"W przededniu reformacji, w dobie intensywnego przyswajania kultury starożytnej przez chrześcijańską Europę, w epoce rozbudzających się kultur narodowych i języków wernakularnych, a także powoli zarysowującej perspektywy światowej gospodarki Tomasz Morus stworzył być może jedno z najważniejszych dzieł 'odkrycia' Ameryki'. (...) Do cech wspólnych ludom z opisu Vespucciego i Utopian z pewnością zalicza się brak (lub niewielki udział) własności prywatnej, brak szacunku do złota, prostota odzienia i posiłków, a także 'epikurejskość', rozumiana najogólniej jako poszanowanie dóbr naturalnych i pozytywne wartościowanie rozkoszy cielesnej. (...) Zatem Quattuor navigationes Vespucciego zasadnie można uznać za jedno z istotnych źródeł Utopii Morusa, choć z pewnością nie w ten sposób, iż Utopianie mieliby reprezentować rdzennych mieszkańców Nowego Świata. Ci bowiem są raczej dzikimi, jakich Hytlodeusz spotykał w pasie równika; tymi dzikimi, których Utopianie u zarania swej doskonałej polis zdominowali i ucywilizowali.
(...) Wbrew pozorom świat barbarzyński również nie jest jednorodny, a jego wewnętrzne zróżnicowanie określane jest ze względu na funkcję, jaką ludy 'zewnętrzne' mogą pełnić w utopiańskim systemie. Mamy więc dzikich, którzy zostali z sukcesem ucywilizowani i stali się, w procesie historycznym, dzięki dyscyplinie i prawom, skutecznie kształtującym ludzkie nawyki, społecznością żyjącą w zgodzie z rozumem i prawem naturalnym. Nie był to jednak, i należy to podkreślić, rozwój naturalny rozumiany jako coś niewymuszonego, lecz jako dyscyplinująca, siłowa ingerencją z zewnątrz, która wymusiła odpowiedni sposób realizacji naturalnych skłonności. Do tej kategorii 'dzikich' zaliczają się również ci, wobec których sami Utopianie podejmują misję 'cywilizacyjną'. We fragmencie opisującym procedurę zakładania kolonii czytamy:
'na najbliższym lądzie stałym, gdzie tubylcom pozostaje sporo ziemi nieuprawionej, zakładają osadę zgodnie ze swoimi zwyczajami i proponują miejscowej ludności wzajemne współżycie. Jeśli natrafiają na ludzi dobrej woli, którzy godzą się na ich urządzenia i zwyczaje, tworzą jedną społeczność ku pożytkowi jednych i drugich. (...) Lecz jeśli tubylcy wzbraniają się przyjąć prawa osadników, wówczas ci wypędzają ich z tego obszaru ziemi, który sami zamierzają uprawiać, a w razie zbrojnego oporu używają broni. Według bowiem ich zapatrywań najsłuszniejsza jest wojna wypowiedziana takiemu narodowi, który posiada znaczne pustkowia i sam nie czepie z nich żadnych korzyści, nie pozwala jednak innym zajmować i użytkować tych obszarów, choć zgodnie z naturalnym porządkiem mają oni prawo wykorzystać je dla swego wyżywienia'.
Po pierwsze, na uwagę zasługuje wprowadzenie kategorii 'ziemi niczyjej', która tak istotna stanie się w okresie ekspansji imperialnej Korony Brytyjskiej, choćby u Johna Locke'a legitymizacji podboju Australii. Ziemia niczyja jest ziemią nieuprawianą, na przykład ze względu na koczowniczość tubylców, do której prawo własności zyskuje ten, kto zaczyna ją uprawiać - wkłada swą pracę i nie pozwala na marnotrawstwo. Morus powołuje się tu na prawo naturalne, usuwa jednak kluczowe napięcie między dobrem wspólnym a dobrem niczyim. Doskonale obrazują i porządkują to rozważania Francisca de Vitorii, który analizując prawomocność hiszpańskiej obecności i eksploatacji ziemi indiańskich, wprowadza kategorię 'własności publicznej', rzeczy, które na mocy prawa naturalnego należą do wszystkich ludzi, takich jak woda pitna, morze, rzeki i porty (co zapewni prawo swobodnej żeglugi i handlu), a także kategorię 'rzeczy niczyich', które 'stają się na mocy prawa narodów własnością zajmującego'. Tutaj jednak pojawia się kluczowy niuans: otóż u Vitorii dotyczy to rzeczy niczyich spośród tych rzeczy, które są 'uważane za wspólną własność tak obywateli, jak i cudzoziemców' - kopania złota, łowienia ryb... Znalazca staje się właścicielem grudki złota lub złowionych ryb, lecz nie wyrobiska ani łowiska.
Po drugie, u Morusa wyraźnie mamy do czynienia z projektem kolonizacji, przewidującym dla rdzennych mieszkańców dwie możliwości: asymilację (z nadzieją na stworzenie 'jednej społeczności', czyli na zniesienie, w miarę postępu procesu cywilizacyjnego, różnicy między podporządkowanymi a dominującymi) albo wyniszczenie. Nieuprawiający ziemi - być może koczownik, być może łagodny osiadły zbieracz - zyskuje zatem szansę na przekroczenie stanu natury lub bliskiego jej 'wstępnego' etapu rozwoju cywilizacyjnego, a jeśli z niej nie skorzysta, to trafia do grupy 'dzikich', i to tej najbardziej skrajnej.
(...) Empiryczne wykazanie konwencjonalności prawa własności zostało przez Morusa wmontowane w jak najbardziej klasyczne myślenie w kategoriach prawa naturalnego i w wielowiekową dyskusję dotyczącą tego, czy prawo własności ugruntowane jest w prawie naturalnym, czy też przynależy do ius gentium, i co z tego wynika. Święty Ambroży, Święty Chryzostom, Duns Szkot czy Aleksander z Hales, między innymi, nie tylko podkreślali, iż wedle Bożego zamysłu własność dóbr jest wspólna, lecz także wskazywali, iż konsekwencją upadku człowieka było pojawienie się własności prywatnej. Innymi słowy, Utopia zdaje się miejscem skonstruowanym wedle ius naturale, do którego Morus nie zalicza prawa własności prywatnej, rozpoznanego jako przynależne do ius gentium - pozytywnego, konwencjonalnego prawa, wspólnego co prawda wszystkim znanym dotychczas narodom, lecz nieobecnego w społecznościach nowo odkrytych. Znamienne, że brak własności prywatnej, charakteryzujący opisane przez Vespucciego społeczności indiańskie, u Morusa nie stanowi cechy społeczności 'dzikich', lecz dopiero wysoko rozwiniętej cywilizacji. Empiryczny dowód konwencjonalności prawa własności nie działa zatem 'na korzyść' 'dzikich', a cecha, która tak bardzo ich wyróżniała, zostaje usunięta z ich charakterystyki. A zatem stan naturalny - rozumiany jako uprzedni wobec procesów cywilizacyjnych - w jakim znajdują się 'dzicy', przez Morusa nie jest wartościowany pozytywnie. Dopiero na poziomie realizacji prawa naturalnego, wymagającej rozumowania tak złożonego, by można nie tylko rozpoznać reguły ius naturale, lecz także konsekwentnie wyprowadzać z nich reguły życia społecznego i skutecznie dyscyplinować grupę, własność prywatna przestaje być potrzebna. To prawo naturalne - naturalna sprawiedliwość przeciwstawiona sprawiedliwości 'narodów' - wyznacza właściwą płaszczyznę oceny i porównania poszczególnych społeczności, od 'dzikich', przez Europejczyków, po Utopian.
'Dzicy' Nowego Świata pojawiają się w obrębie tego wyobrażeniowego i pojęciowego horyzontu jako potencjalny materiał do kształtowania, odróżniony od beznadziejnych dzikich pasa równikowego (Etiopowie) i klimatu zimnego (północni i północno-wschodni Europejczycy), znanych tradycji średniowiecznej. Idea ludzi żyjących w stanie natury, jakimi mieliby być rdzenni mieszkańcy Ameryki, jest możliwa w obrębie układu zawierającego 'klasycznych' dzikich Europy, przerażających Scytów czy Celtów, którzy albo są uznani za nienadających się do ucywilizowania, albo ów cywilizacyjny proces już w jakimś stopniu przeszli. (...) 'Dziki' Ameryki został włączony w europejskie procesy samookreślania jako, z jednej strony, barbarzyńca wyrzucony poza obręb własnej społeczności, od którego można i należy się odciąć, utożsamiając się w ten sposób z siłą cywilizującą, z drugiej zaś, jako ktoś będący częścią własnej historii, lecz stanowiący ucieleśnienie stadium wcześniejszego, początkowego. Innymi słowy, proces czynienia 'dzikim' mieszkańca Ameryki był równoległy do wewnętrznego różnicowania narodów europejskich (na przykład w kontekście 'cywilizowania' Irlandczyków przez Anglików lub włączania do wspólnoty chrześcijańsko-kulturowej wschodnich rubieży Europy), a także asymilowania własnej barbarzyńskiej przeszłości. Na szczęście, mógł pomyśleć ówczesny Anglik, Francuz czy Polak, byliśmy tymi dzikimi, których grecki kolonizator, Utopos, skutecznie ujarzmił. Biada tym, którzy jak szekspirowski Kaliban, z języka najeźdźców będą w stanie nauczyć się tylko przekleństw".
I. Krupecka, Kartezjusz i kanibale, Gdańsk 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz