wtorek, 11 kwietnia 2023

Szczęśliwa jak psi ogon. Wspólnota rewolty

"Opowiadając się po stronie kobiet wykluczonych, żebraczek, praczek, chłopek i  robotnic (nie bez powodu tom Jestem baba otwiera właśnie wiersz dedykowany 'siostrom z  dna'), Świrszczyńska wydaje się świadoma, że miłość kobiety do samej siebie jest czynnikiem wyzwalającym miłość między kobietami, która prowadziłaby do powstania nowych form solidarności i współpracy.

(...) U Świrszczyńskiej mamy do czynienia (...) z dynamicznym ujęciem polityki klasowej, skoncentrowanej na tych grupach osób, które wykraczają poza wizerunek opłacanego robotnika najemnego. Będą to, jak wiadomo, żebraczki, chłopki, uciekinierki, kobiety stare, ale też ludy skolonizowane, mieszkańcy Warszawy walczący z faszyzmem czy wszyscy ci, którzy cierpią nędzę, choroby i głód. To ujęcie pozwala na poszerzenie pola walki klasowej: wykracza ono poza obszar miejsca pracy i kieruje uwagę ku tym grupom czy ruchom społecznym, które również biorą udział w całościowej reprodukcji społecznej. W ten sposób poetce udaje się przełamać fałszywą dychotomię między walką klas a  ruchami społecznymi. Lekcja, jakiej udziela nam Świrszczyńska, wskazuje wyraźnie, że to właśnie kobiety – jako sprawcze podmioty historii – miały i wciąż mają znaczącą rolę do odegrania w  walce o  lepszą przyszłość.

(...) Poetka sporo uwagi poświęci owym brutalnym mechanizmom wykorzeniania ludzi, zwierząt i  wszystkiego, co żywe, z  dostępu do ziemi, wód, lasów, ale też z kultury, języka i z historii. Rozpoznana w jej twórczości kapitalistyczna praktyka grodzenia rozciąga się na całe spektrum stosunków społecznych: od faktycznej kolonizacji, przez wywłaszczenie z języka i kultury, aż po utratę autonomii cielesnej. To właśnie zamach na społeczną reprodukcję, jakiego kapitał dokonuje na przestrzeni wieków, znajdzie się w centrum uwagi tej poezji. (...) Ponieważ całość społeczeństwa jest kapitalistyczna, gdyż dominuje w  niej logika akumulacji i  zysku, to proces społecznej reprodukcji również jest podporządkowany tej logice, mimo że tworzy wobec niej konkretne formy oporu. Dominacja owej logiki ma swoje historyczne podłoże w  procesach grodzenia ziemi, polowań na czarownice, niewolnictwie i  pogromach, jak również w  rewolucjach społecznych i politycznych, na skutek których praca wytwarzająca środki przetrwania jest zorganizowana kapitalistycznie. W tym kontekście istotna staje się 'polityczna dialektyka grodzeń i  oporu', która pozwala przyjrzeć się historii walk przeciwko grodzeniom i postępującej akumulacji pierwotnej. Wbrew pozorom to nie zacofanie przedkapitalistycznych form społecznych reprodukuje opresje, lecz proces akumulacji pierwotnej, który trwa nieprzerwanie jako proces 'nieprzemijających wywłaszczeń'.

(...) Poezja ma sprowadzać ludzkość na powrót do cielesnego kręgu świata; wyzwalać w  niej nowe pokłady szczęścia i  radości. Nie bez powodu jedynymi obrazkami wolnymi od grozy codzienności będą te, które ukazują świat jako krainę powszechnej obfitości: mlecznych krów, rumianych dzieci, dorodnych kobiet, rozkwitających drzew i  obfitych zbiorów. Poetka odsłania w ten sposób wyzwalający charakter pracy reprodukcyjnej, która umożliwia odradzanie świata w każdym wymiarze: jej charakter świąteczny, wspólnotowy, regenerujący. Za pomocą dobrze znanej z  pism Bachtina techniki degradacji Świrszczyńska chce oddać ziemi to, co zostało z niej przemocą wyrwane: doświadczenie cielesności, twórczy charakter pracy reprodukcyjnej, wspólnotowy wymiar życia społecznego, a  przede wszystkim magiczną moc słowa.

(...) Wydaje się, że właśnie erotyzm i ekstaza, zanurzenie w czystej rozkoszy, jak w wierszu Jasny sen, swoista eksplozja jouissance, będą tym szczególnym łącznikiem poezji Świrszczyńskiej z ruchami kobiecymi i emancypacyjnymi. Uwolnienie cielesności jest bowiem – jak dowiodły kolejne pokolenia feministycznych filozofek – odzyskaniem kontroli nad procesem reprodukcji. (...) Jak pisze Ehrenreich, 'Utracić siebie w  ekstazie – pozwolić sobie na przekroczenie fizycznych i  czasowych granic – to dostrzec, mimo że w zarysie, perspektywę wieczności'.

(...) Ciało kobiety w Szczęśliwej jak psi ogon nie jest już podporządkowane patriarchalno-kapitalistycznej ekonomii produktywności. Wyswobodzone zostaje również z  odpodmiotowionej reprodukcji podporządkowanej odnawianiu siły roboczej na rzecz twórczej swobody, czerpiącej radość z codzienności. W tej wieczności zawierać będzie się owo tytułowe szczęście, które stanie się kwintesencją wolności od wszelkich uwarunkowań. (...) Niepohamowana radość życia stanie się u  Świrszczyńskiej projekcją świata wolnego od krzywd i  wyzysku; uwolnionego spod jarzma przymusowej pracy. Poetka niejako realizuje w  ten sposób marzenie Marksa o  zniesieniu podziału pracy, który sam w  sobie jest – jak czytamy w Ideologii niemieckiej – synonimem własności prywatnej. Podział pracy ogranicza bowiem człowieka i  zamyka w  wąskich ramach narzuconej mu pracy wyalienowanej. Człowiek 'jest myśliwym, rybakiem lub pasterzem albo krytycznym krytykiem i  musi nim pozostać, gdy nie chce stracić środków do życia'. Dla Marksa podział ten wzmagał sprzeczność między interesem ogółu a  interesem jednostki, niwecząc w  ten sposób wspólny interes, polegający na wzajemnej zależności i kształtując zamiast niego społeczeństwo zatomizowane. Tymczasem w społeczeństwie komunistycznym zniesienie podziału pracy miało wyzwolić w jednostkach ich twórczy potencjał: 'społeczeństwo reguluje ogólną produkcję i  przez to właśnie umożliwia mi robienie tego dziś, a jutro owego, pozwala mi rano polować, po południu łowić ryby, wieczorem paść bydło, a  po jedzeniu krytykować, słowem, robić to, na co mam akurat ochotę, nie robiąc przy tym wcale ze mnie myśliwego, rybaka, pasterza czy krytyka'.

U Świrszczyńskiej mamy do czynienia z odmową przyporządkowania się do klasyfikujących podziałów. Wydaje się, że poetka nie uznaje samej struktury pracy ani jej podziału. Nie zgadza się na uczestniczenie w społeczeństwie, w którym proces pracy odbywa się poza robotnikiem lub przeciwko niemu; gdzie zostaje on jedynie wywłaszczony z wytworów własnej pracy. W tym porządku cała praca społeczna jawi się jako martwa struktura. W  twórczości poetki ten sprzeciw wobec podziału pracy uwidacznia się na dwóch płaszczyznach: redefinicji pracy reprodukcyjnej oraz zniesienia podziału na pracę manualną i  intelektualną. W  wierszu Kiedy kopię ziemniaki poetka napisze: 'Kopanie ziemniaków / wzbogaca intelekt'.

(...) Szczęśliwa jak psi ogon to książka będąca afirmacją świętowania. Poetka w pewnym sensie przywraca pamięć o ekstatycznych rytuałach, które – jak pisze Ehrenreich – tkwiły u  zarania kultury i  których celem była konsolidacja zbiorowości, a także oczyszczenie i odreagowanie zbiorowych kryzysów. Ekstaza, będąca nieodłączną częścią religijnych, ale też świeckich rytuałów, takich jak karnawał, miała wymiar ocalający. Pozwalała bowiem na zniesienie wszelkich hierarchii – również tych, które umożliwiały danej zbiorowości zjednoczenie z  bóstwem czy siłami natury. Ekstatyczny taniec, wzbudzający strach w  klasach rządzących, z  czasem zaczął być wypierany, by w  efekcie przekształcić spontaniczną potrzebę świętowania w  oficjalny kalendarz świąt, zaś aktywnie uczestniczącą zbiorowość – w  bierną publikę. Moment ten, jak pisze Ehrenreich, przyczynił się do pogłębienia alienacji, a także stał się źródłem epidemii depresji, trawiącej społeczeństwa industrialne.

Duch karnawału, którego istotą była ucieczka od pracy, zaczął być zwalczany u  progu nowoczesności. Na proces ten miały wpływ takie czynniki, jak: reformacja, kolonizacja i  rodząca się gospodarka kapitalistyczna. Ehrenreich podkreśla, że niechęć kleru, misjonarzy i  klasy rządzącej do ekstatycznych rytuałów przeobraziła się w  postać rasistowskich dyskursów, ukazujących świętujących „dzikich” oraz europejskich chłopów czy wieśniaków jako nieokrzesanych i pozbawionych samokontroli. Zachodnia racjonalność wykształciła skuteczne narzędzia przeciwko uwodzicielskim i  spontanicznym tańcom, śpiewom, „bijącym bębnom” czy technikom ekstazy. Efektem tych represji było ukształtowanie się pogrążonego w  depresji i  smutku, zatomizowanego społeczeństwa przemysłowego. Tymczasem zbiorowa ekstaza jest uniwersalną zdolnością każdej jednostki do jednoczenia się we wspólnotę, zaś współczesna antropologia tłumaczy ją jako spontaniczną potrzebę miłości i  solidarności, która może zrodzić się we wspólnocie równych sobie. 

Owa karnawalizacja świata ma na celu zaburzenie porządku oficjalnego przez wdarcie się niekontrolowanych praktyk społecznych do przestrzeni publicznej. U  Świrszczyńskiej przejawia się ona w  powtarzającym się motywie tańca i  śmiechu. Spontaniczność tańczących ciał, ich nieposkromiona i  niekontrolowana artykulacja przywodzi na myśl siłę obrzędów ludowych, afrykańskich, a także kobiecych, uchwyconych przez poetkę najwyraziściej w Czarnych słowach. Groteskowość tych obrazów zyskuje tu znaczenie szczególne: nie realizuje się wyłącznie na poziomie formalnym, ale staje się polityczną manifestacją niezgody na dyscyplinujące praktyki oficjalnego porządku. Tańcząca i  śmiejąca się z  samej siebie kobieta – bo o  niej mowa u  Świrszczyńskiej – wyraża swoją niezgodę na ograniczanie jej doświadczeń cielesnych do funkcji reprodukcyjnych; występuje przeciwko narzucanym kobiecie modelom zachowań; opuszcza sferę domową i wkracza w tańczącym pochodzie do sfery publicznej, przerywając obowiązującą dyscyplinę pracy.

(...) Wydaje się, że Świrszczyńska chce rozbudzić w  ciele społecznym wygasłe pragnienie zbiorowego świętowania. Byłby to kolejny element w jej programie poetyckim, który wskazuje na głęboką potrzebę zmiany stosunków społecznych, zdominowanych przez podziały i  hierarchie. W tym celu usiłuje ona odtworzyć te formy czy praktyki z przeszłości, które były źródłem utraconej przez współczesne społeczeństwa przyjemności. Ekstatyczne tańce i  rytuały, obecne w  niemalże wszystkich książkach poetyckich Świrszczyńskiej, odnoszą się do tradycji świąt ludowych, których celem było budowanie solidarności czy odgrywanie aktów uzdrawiania. Jednym z  najważniejszych elementów tych praktyk był właśnie taniec oraz towarzyszące mu muzyka i cielesny kontakt z innymi.

Egzorcyzmy muzyczne i  taneczne pełniły funkcję zbiorowego oczyszczenia w obliczu kryzysów psychicznych wynikających z nasilających się represji ze strony nowego aparatu państwowego i rodzącej się gospodarki kapitalistycznej. Manie taneczne, określane przez historyków (nie bez złośliwości) mianem 'karnawalików kobiet', zdominowane były przez jeszcze niezamężne kobiety z  niższych warstw społecznych. Porównując zjawisko tarantyzmu do dziewiętnastowiecznej epidemii histerii, Cixous zauważyła, że rytualny taniec był środkiem wyładowywania nierozwiązanych konfliktów psychicznych: zadaniem egzorcyzmów muzycznych było uzdrowienie oszalałej tańcem kobiety, która w efekcie zmuszona była do 'ustatkowania się pod dachem domostwa, w rodzinnym kręgu pokrewieństwa i małżeństwa; i jest to powrót do świata mężczyzn: kiedy celebracja rzeczywiście dobiega końca'. Szaleństwo tańca jest więc przejawem kryzysu doświadczanego na skutek postępującego procesu 'ugospodynniania' kobiet; aktem oporu i  jednocześnie 'powtórzeniem odległej przeszłości'. Opisane przez Ernesta de Martino tarantyzmy były więc sposobem na ponowne włączanie poszczególnych jednostek do grupy, ujarzmieniem gniewu społecznego. Jednakże, jak pisze Cixous, w każdym tańcu tli się pierwiastek namiętności, poskramiający groźną ciszę izolującej depresji i alienacji. Symbol tarantuli 'umożliwia widzenie, słyszenie i wyobrażenie sobie tego, na co brakuje słuchu, wzroku i wyobraźni, co jednak słuchania, oglądania i wyobrażania natarczywie się domaga'. U  Świrszczyńskiej ten lęk przed udomowieniem czy raczej wprzęgnięciem w tryby edypalizacji przez patriarchalną ekonomię przejawia się zwłaszcza w tych wierszach, w których mowa jest nie tyle o bezdomności, ile o ludzko-zwierzęcych sojuszach. W ekstatycznych i nieco surrealistycznych wizjach tańca z psami poetka daje wyraz chęci opuszczenia duszącej sfery domowej. Gest ten paradoksalnie okazuje się możliwością odkrycia istoty człowieczeństwa.

(...) Festiwale i karnawał, które budzą największy lęk wśród klasy rządzącej, są więc nie tyle odtworzeniem uczty totemicznej, o której pisał Freud, ile czasem, 'kiedy wszyscy biedni ludzie gromadzą się wspólnie i  praktykują nowe formy wolnego społeczeństwa bez panów i poddanych'. W  ich trakcie dozwolone staje się wszystko to, co na co dzień obwarowane jest zakazami. Odwrócenie codzienności, stroje, przebrania, maski oraz inny rodzaj muzyki, pisze Cixous, oznaczają 'zerwanie z  narzuconym tempem pracy'. W tej celebracji dostrzega się pragnienie powrotu do utraconej przeszłości, która – wbrew przyjętej wizji ewolucji historii – jest odwrotnością danej czasowości. Odwrotność jest tu więc celebracją drugiej strony życia, czyli tej, gdzie ciało kobiety należało do niej samej; gdzie nie istniały podziały społeczne i nowa dyscyplina pracy.

(...) 'Czarownica i  histeryczka', pisze Cixous, będą cieleśnie manifestować ów festiwal oporu, 'wykonywać niemożliwe skręty, umożliwiać zobaczenie tego, czego nie można przedstawić, figury odwróceń. […] kobieta odsłania wyjątkową umiejętność odwróceń własnego ciała'. Ta magia odwróceń, ów magiczny antyświat, jak pisze Cixous, znosi podział na to, co widzialne i  niewidzialne, jawne i  niejawne, ludzkie i  zwierzęce. Świat staje na głowie i  pogrąża się w  uniwersalnym jouissance.

(...) Nadmiar będzie wpisany w naturę tej celebracji. Orgiastyczna radość, jak pisze Cixous, wiąże się ze złamaniem zakazu incestu, jest świętem endogamicznej miłości. Oznacza, jak powiedziałaby Irigaray, chwilowy powrót do społeczno-kulturowej egzogamii, czyli świata sprzed podziału, opartego na sojuszu mężczyzn z kobietami. Nie bez powodu powraca tu figura czarownicy i  sabatu. 'Sabat jest czasem i  miejscem, w  których owe ponowne spotkania będą odbywały się bez przeszkód; [jest – K.S.] wspólnotą rewolty (communion of revolt), Czarną Mszą, której odwrotność dla wszystkich jest właśnie mszą, zgromadzeniem, festiwalem'.

(...) Ten wyczuwalny w wierszach poetki opór będzie zawierał się w tworzonej przez nią wizji szczęśliwego ciała: roztańczonego, śpiewającego, pogrążonego w rozkoszy, rozsmakowanego w zmysłowości, miłości i obcowania ze światem. Świrszczyńska kreśli zatem swoją własną filozofię szczęścia. Nie odnajdziemy w  jej poezji wyrazistego projektu nowego świata ani też recepty na szczęśliwe życie. Widnieje w  niej natomiast nadrzędny imperatyw, a  mianowicie – w  owym świecie nie może być miejsca na odtworzenie społecznych hierarchii. Szczęście będzie polegało na dostrzeżeniu w  rozpędzonym czasie codzienności owego ułamka wieczności, który funkcjonuje w  twórczości poetki jako niespełnione marzenie o krainie wiecznej szczęśliwości. Wieczność nie tyle zatrzymuje bowiem czas, ile wykoleja jego miarowy bieg.

(...) Ekstatyczne upojenie cielesnością, miłością, tańcem, śmiechem, śpiewem, seksualnością, biegiem po plaży, jedzeniem truskawek, pocałunkiem siostry z  dna, dotykiem dłoni każe nam zwrócić uwagę na silnie obecną w tej poezji energię relacyjną, która jest – jak powiedziałaby Luce Irigaray – integralną częścią naszej naturalnej przynależności. Świrszczyńska celebruje wizję cielesności wyswobodzonej z  wszelkich ograniczeń. Praca reprodukcyjna urasta w jej wierszach do rangi niczym nieograniczonej boskiej siły, która jest w  mocy stwarzania świata. Ta projekcja uwolnionej cielesności jest jedną z  najbardziej wizjonerskich w polskiej poezji kobiet. Powstaje na przekór tym warunkom materialnym, w jakich funkcjonują baby, chłopki, proletariuszki i żebraczki".

K. Szopa, Wybuch wyobraźni. Poezja Anny Świrszczyńskiej wobec reprodukcji życia społecznego, Katowice 2022.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz