„Kilkaset lat temu rzeki płynące ze środkowej Anglii do Morza Północnego przekształciły się w podmokłą dzicz, gdy zbliżały się do zatoki Wash. Zachęcone niskim nachyleniem i wysokim osadem, przerwały brzegi, wijąc się w niezliczone i stale zmieniające się kanały, tworząc rozległe, porośnięte trzciną torfowiska, płytkie, przyjazne ptakom jeziora i bogate w składniki odżywcze letnie łąki bardziej przypominające deltę Amazonki niż uporządkowany krajobraz rolniczy, jakim obecnie stał się region Fens [Torfowiska].
Osuszanie około miliona dzikich akrów bagien od początku XVII do połowy XIX wieku w dużej mierze zniszczyło ten niezwykły ekosystem i starodawną kulturę jego kustoszy [custodians]. Trudno sobie teraz wyobrazić, co zginęło. Związek ludności Fens z jej błotnistym domem jest tak samo obcy współczesnemu umysłowi, jak tradycyjna przynależność Aborygenów do Australii.
Ta książka nie stanowi próby wykonania wyobrażeniowego skoku do pokonanego świata, ale przekazuje odrobinę tego, jakie znaczenie miała ta kraina dla mieszkańców Fens, poprzez udokumentowanie ich bohaterskiej obrony. Nawet dzisiaj większość książek historycznych przedstawia historię Fenland jako dzieje technologii przezwyciężającej bariery środowiskowe. Ta zaskakująco trwała narracja przedstawia postęp od epoki powodzi, trudności, malarii i biedy do oświeconej epoki drenażu, kontroli przeciwpowodziowej oraz rozwoju gospodarczego i społecznego. Ci, którzy stawiali opór niszczeniu terenów podmokłych, są w takich historiach redukowani do roli staromodnego wiejskiego ludu beznadziejnie walczącego z nieodpartymi siłami historii. Za oczywisty (nawet przez tych, którzy lamentują nad stratą) uważa się fakt, że siły rynkowe i postęp technologiczny nieuchronnie w końcu zwyciężają.
W ostatnich dziesięcioleciach w całym byłym imperium brytyjskim uczeni ponownie analizowali historię kontaktów i konfliktów między kolonizatorami a ludnością tubylczą. Obecnie uznaje się, że podbój krajów osadniczych obejmował przystosowanie, adaptację i różnorodne formy oporu. Miejscowa ludność nie jest już przedstawiana jako bierne ofiary, ale jako istoty ludzkie, które nawet w obliczu okropnych cierpień nigdy nie rezygnują ze sprawstwa. Podobnież najeźdźcy nigdy nie są jedynie sługusami imperialnego projektu. Podkreślano, że chociaż działań nigdy nie można zrozumieć bez odniesienia do norm kulturowych i realiów władzy, to nic, co wydarzyło się w przeszłości, nie było z góry przesądzone. Mam nadzieję pokazać, że prawda ta ma zastosowanie w równym stopniu do historii podboju i kolonizacji Torfowisk.
Historia oporu Fenijczyków jest tak stara, jak same tereny podmokłe. Bagna są miejscami na tyle trudnymi do podbicia, że krwawe przybycie Rzymian, Anglosasów, Duńczyków i Normanów nie wyparło tych, którzy już zamieszkiwali Fens. Choć pod wpływem nowych technologii i handlu (i nie pozostając na zewnątrz wojen czy dekretów zdobywców), Fenijczycy byli w stanie utrzymać swoją ziemię i kulturę, ponieważ przybysze wybierali sprawowanie nominalnych rządów z oddali lub też asymilowali się z miejscowymi, dbającymi o środowisko. Zmiany wywołane przez nowego monarchę lub pana na ogół nie były tak znaczące, jak ciągła adaptacja wymagana w wyniku zmiany klimatu, wzrostu poziomu morza lub przeobrażeń w migracjach ptaków i ryb. To, co wyewoluowało w Fens, to charakterystyczny, tubylczy sposób życia i pogląd na świat, który przetrwał niezależnie od tego, kto formalnie rządził bagnami.
Dopiero pojawienie się zupełnie nowego typu najeźdźców około 1600 roku, ludzi pragnących całkowitej przemiany terenów podmokłych, spowodowało poważne zagrożenie życia dla kulturalnego i społecznego Fenijczyków. Drenaż oznaczał teraz 'grodzenie' (wyłączne posiadanie ziemi przez osoby mające do niej tytuł prawny) i wygaśnięcie praw do dóbr wspólnych. Jednak grodzenie torfowisk zajęło ponad 200 lat, ponieważ miejscowa ludność stawiała opór, a w niektórych regionach była w stanie skutecznie chronić wspólne bagna od pokoleń. Ta bohaterska obrona ostatniej nizinnej dziczy Anglii powinna być widziana nie tylko przez pryzmat jej ostatecznej porażki. Jak się okaże, walka o Fens była czymś więcej niż tylko ponurym przypisem do triumfalnej opowieści imperialnej.
Na całej planecie, ludzie osiedlali się na bagnach, czego najsłynniejsze przykłady znajdujemy nad Eufratem, Nilem, Indusem i Jangcy. Bliźniacze ekosystemy przybrzeżnego ujścia rzeki i słodkowodnych bagien zapewniały ciągłą obfitość jadalnych roślin, ryb, ptaków, skorupiaków i ssaków tym, którzy rozumieli sezonowe migracje. Co więcej, mieszkańcy bagien mieli dostęp do bogatych w osady pastwisk i pól uprawnych w suchszych miesiącach, co stanowiło uzupełnienie pożywienia dla dzikich zwierząt. Ponieważ drogi wodne były autostradami świata, tereny podmokłe były także globalnymi centrami handlu i innowacji.
Biorąc pod uwagę atuty bagien dla osiadłego trybu życia ludzi, nie jest zaskakujące, że kiedy około 4000 lat temu we wschodnich nizinnych regionach stosunkowo młodej wyspy Brytanii pojawiło się szczególnie bogate bagno, już wkrótce było ono dobrze zaludnione.
Wraz z ociepleniem klimatu i podniesieniem się poziomu mórz znaczna część wschodniej Wielkiej Brytanii stała się częścią Morza Północnego. Jednak inne części dawnego lasu, obecnie zamieniającego się w torf, stały się krainą połowiczną, ledwie wznoszącą się nad poziomem morza, gdzie napływająca słona woda pływowa i wypływająca słodka woda spotykały się, tworząc jedno z najbardziej zróżnicowanych środowisk w Europie. Ten oszałamiający krajobraz szczycił się największymi nizinnymi jeziorami (czy też 'meresami') w Anglii, rozległymi obszarami podmokłych łąk (łąki zalewane i nawożone w miesiącach zimowych) oraz żyznymi, suchymi wyspami, na których ludzie mogli osiąść przez cały rok.
Torfowiska były pełne ryb, węgorzy i ptaków wodnych, a w tym samym czasie, gdy z sukcesem udoskonalano rolnictwo, mnożyła się tu także dzika żywność. Obie formy zdobywania żywności stały się integralną częścią życia Fenijczyków, co stanowi kolejny dowód na to, że – jak przebadał to James C. Scott – nie ma 'rozstrzygającej linii oddzielającej polowanie i zbieractwo od rolnictwa', ani żadnego dowodu empirycznego na zakładaną wyższość rolnictwa pod względem rozwoju ekonomicznego i kulturowego. Przewidywalne i łatwe do policzenia zbiory zbóż były skuteczniejsze w pobieraniu podatków i zapewnianiu scentralizowanej władzy, ale nie należy tego faktu utożsamiać z postępem ludzkości. Licząca 1300 lat saksońska kronika Beowulf przedstawia bagna jako 'podłą siedzibę' złego demona o imieniu Grendel, ale stanowi to wskaźnik tego, jak trudno było ujarzmić ludzi żyjących na 'pagórkach i torfowiskach', a nie miernik płodności terenów podmokłych.
