sobota, 6 czerwca 2020

The sky for a blanket, the earth for a mattress / Niebo za przykrycie, ziemia za posłanie

The sky for a blanket, the earth for a mattress


"Potentially a pauper was the man who barely scraped a living from his work. If he lost his physical strength, if a marriage partner died, if there were too many children, if the price of bread was too high or the winter harsher than usual; if employers refused work, or wages fell - the victim would have to appeal for help to survive until better days. (...) 
One step further into misfortune set one on the way to beggary and vagrancy inferior conditions in which, contrary to received wisdom, one did not live 'free as air at others' expense' . I must stress the distinction one frequently encounters in contemporary documents between the pauper wretched but not despised - and the beggar or vagrant, a ne'er-do-well who offended the eyes of respectable folk. Oudard Coquault, the bourgeois of Reims writes in his journal in February 1652 of the great number of the disinherited who had come to town, 'not seeking a living [that is looking for work, the worthy poor whom one should succour] but the unworthy poor, who eat bran, herbs, capbage stumps, slugs, cats and dogs; to salt their soup, they take the water in which mussels have been soaked'. Here is a pitiless distinction between the 'worthy poor', the 'true pauper' and the miscreant, the 'beggar'. The good paupers were accepted, lined up and registered on the official list; they had a right to public charity and were sometimes allowed to solicit it outside churches in prosperous districts, when the congregation came out, or in market places. (...) 
The 'layabouts and vagrants' lived lives apart, and respectable folk tried to ignore this 'scum of the earth, excrement of the cities, scourge of republics, pack of gallows-birds ... There are so many of them on all sides that it would be hard to count them, and they are good for nothing but the galleys, or to be hanged as an example'. Why waste pity on them? 'I have heard them talk and learnt that those who have grown accustomed to this life cannot leave it off. They have no cares, pay no rents or taxes, have no losses to fear; they are independent, they warm themselves by the sun, sleep and laugh as long as they like, are at home everywhere, have the sky for a blanket, the earth for a mattress; they are birds of passage, following the summer and the fine weather; they go only to prosperous countries where they are given food or can find it ... are free to go anywhere ... in a word, they have no worries.' Thus a bourgeois merchant of Reims explaining to his children the social problems of his time..." 

F. Braudel, The Wheels of Commerce. Civilization and Capitalism 15th-18th Century, Volume II, London 1983, p. 506-507, 512.

Niebo za przykrycie, ziemia za posłanie


"Człowiek, który żyje wyłącznie ze swej pracy, jest już potencjalnym ubogim. Gdy tylko przestanie być sprawny fizycznie, gdy śmierć zabierze jednego z małżonków, gdy przyjdzie na świat zbyt wiele dzieci, chleb będzie za drogi, a zima mroźniejsza niż zazwyczaj, gdy pracodawcy odmówią zatrudnienia, gdy spadną płace, już ofiara, chcąc przetrwać do lepszych czasów, musi szukać ratunku u ludzi. (...) 
Wystarczy jednak jeszcze jeden krok i już nieszczęśnik może stać się włóczęgą lub żebrakiem. Jest to poziom najniższy, na którym, wbrew temu, co utrzymują moralizatorzy, z pewnością nie żyje się 'bez trosk i na koszt innych ludzi'. Należy zwrócić szczególną uwagę na to jakże częste rozróżnienie w ówczesnych tekstach pomiędzy biednym - człowiekiem nieszczęsnym, lecz jeszcze nie godnym pogardy - a żebrakiem czy włóczęgą, nierobem, którego uczciwi ludzie nie są w stanie tolerować. Oudard Coquault, kupiec i mieszczanin z Reims, opowiada w lutym 1652 roku o znacznej liczbie nędzarzy, którzy właśnie przybyli do miasta, a nie są to 'ci, co życia szukają [to znaczy zarobku, rozsądni ubodzy, godni tego, by udzielić im wsparcia], lecz bezwstydni nędzarze, zajmujący się żebraniną, jedzący chleb z otrębów, trawę, kapuściane głąby, ślimaki, psy i koty; gdy chcą osolić zupę, używają wody pozostałej po odsoleniu ryb'. Oto co bezapelacyjnie odróżnia dobrego, prawdziwego ubogiego od złego, żebraka. Dobry biedny to biedny akceptowany, włączony pod wspólną komendę, wpisany na listy odpowiednich urzędów, ten, który ma prawo do publicznego miłosierdzia, któremu zezwala się nawet prosić o jałmużnę w bogatych dzielnicach, gdy po mszy ludzie wychodzą z kościołów, lub na rynkach. (...)
Próżniacy i włóczędzy żyją na uboczu, a ludzie uczciwi starają się zapomnieć o tych 'mętach, miejskim gnoju, zarazie republik, ozdobie szubienic (...) tylko na galery lub po to, by w postaci wisielców dla innych stali się przestrogą'. Po cóż mi współczuć? 'Słyszałem, jak powiadano, i dowiedziałem się tedy, że ci, którzy nawykli do owego sposobu życia, nie potrafią go już poniechać; nie mają żadnych powinności, nie płacą ni dzierżaw, ni podatków, nie lękają się żadnych strat, żywot wiodą od nikogo niezawisły, grzeją się na słońcu, śmieją się, ile wlezie, wszędy są u siebie, za przykrycie niebo im służy, za posłanie ziemia, niczym przelotne ptaki ciągną za latem i piękną pogodą, zdążając jedynie do krain bogatych, gdzie mogą coś wyprosić i gdzie znajdą coś do zabrania (...), wszędy są wolni (...), a wreszcie i trosk żadnych nie mają'. W ten oto sposób pewien kupiec, mieszczanin z Reims, wyjaśnia dzieciom społeczne problemy swoich czasów".

F. Braudel, Gry wymiary. Kultura materialna, gospodarka, kapitalizm. XV-XVIII wiek, tom 2, przeł. E.D. Żółkiewska, Warszawa 2019, s. 446-447, 452.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz