazujące, kiedy nadszedł czas, aby opowiedzieć zimowe historie, kiedy lód nie jest już bezpieczny lub kiedy nadszedł czas, aby przenieść się do krzaków cukrowych. Niektóre konstelacje są ceremoniami, takimi jak szałas potu lub potrząsanie namiotem, podczas gdy inne odnoszą się do zwierząt przynależnych systemom klanowym. Konstelacje są zakodowanymi mapami dla Nishnaabeg - tych, którzy mają umiejętność czytania gwiazd. Są tym, co Jarrett Martineau opisuje jako zjawiska nieprzejrzyste — widoczne dla wszystkich przez całą noc, ale nieczytelne dla kolonizatora lub tych, którzy nie są osadzeni w ugruntowanej normatywności. Podobnie jak ptaki i inne zwierzęta patrzą na gwiazdy jako na przewodników podczas swej migracji, Nishnaabeg patrzyli na świat nieba w poszukiwaniu wiedzy i linii ujścia poza kolonializm osadniczym. Konstelacje i wyłaniające się z wewnątrz ugruntowanej normatywności relacje, oscylujące między, przykładowo, radykalnym odrodzeniem, generatywnym odrzuceniem i wzajemnym uznaniem, mogą stworzyć potencjał do wzmocnienia narodowości, rdzenności i wolności. Podobnie Martineau pisze o nieco innej konstelacji jako mechanizmie otwierającym ucieczkę i zbiegostwo w kontekście radykalnego odrodzenia:

'Do tej pory wyjaśniałem stawanie się innym jako strategiczny ruch odchodzenia od warunków podporządkowania i podmiotowości, rozważany poprzez strategiczne odmowy mobilizowane w poniżeniu, dezidentyfikacji, détournement [przechwyceniu] i nieprzejrzystości. Wzięte razem, tę oporną konstelację można rozumieć jako modalność ucieczki, zarówno od tożsamości i polityki tożsamości jako takiej, jak i w oczekiwaniu na przybycie do innego miejsca, które już tu jest, choć ciągle ukryte przed wzrokiem. To inne miejsce jest dekolonialnym odwróceniem się od romantycznej retoryki rewolucyjnej podmiotowości reprezentowanej w bezpośredniej kontestacji Imperium'.

To ważna interwencja w pole myślenia idei ucieczki, zbiegostwa, ujścia. Myśl tubylcza nie rozcina czasu na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Przyszłość jest tutaj w formie praktyk teraźniejszości, w których przeszłość również się uobecnia. Kiedy Martineau sugeruje oporne konstelacje jako linia ujścia do przyszłości, tak naprawdę mówi o nieprzejrzystych światach tubylczych, w których tubylcy w różnym stopniu już żyją — linie ujścia do Nishnaabewin, linie ujścia do wzmocnionej i ugruntowanej normatywności. Linie te działaą, ponieważ konstelacje są relacjami opartymi na miejscu, a relacje oparte na ziemi są podstawą myśli tubylczej. Aki jest podstawą myśli Nishnaabeg.

(...) Konstelacje, w relacji z innymi konstelacjami, tworzą linie ujścia z realiów kolonii osadniczych do tubylczości. Stają się bramami wychodzącymi z grodzenia kolonializmu osadniczego do świata tubylczego. Mogą być małymi kolektywami podobnie myślących ludzi, pracujących i żyjących razem, wzmacniając tym samym odrodzenie tubylczych praktyk opartych na miejscu. Mogą być większymi narodami tubylczymi pracującymi w ramach własnej ugruntowanej normatywności, ale w powiązany i umiędzynarodowiony sposób. Kiedy te konstelacje działają w międzynarodowej relacji z innymi konstelacjami, struktura nocnego nieba ulega zmianie: powstają wówczas ruchy, szczególnie jeśli konstelacje współodporności tworzą mechanizmy komunikacji, strategicznego ruchu, odpowiedzialności wobec siebie nawzajem i wspólnych praktyk podejmowania decyzji.

(...) Dla Michi Saagiig Nishnaabeg zamieszkujących w Nishnaabewin, bogactwo materialne po prostu nie miało sensu, ponieważ nigdy nie osiedlaliśmy się w jednym miejscu. Ciągle przemieszczaliśmy się po naszym terytorium w sposób przemyślany, nosząc i tworząc nasze rzeczy w miarę dokonywanych postępów. Posiadanie wielu rzeczy utrudniało życie na poziomie praktycznym. Na poziomie etycznym było zaś oznaką braku równowagi w ramach większego systemu życia. Kiedy Nishnaabeg są umieszczani w historii przez kolonialną myśl osadniczą jako 'mniej rozwinięci technologicznie', opiera się to na założeniu, że nie byliśmy kapitalistami, ponieważ nie mogliśmy nimi być — nie mieliśmy wiedzy, ani technologii, aby gromadzić kapitał, dopóki nie przybyli Europejczycy i nie zaistniał handel futrami. To nieprawda. Z pewnością mieliśmy technologię i mądrość, aby rozwijać ten rodzaj gospodarki, ale było raczej tak, że mieliśmy etykę i wiedzę w ramach ugruntowanej normatywności, które mówiły nam, by nie rozwijać tego systemu, ponieważ pójście w tym kierunku naruszyłoby nasze podstawowe wartości i etykę dotyczące tego, jak odnosimy się do siebie nawzajem i do świata przyrody. Wielokrotnie w naszej historii wybieraliśmy, by tego nie robić.

Podobnie, nie mamy tej idei własności prywatnej ani 'dóbr wspólnych'. Praktykujemy życie na terytorium ograniczonym granicami, na które nakładały się na obszary zwiększonej międzynarodowej obecności rdzennej, utrzymywane przez intensywniejsze ceremonialne i dyplomatyczne relacje, niekoniecznie przez policję, armię i przemoc - chociaż w obliczu wielkiego zagrożenia mobilizowaliśmy się, aby chronić to, co było dla nas znaczące. Nasza władza była ugruntowana i ograniczona do naszego własnego ciała i relacji, które składają się na nasze ciało, nie jako mechanizmu kontrolowania innych ciał lub mechanizmów produkcji, ale jako struktur i praktyk, które są samymi praktykami życia Nishnaabeg. Mamy historie ostrzegające nas przed niebezpieczeństwami wynikającymi z ciągot do zysku — zysku osiągniętego nie poprzez ciężką pracę w ramach ugruntowanej normatywności, ale zysku, korzyści i przewagi osiągniętej w sposób nieproporcjonalny do wysiłku i umiejętności lub z eksploatacji. Historia o Nanabush jest najbardziej oczywistym przykładem na to wszystko. Eksperymentuje z kapitalistycznymi sposobami produkcji, gdy próbuje zmusić różne istoty — na przykład skunksy, kaczki, gęsi — do wykonania ciężkiej pracy dla jego własnej osobistej korzyści i akumulacji. Próbuje w różnych epizodach zlecić na zewnątrz pracę odpowiadającą za własne wyżywienie i dochodzi do katastrofy. Są historie, w których jest chciwy; eksperymentuje z akumulacją kapitału, a potem następuje katastrofa. Są historie, w których Nanabush manipuluje zwierzętami, aby stworzyć konkurencyjne rynki dla swoich towarów i usług, a potem znowu następuje katastrofa. Są historie, w których Nanabush angażuje się w szereg wyzyskujących i ekstraktywnych praktyk kosztem roślin, zwierząt lub Nishnaabeg, a to kończy się jego upadkiem. W tych historiach preferuje on zatrudnianie różnych istot stworzenia w służbie samemu sobie, podczas gdy on wyleguje się i cieszy się zyskiem z tej nierównej pracy. Za każdym razem spotyka go kategorycznie upadek i ostatecznie wyciąga z tego lekcję. Jednak jeden z jego braci tego nie robi. Nalega, aby społeczność go karmiła, polując, łowiąc ryby i zbierając w jego imieniu. My to robimy, ponieważ jesteśmy życzliwymi, empatycznymi i porządnymi ludźmi. Dajemy mu czas, aby uporządkował swoje sprawy. Próbujemy sprowadzić go z powrotem do grona, zachęcając go do bycia samostanowiącą częścią kolektywu poprzez angażowanie się w jakąś praktykę, jakąkolwiek praktykę. Inny brat Nanabusha, w podobnych okolicznościach, zostaje artystą i w ten sposób wnosi wkład i życie do naszego narodu i jest za swój wkład doceniany. Ale ten brat, ten leniwy, nie. W końcu naród nie jest już w stanie go udźwignąć, a on usycha i umiera. Jego śmierć jest transformacją i staje się on mchem na skałach, które widzisz na naszym terytorium. Mech nam przypomina. Mech, podobnie jak sosny, klony lub gęsi, jest algorytmem, praktyką rozwiązywania problemu, a wszystkie te algorytmy Nishnaabeg są głęboko antykapitalistyczne w swojej istocie. Dla mnie Nanabush uosabia antykapitalizm, ponieważ system ugruntowanej normatywności, w którym żyje, tego właśnie wymaga. Kapitalizm nie może istnieć w ramach ugruntowanej normatywności.

(...) Nishnaabewin nie przygotowywało i nie przygotowuje dzieci do udanych ścieżek kariery w systemie hiperkapitalistycznym. Jest zaprojektowany, aby tworzyć zmotywowanych, samosterownych, zorientowanych na społeczność, współzależnych, błyskotliwych, kochających obywateli, którzy w swej istocie podtrzymują nasze ideały dotyczące rodziny, społeczności i narodowości, ceniąc inteligencję, różnorodność, pragnienia i talenty oraz doświadczenia życiowe. Zachęca dzieci do znajdowania radości i umieszczania jej w centrum swojego życia. Zachęca dzieci do doceniania zgody. To był klucz do budowania narodów, w których wyzysk był nie do pomyślenia. Ale czy nasze dzieci nie muszą żyć w systemie hiperkapitalistycznym? Cóż, tak, i jeśli mamy przetrwać w nim jako Nishnaabeg, musimy stworzyć pokolenia ludzi, którzy są zdolni do urzeczywistnienia radykalnej dekolonizacji, różnorodności, transformacji i lokalnych alternatyw ekonomicznych dla kapitalizmu. Piękno kulturowe odrodzenia polega na tym, że kwestionuje ono kolonialne podziały osadników na nasze terytoria i nasze ciała w ramach dychotomii rezerwat/miasto lub wieś/miasto. Wszystkie kanadyjskie miasta znajdują się na ziemiach tubylczych. Obecność tubylców spotyka się z atakiem we wszystkich regionach geograficznych. W rzeczywistości większość rdzennych ludów regularnie przemieszcza się między rezerwatami, miastami, miasteczkami i obszarami wiejskimi. Znaleźliśmy sposoby na połączenie się z ziemią i naszymi historiami oraz na przeżywanie naszej inteligencji bez względu na to, jak zurbanizowane lub zniszczone stały się nasze ojczyzny. Chociaż kluczowe jest, abyśmy wychowali i odżywili pokolenie ludzi, którzy potrafią myśleć w obrębie ziemi i mają ogromną wiedzę i więź z Aki, to nie musi to umniejszać wkładu miejskich społeczności tubylczych w nasze zbiorowe odrodzenie. Miasta stały się miejscami imponującego aktywizmu i oporu oraz artystycznego, kulturalnego i językowego odrodzenia i regeneracji, a wszystko to pochodzi z ziemi. Niezależnie od tego, czy są to tereny miejskie czy wiejskie, miejskie czy rezerwatowe, zmiana, do której zmuszają nas rdzenne systemy inteligencji, to zmiana z kapitalistycznego konsumenta na producenta kultury. Radykalna, odradzająca się edukacja jest zatem sednem Radical Resurgence Project, ponieważ w buntowniczy sposób reprodukuje narodową tubylczość. (...) 'wolność realizowana poprzez ucieczkę i odmowę jest wolnością wyobrażania sobie i tworzenia gdzie indziej, choć w tym samym miejscu; teraźniejszej przyszłości poza wyobrażonymi i terytorialnymi granicami kolonializmu. Jest to performens innych światów, ucieleśniona praktyka ucieczki'”.

L.B. Simpson, As We Have Always Done: Indigenous Freedom Through Radical Resistance, Minneapolis and London 2017.