(...) Być może najgłębszą zmianą w fenijskim stylu życia, jaką spowodował najazd rzymski, było pojawienie się malarii, którą legioniści przywlekli ze sobą z innych regionów imperium. Jednak nawet ta niemiła dolegliwość, podobnie jak powodzie i sztormy, miała swoje dobre strony. Przez wieki osoby z zewnątrz obawiały się spędzać czas na torfowiskach z powodu 'febry', podczas gdy miejscowa ludność na ogół wykształciła przed nią pewien poziom odporności.
(…) Normańscy najeźdźcy Fens, podobnie jak wcześniejsi przybysze [Rzymianie i Anglosasi], utknęli w błocie. Kawaleria, która stanowiła główną przewagę Normanów na polu bitwy, została skutecznie zneutralizowana na bagnach, a bez lokalnej wiedzy nawet poruszanie się tu pieszo było utrudnione. Jak zauważył jeden z dziewiętnastowiecznych historyków: 'Anglosasi mieli tu tę samą przewagę, jaką ma partyzant w swoich górach. Podczas gdy przemierzali bagna i rzeki na małych statkach lub pływali płaskodennymi łodziami po zalanych płyciznach, Normanowie nie odważyli się postawić stopy na zdradzieckiej ziemi'. Tubylcy 'rozpoczęli nękającą wojną, którą Normanowie nazywali piractwem i rabusiostwem'.
(…) Wilhelm Zdobywca rościł sobie prawa do całej Anglii i rozdzielał posiadłości uprzywilejowanym panom. Jednak normańskie rozumienie własności ziemi wciąż było dalekie od współczesnego. Czasami mówi się, że cała wspólnie posiadana ziemia w Anglii stała się czyjąś własnością po inwazji Normanów, przy czym 'wspólne' odnosi się jedynie do praw przyznanych wyznaczonym mieszkańcom wsi do korzystania z niektórych gruntów do wypasu, rybołówstwa, polowań, zbioru torfu, siana i tak dalej. Chociaż jest to prawdą, nie oddaje to stopnia, w jakim akceptacja związku zwykłych ludzi z domostwem ich przodków pozostała nieodłączną częścią średniowiecznego pojęcia własności. To, co wspólne, nie było ustępstwem ani kompromisem przyznanym przez panów dworu, ale było integralną częścią światopoglądu, w którym przyjmowano za oczywistość, że człowiek przynależy do miejsca, z którego pochodzi. U podstaw tej świadomości leżał fakt, że bez utrzymania ze wspólnej ziemi feudalny porządek wzajemnych zobowiązań nie mógłby funkcjonować, a panowie nie mogliby otrzymać należnych im ludzi i dóbr. Pomimo częstej kodyfikacji pod panowaniem Normanów, późnośredniowieczne dobra wspólne pozostały lokalnym wyrazem zwyczajów i relacji osadzonych w wiosce. Żadne miejsce nie ujawniało tak wyraźnie ciągłości zwyczajowego użytkowania jak Fens.
Większość Torfowisk po podboju pozostała terenami wspólnymi, zarządzanymi i użytkowanymi zgodnie z tradycyjną praktyką. Częściowo było to spowodowane czynnikami środowiskowymi, które utrudniały narzucenie zmian. Nawet ci, którzy w imieniu zdobywców sporządzali Domesday Book, nie zapuszczali się daleko na bagna. Na Torfowiskach prawie nie ma normańskich nazw wiosek.
Dobra wspólne były dodatkowo chronione przez fakt, że władza istniejących władców Fens - opatów klasztornych - została utwierdzona przez podbój. Jako współzależni beneficjenci zasobów z terenów podmokłych klasztory generalnie popierały utrzymanie status quo. Niezmienione umowy, takie jak czynsz za węgorze płacony przez pospólstwo z Hilgay i Southery na rzecz opactwa Bury St Edmunds, wskazują, że 'przetrwały warunki sprzed podboju'.
Jednak rosnąca siła kościoła pod patronatem Normanów stwarzała zagrożenie także dla społeczności Fens. W ciągu dziesięcioleci następujących po zdradzie w Ely powstało wiele nowych domów zakonnych. Na samych brzegach rzeki Witham znajdowało się dwanaście domów klasztornych w promieniu dwudziestu mil od siebie. Majątek Ely znacznie się powiększył w Cambridgeshire i Norfolk. Fizyczna obecność klasztorów sięgała dalej w głąb torfowisk poprzez zależne od nich przeoraty, pustelnie i kaplice. Klasztory takie jak Crabhouse i Catsholme w Methwold Fen również były rozproszone po wsi. Miejsca, w których znajdowały się wszystkie te instytucje, były zarówno strategiczne, jak i duchowe. Przeprawy mostowe, groble, źródła i drogi pielgrzymkowe stały się miejscami tak modlitwy, zysku, jak i władzy.
Ta ekspansja mogła zagrozić terenom wspólnym. W archiwach Crowland zapisano, że latem 1189 r. 'ludzie z Holland, którzy są naszymi sąsiadami od północnej strony, gorąco pragnęli mieć wspólne bagna Crowland' i zajmowali pastwiska wchodzące w skład roszczeń klasztoru. Trzy tysiące pospólstwa podtrzymało swoje żądania, odmawiając zabrania zwierząt, mimo że komornicy opata skonfiskowali ich tyle, ile mogli. Nawet jedno z najbogatszych opactw w całej Anglii nie było w stanie pokonać tak silnie zjednoczonej opozycji.
(…) Średniowieczny dobrostan Torfowisk prowadził do ponownego docenienia ich bogactwa i piękna. (…) Był to okres, w którym na szeroką skalę ugruntowały się połowy morskie dorsza, plamiaka i śledzia. Zwiększyły się również połowy skorupiaków, zwłaszcza ostryg, ale także innych gatunków, takich jak małże i trąbiki. (…) Jednak najcenniejszym zasobem ze wszystkich była trawa. Niedobór paszy w środku lata był ciągłym problemem na otwartych polach średniowiecza, ale torfowiska nie doznawały takich niedoborów. Coroczne zimowe powodzie pozostawiały bogatą warstwę mułu, który użyźniał bujne letnie łąki.
Równie ważny dla dobrobytu gospodarczego był stosunkowo równy podział bogactwa zapewniany przez roztaczające się dobra wspólne. Joan Thirsk udokumentowała, w jaki sposób Fenland różni się od innych regionów w tym sensie, że ma 'wyższy odsetek drobnych rolników i niższy odsetek bardzo zamożnych'. Zamiast ogromnych dysproporcji bogactwa, które charakteryzowały uprawne regiony Anglii, istniała tu 'seria regularnych gradacji od góry do dołu' i wyraźnie duża grupa 'średnio bogatych wieśniaków'. W regionie mieszkali również ludzie bezrolni, ale wielkość i bogactwo dóbr wspólnych zapewniały, że nawet ci ludzie byli na ogół w stanie posiadać trochę bydła, sprzedawać produkty nadające się na rynek i wnosić produktywny wkład w życie społeczne.
W ten sposób średniowieczny dobrobyt Torfowisk zaistniał nie pomimo utrzymania si rozległych, nieodwodnionych bagien, ale właśnie dzięki nim. Fakt, że pomimo zwiększonych wymogów środowiskowych udało się utrzymać stosunkowo wysoki poziom życia, świadczy o umiejętnym gospodarowaniu gruntami. Nie ma pełnego zapisu zwyczajowych systemów zarządzania, ale akta sądowe dają wgląd w niektóre zasady zapewniające zrównoważone wykorzystanie zasobów. W 1304 roku Aylward le Turnere został wydalony z dworu Ramsey 'za marnowanie torfowiska'. John Bantelig i John Herring stanęli przed sądem dworskim w Littleport, pierwszy za koszenie turzycy 'przed świętem św. Jana, wbrew zarządzeniu ogólnemu', drugi za zatrudnienie 'dwóch mężczyzn koszących na torfowisku, gdzie powinien mieć tylko jednego'. Guy Bullok został oskarżony o to, że '1 lutego 1396 r. siłą zbrojną zawęził wspólną rzekę Holbeach ze szkodą dla całej społeczności'. Thomas Halmere, Simon Malle i John Hare zostali oskarżeni, ponieważ 'siłą broni i z użyciem psów' utrudniali budowę wspólnej 'kanalizacji' w Weston 'za pomocą sieci i innych urządzeń rybackich'.
