"Many of the butcher highwaymen were picaresque proletarians, like James Dalton who was three times caught, three times transported and three times returned to London before he was finally hanged in 1730; or Jesse Walden, a Houndsditch butcher, who had sailed to Portugal and the Carolinas and had been sold in Maryland for 1,600 cwt. of tobacco as a transported convict; or Robert Glasgow, a Newgate sheep-dealer, who had fought the Spanish aboard a man-of-war, and worked the London quays; or Edward Mires, who was enchained as a transportee for the entire voyage to Maryland and escaped to Canada, where he worked with the Iroquois during the corn harvest; or Sam Ellard, a Spitalfields Market butcher, who was transported for robbing a cheesemonger of 18s. 9d. and escaped servitude in Philadelphia; or Robert Lake, a journeyman Bishopsgate butcher, who made three voyages to India and, when found guilty of highway robbery, ‘insolently turned about and put on his hat uttering some taunting and opprobrious Words’. Such men as these remind us that while the scene of action of the highwaymen was localized to the provisioning roads of London, and while their apprenticeship training might suggest incorporation in an ancient, corporate trade, in fact the individual highwaymen could be as cosmopolitan and as penniless as any proletarian.Thomas Easter, a Norwich butcher, once stopped a gentleman on Putney Heath, who protested, ‘Why, I took you for an honest man!’ To which Easter replied, ‘So I am because I rob the Rich to give to the Poor.’ It is the classic defence of the highwayman, and in this case it was uttered in a classic location for the early eighteenth-century highwayman, because in the commons, heaths, woods and fields surrounding London the contradictions between capitalist ‘improvement’ and the non-accumulative economies of the poor intersected. Scottish cattle enervated from their long trek, the black cattle of Norfolk, hogs from Rumford, calves from the Essex marshes, Leicestershire wethers fattened around Tilbury, droves of geese and turkeys – all waddled, gaggled, squealed and moaned across the muddy roads to London. Interrupting the provisioning routes were meat markets for calves in Rumford, hogs in Finchley Common and dairy cattle in Islington, and staging areas where herds were formed at Brentford and Mile End. The social intercourse of these roads and the ‘improvement’ of the fields adjacent provided the geographical setting for London highway robbery.Capitalists seeking to ‘improve’ agriculture, as well as those seeking to discipline the ‘lower classes’, complained frequently about the connection between common lands and the practice of highway robbery. And they were quite aware that this relationship went well beyond robbery, objecting also to the nuisances of sport, gaming, ‘idleness’ and ‘debauchery’. According to John Middleton, the poor cottagers to the north and east of London pilfered corn from the substantial farmers to feed their animals; the children brought up in common and copse learned to pilfer and be idle rather than to labour; and the inns provided not only an informal market, where ostlers, drovers, wagoners and cottagers traded goods taken from gardens, cornfields and hen-houses, but also a place where news of possible and actual ‘depradations’ might occur. Josiah Tucker wrote in 1755 that ‘so many Heaths and Commons around London can answer no other End, but to be a Rendezvous for Highwaymen, and a commodious Scene for them to exercise their Profession’. These communities of woodland and commons that surrounded London are analogous to the colonial frontier zones, the forests and mountains to which servants, slaves and runaways fled. The comparison did not go unnoticed. At the beginning of the century the Lord Chief Justice signed a warrant allowing the Horse Guards to attack and disperse the communities of squatters in the woods and forests of north London. The communities were called ‘maroon villages’ after the liberated West Indian colonies founded by fugitive slaves".
P. Linebaugh, The London Hanged: Crime and Civil Society in the Eighteenth Century, London and New York 2006.
Pikarejscy marooni na opłotkach Londynu
"Wielu z przydrożnych rozbójników-rzeźników to łotrzykowscy proletariusze, jak James Dalton, który został trzykrotnie złapany, trzykrotnie deportowany i trzykrotnie powracał do Londynu, zanim ostatecznie został powieszony w 1730 r.; albo Jesse Walden, rzeźnik z Houndsditch, który popłynął do Portugalii i Karoliny i został sprzedany w Maryland za 1600 centarów tytoniu jako deportowany skazaniec; albo Robert Glasgow, handlarz owcami z Newgate, który walczył z Hiszpanami na pokładzie okrętu wojennego i pracował na nabrzeżach Londynu; albo Edward Mires, który został zakuty w łańcuchy podczas zsyłki do Maryland i uciekł do Kanady, gdzie pracował u boku Irokezów podczas zbiorów kukurydzy; albo Sam Ellard, rzeźnik z targu Spitalfields, który został deportowany za okradzenie handlarza nabiału na sumę 18 szylingów i 9 pensów i uciekł z niewoli w Filadelfii; albo Robert Lake, czeladnik rzeźniczy z Bishopsgate, który odbył trzy podróże do Indii i - gdy został uznany za winnego rozboju drogowego - 'bezczelnie odwrócił się i założył kapelusz, wypowiadając kilka drwiących i obelżywych słów'. Tacy ludzie przypominają nam, że podczas gdy miejscem działania rozbójników były drogi zaopatrzeniowe Londynu, a ich szkolenie w ramach praktyk może sugerować, że byli oni włączeni do starodawnego, korporacyjnego handlu, to w rzeczywistości poszczególni rozbójnicy mogli być tak kosmopolityczni i bez grosza przy duszy jak każdy proletariusz.
Thomas Easter, rzeźnik z Norwich, zatrzymał kiedyś pewnego dżentelmena na Putney Heath, który zaprotestował: 'Cóż, wziąłem cię za uczciwego człowieka!'. Na co Easter odpowiedział: 'Tak, bo okradam bogatych, żeby rozdawać biednym'. To klasyczna obrona rozbójnika, a w tym przypadku została ona wypowiedziana w typowym dla rozbójnika z początku XVIII wieku miejscu, ponieważ na dobrach wspólnych, wrzosowiskach, lasach i polach otaczających Londyn zderzały się ze sobą sprzeczności między kapitalistycznym 'ulepszaniem' [improvement] a nieakumulacyjną gospodarką biednych. Szkockie bydło wyczerpane długą wędrówką, czarne bydło z Norfolk, świnie z Rumford, cielęta z bagien Essex, tuczone w okolicach Tilbury barany z Leicestershire, stada gęsi i indyków – wszystkie dreptały, kłębiły się, piszczały i jęczały na ubłoconych drogach wiodących do Londynu. Trasy zaopatrzeniowe przerywały targi mięsne dla cieląt w Rumford, świń w Finchley Common i bydła mlecznego w Islington oraz punkty postojowe, gdzie gromadzono stada - w Brentford i Mile End. Społeczne zderzenia tych dróg i 'ulepszanych' przyległych pól stanowiły geograficzną scenę dla londyńskich rabunków drogowych.
Kapitaliści dążący do 'ulepszeń' rolnictwa, a także ci dążący do zdyscyplinowania 'klas niższych', często narzekali na związek zachodzący między dobrami wspólnymi a procederem rabunków drogowych. I byli w pełni świadomi, że ten związek wykraczał daleko poza rozbój, dlatego sprzeciwiali się również uciążliwościom płynącym ze sportu, gier, 'lenistwa' i 'rozwiązłości'. Według Johna Middletona biedni chałupnicy mieszkający na północ i wschód od Londynu kradli zboże od bogatych farmerów, aby nakarmić swoje zwierzęta; dzieci wychowywane w dobrach wspólnych i zagajniku uczyły się kradzieży i próżnowania, a nie pracy; a zajazdy nie tylko zapewniały nieformalny rynek, na którym stajenni, pasterze bydła, furmani i wieśniacy handlowali towarami zabranymi z ogrodów, pól kukurydzy i kurników, ale także miejsce, w którym mogły pojawić się wieści o możliwym i rzeczywistym 'szabrze'. Josiah Tucker napisał w 1755 r., że 'tak wiele wrzosowisk i dóbr wspólnych wokół Londynu nie może spełnić innego celu, jak tylko być miejscem spotkań dla rozbójników i wygodną scenerią do wykonywania ich fachu'. Te społeczności leśne i dobra wspólne otaczające Londyn odgrywały rolę analogiczną do kolonialnych stref pogranicznych, lasów i gór, do których uciekali służący, niewolnicy i zbiegowie. Porównanie to nie pozostało niezauważone. Na początku stulecia Lord Chief Justice podpisał nakaz zezwalający gwardii konnej na atakowanie i rozpraszanie społeczności osadników w lasach i puszczach północnego Londynu. Społeczności te nazywano 'wioskami maroonów', a nazwę tą zaczerpnięto od wyzwolonych kolonii w Indiach Zachodnich, zakładanych przez zbiegłych niewolników”.
P. Linebaugh, The London Hanged: Crime and Civil Society in the Eighteenth Century, London and New York 2006.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz