wtorek, 10 marca 2020

The communal half-turn of Late Engels / Komunalny pół-zwrot późnego Engelsa

The communal half-turn of Late Engels 
„The field whose turn it was to lie fallow returned, for the time being, into the common possession, and served the community in general for pasture. And as soon as the two other fields were reaped, they likewise became again common property until seed-time, and were used as common pasturage. The same thing occurred with the meadows after the aftermath. The owners had to remove the fences upon all fields given over to pasturage. This compulsory pasturage, of course, made it necessary that the time of sowing and of reaping should not be left to the individual, but be fixed for all the community or by custom.
All other land, i. e., all that was not house and farmyard, or so much of the mark as had been distributed among individuals, remained, as in early times, common property for common use; forests, pasture lands, heaths, moors, rivers, ponds, lakes, roads and bridges, hunting and fishing grounds. Just as the share of each member in so much of the mark as was distributed was of equal size, so was his share also in the use of the “common mark.” (…) The common woodlands that are still met with here and there, are the remnants of these ancient unpartitioned marks. Another relic, at all events in West and South Germany, is the idea, deeply rooted in the popular consciousness, that the forest should be common property, wherein every one may gather flowers, berries, mushrooms, beechnuts and the like, and generally so long as he does no mischief, act and do as he will. But this also Bismarck remedies, and with his famous berry-legislation brings down the Western Provinces to the level of the old Prussian squirearchy.

Just as the members of the community originally had equal shares in the soil and equal rights of usage, so they had also an equal share in the legislation, administration and jurisdiction within the mark. At fixed times and, if necessary, more frequently, they met in the open air to discuss the affairs of the mark and to sit in judgment upon breaches of regulations and disputes concerning the mark. It was, only in miniature, the primitive assembly of the German people, which was, originally, nothing other than a great assembly of the mark. Laws were made, but only in rare cases of necessity. Officials were chosen, their conduct in office examined, but chiefly judicial functions were exercised. The president had only to formulate the questions. The judgment was given by the aggregate of the members present.

(…) the mark organization (…) have possessed an almost wonderful capacity for adaptation to the most different departments of public life and to the most various ends, (…) It adapted itself to the most different forms of holding the cultivated land, so long as only an uncultivated common was still left, and in like manner to the most different rights of property in the common mark, as soon as this ceased to be the free property of the community. It died out when almost the whole of the peasants’ lands, both private and common, were stolen by the nobles and the clergy, with the willing help of the princes. But economically obsolete and incapable of continuing as the prevalent social organization of agriculture it became only, when the great advances in farming of the last hundred years made agriculture a science and led to altogether new systems of carrying it on. 

(…) And thus, thanks to three French revolutions [1789, 1830, 1848], and to the German one [1848], that has grown out of them, we have once again a free peasantry. But how very inferior is the position of our free peasant of to-day compared with the free member of the mark of the olden time! His homestead is generally much smaller, and the unpartitioned mark is reduced to a few very small and poor bits of communal forest. But, without the use of the mark, there can be no cattle for the small peasant; without cattle, no manure; without manure, no agriculture. The tax-collector and the officer of the law threatening in the rear of him, whom the peasant of to-clay knows only too well, were people unknown to the old members of the mark. And so was the mortgagee, into whose clutches nowadays one peasant’s holding after another falls. And the best of it is that these modern free peasants, whose property is so restricted, and whose wings are so clipped, were created in Germany, where everything happens too late, at a time when scientific agriculture and the newly-invented agricultural machinery make cultivation on a small scale a method of production more and more antiquated, less and less capable of yielding a livelihood. As spinning and weaving by machinery replaced the spinning-wheel and the hand-loom, so these new methods of agricultural production must inevitably replace the cultivation of land in small plots by landed property on a large scale, provided that the time necessary for this be granted.

(…) This is the outlook for our peasants. And the restoration of a free peasant class, starved and stunted as it is, has this value-that it has put the peasant in a position, with the aid of his natural comrade, the worker, to help himself, as soon as he once understands how”.

F. Engels, The Mark, In F. Engels, Socialism, Utopian and Scientific, 1892. 


Komunalny pół-zwrot późnego Engelsa
„Pole, na które przypadała kolej do leżenia odłogiem, wracało na jakiś czas do wspólnego posiadania i służyło wspólnocie ogółu jako pastwisko. I gdy tylko na dwóch pozostałych polach skończyły się żniwa, podobnież stawały się na powrót wspólną własnością aż do czasu zasiewu i były używane jako wspólne pastwisko. To samo działo się z łąkami po sianokosach. Właściciele musieli usunąć płoty z wszystkich pól przekazanych do wypasu. Ten narzucony wypas sprawiał oczywiście, że konieczne było, żeby czas siewu i zbioru nie był pozostawiany jednostce, ale był określany przez całą społeczność lub przez zwyczaj.
Cała pozostała ziemia, czyli wszystko, co nie stanowiło ani domu, ani podwórka, albo to, co zostało rozdystrybuowane z marchii pośród jednostek, pozostawało, tak jak w dawnych czasach, wspólną własnością ku wspólnemu użytkowi; lasy, grunty pod pastwiska, wrzosowiska, bagna, rzeki, stawy, jeziora, drogi i mosty, ziemie pod polowania i łowienie ryb. Tak jak przydział każdego członka w marchii był rozdysponowywany wedle równej miary, tak też było z jego udziałem w uprawnieniach użytkowania ‘wspólnej marchii’. Natura tego uzusu była wyznaczana przez członków wspólnoty jako całości. (…) Wspólne lasy są jeszcze nadal spotykane tu i tam, są pozostałościami tych dawnych niepoprzedzielanych marchii. Innym reliktem, w każdym razie w Zachodnich i Południowych Niemczech, jest idea, głęboko zakorzeniona w ludowej świadomości, zgodnie z którą las powinien być dobrem wspólnym, w którym każdy może zbierać kwiaty, jagody, grzyby, orzechy i tym podobne, i to ogólnie rzecz biorąc tak długo jak nie wyrządza szkody, nie działa i postępuje tak jak mu się żywnie podoba. Ale tu także środki zaradcze Bismarcka z jego słynnym ustawodawstwem w sprawie jagód sprowadzają Zachodnie Prowincje do poziomu starego pruskiego obszarnictwa.
Tak jak członkowie wspólnoty pierwotnie mieli równe nadziały ziemi i równe prawa użytku, tak też przysługiwał im równy udział w legislacji, administracji i jurysdykcji w obrębie marchii. W ustalonym czasie i – jeśli taka była potrzeba – jeszcze częściej, spotykali się na otwartym powietrzu, żeby dyskutować sprawy marchii i rozstrzygać w sprawie naruszeń przepisów i sporów dotyczących marchii. Było to, tyle że w miniaturze, prymitywne zgromadzenie niemieckiego ludu, które było, pierwotnie, niczym innym jak wielkim zebraniem marchii. Uchwalano prawa, lecz tylko w rzadkich przypadkach dyktowanych koniecznością. Wybierano przedstawicieli, oceniano ich postępowanie w sprawowaniu urzędu, ale przede wszystkim wykonywano funkcje sądowe. Przewodniczący miał za zadanie jedynie formułować pytania. Wyrok był ogłaszany przez ogół obecnych członków.
(…) organizacja marchii (…) posiadała niemal doskonałą zdolność do adaptacji do najbardziej różnorodnych sfer życia publicznego i do najbardziej zróżnicowanych celów. (…) Dostosowywała się do najrozmaitszych form posiadania ziemi uprawnej, o ile tylko niekultywowane dobro wspólne pozostawało dostępne, oraz do najbardziej wyszukanych praw własności we wspólnej marchii, aż do momentu, gdy przestała być wolną własnością wspólnoty. Obumarła ona, kiedy niemal wszystkie ziemie chłopów, tak prywatne, jak i wspólne, zostały rozkradzione przez szlachtę i duchowieństwo, z pomocną ręką książąt. Ale gospodarczo przestarzałą i niezdolną do przetrwania jako dominująca społeczna forma organizacji rolnictwa stała się ona dopiero wtedy, gdy wielkie postępy w uprawie ostatnich stu lat uczyniły z rolnictwa naukę i doprowadziły do zupełnie nowych systemów jego prowadzenia.
(…) (…) I tak oto, dzięki trzem francuskim rewolucjom [1789, 1830, 1848] i jednej niemieckiej [1848], która z nich wyrosła, mamy znowu wolne chłopstwo. Ale jakże podrzędna jest pozycja naszego wolnego chłopa dnia dzisiejszego w porównaniu z wolnym członkiem marchii dawnych czasów! Jego domostwo jest ogólnie rzecz biorąc znacznie mniejsza, a jego niepodzielna marchia została zredukowana do kilku bardzo karłowatych i zabiedzonych kawałeczków wspólnego lasu. A bez dostępu do użytkowania marchii nie ma bydła dla drobnego chłopa; bez bydła, nie ma obornika; bez obornika, nie ma rolnictwa. Poborca podatkowy i reprezentant prawa, który stoją za nim jak cień i których chłop zna aż za dobrze, byli ludźmi nieznanymi dla dawnych członków marchii. I tak też rzecz się miała z komornikiem zajmującym hipotekę, w którego szpony wpada obecnie jeden chłop za drugim. I najlepsze jest to, że ci nowocześni wolni chłopi, których własność jest tak bardzo ograniczona i których skrzydła są tak mocno podcięte, zostali wytworzeni w Niemczech, gdzie wszystko zdarza się zbyt późno, w czasie, gdy naukowe rolnictwo i dopiero co skonstruowana rolnicza maszyneria uczyniły kultywację na małą skalę coraz bardziej i bardziej przestarzałą metodą produkcji, coraz mniej i mniej zdolną do zapewnienia środków utrzymania. Tak jak przędzenie i tkanie zostały zastąpione przez kołowrotek i krosno ręczne, tak też nowe metody produkcji rolniczej muszą nieuchronnie zastąpić kultywację ziemi na małych działkach przez wielkoskalową własność ziemską, przy założeniu, że będą miały ku temu niezbędny czas.
(…) Takie są perspektywy naszych chłopów. Ale odtworzenie wolnej klasy włościańskiej, zagłodzonej i karłowatej, ma tę wartość, że stawia chłopa w pozycji, w której – z pomocą swojego naturalnego towarzysza, robotnika – może sobie pomóc, kiedy tylko zrozumie jak”.

F. Engels, The Mark, In F. Engels, Socialism, Utopian and Scientific, 1892.

sobota, 7 marca 2020

The historical materialist as rag-picker / Materialista historyczny jako szmaciarz

The historical materialist as rag-picker



"There are, of course, considerable differences between the various Lumpensammler we are here lumping together. Baudelaire's chiffonnier dreams of a (more or less) socialist reversal in order to compensate himself for the sordid realities of his daily existence. The whole point of his escapist fantasies ("glorieux projects") is that they should be severed from any practical relation to his actual work. The "illumination" of his Benjaminian counterpart is, by contrast, a "profane" one. It is in and through his sober activity as a rag-picker that he conspires against the existing order. His "glorious project" is nothing other than to pick up the refuse and thereby to "raise up the victims”.

Benjamin returns to the figure of the chiffonnier in another of his Baudelaire essays: "Let us descend a little lower and consider one of those mysterious creatures who live, as it were, off the leavings (dijections) of the big city . . .. Here we have a man whose task is to gather the day's rubbish in the capital. Everything that the big city has cast off, everything it lost, everything it disdained, everything it broke, he catalogues and collects. He combs through the archives of debauchery, the stockpile of waste. He sorts things out and makes intelligent choices; like a miser assembling his treasure, he gathers the trash that, after being regurgitated by the goddess of Industry, will assume the shape of useful or gratifying objects."

(…) there are, however, decisive differences between a metaphorical and an actual chiffonnier. The latter is so abjectly dependent on the laws of exchange-value that he can reproduce his own existence only by directly serving the reproductive needs of the capitalist economy: "The wages of a rag-picker, like those of a worker, are inseparable from industrial prosperity. Industry, like nature, enjoys the sublime privilege of reproducing itself with its own debris".

Whereas the real-life chiffonnier seeks to salvage his own existence by collecting debris that is to be fed back into the jaws of (an allegorically "capitalized") Industry, thereby paying the mythical "divinity" the strange tribute of serving her own "waste" into her jaws, his literary counterpart seeks, by contrast, to save his "treasure" from the capitalist order of things in order to construct objects that will help upset its digestive system. Hence Benjamin's various definitions of the collector as the man who systematically misquotes his finds by anarchically tearing them out of the context, in which they are marooned, in order to piece them together into another, truer order of things. His "choice" of debris is no less "intelligent" than that of his opposite number, but the "use" to which he puts it, while no less destructive, is utterly different. The actual chiffonnier is subject to the production and circulation of commodities, to use- and exchange-value. (…) The collector, as Benjamin conceives him, "frees objects from the drudgery of having to be useful", unlike his upper-class counterpart who is in it for the money. And while the collector pits uselessness against bourgeois utilitarianism, the metaphorical rag-picker opposes a militant, Brechtian utilitarianism to the "interest-free pleasure" (interesseloses Wohlgefallen) of classical bourgeois aesthetics.”

I. Wohlfarth, Et Cetera? The historian as chiffonier, "New German Critique", No. 39, 1986, p. 150-152. 



Materialista historyczny jako szmaciarz
"Zachodzą oczywiście znaczne różnice pomiędzy Lumpenzbieraczami, których zbijamy tu razem. Zbieracz (chiffonier) Baudelaire’a marzy o (mniej lub bardziej) socjalistycznym odwróceniu porządku po to, zrekompensować sobie gorszące realia swojej codziennej egzystencji. Cały sens jego eskapistycznych fantazji („glorieux projects”, wielkich projektów) polega na tym, że powinny zostać one oddzielone od jakichkolwiek praktycznych związków z prawdziwą pracą. „Iluminacja” jego Benjaminowskiego odpowiednika jest, dla kontrastu, „profanicznego” rodzaju. To dzięki swojej trzeźwej działalności szmaciarza (rag-picker) może on konspirować przeciwko istniejącemu porządkowi. Jego „wielki projekt” to nic innego jak podnieść śmieci i tym samym „wskrzesić ofiary”.

Benjamin powraca do figury chiffoniera w innym ze swoich Baudelairowskich esejów (…): „Zstąpmy nieco niżej i przyjrzyjmy się jednemu z tych tajemniczych stworzeń, które żyją niejako poza obrzeżami wielkiego miasta… Mamy tu człowieka, którego zadaniem jest zbieranie śmieci w stolicy. Wszystko, co wielkie miasto odrzuciło, wszystko, co straciło, wszystko, czym wzgardziło, wszystko, co zepsuło, on kataloguje i zbiera. Przeczesuje archiwa rozpusty, zapasy odpadów. Porządkuje rzeczy i dokonuje inteligentnych wyborów; jak skąpiec gromadzący swój skarb, zbiera śmieci, które będąc zwrócone przez boginię Przemysłu, przyjmą kształt użytecznych lub sprawiających satysfakcję przedmiotów”.

(…) istnieją wszakże bezapelacyjne różnice między metaforycznym i rzeczywistym chiffonierem. Ten drugi jest tak rażąco uzależniony od praw wartości wymiennej, że może reprodukować swój żywot tylko bezpośrednio służąc reprodukcyjnym potrzebom kapitalistycznej gospodarki: „Płace szmaciarza, tak jak te robotnika, są nieodłączne od przemysłowej prosperity. Industria, jak natura, cieszy się wzniosłym przywilejem rozmnażania się w oparciu o własne odpady”.

Podczas gdy w prawdziwym życiu chiffonier stara się ocalić swoje własne życie, zbierając odpady, które mają być ponownie przekazane do paszczy (alegorycznie pisanego wielką literą/dokapitalizowanego) Przemysłu, w ten sposób oddając mitycznej „boskości” dziwny trybut polegający na umieszczaniu swojego własnego „odpadu” w jej paszczy, jego literacki odpowiednik usiłuje, przeciwnie, uchować swój „skarb” przed kapitalistycznym porządkiem rzeczy w celu konstruowania przedmiotów, które przyczynią się do rozzłoszczenia jego układu trawiennego. Stąd u Benjamina różne definicje zbieracza jako człowieka, który systematycznie przeinacza w cytowaniu swoje znaleziska poprzez anarchiczne wyrywanie ich z kontekstu, w którym się kryją, w celu poskładania ich razem ponownie w innym, prawdziwszym porządku rzeczy. Jego „wybór” szczątków jest nie mniej „inteligentny” niż jego odpowiednika, ale „użycie”, do którego je dobiera, choć nie mniej destrukcyjne, jest całkowicie innego rodzaju. Faktyczny chiffonier jest podmiotem produkcji i cyrkulacji towarów, użytkowej i wymiennej wartości. (…) Zbieracz, tak jak pojmuje go Benjamin, „uwalnia przedmioty ze znoju związanego z koniecznością bycia przydatnymi”, w przeciwieństwie do swojego odpowiednika z klasy wyższej [kolekcjonera], który robi to dla mamony. I chociaż zbieracz przeciwstawia bezużyteczność burżuazyjnemu utylitaryzmowi, metaforyczny szmaciarz konfrontuje bojowy, Brechtowski utylitaryzm z „bezinteresowną przyjemnością” (interesseloses Wohlgefallen) klasycznej burżuazyjnej estetyki”.

I. Wohlfarth, Et Cetera? The historian as chiffonier, "New German Critique", No. 39, 1986, s. 150-152.