sobota, 28 grudnia 2024

Klimatyczne szaleństwo rewolucji francuskiej, ultrarojalistyczni zieloni i leśne tornada pospólstwa

„Rewolucja francuska była także rewolucją klimatyczną. Podczas wydarzeń rewolucyjnych i w ich rezultacie, ostrzeżenia dotyczące klimatu były wydawane przez kręgi przyrodników i stały się kwestią polityczną, rozpatrywaną na arenach władzy, w Zgromadzeniu Narodowym i biurach ministerialnych. Naukowcy, którzy zajmowali szczyty władzy, posłowie, właściciele ziemscy, cieszący się prestiżem agronomowie i ministrowie byli przekonani o realności zagrożenia.

Jak wytłumaczyć fakt, że zmiana klimatu była sednem politycznych obaw? Okoliczności z pewnością odegrały tutaj rolę: okropna pogoda w latach 1788 i 1794 spowodowała niedobory zboża i zamieszki żywnościowe. Wzrost cen drewna i potrzeby gospodarki wojennej wzmocniły obawy przed wyczerpywaniem się francuskich lasów. Jednak podobne doświadczenia napotykania naturalnych barier, typowych dla gospodarki naturalnej, podzielało wiele innych regionów Europy Zachodniej. To nie wystarczy, aby uzasadnić specyfikę francuskiej debaty klimatycznej.

Trzy główne wyzwania rewolucyjne odpowiadają za przedwczesną, radykalną polityzację klimatu we Francji. Po pierwsze: w jaki sposób ziemia i naród, które zostały zdegradowane przez feudalizm, miały zostać zregenerowane? I – powiązane z tym pytanie – jakie będą konsekwencje rewolucji dla francuskiej przyrody? Po drugie: co zrobić z ogromną domeną lasów państwowych odziedziczoną po własności kościelnej? Jak ten gigantyczny kapitał powinien zostać wykorzystany do wzmocnienia zdolności kredytowych państwa, ustabilizowania asygnat i sfinansowania wojen? Wreszcie, i przede wszystkim: w jaki sposób miały być rządzone rewolucyjne masy wiejskie? Jak wpoić szacunek dla lasów, ale także dla własności i porządku, w populację chłopów, którzy stali się obywatelami?

'Zreperować klimat'

(...) 'Czy istnieje sposób na naprawę kraju, jego klimatu?'. To pytanie zadane w 1790 r. doskonale ilustruje sposób, w jaki dyskurs rewolucyjny zajął się klimatem: był on jednocześnie środkiem regeneracji, jak i zadośćuczynieniem za szkody, oskarżeniem przeszłości. Oryginalność francuskiej debaty klimatycznej tkwi w jej powiązaniu z konfrontacją polityczną. Od 1789 r. do lat dwudziestych XIX wieku każdy reżim twierdził, że uporządkował bałagan klimatyczny stworzony przez zaniedbania swoich poprzedników. Na początku rewolucji dyskurs klimatyczny służył potępieniu skutków despotyzmu i feudalizmu dla środowiska.

(...) Jeśli to feudalizm zdegradował nawet francuski klimat, to (według rewolucjonistów) dlatego, że był nie tylko niesprawiedliwy, ale i nienaturalny. Nie tylko krępował potencjalnie hojną naturę, ale ją niszczył. Dowodem na to były dwie ogromne katastrofy: z jednej strony rozrost bagien i stawów, z drugiej - wylesianie.

(...) Rewolucyjna ofensywa przeciwko stojącej wodzie – z dekretami osuszającymi z 26 grudnia 1790 r. dla bagien i z 4 grudnia 1793 r. dla stawów – opierała się na starszych teoriach i analizach medycznych. Jednak po 1789 r. zarzut stał się niezwykle poważny: pozwalając na zastoje wodne, monarchia zdegradowała francuski klimat i ludzi. (...) Reżimowi feudalnemu, który blokował drogi wodne, mnożył bagna, pozostawiał rośliny na pastwę gnicia, a populację - degeneracji, dyskurs rewolucyjny przeciwstawiał republikę, która sprawiała, że ​​wszystko płynęło, osuszała i uprawiała, ocieplała klimat i czyniła go zdrowym.

(...) Wylesianie było drugą poważną krzywdą wyrządzoną francuskiemu klimatowi przez despotyzm. Ten zarzut był również niezwykle poważny. Ludzie marznęli; marynarka wojenna, kuźnie i warsztaty nie miały drewna potrzebnego do obrony kraju; próchnica zsuwała się z wylesionych zboczy, powodując erozję, potoki i powodzie; wyczerpane góry nie powstrzymywały burz; chmury przechodziły, nie zamieniając się w deszcz. Stąd powtarzające się susze, huragany, gradobicia i mrozy. Zarzut był tym poważniejszy, że nastąpił po serii katastrof pogodowych.

(...) Po raz kolejny, zarzut ten ułatwiał krytykę samych podstaw ancien régime. Po pierwsze, władze wodne i leśne miały być przesiąknięte przekupstwem związanym ze sprzedażą urzędów, źródłem niekompetencji i korupcji. Po drugie, logika osobistego panowania i dążenie do chwały wojskowej były nie do pogodzenia z długoterminowym zarządzaniem lasami: Ludwik XIV 'pochłonął zasoby kolejnych pokoleń dla większej chwały okresu swojego panowania'. Po trzecie, poprzez kultywowanie zamiłowania do luksusu, dwór zwiększył krajowe zużycie drewna. Listy ze skargami domagały się powrotu do praw lub podatków od zbytku, aby położyć kres 'zbędnemu zużyciu drewna' przez szlachtę i mieszczan. Do tego dochodziła obsesja ekonomistów fizjokratów, doradców Ludwika XV i Ludwika XVI, na punkcie zboża. 'Ich ekonomiczny szał w karczowaniu ziemi' wyniszczył lasy, 'te fizyczne narzędzia niezbędne do utrzymywania temperatury kraju'. To zapoczątkowało wręcz błędne koło, jednocześnie maltuzjańskie i klimatyczne: przy każdym kryzysie zbożowym rząd zachęcał do wylesiania; dzięki rozszerzeniu obszarów uprawnych populacja rosła, ale wraz z nią wzrastało ryzyko klimatyczne i stąd groźba niedoborów, które nieuchronnie następowały, powodując dalsze wylesianie itd.

'Zmusić czas, by uwolnił swą ofiarę'

Pogląd, że francuska przyroda stoi na skraju przepaści, umożliwił zarówno oskarżenie przeszłości, jak i gloryfikację regeneracyjnego wysiłku rewolucji. Kluczowe zagadnienie 'regeneracji' miało zatem wiele zastosowań środowiskowych. Pewien leśniczy wyjaśnił, że 'nie wystarczy zregenerować Francuza, trzeba zregenerować jego ziemię'. Jednym z najbardziej uderzających aspektów rewolucyjnego dyskursu klimatycznego jest jego radykalny historyzm. Przesiąknięci wizją ludzkiej historii natury rewolucjoniści postrzegali środowisko Francji jako produkt procesów przygodnych, następujących pod wpływem złego reżimu politycznego. Na przykład, według deputowanych Coupé i Boudina, promotorów polityki melioracyjnej, wszystkie stojące wody były dziełem człowieka: bagna były po prostu starszymi stawami, których pochodzenie zaginęło w mrokach czasu. Podobnie, brak lasów musiał być oznaką wcześniejszego wylesiania. Proces ten był mniej lub bardziej zaawansowany zgodnie ze starożytnością cywilizacji. Jego punktem końcowym był Bliski Wschód, gdzie narodziła się cywilizacja i gdzie z powodu rosnącej suchości wygasała. Według Coupé'a, sama Sahara była wynikiem orientalnego despotyzmu. Grecja i Hiszpania, podobnie jak Cévennes we Francji, były już daleko zaawansowane na drodze upadku. Według chemika Bertholleta, tym, co czekało Francję, były 'płonące pustynie Azji, owej Grecji, która nadal cieszyłaby się korzystną temperaturą, gdyby najbardziej barbarzyńska tyrania i ignorancja nie doprowadziły do ​​zniknięcia lasów'.

Na szczęście rewolucja zapowiadała rozwidlenie dróg. Wydarzenie totalne, objęło naturę w całości. Stając się świadomą siebie, suwerenność ludu byłaby w stanie zrealizować marzenie Buffona o kontroli klimatu; 'pokazałaby państwo obejmujące władzą naturę'. Według François-Antoine'a Raucha, inżyniera z Ponts et chaussées, (...) 'Francuz poczuje swoją władzę'. 'Francja', kontynuował, mogłaby stać się 'ziemskim rajem Europy', ponieważ 'tylko ona ma tylu naukowców, co reszta tej części globu'. 'Taka wzniosła misja [regeneracja, aklimatyzacja itp.] przekształciłaby naszych naukowców w półbogów i uczyniłaby naukę namacalną i cenną dla ludzkości'.

Jeśli regeneracją klimatu pokierowaliby 'półboscy' naukowcy, w praktyce mieliby ją przeprowadzać łopatami i kilofami biedni ludzie, którzy znaleźliby w ten sposób pożyteczne zajęcie. Pierre-François Boncerf, którego pomysł 'naprawy klimatu' otworzył ten rozdział, był znanym agronomem, nadzorcą robót publicznych w Paryżu. To właśnie w tej ostatniej roli zaproponował Zgromadzeniu Narodowemu, aby zatrudniło robotników Paryża, którzy stracili pracę z powodu rewolucji, do osuszenia i ponownego zalesienia Francji. Korzyść była podwójna: z jednej strony 'naprawa klimatu', z drugiej usunięcie z Paryża bezrobotnych robotników, którzy stanowili zagrożenie dla porządku publicznego. Boncerf myślał szeroko, bardzo szeroko: terytorium narodowe musiało zostać podzielone na kwadraty po 10 000 akrów, które trzeba byłoby nawodnić, osuszyć lub ponownie zalesić. Proces ten byłby iteracyjny i postępowy, przy czym każdy zasadzony las poprawiałby klimat sąsiedniej działki. Celem tych gigantycznych prac byłoby ;zmienić klimat, przywrócić handel między Ziemią a niebem, ponownie wprawić meteoryty w ruch i je rozmnożyć'.

Plan ten podjął poseł Pierre Laureau de Saint André. Teraz brygady sierot i żebraków miały zostać wysłane w góry, aby ponownie je zalesić i zabudować tarasami, aby zapobiec erozji, przywrócić deszcze i klimat. Rewolucja miała naprawić szkody wyrządzone przez feudalizm, a co więcej, zatrzymać nawet upływ czasu, który erozję natury: 'To wielka prawda, że ​​człowiek niszczy glebę... w jego śladzie natura jest jak piasek, który przesypuje się w rękach czasu. Proponuję przeciwstawić przedsięwzięciom czasu na naszej ziemi ramiona żebraków'. Rewolucja uratuje Francję przed losem Egiptu i jego pustyń. Zmusi 'czas, aby uwolnił swoją zdobycz'.

'Bezpieczeństwo leśne'

2 listopada 1789 r. Zgromadzenie Konstytucyjne przegłosowało nacjonalizację majątku kościelnego, który obejmował ogromne obszary leśne, szacowane na ponad milion hektarów. Wiosną 1792 r. w Zgromadzeniu Narodowym zawrzało: czy te lasy należy sprzedać, aby uwolnić państwo od długów i uzbroić Francję przed jej wrogami? Odpowiedź posłów była negatywna: zaakceptowali prywatyzację 'gajów' o powierzchni mniejszej niż 100 akrów (około 40 hektarów), których monitorowanie było mało opłacalne, ale duże połacie lasu uznano za niezbywalne.

Jednakże, ściśle rzecz biorąc, korzyści z prywatyzacji wydawały się niepodważalne. Według posła z Jury, Simona Vuilliera, lasy państwowe przynosiły państwu siedem razy mniej niż ich wartość dzierżawna. Był to również łatwy do sprzedania majątek: rosnąca cena drewna gwarantowała jego wartość. Do tych argumentów Vuillier dodał jeszcze jeden: władze były kiepskimi zarządcami lasów, które wymagały szczególnej opieki, jaką mógł zapewnić tylko właściciel. Stwierdził nawet, że wolałby swobodną dystrybucję lasów państwowych wśród obywateli niż pozostawienie ich pod kontrolą niekompetentnych urzędników państwowych.

Przemówienie Vuilliera do deputowanych (2 marca 1792 r.) wywołało zamieszanie. Oskarżono go o bycie wspólnikiem 'czarnych firm' finansistów pragnących przejąć francuskie lasy, a nawet o bycie agentem zagranicznym. Nadchodząca wojna (wypowiedziana 20 kwietnia) nadała lasom wartość strategiczną: miały one zaspokajać potrzeby floty i służyć jako 'zabezpieczenie', umożliwiając zaciąganie długów w celu pokrycia wydatków wojskowych. Jedno pytanie przede wszystkim dręczyło prawodawców: co stanie się z asygnatami, jeśli lasy państwowe zostaną sprzedane? Obawiali się, że wraz ze spadkiem ich wartości europejskie mocarstwa będą mogły kupić drewno niezbędne do walki z Francją za bezcen. Ponadto asygnata z 1789 r. była szczególna, ponieważ opierała się nie na zapasach metali szlachetnych, ale na bogactwie terytorialnym narodu. Czyniąc lasy szczególnym, niezbywalnym dobrem narodowym, posłowie starali się zapewnić mu niezniszczalną podbudowę.

Oprócz kwestii finansowych decydujących o odmowie sprzedaży, los lasów narodowych wywołał również pytania o przyszłość Francji, jej gospodarkę i klimat. Na przykład, czy należy ufać perspektywom związanym z węglem? Według zwolenników sprzedaży lasów, obawy o niedobór drewna wyrażone w Zgromadzeniu były nieistotne, ponieważ węgiel miał je zastąpić. Na co przeciwnicy odparli: 'węgiel i torf nie są ani odnawialne, ani obfite, są talizmanami, które fascynują umysły'. Komisja ds. Rolnictwa Zgromadzenia potwierdziła, że ​​w dłuższej perspektywie drewno pozostanie głównym paliwem, ponieważ kopalnie węgla 'nie są tak powszechne, jak się uważa. Widzimy, że te w Owernii wyczerpują się'. W 1792 r. eksploatacja węgla wydawała się wielu jedynie rozwiązaniem tymczasowym, prowizorycznym łataniem w oczekiwaniu na odbudowę lasów Francji.

Również podczas tych debat argument dotyczący zmian klimatycznych padł w Zgromadzeniu Narodowym. Królewskie Towarzystwo Rolnicze ostrzegało deputowanych przed skutkami klimatycznymi wylesiania, które już dawały o sobie znać w Prowansji. Jeden z deputowanych wyraził opinię, że sprzedaż lasów państwowych była pierwszym krokiem w kierunku całkowitej prywatyzacji przyrody: 'Wkrótce zostanie wam zaproponowane, abyśmy sprzedali nasze strumienie, nasze rzeki, nasze potoki, a nawet powietrze, którym oddychamy. Nie poświęcono wystarczająco dużo uwagi temu, że czystość powietrza, samo istnienie wody, jest zasługą naszych lasów'. Przede wszystkim, to podczas tej debaty dwie kluczowe postacie zmagań klimatycznych i leśnych z początku XIX wieku po raz pierwszy zabrały głos w tych kwestiach: inżynier François-Antoine Rauch i Jean-Baptiste Rougier. Ten drugi był wybitną postacią, bogatym właścicielem ziemskim w Yonne, deputowanym i członkiem Królewskiego Towarzystwa Rolniczego. W marcu 1792 r. wydał ostrzeżenie, które posunęło się tak daleko, że przedstawił los lasów państwowych jako punkt zwrotny w odrodzeniu lub upadku Francji. Historia Egiptu, Persji i Arabii musi postawić przedstawicieli narodu w stan gotowości: 'miliony ludzi zginęło z powodu wyczerpania i wysuszenia ziemi'.

Nacjonalizacja lasów kościelnych była punktem zwrotnym w naszej historii, ponieważ połączyła kwestię zmiany klimatu z kwestią kredytu państwowego. Zgromadzenie Narodowe długo rozbrzmiewało echem debaty z marca 1792 r., kiedy posłowie odrzucili prywatyzację z przyczyn, które były częściowo klimatyczne.

'Zatrzymać, zatrzymać ten zgubny topór!'

Kiedy w 1789 r. rewolucyjni deputowani oskarżyli monarchię o degradację francuskiego klimatu, być może mogli sobie wyobrazić, jak to oskarżenie obróci się przeciwko nim. Miesiąc po nocy 4 sierpnia w Zgromadzeniu dyskutowano już o konsekwencjach środowiskowych zniesienia przywilejów. Deputowani byli zrozpaczeni wolnościami chłopów, kłusownictwem, rybołówstwem, a przede wszystkim 'zawłaszczaniem lasów'. Dyskusja o upadku obierała teraz za cel kogo innego: nie chodziło już o oskarżanie ancien régime'u, ale o próbę kontrolowania mas wiejskich w ich relacji z przyrodą.

Od lata 1789 r. Zgromadzenie, a w szczególności jego Komitet Rolnictwa, zalała powódź raportów policyjnych, oświadczeń i petycji, ostrzegających przed katastrofą rozwijającą się w lasach. Raporty te i skargi opisywały powszechne grabieże, kradzież drewna przez gangi, dzikie wycinki, w tym na zboczach gór, lub masowy wypas w lasach narodowych. Argument środowiskowy pozwolił podnieść stawkę: chodziło nie tylko o kradzież i utratę dochodów właściciela, ale także o erozję i zmiany klimatyczne. W Gard winnice wydawały się skazane na jałowość z powodu zimna i wiatru spowodowanymi wylesianiem zboczy wzgórz. Petycja podpisana przez 300 obywateli Béziers obwiniała za zamarzanie drzew oliwnych wylesianie, które pozwoliło północnym wiatrom uderzać w Morze Śródziemne. W Lozère to wykarczowanie gór Owernii rzekomo spowodowało uschnięcie słodkich kasztanowców w Sewennach itd. Te alarmistyczne wypowiedzi zebrane przez Rougiera de La Bergerie miały dać początek czarnej legendzie otaczającej Rewolucję: 'dewastacji lasów'. Michelet opisał to na kilku znanych stronach: 'wraz z Rewolucją upadły wszystkie bariery: biedni rozpoczęli dzieło zniszczenia. . . . Drzewa zostały poświęcone dla najmniejszych celów; dwie sosny można było ściąć, aby wystrugać sobie parę chodaków'.

Dlaczego chłopi celowali w drzewa? A raczej, dlaczego pewne drzewa stały się symbolem władzy senioralnej, tak jak były nim duże stawy? Aby to zrozumieć, musimy cofnąć się do lat 60. XVIII wieku, kiedy to w kontekście rosnących cen drewna panowie i wielcy właściciele ziemscy budowali majątki leśne nowego rodzaju, podporządkowane rynkom tarcicy iglastej lub węgla drzewnego i zwolnione z praw użytkowania. Natura lasów uległa zmianie: otwarte przestrzenie ukształtowane przez pastwiska leśne zostały zastąpione monokulturami leśnymi bronionymi przez strażników i często otoczonymi grodzeniami. Różne prawa feudalne pozwalały panom na zniesienie praw użytkowania wspólnego lub na przywłaszczenie części wspólnej ziemi pod warunkiem obsadzenia jej drzewami. W rezultacie pod koniec XVIII wieku zmonopolizowali oni zasoby drewna w wielu regionach. Ta prywatyzacja lasów była potężnym atakiem na sposób życia chłopów, biorąc pod uwagę kluczowe znaczenie dostępu do lasów w celu karmienia zwierząt, pozyskiwania drewna na opał, wytwarzania narzędzi, zbierania obornika itd.

Od lipca 1789 r. chłopi w całej Francji uświadomili sobie skutki rewolucji, przywracając sobie prawa użytkowania lasów. Wypędzali strażników leśnych, polowali na zwierzynę, zbierali drewno i wysyłali swoje bydło na wypas, zwłaszcza w lasach kościelnych i królewskich, które stały się 'własnością narodową'. Odpowiadając w ten sposób na swoje konkretne potrzeby, wiązało się to również z aktywną walką przeciwko zarzutom o uzurpację ich prerogatyw do wspólnej ziemi. Reakcja ta wynikała z aktów politycznych, które niekiedy wykonywano uroczyście i zbiorowo, w tym  poprzez wycinanie drzew w procesjach prowadzonych przez radę miejską.

Problem polegał na tym, że posłowie z 1789 r. byli zagorzałymi przeciwnikami przywrócenia praw użytkowania; wręcz przeciwnie, bronili pełnej, całkowitej własności terenów leśnych. Ludzie mieli źle zrozumieć ideę 'nacjonalizacji'. W języku parlamentarzystów stare prawa użytkowników stały się przestępstwami leśnymi, rozbojem, grabieżą. Po nocy 4 sierpnia 1789 r., która stanowiła jej wielkie zwycięstwo, rewolucja chłopska zderzyła się twarzą w twarz z nowym rządem. Dekret z 11 grudnia 1789 r. zakazał społecznościom 'przejmowania w posiadanie jakichkolwiek lasów, pastwisk, nieużytków, których nie posiadały dnia 4 sierpnia'. W 1791 r. 'prawo karne dla wsi' przewidywało surowe kary – do jednego roku więzienia – za kradzież drewna. Wypas w lasach państwowych karany był wysokimi grzywnami. To prawo, które kryminalizowało zwyczaje, uczyniło je nieuregulowanymi, a więc bardziej szkodliwymi.

Czasami wysyłano wojska, aby strzegły lasów. W Aude, badanym przez Petera McPhee, dochodziło do gwałtownych starć. W Montereau niektórzy chłopi odmawiali rozejścia się, gdy stawali twarzą w twarz z gwardią narodową, 'twierdząc, że są na swojej ziemi, wycinają drzewa, które do nich należą i mają prawo to robić'. Mimo że posłowie odwoływali się do praw własności w celu jej ochrony, to właśnie pełne i całkowite posiadanie terenów leśnych wydawało się chłopom nie do zniesienia, tak samo nie do zniesienia jak przywileje odwołane w nocy 4 sierpnia. Gdy właściciel ziemski w Nièvre zagroził ściganiem sąsiadów, którzy zaopatrywali się w jego lasy, odparli: ;Myślisz, że zrobiliśmy rewolucję na darmo?'.

Jaki jest związek między rewolucją chłopską a zmianami klimatycznymi? Chociaż represje były surowe, a 'prowodyrom' często wymierzano kary więzienia, powszechnie uważano, że kontrola i represje nie wystarczą, aby chronić lasy. Strażnicy leśni nie mogli zapobiec zbieraniu drewna, które było tak masowe, jak i powszechne.

Ponadto, po bardzo ważnym prawie leśnym z 28 września 1791 r., 4 miliony hektarów lasów prywatnych (według ostrożnych szacunków) z ogólnej liczby 7 milionów hektarów w kraju nie podlegało już żadnym regulacjom. Właściciele mogli odtąd swobodnie zarządzać swoim drewnem 'wedle własnego uznania', decydować o wycince drzew, a nawet, jeśli chcieli, oczyszczać teren.

Nie było więc wyjścia: niezależnie od tego, kto był właścicielem lasów, należało przekonać całą ludność, by uszanowała własność. Dlatego też konieczne było działanie pośrednie, poprzez edukację, wpajanie obywatelom idei, że drzewa odgrywają zasadniczą rolę w naturalnym i opatrznościowym porządku. Stąd wyłonił się półnaukowy dyskurs, skierowany do mas chłopskich i właścicieli ziemskich, na temat kluczowego znaczenia klimatycznego lasów.

Jesienią 1794 r. zbiory miały być katastrofalne. Latem burze i grad zniszczyły plony. Do tego doszły blokada morska, rekwizycje wojskowe i odmowa dużych rolników do sprzedaży zboża po cenie ustalonej przez państwo. Nowy rząd termidoriański stawił czoła zamieszkom żywnościowym. Taki był burzliwy kontekst, w którym Rougier de La Bergerie został wysłany do Creuse. Jako członek Komitetu Rolnictwa, został obarczony zadaniem oceny skali szkód wyrządzonych przez grad, który uderzył w departament. Jego podróż dała mu również okazję do wygłoszenia 'braterskich wykładów rolniczych', które w istocie były wyraźnie niebraterskie. Rougier wyjaśnił niewątpliwie zdumionym chłopom, że są odpowiedzialni za własne nieszczęścia klimatyczne: 'Jesteście winni częstotliwości złej pogody i burz, które dewastują wasze lasy'. To, że rolą klimatu było tutaj wywoływanie poczucia winy, jest jasne: 'Skoncentrujmy wszystkie nasze wysiłki na tych nieszczęsnych skutkach, które są przygnębiające, ale na które zasługujemy z powodu naszego braku przezorności w karczowaniu naszych górskich lasów'. Katastrofy klimatyczne nie były już przyczyną, ale skutkiem – skutkiem chciwości i ignorancji chłopów. Wprowadzeni w błąd fałszywą ideą wolności, mieszkańcy wsi myśleli, że mogą uwolnić się od zasad leśnictwa, które były również zasadami natury: 'wiecznie dobroczynna, wiecznie mądra natura pokryła twoje najwyższe góry drzewami, dlatego były one konieczne'. Rougier zakończył nakazem: 'Zatrzymaj, zatrzymaj ten zgubny topór!'. W obliczu niedoboru żywności, gdy chłopi sprzeciwiali się rekwizycjom wojskowym, zmiana klimatu umożliwiła przerzucenie odpowiedzialności za głód: ofiary były swoimi własnymi katami.

W tym samym roku Abbé Grégoire – ważna postać rewolucji, który był również doświadczonym agronomem – zaproponował Konwentowi, aby w każdym dystrykcie utworzył 'ośrodek gospodarki wiejskiej', którego zadaniem byłoby nauczanie chłopów nowoczesnych metod rolniczych. Te szkoły rolnicze miały również przekazywać szacunek drzewom, ponieważ, jak pisał, 'zatrzymują chmury i przekształcają je w użyźniające deszcze'. Chociaż jego plan szkół rolniczych nie zmaterializował się, Grégoire aktywnie przyczynił się do rozwoju republikańskiej kultury drzewnej. Początkowo rewolucja stawiała słupy majowe, maszty z flagami lub drzewa, których pień był nienaruszony, po prostu wbity w ziemię: sięgając nieba, ich sylwetka przypominała szafot. Przymocowywano do nich symbole przywilejów senioralnych i reprezentowały one rewolucję chłopską. Ale to, co zalecali Grégoire i Rougier, było czymś innym: świętowanie wokół 'drzew wolności', roztropnie zasadzonych, które podsycało instytucjonalny wizerunek republikański, podkreślający długowieczność i płodność reżimu.

W 1797 r., pod rządami Dyrektoriatu, tradycja drzew wolności przekształciła się w rządowy program zakładania szkółek leśnych, którego celem było między innymi przywrócenie klimatu Francji. François de Neufchâteau, minister spraw wewnętrznych i agronom, wprowadził premie, aby zachęcić do sadzenia. 'Ograniczyliśmy się', wyjaśniał jego okólnik, 'do sadzenia jednego drzewa wolności w każdej gminie. Pojedyncze drzewo jest smutne. Zasiejmy nasiona całych lasów; zasadźmy rozległe lasy; wznieśmy naturalne świątynie wolności'. Republikańska hodowla lasu musi zaszczepić w obywatelach (zwłaszcza dzieciach) prawdziwą miłość do drzew. W tym celu władze lokalne muszą wykorzystać zagrożenie klimatyczne: 'pokazać wpływ dużych plantacji na zmiany w atmosferze, i to w jak wielu gminach gleba została wysterylizowana przez przedłużające się susze'.

Ostrzeżenie klimatyczne zostało również przekazane przez La Feuille du cultivateur i La Feuille villageoise, dwie gazety, które przeniosły słowa rządu na wieś. Ich artykuły zdają się poruszać szeroki zakres tematów, od agronomii po nową politykę poprzez zaburzenia klimatyczne wywołane wylesianiem. Ale generalnie miały one precyzyjny cel: 'oświecić chłopa ośmielonego rewolucją' (takie było hasło La Feuille villageoise); wpłynąć na zachowanie ludności wiejskiej, aby uczynić indywidualizm agrarny zgodnym z odnową narodową. W gruncie rzeczy dyskurs klimatyczny stanowił jeden z aspektów bardziej ogólnego projektu przywrócenia porządku na wsi po wielkim buncie chłopskim z 1789 r. 'Odnieśliśmy zwycięstwo nad wszystkimi tyraniami, teraz musimy wygnać wszystkie burze i złą pogodę' – wyjaśniał Rougier de La Bergerie. Tutaj, podobnie jak gdzie indziej, stawką było zakończenie rewolucji.

(...) Oklepany pogląd filozofii politycznej głosi, że demokracje przedstawicielskie powstały w wyniku eksternalizacji kwestii środowiskowych, poprzez zadeklarowanie, że kwestia natury jest poza zasięgiem, po to, by lepiej skupić się na regulowaniu relacji międzyludzkich. Kryzys środowiskowy byłby zatem również kryzysem reprezentacji politycznej. Mówi się, że pozbawiona 'nie-ludzi' nowoczesna reprezentacja uczyniła nas ślepymi na ich zniszczenie. Ta hipoteza kiepsko wytrzymuje historyczną analizę: we Francji to właśnie wtedy, gdy zbudowano system przedstawicielski, kwestia klimatu stała się polityczna.

W istocie, to rewolucja francuska doprowadziła do fundamentalnej zmiany od optymizmu epoki kolonialnej do lęku przed załamaniem się środowiska. To w rewolucyjnych debatach ostrzeżenia klimatyczne wykroczyły poza kręgi przyrodników, stając się we Francji elementem strukturalnym dyskursu na temat własności, natury i roli państwa zarządzaniu nimi. Alarm klimatyczny był kamieniem węgielnym dyskursu odwołującego się do porządku naturalnego, którego celem było rządzenie populacjami wiejskimi w ich relacji ze środowiskiem po zakończeniu feudalizmu. Ten drastyczny akt oskarżenia wobec ancien régime'u ostatecznie obrócił się przeciwko samej rewolucji, zapoczątkowując półwiecze debat na temat wylesiania i zmian klimatycznych.

(...) Czy należy wyprzedawać lasy państwowe?

Jeśli to akurat we Francji, w okresie Restauracji, kwestia zmian klimatycznych stała się sprawą państwową, to dlatego, że skutki bitwy pod Waterloo i wybuchu wulkanu Tambora, koszty wojennej porażki i niedobory żywności w 1816 r., łącznie się tam skumulowały. W chłodnych latach po upadku Cesarstwa rządy Restauracji zaproponowały sprzedaż lasów państwowych w celu wzmocnienia wiarygodności państwa i zaspokojenia żądań finansowych zwycięzców. Kwestia klimatu została uwikłana w podstawowe cele: jak najszybszą wypłatę reparacji wojennych w celu zabezpieczenia odejścia wojsk okupacyjnych; uspokojenie posiadaczy rent i w ten sposób zjednoczenie ich wokół nowego reżimu; uspokojenie mocarstw zagranicznych i, pośrednio, zapewnienie ich poparcia dla Burbonów w przypadku nowych niepokojów rewolucyjnych.

Opcja sprzedaży była przede wszystkim polityczna. Istniały i były stosowane inne sposoby spłaty długu publicznego (przymusowe pożyczki, podatki gruntowe, pośrednie opodatkowanie lub taryfy celne). Ale dzięki uroczystemu, spektakularnemu charakterowi sprzedaż lasów państwowych miała tę zaletę, że uspokajała kapitalistów i nabywców aktywów państwowych. Była 'zabezpieczeniem', 'hipoteką', 'tarczą' chroniącą rentierów przed nieszczęściami skarbu państwa. Zawarto pakt polityczny dotyczący losu lasów państwowych, łączący Burbonów z nowymi klasami rentierów. 'Im większa część populacji jest zainteresowana funduszami publicznymi, tym bardziej rząd jest chroniony przed rewolucjami' — oświadczył Talleyrand. Sprzedaż lasów państwowych przywróciłaby zaufanie i umożliwiłaby oparcie kredytu państwa na naturalnym, ziemskim i roślinnym bogactwie narodu.

Ale zarówno w Izbie Deputowanych, jak i w Izbie Parów ultrarojaliści stawiali opór. Od 1814 do 1820 roku wymachiwali argumentem klimatycznym w każdej debacie na temat ustaw finansowych: rewolucja zniszczyła francuski klimat, a restauracja nie może zaostrzać tej katastrofy. Stawką w debatach klimatycznych na temat sprzedaży lasów państwowych było coś fundamentalnego. Chodziło o coś znacznie więcej niż budżet państwa lub koszty porażki: o dziedzictwo 1789 roku i naturę Francji.

Lasy, dług i klimat

Kiedy wiosną 1814 roku Ludwik XVIII powrócił z wygnania, sytuacja finansowa królestwa była krucha. Baron Louis, minister finansów, oszacował dług na 759 milionów franków. Dlatego też pierwsze prawo finansowe nowego rządu, uchwalone 23 września 1814 roku, przewidywało sprzedaż 300 000 hektarów lasów państwowych (z 1,2 miliona należących do państwa). Sprzedaż ta nie dotyczyła lasów należących do szlachty, która wyemigrowała przed rewolucją, a które były w trakcie zwrotu właścicielom. W większości dotyczyła ona lasów pochodzenia kościelnego (rozwiązanych zakonów, opactw, kapituł) lub należących do zagranicznej szlachty przed rewolucją. Dochód ze sprzedaży tej nieruchomości miał służyć jako zabezpieczenie pożyczki. Alienacja była 'bezpieczeństwem wymaganym dla odzyskania zaufania'.

Sprzeciw wobec tego prawa pochodził głównie od ultrarojalistów, którzy byli zaskoczeni i rozczarowani widząc, że monarchia honoruje długi Bonapartego. Czy kościelne lasy przejęte przez rewolucję naprawdę miały zostać wykorzystane do spłaty dostawców amunicji wojskowej i 'spekulantów', którzy zbili fortunę na wojnie? Ultrasi nieco niechętnie bronili narodowej własności lasów, ponieważ otwierała ona możliwość pełnej nacjonalizacji w przyszłości. W sierpniu 1814 r. kilku mówców wypowiedziało się przeciwko planowi w Zgromadzeniu Narodowym. Pojawiło się wiele głosów sprzeciwów, skupiających się przede wszystkim na niebezpieczeństwie wyprzedaży bardzo cennych dojrzałych lasów. Czy nagła sprzedaż 300 000 hektarów nie obniży wartości dziedzictwa leśnego? Kryzys gospodarczy wydawał się niesprzyjający dla sprzedaży ogromnych mas lasów narodowych.

Kwestia klimatu podniosła w tych debatach łeb. Na przykład Thomas Philibert Riboud, poseł z Ain, który był prawnikiem i agronomem, chwalił ekologiczne zalety własności kościelnej i senioralnej. Duchowieństwo, jak wyjaśniał, nie mogło sprzedać swoich lasów (tzw. dóbr martwej ręki). Dlatego też musiało nimi zarządzać zgodnie z długoterminową logiką. I dlatego najpiękniejsze dojrzałe lasy znajdowały się w jego posiadłościach. Arystokraci ze swojej strony przekazali je w całości (jedynemu) właścicielowi tytułu. Wszystko zostało wywrócone do góry nogami wraz z równością między legatariuszami wprowadzoną przez rewolucję. Dla Ribouda doprowadziłoby to do podziału lasów. Małe obszary leśne są proporcjonalnie droższe w grodzeniu i monitorowaniu, więc taki podział nieuchronnie doprowadzić musi do wylesiania.

Na horyzoncie pojawiła się przerażająca klimatyczna przyszłość, którą Riboud zwiastował, przypominając los starożytnych miast Syrii, niegdyś wspaniałych, a teraz zagubionych na pustyni. Oto powtórka opowieści, zarazem schyłkowej i orientalistycznej, preferowanej przez Buffona, Bernardina de Saint-Pierre'a i Rougiera de La Bergerie. Dufort, poseł Żyrondy ibyły administrator leśnictwa, dodał do tego klimatycznego argumentu ryzyko powodzi. 'Pireneje były kiedyś pokryte drzewami', ogłosił na trybunie; ale 'w połowie ubiegłego wieku zostały wycięte na masową skalę. Od tego czasu Garonna zagraża pięknym równinom graniczącym z nią straszliwym spustoszeniem'. Dla tych dwóch deputowanych ekologiczna funkcja lasu była oczywista i dobrze znana. Biorąc pod uwagę, że ten sam argument był używany przez trzydzieści lat, Dufort nie widział powodu, aby przypominać 'to, co wszyscy czują'. Podobnie Riboud przeciwstawił 'tych, dla których istnieje niewielki związek między faktami fizycznymi a zaległościami finansowymi' i 'opinię publiczną, która prawdopodobnie będzie to oceniać inaczej'. Ich wspólny apel do naturalnej wrażliwości opinii publicznej służył, przeciwnie, potępieniu bizantyjskich kalkulacji mechanizmów finansowych dla amortyzacji długu, zaproponowanych przez rząd.

Pomimo sprzeciwu ze strony ultrasów, ustawa finansowa z 1814 r. zezwalała rządowi na sprzedaż do 300 000 hektarów lasów. Ustawa ta stanowiła spektakularne zerwanie z zasadą niezbywalności majątku leśnego – zasadą, która była przestrzegana w okresie rewolucji. Jej skutki nie nadeszły przez długi czas: posiadacze kapitału byli zadowoleni, a stawka renty wynosząca 5 procent wzrosła z 63 do 78 franków. Tymczasem dla ultrasów sprzedaż lasów kościelnych była nadużyciem władzy. Poświęcenie lasów kościelnych w celu uregulowania rachunku uzurpatora wydawało im się nie do pomyślenia. Niektórzy ultrarojalistyczni prefekci odmówili podjęcia dalszych działań bez wyraźnego rozkazu Ludwika XVIII.

'Pochodnia rozumu w naszych świętych lasach'

Sprzedaże ustalone w 1814 roku okazały się niewystarczające. Po epizodzie Stu Dni Napoleona (marzec–czerwiec 1815) sytuacja finansowa królestwa znacznie się pogorszyła. Do zaległości w wysokości 759 milionów, drugi traktat paryski (20 listopada 1815) dodał 700 milionów franków w ramach reparacji. Północna Francja została zajęta przez armię liczącą 150 000 ludzi, co stanowiło duże obciążenie dla budżetu (3 franki na żołnierza dziennie). Ostatecznie mocarstwa sprzymierzone odrzuciły francuską niewypłacalność z 1793 roku: rząd musiał uregulować dodatkowe 320 milionów franków, a tym samym dług publiczny odpowiadał długowi osób prywatnych przebywających za granicą. Ostatecznie ponad 1900 milionów franków miało zostać przekazanych mocarstwom zagranicznym w pierwszej dekadzie Restauracji, co stanowiło mniej więcej dwuletnie wydatki całego państwa. Kwestia pożyczki i - w konsekwencji - przywrócenia zdolności kredytowej Francji stała się centralnym punktem życia politycznego.

Nowy minister finansów, Corvetto, liczył bardziej niż kiedykolwiek na sprzedaż lasów. Przewidywał wykorzystanie tego znacznego majątku (według ostrożnych szacunków lasy były warte 800 milionów franków) jako zabezpieczenia pożyczki zaciągniętej w Londynie. Możliwe, że plan zrodził się w samym City. Według Nicholasa Vansittarta, brytyjskiego kanclerza skarbu, już 17 września 1815 r. (jeszcze przed podpisaniem drugiego traktatu paryskiego) londyńskie banki zwróciły się do nowego rządu z propozycją pożyczki zabezpieczonej lasami państwowymi. W każdym razie, sprzedaż była mocno wspierana przez brytyjski rząd. Minister spraw zagranicznych Lord Castlereagh napisał w notatce do Wellingtona, że ​​muszą być bezkompromisowi wobec państwa francuskiego, które z łatwością mogłoby sobie pozwolić na reparacje: mniej zadłużone niż Wielka Brytania, posiadało również skarb lasów narodowych.

Dla rządu francuskiego sytuacja była nie do utrzymania, ponieważ wybory w sierpniu 1815 r. przywróciły w Izbie większość arystokratyczną (słynna 'izba nieobieralna', jak mawiał Ludwik XVIII), która uczyniła lasy narodowe sztandarem swojej walki. Aby przywrócić duchowieństwu należne mu miejsce, czy jego własność nie powinna zostać zwrócona? A, czy aby uratować państwo, nie byłoby lepiej przywrócić sprzedaży urzędów? W obliczu nieustępliwości Izby i spadku cen rent, a także pod naciskiem Wellingtona, król ostatecznie zdecydował się rozwiązać nieobieralną izbę.

W styczniu 1817 r. nowy liberalny rząd, kierowany przez Richelieu i Decazesa, zaproponował kontrolowanej przez siebie Izbie ustawę finansową. Prawo to poszło znacznie dalej niż wcześniej planowane wyprzedaże, decydując o przeniesieniu wszystkich lasów państwowych do nowego funduszu amortyzacyjnego: prawie 1,2 miliona hektarów, czyli 2 procent powierzchni kraju i 20 procent jego powierzchni leśnej. Według rzecznika budżetowego 'wpływ tego środka na kredyt państwowy będzie decydujący'. Kluczowym mechanizmem w tym prawie było utworzenie tego, co miało stać się Caisse des dépôts et consignations (Funduszem Depozytów i Konsygnacji). Caisse, będąc czymś więcej niż tylko mechanizmem finansowym, przekształciło się w 'władzę mediacyjną', oddzielając to, co dotyczyło kredytu państwowego, od tego, co dotyczyło polityki rządowej. Klauzula w prawie zapewniała ochronę przed apetytami Skarbu Państwa: 'Nie będzie, w żadnym przypadku ani pod żadnym pretekstem, żadnego naruszenia uposażenia'. Krajowy kapitał leśny stał się odtąd tarczą chroniącą wierzycieli przed wstrząsami budżetowymi; był fundamentem gwarantującym kredyt państwa w każdym czasie.

Dla obozu ultrasów ta innowacja była tym bardziej szokująca, że ​​miała na celu przyciągnięcie zagranicznych finansów. W styczniu 1817 r. bankierzy Baring z Londynu i Hope z Amsterdamu zapisali się na francuską pożyczkę rzędu 300 milionów franków. Związek między pożyczką a sprzedażą lasów był oczywisty, a skandal ten zjednoczył grupę ultrasów w Izbie. 'Ponieważ lasy zostały przydzielone do funduszu amortyzacyjnego', napisał Villèle, jeden z jej liderów, 'ani jeden członek tej mniejszości nie głosował za żadnym z zapisów tej ustawy'.

W okresie od stycznia do marca 1817 r. wszystkie czołowe postacie partii ultrarojalistycznej na zmianę wypowiadały się przeciwko tej środkowi, który porównywały do ​​najgorszych ekscesów okresu rewolucyjnego: 'Nagła, natychmiastowa, nieodwołalna alienacja lasów w całości jest jednym z tych gigantycznych projektów podobnych do tego, co podczas rewolucji nazywano wielkimi środkami, które miały uratować Francję, lecz jedynie doprowadziły do ​​jej ruiny.' Parodiując rewolucyjną retorykę, poseł wyśmiał 'geniusza stulecia, który z pochodnią rozumu w ręku wkracza do naszych świętych lasów... nie liczy drzew dla dobrobytu Skarbu Państwa tak samo jak nie liczył głów dla bezpieczeństwa narodu: bierze na siebie ryzyko błędu'.

Środowiskowe dziedzictwo rewolucji

Dyskurs ultrasów był oparta na licznych argumentach. Na przykład, potępiali oni traktowanie biednych, których sprzedaż lasów państwowych pozbawiłaby praw użytkowania tylko dlatego, by zabezpieczyć kapitał rentierów. Co najważniejsze jednak, podobnie jak w 1814 r., ich linia argumentacji wysunęła na pierwszy plan katastrofalne skutki ekologiczne obecnej polityki – a konsekwencje wybuchu Tambory, uczyniły klimat, rzecz jasna, bardzo pomyślnym tematem. Dla ultrasów wydarzenia rewolucyjne, oprócz zakłócenia równowagi politycznej, religijnej, społecznej i moralnej Francji, zagroziły jej naturalnej równowadze. Te straszne ciosy dla francuskiej natury, dotychczas zachowane, utrzymywane i pielęgnowane przez pokolenia monarchów, arystokratów i sług Korony, szczególnie dotknęły lasy królestwa, a w konsekwencji - jego klimat.

Tak więc we Francji, według Adriena de Rougé, 'suche skały, głębokie wąwozy, wszędzie zastępują lasy... w kilku miejscach wyschły źródła, a susze nieznane przed rewolucją teraz często wypalają płody ziemi'. Castelbajac ze swej strony wziął przykład z departamentów Midi, 'corocznie dewastowanych [przez burze] od czasu, gdy ogołocone szczyty górskie świadczyły o przejściu rewolucji'. Deputowany Aurran-Pierrefeu skupił się na swoim własnym departamencie Var, gdzie 'śmierć drzew stała się częstsza i bardziej rozpowszechniona od czasu rewolucji, w wyniku karczowania gór i zniszczenia większej części lasów'.

Uznając nielegalne długi i, co więcej, czyniąc to poprzez zbywanie lasów skradzionych Kościołowi, rząd utrwalał zniszczenie rozpoczęte przez sankiulotów Roku II, nabywców majątku narodowego i dostawców Wielkiej Armii. Łącząc kredyt ubogiego państwa z lasami, fundusz amortyzacyjny przekształcił finansową rozrzutność w ekologiczną. 'Gdyby Francja miała wroga, który zamierza ją zrujnować', napisał Louis de Bonald w ultra-czasopiśmie L’Ami de la religion et du roi, 'skoro nie mógłby osuszyć mórz ani pozbawić jej gleby jej naturalnej żyzności, a jej powietrza jej zdrowotności, kazałby sprzedać jej lasy'. Deputowany ultrasów Josse-Beauvoir powiązał alienację z niedoborami żywności po Tamborze, co pozwoliło mu podkreślić niesprawiedliwość prawa zaprojektowanego jednocześnie w celu wzbogacenia kapitalistów (poprzez podniesienie stawki renty), uszkodzenia klimatu, podniesienia cen zbóż i spowodowania cierpienia 'kochającego, lojalnego ludu'.

Te same argumenty znajdujemy w Izbie Parów. Markiz de Louvois należycie podsumował 'fizyczne zagrożenia' alienacji: zagrożenia dla Francji obejmowały erozję, huragany, wysuszenie gleby oraz zanik źródeł i winnic. Bez wątpienia zwracając się do astronoma Pierre-Simona de Laplace’a, wielkiego człowieka paryskiej nauki, który zasiadał z parami, Louvois wezwał do potwierdzenia tych skutków: 'zapytajcie tych wielkich naukowców, którzy zasiadają wśród nas, a powiedzą ci, tak jak ja, że ​​masa leśna jest niezbędna dla zdrowia i płodności Francji'.

Chateaubriand, najgenialniejszy pisarz partii ultrasów, stanął w obronie lasów narodowych i klimatu Francji. Z wyżyn swojego doświadczenia jako podróżnika, autor Natchez i Itinéraire de Paris à Jérusalem potwierdził rzeczywistość procesu, który doprowadził od wylesiania aż po krańce świata. 'Gdziekolwiek zniknęły drzewa, człowiek został ukarany za swoją nieostrożność: mogę powiedzieć wam lepiej niż większość, panowie, do czego prowadzi obecność lub brak lasów, ponieważ widziałem samotność Nowego Świata, gdzie natura wydaje się rodzić, i pustynie starej Arabii, gdzie stworzenie wydaje się wygasać'.

Chateaubriand odrzucił ponadto alienację jako decyzję krótkoterminową: 'Wiem, że w tym stuleciu ludzie mało przejmują się względami leżącymi poza okresem ich istnienia: codzienne nieszczęścia nauczyły nas żyć z dnia na dzień. . . . Czas szybko płynie w tym kraju; we Francji przyszłość jest zawsze na wyciągnięcie ręki'. To był kolejny aspekt dyskursu ultrasów, którzy potępiali sprzedaż lasów państwowych jako atak na 'przyszłe pokolenia'. 'Które pokolenie', zapytywał Bonald, 'może sobie przypisywać prawo do dysponowania ziemią należącą do każdego pokolenia Francuzów?'.

Partia rządowa odpowiedziała na ekologiczne argumenty ultrasów na dwa sposoby. Po pierwsze, oddzielając prywatyzację lasów państwowych od ich niszczenia. Rynek miał pełnić rolę regulatora: jeśli kupujący odważyliby się na zbyt duże wylesianie, deprecjacja drewna, nagle dostępnego w nadmiarze, szybko przywróciłaby im zmysły. Po drugie, utrzymując, że związek między wylesianiem a upadkiem przyrody jest dalece nieudowodniony, Étienne Pasquier, minister sprawiedliwości, przypomniał posłom naukę z Księgi Rodzaju: 'Człowiekowi wszędzie dano możliwość zmiany oblicza ziemi, którą zamieszkuje'. Było to credo, które ocieplenie klimatu od czasów starożytnych zdawało się potwierdzać: 'Czy surowy klimat Galów za czasów Cezara lepszy był od klimatu dzisiejszej Francji'. Rzecznik budżetowy, Jacques Beugnot, podkreślił niepewność danych dotyczących leśnictwa i klimatu: 'Czy zniszczenie lasów było naprawdę tak wielkie we Francji w ciągu ostatnich czterdziestu lat? Pamiętajcie, panowie, że trzy lata temu stałą suszę naszych lat zwykle tłumaczono spadkiem liczby lasów. Naukowcy i wybitni pisarze jasno mówili, że nie powinniśmy już oczekiwać więcej niż kilku kropli wody latem; zeszłoroczne lato udowodniło im, że niestety się mylili'. Obawy ultrasów dotyczące klimatu zostały zbagatelizowane jako kwestia romantycznej 'wrażliwości'. Camille Jordan wyraził zdziwienie 'błahymi skargami' tych, których 'serca zdają się mieć rodzaj rycerskiego entuzjazmu dla tych szlachetnych drzew'.

We wczesnych latach Restauracji, dwie wizje Francji były stawiane mocno naprzeciw siebie przez pryzmat leśnictwa i klimatu. Pierwsza, artykułowany przez kolejne rządy, broniła Francji, która była potęgą finansową i handlową. Przykładem do naśladowania była oczywiście Anglia, która, choć pozbawiona lasów, utrzymywała ogromną flotę wojenną i handlową. Już w 1814 r. minister finansów, baron Louis, podkreślał zdolność kredytu i siły finansowej do eksternalizacji kwestii leśnej, umożliwiając zakup zasobów za granicą: 'morze, wraz z kredytem, ​​zgromadziłoby więcej drewna okrętowego w naszych portach, niż mogłyby wyprodukować wszystkie nasze lasy'. W Izbie Parów, hrabia Couteulx de Canteleu, jeden z czołowych bankierów królestwa i regent Banku Francji w jego początkach, opowiadał się za sprzedażą aktywów narodowych, ponieważ 'to już nie na naszych działach winniśmy zapisać przysłowie przyjęte za panowania Ludwika XIV, ultima ratio regnum... Dziś ten napis powinien zostać umieszczony na Skarbcu Królewskim'.

Ultrasi przedstawiali odmienny pogląd na Francję: Francję ziemi, opierającą się przede wszystkim na zasobach narodowych, a zatem na jakości natury i klimatu. Była to bardziej ucieleśniona Francja, pomyślana w różnorodności swoich regionów, z jej mocnymi i słabymi stronami. Oznaczało to na przykład, że Riboud kwestionował argument za zastąpieniem drewna węglem, ponieważ złoża tego ostatniego istniały tylko w niektórych częściach kraju. Pogląd ten odmawiał uznania handlu międzynarodowego za zjawisko normalne i uważał las za kapitał awaryjny, możliwy do zmobilizowania w przypadku wojny i na potrzeby autarkii. Dla Bonalda kredyt publiczny nie był tak ważny, jak się wydawało: w przeciwieństwie do Anglii Francja była ogromnym krajem z dużymi obszarami rolniczymi, które nadal nadawały się do poprawy. To właśnie z myślą o tym zasadniczym celu należało zmobilizować kapitał, a nie spłacić dług. Bohaterski opór Hiszpanii wobec armii Napoleona udowodnił, że naród może się bronić bez kredytu, a nawet praktycznie bez pieniędzy.

Od 1790 r. majątkiem leśnym rządziła zasada niezbywalności, która skutecznie chroniła go przed masową wyprzedażą. Zmieniło się to całkowicie wraz z upadkiem Cesarstwa. Na początku lat dwudziestych XIX wieku rządy Restauracji pozbyły się około 169 000 hektarów lasów narodowych – to ogromna strata dla majątku leśnego. Jak mamy wyjaśnić tę woltę? Pomimo namiętnego oporu, ultrasi nie mieli szans. Do 1830 r. Francja liczyła mniej niż 100 000 wyborców i prawie dwukrotnie więcej rentierów. Oznacza to, że wszyscy aktywni obywatele Restauracji mieli bezpośredni interes w sprzedaży lasów narodowych, co - poprzez podniesienie wartości rent - powiększało ich aktywa. Alienacja była niemal logiczną konsekwencją reżimu cenzusowego i władzy rentierów. Publiczna debata i ultrarojalistyczne partyzanckie ruchy parlamentarne pozostawiły jednak po sobie ważne dziedzictwo. Ustawa finansowa z 1817 r. narzuciła głosowanie w parlamencie jako warunek wstępny dla każdej alienacji. Co roku wznawiano więc debatę na temat leśnictwa, i co roku na ustach wszystkich pojawiała się kwestia zmiany klimatu.

(...) Władza lasów

Redefinicja form własności była ważną kwestią w pierwszych dekadach XIX wieku. W centrum tego procesu znajdowały się lasy. Ich znaczenie dla handlu, przemysłu, wojny i życia codziennego stawiało je w centrum wielkich społecznych i politycznych bitew o własność.

Walka z dobrami wspólnymi, zacięta w tamtych latach, była prowadzona przynajmniej częściowo w imię ochrony drzew i klimatu. Chodziło o to, aby zdyscyplinować masy wiejskie, kontrolując sposoby, w jakie korzystały one z przyrody. Dobra wspólne w lesie reprezentowały 'alternatywny sposób posiadania', który należało wykorzenić. Zacięta walka postawiła również na przeciw siebie zwolenników absolutystycznego poglądu na własność indywidualną przeciwko tym, którzy chcieli, aby państwo mogło kontrolować, co jednostki robią ze swoimi lasami.

W tym samym czasie w grze było odrodzenie sposobu rządzenia naturą, który był niezbędny w historii państwa. Administracja leśna była niezbędna do ekspansji władzy królewskiej w okresie ancien régime'u: władza centralna utwierdzała się poprzez zakazy i nakazy, monitorowanie i karanie za to, co działo się w lasach, co robiono z drzewami, martwym drewnem, zwierzyną łowną, próchnicą i roślinami. Władza leśników ponownie była w XIX wieku centralna, w ekspansji państwa narodowego i wzmacnianiu jego kontroli terytorialnej. Zmiana klimatu leżała na przecięciu tych przekształceń państwa, własności i sposobów życia w lasach. Ale władza drzew nad klimatem była niepewna i kwestionowana. Co nauka mogła o tym powiedzieć? Jak podejmować decyzje w sytuacji wątpliwości i niepewności? Co należy preferować – laissez-faire czy zachowywanie ostrożności?

Afront dla własności

Rewolucja proklamowała absolutną władzę właściciela nad jego lasami. Ustawa z 29 września 1791 r. stanowiła, że ​​prywatne lasy nie będą już podlegać żadnej formie kontroli państwa. Trzynaście lat przed jej sformułowaniem w Kodeksie cywilnym ta nowa, radykalna koncepcja własności jako indywidualnej prerogatywy, wyłącznej i absolutnej, została potwierdzona w odniesieniu do własności lasów. Ale środek ten był kontrowersyjny, a napoleoński rząd konsularny, w swoich próbach ponownego potwierdzenia władzy państwa nad życiem społecznym, starał się ją ograniczyć. Ustawa z 9 Floréala Roku XI (29 kwietnia 1803 r.) zmieniła ustawę z 1791 r., zaczynając od ochrony samego istnienia lasów. Odtąd każdy właściciel nieruchomości, który chciał wykarczować działkę swojej ziemi, musiał wystąpić o pozwolenie na sześć miesięcy wcześniej, do władz leśnych. Te ostatnie mogły się temu sprzeciwić i przekazać sprawę Ministerstwu Finansów, do którego należało ostatnie słowo. Kara za każde naruszenie była surowa: właściciel musiał ponownie wykonać nasadzenia na własny koszt i zapłacić grzywnę.

Ustawa o upoważnieniu do karczowania została uchwalona w 1803 r. na okres dwudziestu pięciu lat. Została ponownie omówiona w latach dwudziestych XIX wieku, podczas debat nad utworzeniem kodeksu leśnego. Kodeks ten, ogłoszony w 1827 r., był zdecydowanie niekorzystny dla społeczności i ich dóbr wspólnych. Dekretował zniesienie wszelkich praw zbiorowych do lasów państwowych, które nie zostały udowodnione tytułem prawnym (co było bardzo trudne). Pozwalał władzom i prywatnym właścicielom znieść tradycyjne prawa użytkowania poprzez wygrodzenie (cantonnement) – to znaczy, poprzez przyznanie części lasów miejscowym i zakazanie im korzystania z całej reszty. Ograniczyło to zakres pastwisk. Cios był tak silny, że wywołał jeden z najsłynniejszych buntów wiejskich XIX wieku – wojnę demoiselles, w której mieszkańcy Ariège walczyli z przedstawicielami państwa od końca lat dwudziestych XIX wieku. Z drugiej strony, kodeks bardzo pomógł prywatnym właścicielom: oprócz broni w postaci wygrodzenia mieli prawo wybierać swoich gajowych, a wszelkie wykroczenia popełnione w ich lasach były karane w taki sam sposób, jak w lasach państwowych.

Istniały dwa główne ograniczenia dla tego własnościowego absolutyzmu. Po pierwsze, prawo Marynarki Wojennej do zabierania tego, co było potrzebne dla jej statków. Po drugie, regulacja karczowania, wznowiona po burzliwych debatach. Stało się to punktem centralnym walk toczonych w pierwszej połowie XIX wieku o własność prywatną i zasadność narzuconych przez państwo ograniczeń.

Artykuł 219 kodeksu leśnego utwierdził ten środek jako obowiązujący na kolejne dwadzieścia lat. Podczas debat nad kodeksem okazało się, że od 1821 do 1826 roku do Ministerstwa Finansów kierowano od 2500 do 8000 wniosków o pozwolenie na wycinkę. Przy wskaźniku odrzuceń wahającym się od 44 do 87 procent, zakazano od 1000 do 6000 operacji rocznie – innymi słowy, właściciele chcący przekształcić swoje lasy w uprawę roślin lub osiągnąć szybki zysk poprzez ich likwidację ponieśli znaczne straty. Oprócz tej konkretnej przeszkody, dla drobnej burżuazji, która zainwestowała w lasy, podobnie jak dla głównych interesów leśnych, sama potrzeba uzyskania zezwolenia była naruszeniem idei całkowitej własności, która wydawała się nie do zniesienia.

Leśne efekty zewnętrzne

Dla francuskich liberałów artykuł 219 stał się symbolem udręk, jakie państwo zadaje właścicielom nieruchomości. Był on, jak wskazywali, okrutnie niesprawiedliwy: państwo czerpało zyski z zakazu karczowania gruntów, sprzedając działki z lasów państwowych po wyższej cenie, wraz z upoważnieniem. Kwestia ta była tak paląca, ponieważ na początku monarchii lipcowej nastąpiła druga fala sprzedaży, po tej z czasów restauracji.

Artykuł 219 doprowadził do wojny na wyniszczenie w Zgromadzeniu. Krucjatę na rzecz własności prywatnej poprowadził Alexandre Anisson-Duperron, były dyrektor Narodowego Domu Wydawniczego, główny właściciel ziemski i propagator liberalnych doktryn ekonomicznych. W 1834 r. przeszedł do ofensywy, składając poprawkę, zgodnie z którą karczowanie gruntów może być zabronione tylko w lasach położonych w górach lub na wydmach. Oznaczało to, że karczowanie będzie dozwolone gdzie indziej – innymi słowy, była to deregulacja obejmująca wszystkie wielkie lasy nizinne, zdecydowanie najlepsze pod względem wartości ziemi i perspektyw uprawy. Liberałowie i główni właściciele nieruchomości (którzy często byli tymi samymi osobami) zaatakowali, tym razem chwaląc zalety artykułu 219 i ekologiczne korzyści wynikające z istnienia lasów – ale tylko w przypadku obszarów górskich - aby wygrać bitwę na równinach.

Pozycja liberalna była uzasadniana w pierwszej kolejności hierarchią własności. Charles Comte, zięć Jeana-Baptiste'a Saya i czołowa postać francuskiego liberalizmu, rozwinął ten argument w swoim wpływowym Traité de la propriété. Ponieważ, jak wyjaśnił Comte, nieruchomości nizinne były 'nieskończenie bardziej wartościowe' niż te górskie, 'wszelkie działania podejmowane przez rząd w celu zachowania źródeł i rzek' (poprzez zakaz karczowania zboczy) były uzasadnione, ponieważ sprzyjały zapewnieniu podstawowych elementów bogactwa ekonomicznego. Argument ten miał również historyczne uzasadnienie. Ponieważ ziemia była bardziej żyzna na równinach, to właśnie tam najpierw powstały nieruchomości. Ta uprzedniość oznaczała, że ​​przede wszystkim je należy chronić.

Ale dlaczego nie pozostawić tego mechanizmom rynkowym? Aby to wyjaśnić, Comte wysunął bardzo nowoczesną ideę: 'usługę ekosystemową', wykonywaną przez drzewostan. Termin ten u niego nie występuje, ale idea tak. Zaczął od krytyki Arthura Younga, który w Travels in France utrzymywał, że rząd nie powinien nic robić, aby zapobiec karczowaniu gruntów, gdy cena drewna jest zbyt niska, aby nieruchomości leśne mogły być wyceniane na tym samym poziomie, co uprawy. W rzeczywistości, według Comte'a, sprawy leśne były specyficzne i unieważniały zwyczajowe rozumowanie o dążeniu do zysku i mechanizmach rynkowych. Oświadczył, że lasy górskie świadczą usługi nizinom, których rynek nie uwzględnia w formie pieniężnej – koszty zewnętrzne. Usługi te polegały na działalności wykonywanej przez drzewa górskie zdalnie, w zakresie zasilania podziemnych wód gruntowych, ochrony równin przed powodziami i suszami oraz regulowania przepływów, umożliwiając w ten sposób nawadnianie.

Jednakże nic w logice rynkowej nie motywowało poszczególnych aktorów do 'przedłużania życia' tych drzew, ponieważ usługi, które świadczyły, nie były ani sprzedawane, ani kupowane (i rzeczywiście, często pozostawały niezauważone). 'Właściciele nieruchomości', pisał Comte, 'nie mogą być opłacani za usługi świadczone przez ich lasy ludności żyjącej w dorzeczach rzek, poprzez wpływ, jaki mają na dystrybucję wody. Nie mogą oczekiwać żadnych zysków poza sprzedażą drewna i jest rzeczą naturalną, że stale porównują dochód, jaki z tego osiągają, z tym, jaki ta sama ziemia dałaby, gdyby została wykarczowana... Lasy lub zagajniki, zwłaszcza w niektórych miejscach, świadczą zatem narodowi usługi, które nie oferują ich właścicielom żadnych szczególnych korzyści – usługi, z których korzysta każdy, podczas gdy nikt nie ma woli ani możliwości, aby za nie zapłacić, aby przedłużyć ich życie'.

Według Comte’a był to wyjątkowy przypadek, w którym państwo musi interweniować. Skłaniał się ku zachętom podatkowym dla właścicieli nieruchomości, aby zachęcić ich do ochrony środowiska. Inni myśliciele, tacy jak Charles Dunoyer, przewidywali środki regulacyjne zarezerwowane dla lasów górskich. Najbardziej radykalny pogląd przedstawił były saintsimonista i pisarz francuskiego liberalizmu, Michel Chevalier: aby uregulować przepływy strumieni i rzek – a tym samym ułatwić ogólny przepływ handlu – uważał za niezbędne ponowne zalesianie obszarów górskich. Posunął się dalej: 'Wylesianie jest podbojem natury przez człowieka; lasy muszą zniknąć z równin i ustąpić miejsca uprawom'. Kraj należy zatem podzielić na dwie części: w Alpach, Wogezach i Pirenejach lasy górskie nadal regulują przepływy i dostarczają drewna; na równinach – gdziekolwiek to możliwe – powinno istnieć rolnictwo. Wiązało się to również z określoną koncepcją energii: dla Chevaliera, francuska trajektoria przemysłowa musi łączyć tanie drewno z gór i przemysł hutniczy, podczas gdy Anglia używała węgla, ponieważ nie miała już żadnych lasów.

W obliczu tych propozycji ochrony drzew w górach, ale nie na równinach, zwolennicy regulacji ostrzegali przed falą wycinek, która niechybnie nastąpi, i jej wpływem na cykle hydrologiczne. Przewidywali, że niski zwrot finansowy z kapitału leśnego, jak miało to miejsce za monarchii lipcowej, skłoni właścicieli do wycinania lasów: władze publiczne muszą zająć stanowisko wobec tej zbliżającej się katastrofy.

(...) W 1824 r. [François-Antoine Rauch] próbował założyć Towarzystwo Powszechne Użyźnienia Ziemi i Wód Francji, którego celem było nic innego jak 'fizyczna regeneracja Królestwa'. Był to ambitny plan. Za 100 milionów franków Rauch planował uzyskać koncesję na wszystkie nieuprawiane ziemie należące do państwa i gmin (bagna, nieużytki, wrzosowiska) na okres dziewięćdziesięciu dziewięciu lat, aby 'poprawić ich wartość' poprzez ich osuszenie lub oczyszczenie, przed przekształceniem je w lasy lub gospodarstwa rolne. Rauch zwrócił się o pozwolenie do władz publicznych, ale bez powodzenia: przepisy spółek akcyjnych wymagały początkowego wkładu w wysokości jednej czwartej funduszu socjalnego – a Rauch nie posiadał ani jednego franka z wymaganych 25 milionów.

W 1826 r. Rauch utworzył Spółkę Użyźniania Nieużytków i Nieuprawianych Ziem i Wód Francji na innym modelu (spółka komandytowa z udziałami). W memorandum stowarzyszenia wskazał, że dzięki pomocy prefektów zgromadził 'masę działek ziemi dostępnych do uprawy'. W reakcji, bez wątpienia, na krytykę wywołaną przez pierwotną wersję jego planu, spółka obiecała również pewne wykupy ziemi. Co najważniejsze, plan rozwinął się pod względem merytorycznym: miała być to 'uprawa' nieuprawianych ziem, ale nie było już wzmianki o sadzeniu lasów. Plan pozostał wystarczająco ambitny: 40 000 udziałów po 1000 franków, za eksploatację miliona hektarów, nie mniej. We wrześniu 1827 r. pozostawała to bardzo odległa perspektywa, ale mimo to Rauchowi udało się zebrać 80 000 franków od dwudziestu pięciu inwestorów, w tym pracowników, właścicieli nieruchomości, lekarzy i prawników. Jednakże, ponieważ Spółka nie była w stanie zabezpieczyć wystarczającej ilości ziemi, Rauch był zmuszony zarejestrować ją ponownie jako Spółkę do Drenażu i Oczyszczania (bagien, wydm, nieużytków).

(...) Projekt Raucha odpowiadał pewnej formie filantropii rolniczej, zakorzenionej w późnym XVIII i wczesnym XIX wieku. Biedota i żebracy przybywali, aby osiedlić się na zregenerowanych ziemiach. Annales opublikował długi artykuł o Towarzystwie Charytatywnym, założonym w 1818 roku przez księcia Fryderyka Holenderskiego, donosząc, że rozwinęło ono jedną piątą Limbourga (Flandria), aby utworzyć tam kolonię 2500 biedaków i 4000 sierot. Oddanie ziemi biednym przywiązałoby ich do własności, stłumiłoby żebractwo i zapewniło pokój społeczny: żegnaj, pisał Rauch, 'wielości próżniaków, niepokojący, skłócony motłochu, który od zawsze była nadzieją i narzędziem zwaśnionych partii'.

(...) Igrając z niepewnością

W 1834 roku liberałom nie udało się przeforsować liberalizacji w Zgromadzeniu. Ale przypuścili ponowny atak w następnym roku. Debaty były zaciekłe. Reforma została zakwestionowana przez barona de Ladoucette, byłego prefekta za czasów Cesarstwa i specjalistę w kwestiach rolniczych. Po co ułatwiać wycinkę lasów, upierał się, skoro we Francji jest ogromna ilość nieużytków, które można uprawiać? I czy słusznie było ignorować funkcję obronną lasów na granicach, gdzie służyły jako naturalne bastiony przeciwko wrogowi? Nie wspominając o roli, jaką lasy odgrywają w walce z erozją, o której Ladoucette, były prefekt Hautes-Alpes, wiedział wszystko.

Po kilku dniach debat każdy artykuł wniosku został przyjęty, ale potem nastąpił dramatyczny zwrot akcji: głosowanie nad tekstem jako całością przyniosło wynik negatywny. Obóz proregulacyjny odetchnął z ulgą, ale wyczuł, w którą stronę wieje wiatr. W 1836 r. zgrupował się już wokół nowej linii obrony. A więc liberałowie chcieli skupić uwagę na usługach ekologicznych świadczonych przez lasy górskie? No dobrze! Stając przed nimi, Ladoucette i Passy, ​​minister robót publicznych, domagali się roztoczenia powszechnej ochrony, ponieważ, jak twierdzili, wszystkie lasy, zarówno na równinach, jak i w górach, utrzymywały klimat całego kraju w punkcie równowagi. W pełnym energii przemówieniu do Izby Passy przywołał Egipt i Portoryko, gdzie plantacje i ochrona terenów górskich miały przywrócić deszcze. Naukowcy musieli zostać zmobilizowani; zaproponował zatem odroczenie debaty na tyle długo, aby grupa robocza mogła przedstawić diagnozę. Wybuchła wrzawa: 'Dochodzenie jest aktem pochówku [dla nowego prawa]!' — zaprotestował poseł.

W tym momencie na mównicę wszedł François Arago. Ten mówca był nie tylko dyrektorem Obserwatorium Paryskiego i światowej sławy astronomem, był również patronem francuskiej nauki – osobowością medialną, której słowa niosła prasa i druki domokrążne w głąb kraju. Był też politykiem, posłem bliskim centrolewicy i rządowi Thiersa. Jego zdaniem państwo musiało chronić lasy.

Podkreślił ścisłe powiązania między lasami a klimatem. Nie możemy, powiedział, przewidzieć, co się stanie, jeśli francuskie lasy będą dalej zanikać. Przed wielkim wylesianiem, które towarzyszyło rozwojowi rolnictwa w kraju, klimat we Francji był 'rozbuchany' – pory roku były bardziej ekstremalne. Wylesianie było zatem korzystne. Ale czy można było mieć pewność, że równowaga nie została przechylona za daleko, ryzykując przyspieszeniem katastrofy? Arago podkreślił panującą niepewność, która uniemożliwiała podjęcie racjonalnej decyzji. Nalegał, że potrzebne są 'precyzyjne, niepodważalne idee', aby Zgromadzenie mogło podjąć decyzję. Należy powołać komisję naukową zaproponowaną przez ministra. Głos astronoma przeważył: dyskusje parlamentarne zostały odroczone, podczas gdy konsultowano się z ekspertami.

Powołano komisję składającą się z siedemnastu członków, w tym Anisson-Duperrona, Ladoucette'a, Arago, fizyka Gay-Lussaca i parlamentarzystów z obu stron. Spotykając się do lata 1836 r., zaproponowała ostatecznie przedłożenie prefektom i Académie des sciences nowego badania dotyczącego zmian klimatu 'od czasów historycznych'. Kwestionariusz skupiał się na ewolucji temperatur, opadów deszczu, śniegu, wiatrów, wezbrań rzecznych i źródeł. Podobnie jak w 1821 r., Académie des sciences otrzymała zadanie podsumowania danych. Arago ze swej strony próbował zmobilizować ekspertów orientalistycznych, filologów i historyków, zwracając się do Académie des inscriptions et belles-lettres z prośbą o pomoc w badaniu 'dawnego stanu termometrycznego lub klimatologicznego' Europy u greckich, rzymskich i orientalnych autorów.

Osiemnaście miesięcy później kwestia zezwoleń ponownie znalazła się pod dyskusją w Izbie. Była to okazja dla Arago, aby zganić rząd. Według niego badanie nigdy nie zostało przekazane adresatom: 'Pytania pozostały niewysłane w pudełkach'. Tymczasem upadek gabinetu Thiersa na początku września 1836 r. zmienił sytuację i odciął Arago od kontaktów na szczycie państwa. Astronom nie był w stanie zdobyć odpowiedzi na zapytania z kwietnia 1821 r. W sposób dorozumiany oskarżył rząd, ironizując: 'Nie sądziłem, że będę musiał iść i ich szukać w sklepie spożywczym, ale być może bym je znalazł'.

Jeśli chodzi o istotę sprawy, Arago pozostał kategoryczny: ''Sprawa ta była przedmiotem debaty najbardziej doświadczonych meteorologów: niemal wszyscy z nich wierzą w znaczny wpływ klimatologiczny lasów położonych na równinach'. Jeśli chodzi o dokładne mechanizmy i skutki, Arago przyznał: 'Byłem i pozostaję w wątpliwościach'. Ale to, co się liczyło, to ogrom ryzyka – nie mniej niż zniszczenie klimatu i rolnictwa we Francji. Ostrożność musi zwyciężyć, a niepewność wymaga ochrony. Nie można igrać z losem Narodu.

Arago opowiadał się za ponownym odroczeniem debaty do czasu zakończenia dochodzenia. Deputowany Jaubert był tym oburzony: kolejne 'odroczenie meteorologiczne', kiedy nauka (i Arago) okazali się niezdolni do powiedzenia czegokolwiek więcej na ten temat przez osiemnaście miesięcy? Czyż nie było po prostu niczego do poznania, niczego do odkrycia? Ale po tym, jak fizyk Gay-Lussac wtrącił się, by zaprzeczyć stanowisku Arago, relatywizując wpływ lasów nizinnych ('to błąd', odparł Arago), odroczenie zostało poddane pod głosowanie i przyjęte. Strategia astronoma, jego apele o ostrożność w obliczu niepewności, zwyciężyły. Lasy nie były częścią własności, którą można dysponować według własnego widzimisię. Jeśli chodzi o dochodzenie, nigdy nie zostało ono ukończone. W 1844 r. Ministerstwo Finansów ścigało Académie des sciences, która miała podsumować wyniki. Ominięto problem, stwierdzając jedynie, że w grę wchodzą kwestie 'niezwykle delikatne'.

(...) Walki polityczne wokół własności leśnej trwały nadal, ponieważ artykuł 219 przetrwał ataki na niego aż do okresu Drugiego Cesarstwa. Arago odegrał kluczową rolę w zapewnieniu bastionu przeciwko liberalizacji, a jego bronią było domaganie się ekspertyz i argument z niepewności. Ale ten sukces wynikał również szerzej z dojścia do władzy w drugiej ćwierci wieku potężnej, zorganizowanej 'partii leśnej', walczącej o kontrolę państwa nad lasami.

Od lat 30. XIX wieku władze leśne zaczęły odzyskiwać swoją dumę po ponurych dekadach po rewolucji. Były coraz bardziej osadzone w terenie i miały wpływ na aparat państwowy. Kodeks leśny zapewnił im stabilne ramy prawne, a École forestière w Nancy (założona w 1824 r.) sprzyjała powstawaniu silnej kultury korporacyjnej. Państwowe leśnictwo skorzystało teraz z silnych powiązań z politykami, urzędnikami państwowymi, dziennikarzami i naukowcami pozyskanymi dla jego sprawy (i często zwolennikami technokratycznego, prorozwojowego państwa).

Wiara w antropogeniczne zmiany klimatu była nieodłączną częścią kultury zawodowej leśników. Ugruntowała się w latach 10. i 20. XIX wieku pod wpływem Raucha, Dugieda i Jacques'a-Josepha Baudrillarta – teoretyka lasu, który stał za kodeksem i szkołą Nancy. Teoria antropogenicznych zmian klimatu stała się częścią codziennego bagażu zarządców leśnictwa, w czasie, gdy 'zwrot techniczny' oddalił ich od prawa i zaczęli częściej szkolić się jako inżynierowie. Od końca lat 20. XIX wieku do lat 60. XIX wieku uczniowie, którzy przybyli do szkoły w Nancy, byli wprowadzani na jednym z pierwszych wykładów do wiedzy o drzewach, podkreślającym ich wpływ na klimat i to, że 'najwyższym znaczeniem dla warunków klimatycznych kraju jest to, aby lasy były tam odpowiednio rozmieszczone'. Wniosek był taki, że niezbędne zasoby były potrzebne technokracji leśnej do stworzenia tych warunków.

Dziś trudno sobie wyobrazić potęgę obozu leśnego w czasach, gdy drewno było 'benzyną' i 'betonem' społeczeństw. Zmiana klimatu była wektorem odrodzenia się tej potężnej siły społecznej i politycznej, zdestabilizowanej przez okres rewolucyjny. Dostarczając argumentu obronnego przeciwko liberalizacji, względy  klimatyczne wkrótce miały stać się bronią ofensywną. Najpierw, gdy po dziesięcioleciach ostrzeżeń francuska administracja leśna zmobilizowała bogactwo zasobów, aby kontrolować środowiska górskie. Następnie, gdy uczyniła kolonie ziemią podboju w tym samym celu: narzucając swój plan polityczny na rzecz racjonalnego środowiska, uporządkowanego społeczeństwa wiejskiego i kontroli nad ludowymi sposobami korzystania z przyrody.

(...) Odbudować świat, rządzić imperiami

W XIX i XX wieku brytyjskie i francuskie imperia kolonialne rozciągnęły się na większą część znanego świata. Całe kontynenty dżungli, pustyń, sawann i obszarów uprawnych były rządzone przez kolonialne elity pragnące je kontrolować po to, aby je 'rozwijać'. Widzieliśmy, że wiara w wyższość Zachodu opartą na panowaniu nad naturą była starym motywem, a w Ameryce od XVI do XVIII wieku stanowiła już podstawę dla projektu poprawy klimatu, cywilizowany poprzez wylesianie i rolnictwo.

Ale imperia XIX i XX wieku dodały do tego nowy wymiar: ludy kolonizowane były teraz oskarżane o niszczenie własnego klimatu. Kolonizatorzy potępiali wpływ rodzimych praktyk rolniczych i leśnych na deszcze, wiatry i temperatury. Europejczycy następnie wyznaczyli sobie misję ochrony i przywracania klimatu. W kontekście imperialnym paradygmat degradacji klimatu przez długi czas pozostawał bardzo wpływowy.

(...) Jak podkreśliła Diana K. Davis, wielka narracja o kryzysie klimatycznym była ściśle związana z wywłaszczaniem algierskich lasów wspólnotowych – procesem, który stał się masowy od 1850 r., wraz z nacjonalizacją i drastycznym ograniczeniem praw użytkowania (do wycinki, wypasu, kontrolowanego wypalania). Służyło to uzasadnieniu tej polityki poprzez skonstruowanie ram percepcyjnych, w których przymus kolonialny został ustanowiony jako uzasadniony w celu ochrony przyrody i zasobów. Ten manewr stał się rażąco widoczny po tym, jak Napoleon III próbował ograniczyć wywłaszczenia ziemi w latach 60. XIX wieku. Kontratak partii kolonistów? Propagowanie argumentu o kryzysie klimatycznym. Tubylcy nie zasługiwali na swoje lasy. Rzeczywiście, jak ogłosił jeden kolonista, 'sama Francja, tak zamożna, wkrótce stałaby się pustynią, gdyby znalazła się w rękach Arabów'. (...) Uważano, że ekspansja muzułmanów przyniosła ze sobą fatalizm i pogardę dla własności – 'komunistyczne wymysły', które uczyniły lasy własnością wszystkich".

J-B. Fressoz, F. Locher, Chaos in the Heavens: The Forgotten History of Climate Change, London and New York 2024.

poniedziałek, 16 grudnia 2024

Commonwealth instead of riches / Wspólne bogactwo zamiast kosztowności

Commonwealth instead of riches

"The key to Lefebvre’s metromarxist theory of urban commoning is provided firstly by his anthropology, which draws extensively on Marx’s Economic and Philosophical Manuscripts of 1844. From this text the French Marxist borrows the famous antiessentialist vision of a practical human being, who, faced with his/her basic needs, not only creates the world around and establishes human history but also continually produces his/her own subjectivity.

Like the author of the Manuscripts, Lefebvre links this kind of agency to the capacity for self-emancipation, which manifests itself primarily at the level of collective action. Here, the crossing of external limitations (nature) goes hand in hand with a constant transcendence of internal barriers, which, especially in Lefebvre’s later works, will be combined with the issue of autogestion. Already here, then, begins his thinking about the political, which at its most basic level is rooted in Marx’s concept of species-being, realized exclusively ‘through action, through knowledge – and through social becoming’. Lefebvre thus clearly breaks with the individualist and organicist positions that are responsible for perpetuating the monadic conception of the subject. At the same time, he does not reject the individual but rather inscribes it in a network of relations and communal dependencies, which translates into the social mediation and relationality of all components of individuality, including consciousness. In doing so, he is not interested in the speculative ontology, with its robust and static understanding of being, and instead focuses on the investigation of what is possible, based on the analysis of real and substantively open processes, movements and social relations.

As such, Lefebvre’s anthropology does not go beyond an interesting but relatively conservative footnote to the works of the young Marx. Much bolder is his reported conviction that the human being, thus understood, is the central problem of dialectical materialism, and its proper grasp is the condition for transcending the contradictions of modern society. This is reflected in the conceptual constellation of his later works, where the agency and creativity of human subjects are inalienable components of the critique of everyday life or the concept of the right to the city. 

(...) The axial role here is played by the category of production, which, while most firmly rooted in Marxian humanism, is also imbued with Lefebvre’s fascination with Nietzsche’s philosophy.46 In his understanding, production encompasses both the narrow-economic aspect of producing things and the acts of creation indispensable for social development, including the creation of knowledge, institutions, consciousness, or social relations. Lefebvre treats both of them as equally inalienable and virtually inseparable components of any meaningful form of praxis. This is confirmed by one of his proposed descriptions of the city, which in his thinking takes on the form of a double modality – both a work (oeuvre) and thus the most distinguished effect of human activity, as well as a specific object, compared to a language inherited by the community.

It is worth noting that this thinking is undergirded by Lefebvre’s fascination for primitive communist social formations, the remnants of which he encountered as a rural sociologist in the 1950s. Rural festivals, with their characteristic cyclical temporality and co-optation of nature,50 made a particular mark on his thinking weighing on his vision of a more autonomous, ludic, and de-alienated city. It was through their example that he discerned the hidden wealth of everyday life, which, though stifled by the capitalist logic of scarcity, allows us to recall the communal essence of praxis and the significance of the common reality that emerges from it: Wealth at once graspable and inexhaustible, the practical-sensuous shows us what praxis is. It is one continuous revelation, a disclosure so unmistakable that we need only open our eyes to perceive the enormous scope of praxis in this human creation which encompasses landscapes, cities, objects of common use, and rare objects (works of art). […] The sensuous leads us to the concept of praxis, and this concept unfolds the richness of the sensuous. In this and similar statements, Lefebvre seeks to rehabilitate social wealth, a task he sees as one of the most important elements of Marxist critique. He thinks of it in terms of a common, immanent plane which, as the most perfect proof of the creative powers of human collectivities, constitutes a kind of ever-present foundation and general principle of social life which we forget only because it has been fettered within the framework of capitalist political economy. He thus anticipates, as early as the 1940s, many contemporary voices that, using the same sources (e.g. Marx’s Grundrisse), restore the primacy of the common, as well as its historical priority, at the expense of the commodities that parasitize on it.

(...) A key element in such a turn toward the common is the concept of autogestion. Lefebvre uses it with the hope of reinforcing Marxist thinking about direct democracy in an attempt to close another gap in Marx’s project. In doing so, he undertakes a discussion of workers’ self-management, taking a critical look at the bureaucratic experiment conducted in late 20th century Yugoslavia. From the outset, however, Lefebvre’s thinking goes beyond the realm of the factory and particular historical examples, clearly gravitating toward an overarching concept that would materialize his understanding of subjectivity and political agency. This would not be possible without embedding it in a broad understanding of production that not only transcends the liberal division between work, production, and action, but also includes, as Neil Gray claims, practices from the field of social reproduction, such as habitation, domestic labor, or environmental care. Autogestion thus grows into something much more serious than taking control of the workplace, for it also means reclaiming collective power over one’s own destiny and living environment. The two remain inseparable, however, for alternatives to the State and capitalism must be developed simultaneously in the field of the economy (oikos) and politics (polis), in a constant intertwining of base and superstructure. They are also inscribed in Lefebvre’s understanding of lived space, which, as an area of difference, resistance, and creative inhabitation, constitutes an outside within the system and the promise of building a new possible world beyond both capitalism and the State".

P. Juskowiak, Commoning with Henri Lefebvre, "Critique" 50, 4, 2022.


Wspólne bogactwo zamiast kosztowności

"Klucza do metromarksistowskiej teorii miejskiego uwspólniania [urban commoning] Lefebvre’a dostarcza przede wszystkim jego antropologia, która w dużym stopniu opiera się na Rękopisach ekonomiczno-filozoficznych Marksa z 1844 r. Z tego tekstu francuski marksista zapożycza słynną antyesencjalistyczną wizję człowieka praktyki, który, stając w obliczu swoich podstawowych potrzeb, nie tylko tworzy świat wokół siebie i ustanawia historię ludzkości, ale także nieustannie produkuje swoją własną podmiotowość.

Podobnie jak autor Rękopisów, Lefebvre łączy ten rodzaj sprawczości ze zdolnością do samowyzwolenia, która objawia się przede wszystkim na poziomie działania zbiorowego. Tutaj przekraczanie zewnętrznych ograniczeń (natury) idzie w parze z ciągłym przekraczaniem wewnętrznych barier, co, zwłaszcza w późniejszych pracach Lefebvre’a, będzie łączone z kwestią samorządzenia [autogestion]. Już tutaj rozpoczyna się zatem jego myślenie o polityce, która na najbardziej podstawowym poziomie jest zakorzeniona w koncepcji bytu gatunkowego Marksa, realizowanego wyłącznie 'poprzez działanie, poprzez wiedzę – poprzez społeczne stawanie-się'. Lefebvre wyraźnie zrywa więc z pozycjami indywidualistycznymi i organicystycznymi, które są odpowiedzialne za utrwalenie monadycznej koncepcji podmiotu. Jednocześnie nie odrzuca jednostki, ale wpisuje ją w sieć relacji i zależności wspólnotowych, co przekłada się na społeczną mediację i relacyjność wszystkich składników indywidualności, w tym świadomości. Czyniąc to, nie interesuje go spekulatywna ontologią z jej osadzonym i statycznym rozumieniem bytu, a zamiast tego koncentruje się na badaniu tego, co jest możliwe, w oparciu o analizę rzeczywistych i substancjalnie otwartych procesów, ruchów i relacji społecznych.

Jako taka, antropologia Lefebvre’a nie wykracza poza interesujący, ale stosunkowo konserwatywny przypis do prac młodego Marksa. Znacznie śmielsze jest jego przekonanie, że tak rozumiana istota ludzka jest centralnym problemem materializmu dialektycznego, a jej właściwe zrozumienie jest warunkiem przezwyciężenia sprzeczności współczesnego społeczeństwa. Znajduje to odzwierciedlenie w zestawie koncepcji zawartych w jego późniejszych pracach, gdzie sprawczość i kreatywność podmiotów ludzkich są niezbywalnymi składnikami krytyki życia codziennego, czy też koncepcji prawa do miasta.

(...) Osią pojęciową jest tutaj kategoria produkcji, która, choć najmocniej zakorzeniona w humanizmie marksistowskim, jest również przesiąknięta fascynacją Lefebvre’a wobec filozofii Nietzschego. W jego rozumieniu produkcja obejmuje zarówno wąskoekonomiczny aspekt wytwarzania rzeczy, jak i akty tworzenia niezbędne dla rozwoju społecznego, w tym tworzenie wiedzy, instytucji, świadomości lub relacji społecznych. Lefebvre traktuje oba z nich jako równie niezbywalne i praktycznie nierozłączne składniki każdej znaczącej formy praxis. Potwierdza to jeden z proponowanych przez niego opisów miasta, które w jego myśleniu przyjmuje formę podwójnej modalności – zarówno dzieła (oeuvre), a więc najbardziej wyróżniającego się efektu ludzkiej aktywności, jak i konkretnego obiektu, w porównywalnego do języka dziedziczonego przez społeczność.

Warto zauważyć, że myślenie to jest podparte fascynacją Lefebvre’a formacjami społecznymi komunizmu pierwotnego, których pozostałości napotkał jako socjolog wsi w latach 50. XX wieku. Wiejskie święta, z ich charakterystyczną cykliczną czasowością i kooptacją natury, odcisnęły szczególne piętno na jego myśleniu, wpływając na jego wizję bardziej autonomicznego, ludycznego i odalienowanego miasta. To właśnie na ich przykładzie dostrzegł ukryte bogactwo codziennego życia, które, choć stłumione przez kapitalistyczną logikę niedoboru, pozwala nam przypomnieć sobie o wspólnotowej istocie praxis i znaczeniu wspólnej rzeczywistości, która się z niej wyłania: 'Bogactwo jednocześnie uchwytne i niewyczerpane, w sposób praktyczno-zmysłowy ukazuje nam, czym jest praxis. Jest to jedno ciągłe objawienie, odkrycie tak nieomylne, że wystarczy otworzyć oczy, aby dostrzec ogromny zakres praxis w tym ludzkim dziele, które obejmuje krajobrazy, miasta, przedmioty powszechnego użytku i rzadkie przedmioty (dzieła sztuki). […] Zmysłowość prowadzi nas do koncepcji praxis, a ta koncepcja odsłania bogactwo zmysłowości'. W tym i podobnych stwierdzeniach Lefebvre stara się zrehabilitować bogactwo społeczne - jest to zadanie, które uważa za jeden z najważniejszych elementów krytyki marksistowskiej. Myśli o tym w kategoriach wspólnej, immanentnej płaszczyzny, która jako najdoskonalszy dowód twórczych mocy ludzkich zbiorowości stanowi rodzaj wiecznie obecnego fundamentu i ogólnej zasady życia społecznego, o której zapominamy tylko dlatego, że została ona spętana ramami kapitalistycznej ekonomii politycznej. W ten sposób antycypuje już w latach 40. wiele współczesnych głosów, które, korzystając z tych samych źródeł (np. Grundrisse Marksa), przywracają prymat dobra wspólnego, jak również jego historyczne pierwszeństwo, kosztem towarów, które na nim jedynie pasożytują.

(...) Kluczowym elementem takiego zwrotu ku temu, co wspólne jest koncepcja samorządności [autogestion]. Lefebvre używa jej z nadzieją na wzmocnienie marksistowskiego myślenia o demokracji bezpośredniej w próbie wypełnienia kolejnej luki w projekcie Marksa. Czyniąc to, podejmuje dyskusję na temat samorządności pracowniczej, krytycznie przyglądając się eksperymentowi biurokratycznemu przeprowadzonemu w Jugosławii w drugiej połowie XX wieku. Jednak od samego początku myślenie Lefebvre'a wykracza poza sferę fabryki i konkretnych przykładów historycznych, wyraźnie zmierzając w kierunku nadrzędnej koncepcji, która urzeczywistniłaby jego rozumienie podmiotowości i sprawczości politycznej. Nie byłoby to możliwe bez osadzenia go w szerokim rozumieniu produkcji, które nie tylko wykracza poza liberalny podział na pracę, produkcję i działanie, ale obejmuje również, jak twierdzi Neil Gray, praktyki z dziedziny reprodukcji społecznej, takie jak zamieszkiwanie, pracę domową lub opiekę nad środowiskiem. Autogestion staje się więc czymś o wiele poważniejszym niż przejęcie kontroli nad miejscem pracy, ponieważ oznacza również odzyskanie zbiorowej władzy nad własnym losem i środowiskiem życia. Te dwa pozostają jednak wobec siebie nierozłączne, ponieważ alternatywy dla państwa i kapitalizmu muszą być rozwijane jednocześnie w dziedzinie gospodarki (oikos) i polityki (polis), w ciągłym przeplataniu się bazy i nadbudowy. Są one również wpisane w Lefebvre'owskie rozumienie przestrzeni życiowej, która jako obszar różnicy, oporu i twórczego zamieszkiwania stanowi zewnętrze wewnątrz systemu i obietnicę zbudowania nowego możliwego świata poza kapitalizmem i państwem”.

P. Juskowiak, Commoning with Henri Lefebvre, "Critique" 50, 4, 2022.

wtorek, 5 listopada 2024

Za komuny było lepiej: komunalne Powstania Ziemi

"Kiedy Marks, przyglądając się z Londynu, czytał doniesienia o tym, co działo się na ulicach Paryża wiosną 1871 roku, wszystko wskazywało na to, że po raz pierwszy w życiu zaczął wyobrażać sobie, jak wyglądają zwykli ludzie pracy, gdy funkcjonują jako właściciele swojego życia, a nie jako niewolnicy płacy. W Wojnie domowej we Francji Marks należycie odnotowuje osiągnięcia ustawodawcze komunardów. Ale to forma, jaką przybierało ich życie, sztuka i zarządzanie ich codziennym biegiem spraw, przykuły jego uwagę i zmieniły ścieżkę jego własnych badań i pisarstwa w ostatniej dekadzie jego życia. Kwestie, którymi zajmował się w późniejszych latach, wyselekcjonowane przez niego materiały i szersze intelektualne, polityczne i geograficzne krajobrazy, które sam sobie nakreślił, uległy znacznym zmianom z powodu spotkania z formą komuny. Idee komunardów w 1871 r., choć mogły być wzniosłe, nie zaprzątały go. Liczyły się raczej praktyki komunardzkie — 'samo istnienie' Komuny, jak to ujął. Ciekawość i zdziwienie Marksa były zarezerwowane dla odkrycia i wdrożenia przez zwykłych ludzi, 'w końcu', pewnej formy: 'formy politycznej, w której mogło się dokonać wyzwolenie ekonomiczne pracy'.

Okazuje się, że ekonomiczna emancypacja pracy nie była celem aspiracyjnym ani nagrodą za dobre sprawowanie. W żywej, oddychającej postaci ludzi prowadzących życie poza jakimkolwiek spisanym scenariuszem, oparte na współpracy i stowarzyszeniu, w ich 'namiętnej współpracy' — to określenie Fouriera — ta emancypacja postępowała już materialnie w toku. Robotnicy chcieli zorganizować swoje życie społeczne zgodnie z zasadami stowarzyszenia i współpracy. Nadali temu pragnieniu nazwę 'komuna', nawiązując do hasła, które zaczęło rozbrzmiewać na spotkaniach robotniczych i w klubach w całym mieście pod koniec okresu Drugiego Cesarstwa.

(...) Podczas gdy Marks widział w Komunie Paryskiej z 1871 r. doniosłe wynalezienie nowej formy, Piotr Kropotkin, jak się zdaje, dostrzegał tu raczej ponowne odkrycie formy uprzednio istniejącej. Tak więc jedno z bardziej interesujących spośród wielu przemyśleń Kropotkina nad formą komuny pojawia się nie w jego pismach o powstaniu z 1871 r., ale raczej w toku jego długiej historii innego powstania francuskiego — wielkiego, jak je nazwał w tytule swojej książki La Grande Révolution, czyli: Wielka Rewolucja Francuska. Dusza rewolucji francuskiej z 1789 r., jej jedyny wigor, jak pisze, składała się z około sześćdziesięciu dzielnic wywodzących się bezpośrednio z ruchów ludowych i nieoddzielających się od ludu, dzielnic, które uczyniły z miasta Paryża rozległą powstańczą Komunę: 'nowością, którą [lud francuski] wprowadził do życia Francji, była Komuna Ludowa. Centralizacja rządowa nastąpiła później, ale rewolucja rozpoczęła się od zawiązania Komuny'.

Równie ważne jak dzielnice sąsiedzkie stolicy, jak jasno stwierdza Kropotkin, były komuny chłopskie na wsi. Kolejne powstania chłopskie odegrały ogólnie niedocenianą, ale decydującą rolę w radykalizacji procesu rewolucyjnego w latach 1789-1794. To właśnie te ostatnie siły ze wsi domagały się zniesienia praw feudalnych i zwrotu feudalnych ziem, które panowie i duchowni przejmowali od wsi od XVII wieku. W końcu, jak przypomina nam Kropotkin, głównym narzędziem wyzysku ludzkiej pracy w tamtym czasie nie była fabryka, która ledwie co istniała, ale ziemia. To na posiadaniu wspólnej ziemi skupiała się XVIII-wieczna myśl rewolucyjna. (To samo, mogłabym dodać, można powiedzieć o naszych czasach). Powstanie wiejskich komun na wsi, pisze, 'jest samą istotą, fundamentem wielkiej rewolucji'. W tym samym czasie Paryż 'wolał organizować się w ogromną komunę powstańczą, a ta komuna, tak jak komuna średniowiecza, podjęła wszelkie niezbędne środki obrony przed królem'. To Paryż jako komuna obalił króla, stał się bronią sankiulotów przeciwko rodzinie królewskiej i spiskowcom i podjął się zrównywania fortun. Dzielnice paryskie miały utrzymać inicjatywę rewolucyjną przez prawie dwa lata. Dzielnice były nie tylko 'prawdziwym centrum i prawdziwą władzą rewolucji', ale gdy zamarły, sama rewolucja dobiegła końca, ponieważ wówczas zaczął umacniać się rząd centralny.

Zarówno dla Marksa, jak i Kropotkina rewolucja jest nieodróżnialna od demokracji bezpośredniej w formie komuny, a demokracja ta jest powstaniem wykraczającym poza obecnie obowiązujące formy polityczne. To właśnie miał na myśli Marks, gdy mówił o Komunie Paryskiej jako 'na wskroś elastycznej formie politycznej'. Forma komuny, zarówno dla Marksa, jak i Kropotkina, jest jednocześnie tak kontekstem, jak i treścią rewolucji, lub, jak ujął to Kropotkin, 'niezbędnym otoczeniem dla rewolucji i środkiem do jej przeprowadzenia'.

Moim celem w tych krótkich rozważaniach nie jest podanie definicji formy, która w swojej przygodności, braku abstrakcyjnego wyrazu i ciągle niedokończonej naturze ledwo nadawałaby się do podjęcia takiego zadania. Forma komuny, jako forma, nie nadaje się do statycznej definicji, niezmiennej w czasie; nie rozwija się ona w ten sam sposób wszędzie na świecie. Nie jest ona pojęciem. W rzeczywistości jest ona nierozerwalnie związana ze swoimi różnymi historycznymi wcieleniami, z tym, co Marks mógłby nazwać jej różnymi 'roboczymi istnieniami', z których każde wyraża się w szczególnych warunkach teraźniejszości, w szczególnej sytuacji. I tak musimy patrzeć na jej historię, na historię rzeczywistych zmagań materialnych, aby odnaleźć tego rodzaju momenty alternatywnych kreacji i odtworzyć, najlepiej jak potrafimy, ich powiązania z inicjatywami i eksperymentami zachodzącymi w naszym własnym czasie - nie tylko ich własne, szczególne 'robocze istnienia', ale i złożone echa, jakie się w nich odbijają. Są to lokalne eksperymenty, które nie pozwalają się zdefiniować w kategoriach lokalnego szowinizmu. Tylko poprzez odtworzenie minionych sytuacji — ponowne umiejscowienie tego, co w rzeczywistości funkcjonuje jako bitwy specyficzne dla danego miejsca — możemy zacząć dostrzegać ich związek z innymi doświadczeniami, toczonymi w innym miejscu i o innym czasie.

W ciągu ostatnich kilku lat dynamiczne walki terytorialne, takie jak ZAD (skrót od 'Zone to Defend') w pobliżu wioski Notre-Dame-des Landes w zachodniej Francji, której przykład jest szeroko omawiany na kolejnych stronach, lub okupacje rurociągów w Ameryce Północnej, ożywiły pewne aspekty komuny jako formy i uczyniły ją swoją własną. Ruchy takie jak obrona lasu Weelaunee w Atlancie ('Stop Cop City') stanowią potężne interwencje przeciwko stale przyspieszającej destrukcji środowiska życia, która zachodzi wszędzie wokół nas. Ale istnienie tych ruchów dzisiaj — sam fakt ich istnienia — miało również drugorzędny, ale moim zdaniem nie mniej dramatyczny efekt, któremu przyglądam się w tej książce: zmieniły one to, co zauważamy w niedawnej przeszłości, a zwłaszcza w latach 60. i 70. Ta książka stanowi w dużej mierze refleksję nad nieplanowanym wpływem pamięci politycznej i tym jak zmienia ona rozumienie historii. Dzisiejsze zmartwienia ekologiczne budzą nowe echa niedawnej przeszłości, które z kolei zmieniają nasze rozumienie tego, co liczy się teraz. Współczesne walki o ziemię pomagają nam przepisać na nowo główne linie konfliktu od drugiej połowy XX wieku aż do naszych czasów. Zmieniają nasze rozumienie tego, co miało znaczenie wtedy i co ma znaczenie (lub co jest dla nas przydatne) teraz. Długofalowe walki toczone, czy to w latach 70. przez rolników i ich sojuszników w południowej Francji, czy to w pobliżu Tokio, aby zapobiec zagarnięciu ziemi na potrzeby rozwoju infrastruktury lub wojska, stają się widoczne i dzięki nim możemy dostrzegać walki definiujące naszą epokę.

W świetle współczesnych ruchów, obecny krajobraz teoretyczny również ulega rekonfiguracji. Antyproduktywistyczny marksizm z lat 70. w wydaniu myśliciela takiego jak Henri Lefebvre, w dużej mierze ignorowany w swoim czasie we Francji (choć nie w Ameryce), zyskuje nowy wydźwięk, w dużej mierze z powodu zainteresowania, jakie Lefebvre objawiał wobec centralnej kwestii dla rozumienia komunalnej formy życia codziennego: wobec czego wyraża ona niezadowolenie i wobec czego jest ona alternatywą. Teksty z lat 70., napisane przez niego i innych autorów, stają się na nowo użyteczne w naszych wysiłkach na rzecz przezwyciężenia logiki kapitalistycznej tu i teraz, poprzez odzyskiwanie przeżywanego czasu i przestrzeni.

Te regionalne historie zaczerpnięte z niedawnej przeszłości — jak również antyproduktywistyczna myśl lat 70. — są oczywiście bardzo cenne dla tych, którzy prowadzą okupacje terytoriów, tych, którzy, gdy to piszę, są w trakcie ponownego wynajdywania form życia wspólnotowego w przestrzeniach wiejskich, które zachowały szereg przedkapitalistycznych zwyczajów i praktyk. W drugiej części książki omawiam pewien zakres tych nieakumulacyjnych praktyk — obronę, przyswojenie, kompozycję, restytucję — opartych na bliskości z ziemią i związanych z utrzymaniem i figurą chłopa (paysan). Praktyki te, które stanowiły integralną część inteligencji politycznej ZAD w Notre-Dame-des-Landes, manifestują się obecnie na nowo w nieustającym ruchu, który wywodzi się z ZAD i który przywołuję w zakończeniu tej książki: Les Soulèvements de la Terre (Powstania Ziemi). Ten świeży ruch właśnie w tej chwili ustala zestaw priorytetów i w bardzo publiczny sposób przechodzi do ofensywy przeciwko przejmowaniu i grabieży ziemi we Francji i poza nią. Poprzez swoją kreatywność i elastyczność, poprzez jasne określenie wspólnego wroga, a przede wszystkim poprzez powtarzane gesty współpracy, różne grupy i jednostki, które tworzą ten ruch, stanowią wspólny front. I dostarczają nam jednej z najbardziej wyrazistych figur komuny jako formy, do jakiej mamy wgląd w naszych czasach.

(...) Pod koniec lat 60., podczas ogólnokrajowego strajku generalnego we Francji, który sam w sobie był częścią politycznego i społecznego przewrotu, jaki ogarnął cały glob, szczególny — rzeczywiście wyjątkowy — obrót wydarzeń z maja-czerwca 1968 r. w mieście Nantes wymaga dokładnego zbadania. Nantes było bowiem jedynym miastem we Francji, które odpowiedziało na ogólną zapaść usług publicznych podczas strajku generalnego, organizując coś w rodzaju równoległej administracji w celu zaspokojenia podstawowych potrzeb miasta i uczyniło to w alternatywny i wysoce praktyczny sposób. Z tego powodu samorządne miasto Nantes podczas tych kilku tygodni '68 jest powszechnie pamiętane jako 'Komuna w Nantes'.

(...) Pracownicy przemysłu lotniczego w fabryce Sud-Aviation pod Nantes byli pierwszymi w całym kraju, którzy zajęli swoją fabrykę; ich wzorcowa akcja zapoczątkowała serię takich okupacji w regionie, a następnie w całej Francji. Paysans w tym regionie, którzy od dawna utrzymywali sieci spółdzielczej dystrybucji żywności na własny użytek w tych trudnych czasach, zaczęli dostarczać żywność ze swoich gospodarstw strajkującym pracownikom i ich rodzinom po kosztach, a nawet za darmo. Nie tylko wykarmiono biedne rodziny, ale także omijano ogólnie przyjęte kapitalistyczne metody dystrybucji żywności, w dużej mierze organizowane przez pośredników, co wyraźnie podważyło ich niezbędność w całym procesie. Dystrybucję żywności koordynował centralny komitet strajkowy — rodzaj ludowego rządu odpowiedzialnego za działania w sąsiedztwie — od końca maja do początku czerwca, co pomagało koordynować zbiorową dystrybucję żywności i inne działania w sąsiedztwie.

(...) Być może najbardziej adekwatne porównanie z Komuną w Nantes z 1968 r. znajduje się daleko, ale ma miejsce w tym samym czasie, na ulicach Detroit, Oakland i innych dużych miast Stanów Zjednoczonych, gdzie członkowie Partii Czarnych Panter na rzecz Samoobrony przejęli zarządzanie czarnymi dzielnicami. Dzięki wydawkom śniadań w szkołach, piekarniach i innych oddolnych organizacjach społecznych, Pantery, jak sugeruje ich były działacz, Lorenzo Kom’boa Ervin, przekształciły swoje społeczności i dzielnice w komuny o władzy równoległej. Zarówno w Nantes, jak i w Oakland rewolucja była zakorzeniona w codziennym życiu. Czystość ideologiczna miała mniejsze znaczenie niż transformacja na poziomie codziennych rytmów, codziennych potrzeb i przyjemności. Biorąc zbiorową odpowiedzialność za zaspokajanie codziennych potrzeb ludzi, odzyskując codzienność poprzez walkę polityczną, dokonywali rewolucji na skalę, którą ludzie mogli rozpoznać.

(...) Sojusze między miastami i wsiami w regionie Loire-Atlantique w latach 60. i 70. są szczególnie uderzające, gdy przypomnimy sobie, że w 1871 r., podczas kolejnego eksperymentalnego tworzenia formy komuny, ogromne odległości i to, co Marks nazwał 'chińskim murem kłamstw', oddzielały paryskich komunardów od wszelkich towarzyszy, których mogliby napotkać w innych prowincjonalnych miastach Francji, lub od wszelkich potencjalnych towarzyszy (lub, w tym wypadku, środków utrzymania) zlokalizowanych na wsi. Oddzielenie Paryża od wsi i wychodzenie na jaw zdolności Wersalczyków do kontrolowania doniesień na temat tego, co działo się w stolicy, z jednej strony, i niezdolność Paryżan do przezwyciężenia blokady wojskowej, z drugiej, leżały u podstaw wielu komentarzy odnoszących się do trudności, z jakimi borykali się paryscy komunardzi, napisanych w trakcie i po powstaniu przez komunardów takich jak André Léo, Benoît Malon i inni. W latach następujących po masakrze komunardów, anarchistyczny geograf i ocalały z komuny Élisée Reclus starał się - szczególnie w swojej broszurze Do mojego brata chłopa (1899) - naprostować podejście, w ramach którego wiejskie sprawy i wiejscy pracownicy byli systematycznie pomijani w dyskursach i wyobrażeniach lewicy. Reclus coraz częściej uważał podział między pracownikami miejskimi i wiejskimi za najpoważniejszy dylemat, przed którym stoi lewica, dylemat znacznie wzmocniony przez niezdolność miejskiej lewicy do rozpoznania go jako problemu. Lewica nie potrafiła dostrzec, w jakim stopniu mieszkańcy miast zajmowali uprzywilejowaną pozycję w jej własnych analizach.

Aktywny udział podgrupy rolników z Nantes w maju 1968 r., paysans, którzy w rzeczywistości 'karmili' powstanie i utrzymywali jego uczestników przy życiu, stworzył możliwość, jeśli nie rzeczywistość, walki, która mogła trwać i stać się sposobem na życie. W La Conquête du pain (Zdobyciu chleba) (1892) Piotr Kropotkin wyobrażał sobie, jak długo mogłaby trwać Komuna Paryska, gdyby regiony sąsiadujące z miastem zostały przekształcone w kwitnące ogrody warzywne. Czas trwania ruchu wyraźnie zależy od jego zdolności do bezpośredniego zaangażowania po swojej stronie środków utrzymania. Oprócz zapewnienia łatwego dostępu do pożywienia, takie działanie prowadzi do zwiększonej zażyłości i wiedzy o otoczeniu. Udział paysans pracujących solidarnie ze studentami i strajkującymi robotnikami sprawił, że to, co wydarzyło się w Nantes '68, spełniło, choć na krótko, zarys fantazji Kropotkina, jako że mieszkańcy miasta i jego okolic żyli na co dzień w formie powstańczej komuny.

Integracja części populacji paysans z koalicją ludzi pracy uczyniła z Nantes być może najbardziej osobliwy przejaw podmiotowości relacyjnej, o której często mawia się, że leży u podstaw polityki lat 60. W Paryżu na przykład taka podmiotowość relacyjna została stworzona, przynajmniej w ujęciu Henriego Lefebvre'a, przez przypadek zrodzony z planowania urbanistycznego: studenci uczęszczający do nowo wybudowanego kampusu Uniwersytetu Paryskiego w Nanterre byli zmuszeni codziennie przechodzić przez algierskie bidonville, aby dotrzeć do i z przystanku metra. Lefebvre lubił wracać do tego przykładu ze względu na to, że stanowił on zwięzłą ilustrację dla jego teorii sprzeczności przestrzennej. Udowodniał on, jego zdaniem, że dialektyka była żywa i dobrze się rozwijała i objawiała się w takich witalnych doświadczeniach nierównomiernego rozwoju, które miały miejsce codziennie — i, powtórzę, tego rodzaju częstotliwość jest niezbędna — w każdym dużym środowisku miejskim. To były rodzaje doświadczeń, które dla niego niosły ze sobą pewne konsekwencje. Nierówności ekonomiczne, namacalne rezultaty państwowego wysiłku modernizacyjnego wprowadzonego po wojnie, wytworzyły nie tylko kontrastujące krajobrazy i środowiska życiowe, ale także bardzo różne temporalności: jak ujął to niemiecki filozof i krytyk kultury Ernst Bloch: 'nie wszyscy żyją w tym samym Teraz'. Nierówności przestrzenne i czasowe stały się namacalne nie tyle przez kontrast między poszczególnymi bytami, takimi jak 'funkcjonalistyczny kampus' i 'imigranckie slumsy', ile przez codzienne przeżywanie i doświadczanie ich rażącego zestawienia ze sobą. Kiedy codzienne dojazdy studentów na zajęcia zostały przerwane przez strajk, nowe trajektorie zaprowadziły ich do organizowania się w algierskich foyer (schroniskach robotniczych). Spotkanie dwóch tak odmiennych światów, ze wszystkimi pragnieniami, niezręcznościami, uprzedzeniami i złudzeniami, które są skutkiem takich ulotnych zderzeń, stanowiło istotę nowej świadomości politycznej, która narodziła się w 1968 roku.

(...) Na długo przed 1968 rokiem, nowa lewica rolnicza faktycznie zaznaczała swoją obecność w regionie Loire-Atlantique. Lata 40. i 50. XX wieku były szczytem działalności na przykład Jeunesse Agricole Catholique (JAC), ruchu broniącego interesów chłopów. 'To system kapitalistyczny oparty na zysku musi zostać zmieniony', pisał Bernard Lambert w artykule zatytułowanym 'Czy maszyna zwycięży nad człowiekiem?' opublikowanym w Jeunes Forces Rurales, szeroko rozpowszechnionym czasopiśmie JAC. '[System kapitalistyczny] uniemożliwia każdemu człowiekowi, niezależnie od jego urodzenia lub majątku, zajęcie miejsca w społeczeństwie na podstawie jego zdolności manualnych i intelektualnych'. Od początku lat 60. XX wieku regionalni rolnicy stali na czele powstania paysans przeciwko stale rosnącym kapitalistycznym i państwowym ograniczeniom dla ich sposobu życia. Dążyli do rozwinięcia formy autonomii regionalnej, a to oznaczało zerwanie ze związkami zawodowymi kierowanymi na szczeblu krajowym. Odnosząc się do nowych praktyk, które miały miejsce poza nadzorem i jurysdykcją związków krajowych, Lambert zauważył później w wywiadzie: 'Straciliśmy nawyk pytania naszych ojców duchowych w Paryżu, co powinniśmy myśleć o podejmowanych przez nas działaniach'.

(...) Gdzie indziej sugerowałam, że Les Paysans dans la lutte des classes [autorstwa Lamberta] można porównać z kanonicznymi tekstami rewolucyjnymi tamtej epoki, takimi jak Wyklęty lud ziemi Frantza Fanona i Druga płeć Simone de Beauvoir, i to nie tylko ze względu na szeroką dystrybucję w momencie jego publikacji. (Książka sprzedała się w ponad stu tysiącach egzemplarzy i została szybko przetłumaczona na język niemiecki, włoski i portugalski). Podobnie jak dwa pozostałe dzieła, książka Lamberta daje wyraz prawdziwie nowej podmiotowości politycznej, która została ujęta już w tytule. Nowa podmiotowość wyłania się na kartach książki Lamberta, aby towarzyszyć podmiotowości kobiet lub skolonizowanych w formie paysana: obrońcy ziemi. Pracując w krajobrazie i projektując go, znając dogłębnie konkretne środowisko, a zwłaszcza wiedząc, jak z niego korzystać bez nadużywania go, to paysan tworzy le pays [kraj]. Dzisiaj paysan pozostaje terminem autoidentyfikacji wybieranym przez wielu młodych rolników, przejmowanym na nowo i wyrażającym nowe wartości, choć był już terminem poniżającym, podczas gdy termin rolnik (agriculteur) jest postrzegany jako redukujący pracownika ziemskiego do rangi każdego innego producenta towarów. Podczas gdy współczesny rolnik żeruje na życiu, zmniejsza jego różnorodność i jest główną siłą w ekologicznej degradacji, paysan wnosi wkład do świata żywych.

Jeśli już, biorąc pod uwagę długą historię miejskiego stosunku do zakorzenionego wśród chłopstwa konserwatyzmu, jego izolacji i rzekomej niezdolności do organizowania się politycznie oraz jego ciągłych niepowodzeń w budowaniu solidarności nie tylko z robotnikami fabrycznymi, ale nawet między sobą, wydaje się, że to chłopi mogliby najwięcej zyskać na takim mariażu. 'Wżenialiby się' wtedy [w klasę robotniczą]. W końcu rolnicy mieliby być zacofani, desperacko trzymając się starych, przebrzmiałych sposobów postępowania, podczas gdy pracownicy miejskich fabryk żyć mieli już w nowoczesnej epoce historycznej. Jako główne elementy rozwoju i funkcjonowania kapitalizmu, robotnicy fabryczni byli w rzeczywistości jego muskularnym uosobieniem. Z drugiej strony chłopi, zdaniem wszystkich, od Włodzimierza Lenina po najbardziej zagorzałego kapitalistycznego modernizatora, byli elementami szczątkowymi, które miały zostać zmiecione wraz z upływem czasu. Byli reliktami do remontu lub wymiany. Jeden z takich zagorzałych modernizatorów, ówczesny minister obrony Michel Debré, głośno odwołał się do tego stereotypu, wyjaśniając, dlaczego rząd w pierwszej kolejności wybrał płaskowyż Larzac na miejsce poligonu wojskowego. Płaskowyż był, jego zdaniem, zamieszkiwany przez 'kilkoro rolników, garstkę, która nie wiedzieć czemu hoduje jakieś owce, żyjąc z grubsza tak jak w średniowieczu'.

Ale czym innym jest uznanie postępującej utraty centralnej pozycji zajmowanej przez francuskiego robotnika fabrycznego w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, a czym innym twierdzenie, że chłop lub wieś mają w ogóle przyszłość. Aby do tego dojść, wymagana jest dość poważna zmiana perspektywy w odniesieniu do anachronicznej pozycji chłopa w stosunku do modernizacji kapitalistycznej, zwłaszcza po drugiej wojnie światowej. Badania literaturoznawcy Eraga Ramiziego nad figurą chłopstwa w literaturze europejskiej początku XX wieku wyraźnie pokazują, jak samo utrzymywanie się działalności chłopskiej i odrębnej gospodarki chłopskiej opierającej się w dużej mierze, jeśli nie całkowicie, na zagwarantowaniu utrzymania – uprawie roli i reprodukcji gospodarstwa, ludzi i żyjących w nim stworzeń w sposób nieakumulacyjny – wchodziło w niezgodę z miejskim kapitalizmem, której nie można wytłumaczyć samą przestrzenną odległością od miejskich ośrodków władzy. Rodzinni producenci rolni, którzy zajmują się głównie, jeśli nie wyłącznie, gospodarką na własne potrzeby, również uchodzili za nieprzystosowanych, zarówno jeśli chodzi o codzienne rytmy ich codziennego życia, jak i o ich wymiar dziejowy. Ich zakorzenienie w ziemi samo w sobie wskazywało, że ich troski w znaczący sposób wywodziły się z przeszłości, a zatem pozostawały w konflikcie lub kolidowały z troskami kapitalistycznej teraźniejszości: wzrostem, postępem, akumulacją, ruchem, szybkością i zmiennością. W tym sensie chłopi są dla Ramiziego ciągłym przykładem tego, co teoretyk kultury Raymond Williams nazwał siłami 'resztkowymi': 'w zasadzie ukształtowanymi w przeszłości, ale wciąż aktywnymi w procesie kulturowym'. W rzeczywistości są to pozostałości po ludziach – niosą ze sobą ślad minionych czasów, ale jest to przeszłość, która przetrwała w teraźniejszości. Często wypominany 'konserwatyzm' lub tradycjonalizm chłopów to czasami nic innego jak nieugięta determinacja wymagana od nich w obronie i zachowaniu przetrwania ich podstawowej jednostki zarówno produkcyjnej, jak i konsumpcyjnej: rodzinnego gospodarstwa rolnego. Dla nich jest to kwestia pozostania przy tym, co stare i działające. Z punktu widzenia miasta wykluczenie z dominującego procesu modernizacji sprawia, że ​​wydają się oni przestarzali, uchodzą wręcz za 'atawistyczne dziwactwa' – to określenie Ramiziego – a ich sporadyczne powstania i niezadowolenie są oznaką niekończącego się konserwatyzmu i niechęci do porzucenia starych zwyczajów. Lambert, który stał na pierwszej linii frontu prób mediowania między dwoma bardzo różnymi punktami widzenia na metropolię i wieś, był w pełni świadomy zakorzenionego charakteru takich stereotypów. Wydaje się, że często stawał przed trudnym, ale absolutnie niezbędnym zadaniem 'nadawania właściwej interpretacji politycznej działaniom, które często mogły wyglądać na bunty w stylu pużadystów'. W rzeczywistości to kluczowe dzieło edukacji politycznej znajdowało się dla Lamberta w sercu programu politycznego radykalnego chłopstwa. Z punktu widzenia lewicy miejskiej niewiele się zmieniło od czasów, gdy Elisée Reclus napisał swoją broszurę Do mojego brata chłopa. Niezadowolenie paysana mogło pojawiać się jedynie z oddali i być ujmowane jako wzrastający pużadyzm.

A co by było, gdybyśmy zamiast punktu widzenia miasta przyjęli perspektywę, którą socjolożki Maria Mies i Veronika Bennholdt-Thomsen nazywają 'perspektywą utrzymania'? Perspektywa utrzymania nie jest abstrakcyjnym modelem teoretycznym; jest to perspektywa wywodząca się z innej koncepcji 'gospodarki' – takiej, która jest zarówno starsza, jak i młodsza od kapitalizmu, i która czyni życie i utrzymanie bytu swoją główną zasadą. Perspektywa utrzymania stanowi orientację wyraźnie odmienną od tej wymaganej w przypadku produkcji towarowej, ponieważ obejmuje ustalenie, jak – i ile – chcemy produkować i konsumować, oraz wspólne organizowanie się w tym celu.

Perspektywa utrzymania oferuje możliwość wyobrażenia sobie i praktykowania innej gospodarki oraz tworzenia innych rodzajów relacji społecznych. Przekształca wykluczenie chłopstwa z dominujących mechanizmów modernizacji w nową drogę naprzód. Sprawia, że ​​fakt ich niecałkowitego podporządkowania relacjom rynkowym staje się otwarciem, potencjalnością, regeneracją. Sprawia, że ​​'utrzymanie' staje się synonimem nie niedoboru, ale obfitości. 'Resztka' może przecież, jak przypomina nam Williams, zachować 'alternatywny, a nawet opozycyjny stosunek do dominującej kultury'. Po prostu zderzając się z teraźniejszością i problemami teraźniejszości, przestarzałość pozostałości może przekształcić się w 'coś wyłaniającego się'. Ucieleśniając 'szczelinę, zerwanie, zderzenie', anachroniczność, według słów Ramiziego, może stać się 'zwiastunem nowego'.

W analizie Ramiziego transformacja następuje, gdy paysans nie są jedynie bezwładnymi figurami anachronizmu ('workami ziemniaków', jak nazywał ich Marks), ale stają się aktywnie, a nawet bezczelnie anachroniczni, gdy wykorzystują swój konflikt z teraźniejszością, by stać się, tak jak rolnicy z Larzac, aktywnymi muchami w smole lub piaskiem w kołach zębatych czołgów wojskowych. Zmieniają sytuację, gdy tylko stają na drodze lub odmawiają pozwolenia, by ich własne, całkiem odrębne rytmy czasowe zostały określone lub podporządkowane jednolitemu czasowi pracy nowoczesnej gospodarki kapitalistycznej. W końcu indywidualny zysk i konkurencja są obce gospodarce nastawionej na przetrwanie i kulturze chłopskiej w ogóle. Wiadomo, że elementy praktycznego komunizmu i solidarności organicznej przetrwały w rodzimym rolnictwie i praktykach chłopskich. Mały, autonomiczny hodowca utrzymuje produktywność, dostosowując się zarówno do tradycji, jak i do warunków naturalnych, takich, jakie zastał. Zasada produkcji w gospodarce chłopskiej polega na zaspokajaniu bezpośrednich potrzeb rodziny, a tym samym rozwijaniu i zachowywaniu autonomii rodziny. Jako repozytorium wartości użytkowych, a także wiedzy o ziemi i jej użytkowaniu, paysan jest źródłem pamięci i historii. (Z drugiej strony, wymiana nie ma historii.) Rolnictwo kapitalistyczne, którego jedyną perspektywą jest wycena i zysk, rozpuszcza odwieczne praktyki regeneracyjnego rolnictwa chłopskiego i całkowicie reorganizuje proces produkcji, jego warunki materialne i technologiczne, a także jego czasowość.

Świat rolnictwa jest szczególnie dobrze przygotowany do zrozumienia, kiedy cel ekonomiczny, do którego dąży społeczeństwo, powinien zostać potępiony ze względu na sposób, w jaki się go realizuje. Ze względu na swoje konkretne właściwości i warunki materialne, życie rolnicze jest konieczną podstawą każdej alternatywnej gospodarki, każdego alternatywnego społeczeństwa. W takim stopniu, w jakim paysans pozostają chronieni przed zmiennością i naciskami rynku kapitalistycznego, mogą być w mniejszym stopniu siłami kontrrewolucji lub repozytoriami jakiejś narodowej istoty, niż nosicielami alternatywnego zestawu praktyk i know-how — być może nawet strażnikami gospodarki opartej na wzajemności i wymianie wartości użytkowych. Ludzie, których Marks nazwał 'klasą reprezentującą barbarzyństwo w ramach cywilizacji', mogą całkiem dobrze zwiastować potencjał nowej przyszłości politycznej.

Dla Bernarda Lamberta punkt zwrotny rzeczywiście został osiągnięty, ucieleśniony w transformacji, którą chłopi-pracownicy z zachodu i farmerzy z Larzac wprowadzali w życie w latach 70. 'Nigdy więcej' – oświadczył w swoim przemówieniu do tłumów na płaskowyżu Larzac latem 1973 r. 'Nigdy więcej paysans nie będą po stronie Wersalczyków… Udowodniliśmy to'. Nigdy więcej paysans nie będą służyć jako narzędzia represji wobec komuny. Zamiast tego będą mierzyć się z jej trwałością, jej odrodzeniem.

(...) Od lat 60. rzeczywista walka między pracownikami a kapitałem mogła nie toczyć się w miastach, w sporach o żądania płacowe związków zawodowych i pracowników najemnych, o bezrobocie lub poziom generowania wartości dodatkowej. Bardziej znacząca bitwa, jak sugerują socjolożki Maria Mies i Veronika Bennholdt-Thomsen w The Subsistence Perspective, mogła mieć miejsce w formie wojny toczonej z chłopstwem na całym świecie, ciągłej pierwotnej akumulacji lub grabieży ziemi, która pozbawia ludzi nie tylko ziemi — chociaż ziemia, ostatecznie, jest tym, co jak powiedziałoby teraz wielu, ma największe znaczenie — ale także pozbawia ich środków produkcji i zdolności do zapewnienia sobie samym środków utrzymania: ich autonomii. Ziemia i sposób, w jaki jest wykorzystywana, to najważniejszy czynnik w alternatywnym społeczeństwie ekologicznym. Prawdziwa wojna kapitału toczy się przeciwko przetrwaniu, ponieważ przetrwanie oznacza jakościowo inną gospodarkę; oznacza, że ​​ludzie faktycznie żyją inaczej, zgodnie z inną koncepcją tego, co składa się na bogactwo, a co składa się na jego zaprzeczenie. Jest zorientowana na wewnętrzną wartość i interesy drobnych producentów, rzemieślników i chłopów. Polega ona na stopniowym tworzeniu struktury solidarności i życia społecznego budowanego poprzez wymianę usług, nieformalne spółdzielnie, współpracę i stowarzyszenia. Dąży do rozszerzenia sfer aktywności, w których racjonalność ekonomiczna nie sprawuje dominacji. Oznacza życie, które nie jest kształtowane i formowane przez rynek światowy, życie przeżywane na peryferiach świata zorganizowanego przez państwo i finanse. Oto zarys formy komuny.

Mies i Thomsen przypominają nam, że w miejscach takich jak Europa zwrot ku gospodarce akumulacyjnej na masową skalę na wsi nastąpił dopiero niedawno — w większości miał miejsce w latach 60. i 70. XX wieku. Jest to ważny punkt do poruszenia, ich zdaniem, ponieważ oznacza to, że perspektywa przetrwania łączy się organicznie z czasem i historią, które wielu z nas nadal bardzo dobrze pamięta, jeśli nie z naszym osobistym doświadczeniem. W tym świetle ZAD w Notre-Dame-des Landes nie był woluntarystycznym ćwiczeniem stworzonym od podstaw przez aktywistów anarchistycznych. Raczej, inteligencja polityczna ZAD leżała w jego zdolności do łączenia się z długą historią buntu i pragnieniami powstania chłopskiego na tym obszarze, tak jak ożywiła pamięć o walce w Larzac i innych walk o ziemię świeżej daty. Możliwość życia inaczej była tym bardziej wyobrażalna, że ​​niektórzy ludzie mogli pamiętać czasy, kiedy życie faktycznie było prowadzone inaczej. 'Inny świat jest możliwy' – to jedno z haseł z Larzac, ruchu, który według przewidywań Bernarda Lamberta miał stać się 'laboratorium lądowym i terenowym Francji'. Inny świat jest możliwy, ponieważ inny świat był możliwy – nawet całkiem niedawno.

W jednym z wcześniejszych esejów zwracałam uwagę, że istnienie ZAD, wraz z innymi dzisiejszymi walkami o ziemię, zmienia to, co jest dostrzegalne w niedawnej przeszłości, a zwłaszcza sposób, w jaki wizualizujemy sobie lata 60. i 70. Współczesna okupacja, taka jak ta w Standing Rock w latach 2016–2017, w której koalicja aktywistów kierowana przez rdzennych mieszkańców sprzeciwiła się umieszczaniu infrastruktury petrokapitalistycznej na plemiennych ziemiach przodków, przekształca i rekonfiguruje to, co jest widoczne w tych nie tak odległych czasach i nadaje nowe nazwy temu, co obecnie możemy zobaczyć i zapamiętać. Ekologiczne troski dzisiejszych czasów wybudzają echa niedawnej przeszłości, które z kolei rodzą nowe rozumienie tego, co ostatecznie liczy się w Historii – co naprawdę ma dla nas znaczenie teraz.

(...) Lata 60. i 70. możemy obecnie postrzegać jako moment, w którym sprzeczność między logiką rozwoju a logiką życia zaczęła być odczuwana przez ludzi na całym świecie jako podstawowa sprzeczność definiująca ich życie. Możemy mówić o tym jako o momencie przebudzenia, a może raczej ponownego przebudzenia, komunalnej nieświadomości. Od tego momentu wszelkie kolejne walki z nierównościami społecznymi musiały być w niezłomny i kreatywny sposób złączone z potrzebą ochrony życia i zachowania warunków życia na planecie. Nie mogło być żadnej polityki poza polityką ekologiczną; żadnej decyzji nie można było podjąć ponownie bez uwzględnienia samych warunków niezbędnych do utrzymania życia: składu atmosfery, jakości i ilości gruntów ornych, dostępności wody, poziomu zanieczyszczenia. Ruchy takie jak Les Soulèvements de la Terre (Powstania Ziemi) czy Stop Cop City przeorientowują horyzont walki politycznej w kierunku ochrony i zachowania życia. A forma, jaką przyjęły te ruchy, uwidacznia nowe polityczne rozumienie codzienności i sposób zarządzania wspólnymi sprawami. A wraz z tym wszystkim pojawił się nowy, a raczej nowy/stary sposób organizacji, oparty na pojęciu terytorium jako praktyki wytworzonej przez relacje osadzone w przestrzeni — lub w formie komuny.

Jakie praktyki łączą tak różne ruchy, jak Komuna Paryska z 1871 r., ZAD w Notre-Dame-des-Landes i walki Sanrizuka w Japonii, wykraczając poza wykorzystanie okupacji jako formy działania bezpośredniego?

1. Obrona

Pierwszą i najważniejszą z takich praktyk jest akt obrony per se, ucieleśniony, jak widzieliśmy, w postaci paysan, którego nazwa, etymologicznie, nosi ślad pojęcia obrony terytorium.

(...) Zeznania osób działających w Sanrizuka wskazują na wojnę między dwoma światami: z jednej strony państwo japońskie, w trakcie powojennego wysiłku kapitalistycznej modernizacji, które, podobnie jak wiele innych państw w latach 60. i 70., uczyniło industrializację najwyższą, być może jedyną, wartością narodową; z drugiej strony, rolnicy broniący tego, co uważali za wartości niezbędne do samego życia, narażeni na zniszczenie, gdyby zbudowano u nich lotnisko. Shima, chłop aktywny w walce, opisał konflikt w następujących słowach:

'My, chłopi, stracimy nasze schronienie… Czy to okazja do rozwoju wspaniałej Japonii, czy też niezliczone tysiące ludzi i gospodarstw domowych zostaną pogrzebane pod ziemią przez władzę państwa? Nie chodzi tu tylko o polityczną opozycję wobec lotniska z powodu braku porozumienia co do tego, co zrobić z przemysłem i rolnictwem. Tylko o to, że nasze życie, życie chłopów, życie rolników poświęconych uprawie ziemi, zostanie pogrzebane pod pasami startowymi i kurzem'.

Japońscy rolnicy wzięli na siebie odpowiedzialność przemawiania w imieniu spójności i integralności pradawnej wioski (kyodo tai) oraz zbiorowego, komunalnego ciała jej mieszkańców. Przywoływali długą tradycję powstań chłopskich od końca XVIII wieku do okresu Meiji, umieszczając własną walkę w historii obrony przed naruszeniem lub osłabieniem ich sposobu życia. Czerpiąc również ze specyfiki swojego regionu, obszaru naznaczonego przez stulecia silnymi tradycjami natywistycznymi i autonomią jego wiosek i przysiółków, chłop o imieniu Sannomiya wyróżnia defensywny charakter roli przyjętej przez chłopstwo:

'Chociaż jesteśmy rolnikami od czasów najdawniejszych, uważam, że dla nas najważniejsza jest ochrona lub pielęgnacja gruntów rolnych. W starodawnej wiosce stale dbaliśmy o ziemię i uważam, że warto o to walczyć. Uprawa jest również ważna. Czyż nie jest to powód, dla którego powinniśmy walczyć razem? Nasza historia rozgrywająca się wokół starodawnej wioski sprawiła, że ​​ta walka jest dla nas inna'.

Tutaj codzienny i sezonowy akt uprawy i odżywiania mieszkańców wioski odróżnia się od bardziej ogólnej i charakterystycznej roli obrońcy lub zarządcy gruntów rolnych i ich przyszłego wykorzystania. Od czasów starożytnych wiosek historyczna uprawa ziemi przez chłopów nadała im zarówno zaszczyt, jak i odpowiedzialność za jej opiekę, pieczę i obronę.

(...) Forma komuny, jako jednocześnie ruch polityczny i wspólne terytorium, taktyka i społeczność w trakcie tworzenia, jest w rzeczywistości niczym więcej niż próbą zdobycia terenu w historycznej walce przeciwko grodzeniu. Rzeczywiście, robi to dosłownie, zyskując teren: broniąc jakiegoś miejsca, nawet jeśli jest to nic ponad zubożałe dzielnice uznane za cenne i godne obrony przez Partię Czarnych Panter na rzecz Samoobrony (najlepiej zawsze nazywać ją pełną nazwą), w miastach takich jak Oakland i Detroit w latach 60.; lub ponure ronda na skraju miasta przekształcone w miejsca biesiadności przez 'żółte kamizelki”; lub uprawiane w połowie pola w Notre-Dame-des-Landes. Miasto, którego paryscy komunardzi bronili swoim życiem w 1871 r., było miastem wyczerpanym miesiącami oblężenia i wyrzeczeń. Hodowcy owiec z Larzac spędzili dziesięć lat broniąc, jak zdawał się sugerować Michel Debré, niczego więcej niż opustoszałego wapiennego płaskowyżu i archaicznego sposobu życia.

Opór, najprościej rzecz ujmując, oznacza pozwolenie państwu na ustalanie programu zmian. Obrona natomiast opiera się na czasowości i zestawie priorytetów generowanych przez lokalną społeczność w trakcie tworzenia.

Akt wyznaczania strefy do obrony czerpie swoją znaczną siłę polityczną ze sposobu, w jaki wprowadza w życie rodzaj 'przewartościowania wartości': miara używana do określania wartości strefy nie jest ani pomiarem rynku, ani niekoniecznie pomiarem programu państwa. Nie ma to nic wspólnego z żądaniem sprawiedliwszego podziału. Wyznaczenie czegoś, co w istniejącej hierarchii wartości miało wcześniej niewielką lub żadną wartość, jako warte obrony, podważa same kryteria, których używamy do mierzenia lub doświadczania dobrobytu; jest to ponowna ocena tego, co liczy się jako bogactwo, jak wygląda i jak odczuwany jest dobrobyt. Przekształca to, co naprawdę liczy się dla społeczności w trakcie tworzenia — czego jest ona gotowa bronić.

(...) Można zacząć od obrony lasu lub jakiejś nieskażonej ziemi. Ale w miarę trwania okupacji wszystkie nowe więzi społeczne, żywe uwikłania, solidarności wytworzone przez walkę stają się równie ważne, jak pogłębiona intymność z ziemią — to, co filozof Gaston Bachelard nazwał 'świadomością mięśniową' — intymność pielęgnowaną przez sezonowe rytmy pracy rolniczej w takim samym stopniu, jak przez związek z terenem, który rozwija się podczas potyczek z siłami porządku. Sama koncepcja terytorium, w całej swojej szczegółowości, pomaga wytworzyć środowisko, które, jak powiedział Raymond Williams, może być 'otrzymane, stworzone i przerobione', aktywnie ukształtowane i osiągnięte poprzez pracę, zabawę i walkę — jednym słowem, jak omówię poniżej, przyswojone.

2. Przyswojenie [appropriation]

Henri Lefebvre mógłby scharakteryzować temporalność funkcjonowania ZAD jako 'przyswojoną', w mocnym i bardzo szczególnym sensie, jaki nadał temu terminowi. 'Przyswojony czas' ma swoje własne cechy:

'Czy to normalny, czy to wyjątkowy, jest to czas, który zapomina o czasie, w którym czas się nie liczy i nie jest już liczony. Zdarza się to, niekiedy niespodziewanie, gdy jakaś aktywność przynosi spełnienie, niezależnie od tego, czy jest to aktywność banalna (zadanie, zajęcie), czy subtelna (medytacja, kontemplacja), spontaniczna (dziecięca lub nawet dorosła gra) lub wyrafinowana. Aktywność jest tu dostosowana do siebie i do świata'.

Czas można sprzedać, ale można go również przeżyć. Doświadczenie 'przyswojonego czasu' niesie ze sobą, z perspektywy czasu, wiedzę i wyrazistą świadomość nt. jego przeciwieństwa: rozpoznanie, że nie tylko agenda państwa i rynek kapitalistyczny organizują życie społeczne; aktywnie konfiskują organizację życia społecznego i pozbawiają nas szansy na zorganizowanie go na nasz własny sposób i w naszym własnym tempie.

'Przyswojenie' pojawiło się wcześnie jako istotna część przemyśleń Lefebvre’a na temat alienacji. Jednak przez całą swoją długą karierę nieustannie przekodowywał on swoje myślenie o tym procesie, aby zająć się różnymi kontekstami, które zaprzątały go w danych momentach, czy była to przestrzeń miejska, krytyka codziennego życia, czy ekologia. Rozwinięcie rozumienia procesu przyswojenia było w dużej mierze tym, co pozwoliło Lefebvre’owi zerwać z marksistowskim produktywizmem, teoretyzować miejsca polityczne poza miejscem pracy i odcisnąć swoje piętno, wraz z André Gorzem, Ivanem Illichem, Murrayem Bookchinem, Marią Mies i innymi, jako najważniejsze głosy w antyproduktywistycznej, ekologicznie zorientowanej teorii, która rozkwitła w latach 70. Lefebvre pisze:

'Ideologia wzrostu jest martwa: wcześniej trzymaliśmy się optymistycznej wiary w nieskończoną produkcję i produktywność: coraz więcej samochodów, więcej telewizorów, więcej pralek i kalkulatorów. Z tym samym optymizmem myśleliśmy, że wzrost gospodarczy prędzej czy później zaspokoi wszystkie nasze potrzeby: materialne i 'duchowe', jak mawiamy… wierzyliśmy – wciąż z tą samą ideologią – w sprzyjający charakter gigantycznych firm i przedsiębiorstw, w dobroczynny charakter wzrostu demograficznego i technologicznego. Ta ogromna konstrukcja ideologiczna powoli, ale nieuchronnie, rozpada się. Dlaczego? Z powodu niepokoju miejskiego, zniszczenia natury i jej zasobów, z powodu wszelkiego rodzaju ograniczeń, które paraliżują rozwój społeczny, nawet gdy umożliwiają wzrost gospodarczy… Wzrost dla samego wzrostu, od teraz, jest już skończony'.

Czytelnicy niezaznajomieni z Lefebvre’em mogą być zaskoczeni, że wygłosił te uwagi (w przemówieniu w Santiago w Chile) już w 1972 roku. Jednak lata 70. były momentem, w którym praktycznie wszystkie społeczności ludzkie znalazły się w globalnym systemie kontroli państwowo-kapitalistycznej w zamian, jak się wydaje, za obietnicę nowego poziomu bezpieczeństwa. Zakończenie tak zwanego kompromisu fordowskiego i zanik keynesowskiej regulacji w latach 70. zachodziły mniej lub bardziej potajemnie; skutki tych zmian nie zostały w pełni zarejestrowane ani nazwane aż do następnej dekady, kiedy ludzie zaczęli mówić o czymś zwanym 'neoliberalizmem'. Jednak już teraz, jak sugerują uwagi Lefebvre’a, skutki i reperkusje tego rozszerzonego cyklu kapitalistycznego wywłaszczenia były odczuwalne na poziomie codziennego życia, 'poziomie' ludzkiej egzystencji, na który Lefebvre od jakiegoś czasu zwracał swoją uwagę. Okres między uwolnieniem energii emancypacyjnych w 68 roku z jednej strony, a gromadzeniem się sił kontrrewolucji, namacalnych już w połowie lat 70., z drugiej strony, był naznaczony ponownym przebudzeniem się czegoś w rodzaju nieświadomości komunalnej. Duże i długotrwałe bitwy przestrzenne, takie jak te w Larzac czy Sanrizuce, działały jak kanarek w kopalni węgla, ostrzegając tych, którzy zwracali wówczas uwagę, o zmianie w kierunku gospodarki akumulacyjnej, która zachodziła na wsi na masową skalę. W tym samym czasie, w następstwie 1968 roku, we Francji i gdzie indziej, nastąpiła wyraźna ucieczka z dużych miast, głównie wśród młodych ludzi, którzy chcieli kontynuować egzystencjalną i społeczną przemianę, którą powstania 68 roku podsyciły na poziomie codziennego życia w formie eksperymentów życia wspólnotowego — w większości w zakątkach wiejskich, gdzie ziemia była tania. Niektóre z tych eksperymentów były ulotne; inne, jak Longo Maï czy Ambiance Bois (w pobliżu Limoges), trwały długo. Ale wyraźna zmiana perspektywy na rzecz wsi — lub, parafrazując Lefebvre'a, tego, co moglibyśmy nazwać 'prawem do wsi' — w tamtych czasach, potwierdza obserwację, że podczas gdy '68 był ruchem, który rozpoczął się w większości w miastach, to jego inteligencja i przyszłość zmierzały w kierunku ziemi/Ziemi (ziemi w znaczeniu gleby i Ziemi jako planety).

Lefebvre jest obecnie najlepiej pamiętany za swoją pracę nad urbanistyką, ale jego wczesne studia przybrały formę socjologii wsi, a przez całe życie utrzymywał on trwałe przywiązanie do górskiego regionu swojego dzieciństwa w Pirenejach. 'Zamiast pisać rozprawę filozoficzną na temat problemu filozoficznego, napisałem historię chłopstwa Pirenejów'. Ta historia — jego rozprawa doktorska — opowiadała o rozpadzie społeczności wiejskich pod wpływem kapitalizmu: postępującym pogarszaniu się 'starodawnej organizacji z jej delikatną równowagą między populacją, zasobami, powierzchniami' i 'rozpadem dawnej społeczności'. To, co socjolog i filozof Michael Löwy nazwał 'radykalnym romantyzmem' Lefebvre’a, ma swoje korzenie w przekonaniu Lefebvre’a o istnieniu 'pewnego ludzkiego spełnienia' (tego samego 'spełnienia', które, jak widzieliśmy wcześniej, zachodzi w 'przyswojonym czasie'), 'całościowego sposobu życia', w rytmach dawno minionych społeczności chłopskich na francuskiej wsi — całego cyklu sadzenia i zbiorów oraz wielkich świąt agrarnych. Podobnie jak przed nim William Morris, Lefebvre krytykował świat nowoczesny w imię przedkapitalistycznych, przednowoczesnych społeczeństw — być może w imię 'głośnego śmiechu chłopów'. To właśnie ten wybuch spontanicznego, radosnego śmiechu, tak odległy, jego zdaniem, od ironicznego i znużonego uśmiechu współczesnego mieszkańca miasta, skłonił go do napisania książki o Rabelais'em. W niezwykłym rozdziale pierwszego tomu Krytyki życia codziennego Lefebvre przywołuje ludzkie spełnienie w średniowiecznej przeszłości: 'Podczas chłopskich uroczystości każdy członek społeczności wykraczał poza siebie, by tak rzec, i jednym zamachem czerpał wszystko, co było energetyczne, przyjemne i możliwe z przyrody, jedzenia, życia społecznego oraz własnego ciała i umysłu'. Chłopskie świętowanie nie było wyjątkowym momentem w nudnym istnieniu; nie było niczym więcej (i niczym mniej) niż intensyfikacją pełni, spełnieniem samego codziennego życia: 'Święto różniło się od codziennego życia jedynie eksplozją sił, które powoli kumulowały się w samym życiu codziennym i poprzez nie'.

Lefebvre znalazł teoretyczne ujęcie tego rodzaju 'ludzkiego spełnienia' w Rękopisach ekonomiczno-filozoficznych Marksa z 1844 r. Tam, w kilku fragmentach, Marks wprowadza postać człowieka niewyalienowanego – 'całościowego' lub człowieka spełnionego. Postać 'całościowego człowieka' i utracone społeczności chłopskie z francuskiej wsi to dwa z trzech składników, których Lefebvre użył do sformułowania politycznego projektu rekonkwisty i dezalienacji - projektu, który wyznaczył ścieżkę, jaką podążał i jaką nazwał, w ślad za Marksem, 'przyswojeniem'. Trzecim składnikiem byli oczywiście komunardzi z 1871 r.

W młodzieńczych pismach Marksa przyswojenie pojawia się jako zmysłowa realizacja siebie w świecie przyrody. Poprzez praktykę społeczną człowiek przywłaszcza sobie przyrodę, ale przywłaszcza sobie również swoją własną istotę. Teoretyk Bertell Ollman daje nam pomocny przykład, by określić, co to może oznaczać: 'Aby >>uchwycić<< zachód słońca… nie trzeba go malować, pisać o nim, ani śpiewać. Staje się on nasz w trakcie jego doświadczania'. Nasza przyjemność z doświadczenia jest oznaką przyswojenia. Jednak dla Marksa wszelkie prawdziwe przyswojenie, 'rzeczywiste przyswojenie istoty ludzkiej przez i dla ludzi' może być tylko komunistycznym przyswojeniem. Człowiek 'przyswaja swoją wszechstronną istotę w sposób wszechstronny, a więc jako człowiek całościowy', tylko za pośrednictwem komunistycznych stosunków społecznych i końca własności prywatnej. 'Komunizm jako pozytywne zniesienie własności prywatnej - tej samoalienacji człowieka - i dlatego też jako rzeczywiste przyswojenie ludzkiej istoty przez człowieka i dla człowieka; dlatego też jako pełny powrót człowieka do samego siebie jako do człowieka społecznego'. Człowiek całościowy, to znaczy człowiek przed- lub postkapitalistyczny, jest istotą w pełni społeczną, w pełni zmysłową: 'człowiek w całym tym bogactwie jego istoty, człowiek bogaty, o głęboko i wszechstronnie wykształconych zmysłach'. W kapitalizmie, nękany alienacją, którą taki system ekonomiczny wytwarza, człowiek nie jest całościowy, lecz raczej okrojony, częściowy, okaleczony. W kapitalizmie przywłaszczanie sprowadza się do samych tylko interakcji i relacji własnościowych — jednostronnej, chaotycznej gratyfikacji mienia i posiadania.

W The Production of Space Lefebvre dokonuje szerokiego rozróżnienia między 'przestrzenią zdominowaną' ('niezmiennie realizacją projektu pana') a jej przeciwieństwem, 'przestrzenią przyswojoną'. Przestrzeń zdominowana to przestrzeń, która spełniła ekonomiczne życzenie - wytworzenia wymienności między miejscami. Podobnie jak grunty rolne, które przeszły proces przekształcenia, przestrzeń zdominowana stała się wroga ludzkiemu użytkowaniu:

'Im bardziej przestrzeń jest funkcjonalizowana — im bardziej całkowicie poddaje się wpływom tych >>agentów<<, którzy manipulowali nią tak, aby uczynić ją jednofunkcyjną — tym mniej podatna staje się na przyswojenie. Dlaczego? Ponieważ w ten sposób zostaje wyrwana ze sfery czasu przeżywanego, z czasu swoich 'użytkowników', który jest czasem różnorodnym i złożonym… Jednak to właśnie polityczne użytkowanie przestrzeni robi najwięcej, aby przywrócić wartość użytkową; czyni to pod względem zasobów, sytuacji przestrzennych i strategii'.

Transformacja społeczna jest nierozerwalnie związana z ideą tworzenia przestrzeni użytkowej: 'Wypracowana przestrzeń społeczna, złożona i zaspokajająca, jednym słowem przyswojona, a nie tylko zdominowana przez technologię i władzę polityczną'. To ironia, która nie została być może wystarczająco wychwycona, że ​​tak ważny tekst teorii antyproduktywistycznej jak La Production de l’espace, jest w tak dużym stopniu manifestem 'produkcji': 'przestrzeń przyswojona' musi zostać 'wyprodukowana'. Istnieje środek produkcji i istnieje produkt. Proces przyswojenia obejmuje rodzaj poesis, w szerokim znaczeniu tego terminu, jako tworzenia, które potwierdza centralną rolę estetyki w transformacji społecznej. W końcu najwyższym wyrazem aktywności przyswajającej jest dla Lefebvre'a, jak się wydaje, dzieło sztuki. Modelem produkcji niewyalienowanej jest twórczość artystyczna, a co za tym idzie, wszelka produkcja musi być przyjemna i artystyczna — jest ona rezultatem efektywnego uczestnictwa w kreatywnej konstrukcji przestrzeni. Przestrzenie przyswojone, takie jak fawele w Rio de Janeiro, 'przypominają, ale nie imitują' dzieła sztuki. 'Ogromne slumsy Ameryki Łacińskiej… te dzielnice czasami tak skutecznie porządkują swoją przestrzeń – domy, mury, przestrzenie publiczne – że wywołują nerwowy podziw. Można tu odnaleźć przyswojenie na niezwykle wysokim poziomie'.

Fawela jako przykład przestrzeni przyswojonej ukazuje, że forma komuny najlepiej rozkwita w szczelinach logiki kapitalistycznej, w jej niewypałach i na marginesach, w miejscach, o których ta ostatnia zapomniała lub które zlekceważyła, lub w chwilach, a nawet latach — jak w przypadku Notre-Dame-des-Landes — gdy państwo śpi. Ilustruje to również, w jaki sposób zmiana społeczna wynika w mniejszym stopniu z rozszerzenia kontroli nad życiem zawodowym, a bardziej z metamorfozy pracy lub rozszerzenia życia pozazawodowego poprzez odrzucenie etyki akumulacji. Podążając za Marksem, Lefebvre dokonał rozróżnienia między społeczeństwami charakteryzującymi się akumulacją i tymi, które nie są akumulacyjne. Przedkapitalistyczne formacje gospodarcze, takie jak rosyjska forma komuny chłopskiej — obszczina, która zaprzątała uwagę Marksa w latach następujących po Komunie Paryskiej — chociaż często produkowały nadwyżkę, były nastawione na prostą reprodukcję i były zatem przede wszystkim nieakumulacyjne. Zostały one również zintegrowane z naturalnymi, cyklicznymi rytmami i zmierzały w kierunku równowagi statycznej. W kapitalizmie, jako społeczeństwie akumulacyjnym, sfera ekonomiczna staje się dominująca i determinująca. Lefebvre rozszerzył rozróżnienie między społeczeństwami akumulacyjnymi i nieakumulacyjnymi na rozróżnienie między procesami akumulacyjnymi i nieakumulacyjnymi. Walkę o życie codzienne można by wówczas postrzegać jako walkę o to, by procesy nieakumulacyjne — pragnienia i popędy, których nie da się sprowadzić do nakazów ekonomicznych, takie jak spontaniczność, sztuka, zmysłowość — zwyciężyły. W przestrzeniach niezależnych od siły napędowej akumulacji czas płynie inaczej, oderwany od państwowych lub ekonomicznych imperatywów. Samą formę komuny można rozumieć jako zbiór procesów nieakumulacyjnych. Proces nieakumulacyjny, taki jak na przykład 'użytkowanie', a w szczególności użytkowanie ziemi pospołu, stoi w ostrym konflikcie z wymianą, ponieważ oznacza przyswojenie, a nie własność. 'Zamieszkiwanie' lub 'okupowanie' może być kolejnym takim procesem. Myślenie o naszym życiu z punktu widzenia miejsca, w którym żyjemy, zamieszkiwania miejsca i stawania się przez nie zamieszkałym, szczególnie teraz, w świetle zniszczenia środowiska, w którym żyjemy, jest jedną z odpowiedzi na pytanie, jak rozwinąć punkt widzenia, perspektywę, orientację, która nie jest orientacją ekonomiczną.

Przyswojenie oznacza 'użytkowanie', a nie własność;  to coś w rodzaju 'prawa użytku' w połączeniu z prawem do tworzenia lub poesis w szerokim znaczeniu immanentnej kreatywności społecznej, tworzenia i użytkowania, które ignoruje prawny i przestrzenny podział na moje i twoje.

Przestrzenie przyswojone tu i ówdzie, jako eksperymentalne formy 'własności społecznej', mogą, uniknąwszy własności, służyć za przykład. Za każdym razem i w każdym miejscu, w którym realizowane jest konkretne przyswojenie, może ono osiągnąć status przykładu, zmieniając nasze wyobrażenia o tym, co jest możliwe, dając nam praktyczne ilustracje tego, co może się rozwijać, jeśli racjonalność ekonomiczna nie będzie dominującym sposobem rozumowania. Świat zorganizowany dla handlu i zysku nie musi być jedynym światem. W ten sposób każda taka próba podsuwa nam akt samowyzwolenia, który staje się widoczny. Ale asymptotycznym horyzontem transformacji pozostaje wyplenienie prywatnej własności ziemi. Lefebvre nie widział żadnej odpowiedniej formuły na przeprowadzenie takiego wyplenienia poza swego rodzaju naruszeniami ideologii własnościowej dokonywanymi przez praktyki przyswajania. Kontrolę państwową uważał za katastrofalną, ponieważ przenosi prawa własności na państwo. Municypalizacja — za Murrayem Bookchinem — przenosiła te same problemy i niedogodności na inną skalę. Jego zdaniem jedyną odpowiedzią było coś w rodzaju tego, co zwykliśmy nazywać edukacją polityczną: powolne tworzenie nie tyle wspólnej wiary, co raczej wspólnej percepcji. Potrzebna była stopniowa socjalizacja ludzi jako całości, inspirowana przykładami przyswojonych przestrzeni lub komun, w kierunku zmiany ich orientacji. Forma komuny, jako przestrzeń, w której czas pracy przestał być dominującym czasem społecznym, a czas współpracy wypełnia pustkę, stanowiłaby jeden ze sposobów na rozwinięcie takiej orientacji, punktu widzenia, który nie jest punktem widzenia gospodarki. Jakościowy rozwój społeczny zostałby osiągnięty poprzez ekspansję systemów wartości — społecznych, estetycznych, ekologicznych — które są niezależne od logiki rynku, ponieważ jakikolwiek rodzaj 'dzielenia się' lub 'zasobów wspólnej puli' zakłóca płynny przepływ wolnej gry rynkowej i wydajności. Coś takiego jak komunizm powstaje wbrew nurtowi kapitalizmu, obok niego, a nie po nim — to znaczy nie w żadnej ciągłości z jego definicją świata: jego gigantyzmu, jego centralności i jego abstrakcji.

3. Kompozycja

Będąc jednocześnie mobilizacją i współdzielonym terytorium, forma komuny jest ruchem politycznym, który jest również kolektywnym opracowaniem pożądanego sposobu życia — środek staje się tu celem. Jako taka jest prawdopodobnie jedynym racjonalnym medium dla ludzi, aby ci mogli rozpoznać i zorganizować własne siły jako siły społeczne. (...) Jako forma jest zarówno specyficzna, to znaczy wyjątkowa, jak i nieskończenie transmutowalna; łatwo przekształca się, aby rozwijać się w różnych czasach i miejscach. To, co Kropotkin powiedział o społeczeństwie anarchistycznym, można równie dobrze powiedzieć o formie komuny: 'Nie krystalizuje się w pewną niezmienną formę, ale będzie nieustannie modyfikować swoje aspekty'. A jak te zmodyfikowane aspekty mogą wyglądać, można ustalić tylko w akcie ich realizacji, ponieważ komuna musi zostać uformowana lub skomponowana — musi nabrać kształtu, musi zostać zbudowana. Zawsze usytuowana w konkretnym miejscu, na terytorium, w sąsiedztwie, w lesie, w konkretnym środowisku, forma komuny polega na 'produkowaniu' przestrzeni, jak ujął to Lefebvre: budowaniu przestrzeni i miejsc w najbardziej dosłownym, pragmatycznym sensie tego terminu i dbaniu o ich codzienne funkcjonowanie. 'Zmień życie! Przekształć społeczeństwo! Te zasady nic nie znaczą, jeśli nie ma produkcji przestrzeni przyswojonej'.

(...) Tak więc, jeśli forma komuny polega mniej na rządzeniu, a bardziej na zaspokajaniu wspólnych trosk, to forma ta implikuje ciągłe zaangażowanie, właśnie nie w ustanawianie relacji i instytucji w ostatecznej, skostniałej formie, ale w budowanie z ciągłą, elastyczną otwartością na zbiorową improwizację i kreatywne i praktyczne konfrontacje z sytuacją, która wydarza się bezpośrednio pod ręką. Możemy myśleć o tym jako o otwartym projekcie, takim, który nas orientuje i kieruje w stronę horyzontu wykraczającego poza kapitalizm i poza państwową biurokrację. Przekształcalność formy ma wiele wspólnego z konkretnymi ludźmi, którzy tworzą każdą komunę i którzy, czyniąc to, nakreślają sposób życia, sposób utrzymania zgodnie z miejscem komuny, jej lokalizacją i historią jej lokalizacji. Co równie ważne, opracowują oni sposób życia zgodny z tym, jak ludzie tworzący komunę zdecydują o kształcie swojej emancypacji politycznej. Każda komuna jest budowana w sposób właściwy dla swej konkretnej przestrzeni — dla swych podmiotów, geografii, historii jej konfliktów i osiągnięć, swych atrybutów i wyzwań, a także wyzwań, które dopiero nadejdą.

(...) Ważne jest podkreślenie, co Lefebvre czyni bardziej ogólnie, braku jedności tożsamościowej lub ideologicznej w sercu takich koalicji. Wspólne formy 'zamieszkiwania' lub 'dzielenia użytkowania' — szczególnie ziemi — są bezpośrednio polityczne w sposób, który pozwala nam zerwać z modalnościami ideologii i tożsamościowości. (...) Kolektyw ZAD, Mauvaise Troupe, nadał nazwę procesowi utrzymywania różnorodności taktycznej w obliczu wspólnego wroga – nazwali go 'kompozycją'.

Kompozycja to tylko inna nazwa dla zbiorowego podmiotu utworzonego z wielu różnych typów ludzi zaangażowanych w tworzenie i kontynuowanie okupacji przez wszystkie jej liczne metamorfozy. Ma ona wyraźny związek z relacyjną podmiotowością polityczną, która charakteryzowała wcześniejsze ruchy lat 60. i 70., jak w trójstronnej koalicji omawianej wcześniej, która powstała w Nantes w 1968 r., gdy chłopi dołączyli do studentów i strajkujących robotników. (...) Kiedy ludzie o zupełnie różnym pochodzeniu i przekonaniach spotykają się pragmatycznie na co dzień, aby wykonywać zadania i opracowywać ciągle zmieniające się plany okupacji terytorialnej, powstaje coś w rodzaju wewnętrznie polemicznej wspólnoty politycznej. Kompozycja zaczyna się, gdy ludzie o różnym pochodzeniu, z różnymi sposobami myślenia, różnymi historiami i relacjami z ziemią, różnymi umiejętnościami, a czasami bardzo różną tolerancją wobec ryzyka decydują się działać razem, w domniemaniu równości, aby bronić terytorium. Nowy podmiot zbiorowy — wynik wzajemnych przemieszczeń i dezidentyfikacji oraz działań na równej stopie — powstaje zasadniczo poprzez praktykę, poprzez kreatywne, wspólne zaangażowanie w budowanie, obronę i podtrzymywanie okupacji przy życiu, dzień po dniu. Będąc rezultatem ogromnej inwestycji w organizację życia wspólnego, kompozycja obywa się bez wykluczeń opartych na ideach, tożsamościach lub ideologiach tak często spotykanych w radykalnych środowiskach, całej umęczonej sekciarstwem historii lewicy. Jako taka jest sposobem tworzenia świata, splatania nowego rodzaju solidarności — takiej, w której jedność doświadczenia liczy się bardziej niż rozbieżność opinii, i która wzmacnia również przekonanie Kropotkina, że ​​solidarność nie jest etyką ani moralnym poczuciem, ale raczej rewolucyjną strategią, a być może najważniejszą strategią ze wszystkich.

(...) Eklektyzm i nieporozumienia, które może to wszystko wywołać, są często czymś wyczerpującym, a nawet nabierającym na znaczeniu. Więc po co podejmować ten wysiłek? Ponieważ siła ruchu tkwi w nadmiarze tworzenia czegoś, co okazuje się czymś większym niż tylko sumą nas samych.

4. Restytucja

(...) Oczywiście, kiedykolwiek i gdziekolwiek pojawia się forma komuny, kwestia ziemi okazuje się zawsze tą centralną. Tak było z pewnością w ostatnim momencie przebudzenia nieświadomości wspólnotowej w latach 70., gdy miały miejsce bitwy pod Sanrizuką i Larzac, służące w tym eseju za motywy przewodnie. Centralność kwestii ziemi wynika częściowo z dwóch prostych faktów: po pierwsze, rodzaj autonomii potrzebny do rozwoju praktyk wspólnotowych jest przede wszystkim kwestią ziemi; a po drugie, alienacja od ziemi jest najbardziej prymarnym, pierwotnym źródłem alienacji, jakiej doświadczyli ludzie. Ziemia dostarcza zasobów dla pewnego stopnia samowystarczalności ekonomicznej poprzez wspieranie samoutrzymania — ekonomicznej półautonomii, która jest również półautonomią polityczną, ponieważ może reprezentować wyzwolenie nie tylko od samej pracy najemnej, ale także od światopoglądów, orientacji i form dominacji — psychicznych i innych — które wzmacnia praca najemna. Relacja z ziemią może służyć jako wsparcie dla promowania praktyk ekologicznych i może pomóc w pozbyciu się nawyków konsumpcjonizmu. Ziemia zapewnia przestrzeń lub fizyczne miejsce, w którym można budować wspólne życie. Ale ustanawia również historyczną kotwicę dla tej wspólności, punkt zborny dla czegoś takiego jak 'pamięć chłopska', która może rozkwitnąć z czasem. Pozwala całej tkance społecznej w jej intymności, wspólnej wiedzy i praktykach, symbolicznych znaczeniach, a nawet 'świadomości mięśniowej' terytorium i jego obszaru ewoluować, przypominać sobie, splatać i przekazywać. Ziemia to pamięć.

Jednak centralne znaczenie kwestii ziemi staje się dziś tak pilne z powodu rozpoznania — by odwołać się tylko do jednego z wielu uderzających i katastrofalnych przykładów — że ziemia uprawna przypadająca na osobę na planecie, do połowy tego stulecia, będzie stanowić jedną czwartą tego, ile było jej w latach 60. Skończona natura gruntów rolnych i przyspieszone niszczenie środowiska, w którym żyjemy, sprawiają, że kwestia ziemi staje się tematem niemożliwym do pominięcia w kontekście debat politycznych — i to decyzji zarówno egzystencjalnych, jak i politycznych.

Ale czy 'współdzielenie ziemi', jak ujął to Reclus, lub 'ziemia… będąca w posiadaniu całej społeczności… dla dobra ogółu', jak ujął to Morris, przekłada się koniecznie na całkowity koniec prywatnej własności ziemi po całej linii? Przynajmniej dla Lefebvre’a, całkowite zniesienie prywatnej własności ziemi było tym, co wcześniej nazwałam rodzajem horyzontu asymptotycznego — oddalającym się punkt, na którym można się skupiać, wobec którego można się orientować, a nie czymś, co można osiągnąć od razu, masowo, przez wszystkich i dla wszystkich wszędzie, w tym samym czasie. Lefebvre uważał, że erozję ideologii własnościowej można przyspieszyć poprzez edukację polityczną, a przede wszystkim dokonać tego w takim stopniu, w jakim kultywowanie i rozprzestrzenianie nieakumulacyjnych praktyk, takich jak przyswojenie, stałoby się — dobór słów jest tu celowy — wspólnym horyzontem. Ziemia, która wydaje się niewykorzystana, może zostać wykorzystana; można stworzyć, zbudować i odwiedzać wspólną przestrzeń do spotkań tam, gdzie takiego miejsca brakuje (jak niedawno pokazały to Żółte kamizelki, z wielkim sukcesem); obszar zagrożony zniszczeniem można obronić. W tym punkcie autorzy Prise de terre(s) są w pełni zgodni. Nie ma potrzeby czekać, piszą, na całkowity zwrot w gospodarce, aby dowartościować inne formy społecznego posiadania. Nie możemy ogłosić ani zadekretować końca własności prywatnej ani czekać, aż stanie się to w jakiś całkowity sposób. Nie czeka nas to na końcu długiej podróży pociągiem. 'Zalążki władzy komunalnej' i lokalnej solidarności', te miejsca, sojusze i współpraca, które już wcielają w życie inny zestaw stosunków własnościowych, pomagają w anihilowaniu własności prywatnej poprzez rozszerzanie sfer działalności, w których ekonomiczna racjonalność rynku nie przeważa.

Kiedy paryski komunard Arthur Arnould, pisząc kilka lat po Komunie w 1878 r., uznał centralne znaczenie kwestii ziemi i jej użytkowania dla każdej rewolucji politycznej, nie mówił o odzyskaniu posiadania ziemi w sensie własności, ale raczej o 'restytucji' ziemi dla kolektywu: 'Rewolucja społeczna, ogólnie rzecz biorąc, musi koniecznie przyjąć charakter kolektywistyczny, co oznacza, że ​​musi przejść do restytucji ziemi i wszystkich narzędzi pracy, kapitału lub innych, w ręce kolektywu'. W zakresie, w jakim leży to poza logiką akumulacji lub wywłaszczenia, wybór słowa 'restytucja' przez Arnoulda jest bardzo interesujący. 'Restytucja ziemi' mogłaby być odpowiednim hasłem dla wielu lokalnych walk na całym świecie, które starają się umieścić w centrum działań politycznych wysiłek przezwyciężenia alienacji od ziemi. Bez takiego zwrotu wobec zbiorowości, dodaje Arnould, 'państwo, które uważalibyśmy za zniesione, odnalazłoby się ponownie w każdej komunie'.

'Restytucja' zwraca uwagę na symbiotyczną relację między ziemią a tymi, którzy ją uprawiają - relację, która nie ma nic wspólnego z kolektywizacją w starym stylu radzieckim, ani z nacjonalizacją. Często używany w kontekście rdzennych zmagań o ziemię, termin ten przywołuje dziejową relację z ziemią — taką, która być może została utracona, brutalnie odebrana lub zapomniana, ale która nadal jest obecna w jakiejś formie, dostępna do ponownego rozbudzenia i przywrócenia poprzez ciągły proces ponownego uczenia się i ponownego wymyślania praktyk mających na celu zachowanie ziemi z myślą o przyszłych pokoleniach. Wiedza o tym, jak korzystać z ziemi, oznacza, innymi słowy, korzystanie z tradycji, które ją zachowały i broniły jej z myślą o przyszłych pokoleniach, w przeciwieństwie do obecnie dominującego sposobu roszczenia sobie i wykonywania prawa do jak najlepszego wykorzystania jej w sposób natychmiastowy. Są to praktyki, które rozciągają solidarność na zmarłych i odchodzących w sposób, który Elisée Reclus, być może lepiej niż jakikolwiek inny paryski komunard, potrafił wyrazić najpełniej. Ale z drugiej strony, te sposoby działania równie aktywnie przywołują tych, którzy przyjdą po nas. Twórcza praca minionych pokoleń nadała wspólne dziedzictwo, którym należy się zająć i które należy chronić. Zasoby świata, podobnie jak bogaty posag dostarczony przez przeszłą twórczą pracę, są wspólną własnością i powinny być zarządzane i pielęgnowane wspólnie.

(...) Współcześni komunardzi są również gotowi podjąć drugie ryzyko: przywoływanie do życia społeczeństwa, sposobu życia, który pozornie należy, podobnie jak samo chłopstwo, do innej epoki. Z ich perspektywy, po raz kolejny, przyspieszenie katastrofy ekologicznej związanej ze zmianą klimatu i gwałtowne zanikanie gruntów ornych coraz bardziej zaciemniają rozróżnienie między tym, co przeszłe, a tym, co przyszłe. W końcu forma komuny jest podstawowym, odwiecznym sposobem jednoczenia ludzi poprzez stowarzyszenie i współpracę. Obranie witalności i towarzyskości archaicznej formy, takiej jak komuna, wydaje się, jeśli już, zwiększać zdolność grup i jednostek do stawiania czoła nowym warunkom społecznym, ekonomicznym i ekologicznym współczesności. Jednak skuteczne przyswojenie takiego alternatywnego sposobu życia oznacza jego ożywienie i uczynienie go całkowicie współczesnym. Podczas gdy starodawna komuna była związana z obroną swojego konkretnego, zlokalizowanego miejsca, we współczesnym trybie jest ona transregionalna — to znaczy występuje w wielu regionach sfederalizowanych (ale niekoniecznie występuje wszędzie jako abstrakcja). Soulèvements opiera ją swoje działania na konkretnych miejscach zamieszkania, na regionalnych cechach szczegółowych i szczególnych potrzebach ludzi i form życia je zamieszkujących. W ten sposób działają w warunkach teraźniejszości tym lepiej, im bardziej ożywiają starodawne podejście, które najlepiej odpowiada przyszłości".

K. Ross, The Commune Form: The Transformation of Everyday Life, London and New York 2024.