Większość wspólnotowego nadzoru [community policing] skupiała się na użytkach zielonych, którymi zarządzano na podstawie starodawnych 'międzywspólnotowych' [intercommoning] ustaleń pomiędzy różnymi parafiami. Co roku odbywały się wielkie zbiórki (znane jako drifts), podczas których liczono wszystkie zwierzęta pasące się na błoniach, a te, które nie należały do prawowitych commonersów, były konfiskowane i wypuszczane dopiero po zapłaceniu grzywny. W późnym średniowieczu określono dokładne granice dóbr wspólnych, a ostre spory graniczne nie były wcale nieznane.
Zrównoważone gospodarowanie gruntami nie przeszkadzało w wykonaniu niektórych prac melioracyjnych. (…) Większość odwadniania prowadzono jednak na małą skalę, nawet jeśli długoterminowe skutki ciągłych przekopów mogły być znaczne. Wioski słabo skoncentrowane, położone na nieco wyższych terenach mułowych, zwykle znajdowały się na czele długiej, wąskiej parafii, która rozciągała się od wybrzeża do niżej położonego torfowiska, a wraz ze wzrostem populacji obszary podmokłe, zarówno słone, jak i słodkowodne, mogły być powoli osuszane. Z biegiem czasu gospodarstwa często rozciągały się wzdłuż szeregu liniowych podjazdów, które łączyły wioski ze wspólnymi pastwiskami. Klasztory i pospólstwo współpracowali również w celu zwiększenia powierzchni gruntów rolnych.
(...) Powszechne były spory o to, kto jest odpowiedzialny za utrzymanie infrastruktury przeciwpowodziowej. Częściowo w celu ustalenia mechanizmów prawnych dla rozstrzygania takich sporów powołano Komisje Kanalizacji. Były to początkowo tymczasowe organy quasi-prawne, których zadaniem było reagowanie na bezpośrednie problemy. (…) Komisja była pierwszą znaczącą ingerencją rządu krajowego w zarządzanie Torfowiskami. Niemniej jednak w okresie średniowiecza komisarze dążyli nie tyle do wprowadzenia nowych zasad, ile do skutecznego egzekwowania już istniejących. Zarządzanie nadal odbywało się lokalnie, korzystając z wiedzy specjalistycznej pospólstwa. System musiał reagować na warunki lokalne, ponieważ był to teren, na którym wybrzeża, potoki i rzeki mogły znacząco zmienić się w ciągu jednego pokolenia. Obszary mogły zamulić się, zostać zalane i równie szybko powrócić z morza; nawet przypływ nie zawsze był przewidywalny. Praktyki kulturowe Fenijczyków, podobnie jak innych rdzennych kultur, były ściśle dostosowane do stale zmieniającego się środowiska, a każde pokolenie mieszkańców adaptowało się do zmieniającego się krajobrazu. Charakter ich domostwa sprawiał, że Fenijczycy byli ludem z natury otwartym na zmiany.
Kasata klasztorów w latach trzydziestych XVI wieku przez króla Henryka VIII doprowadziła do najbardziej radykalnej zmiany własności gruntów od czasu podboju Normanów i w żadnej części Anglii wpływ ten nie był większy niż w Fens. Ci, którzy nabyli lub otrzymali w spadku rozległe posiadłości klasztorne, często nie mieli żadnych powiązań z lokalną społecznością ani szacunku dla zwyczajów, nie mówiąc już o chęci otrzymywania czynszu w postaci węgorzy, ryb i ptactwa łownego.
(…) Właściciele ziemscy w całej Anglii wykorzystali przemiany gospodarcze, społeczne i religijne związane z reformacją, aby grodzić ziemie. Chociaż proces grodzenia był bardzo zróżnicowany, wynik mógł być bezwzględny – zdjęcia lotnicze i wykopaliska pozwoliły zlokalizować ponad tysiąc angielskich wiosek opuszczonych w XVI wieku, z których wiele zrównano z ziemią, aby stworzyć parki i pastwiska.
Dla części pospólstwa wywłaszczenie z krainy przodków oznaczało pojawienie się zależności od kaprysów pracy najemnej; innym przyniosło nędzę – pod koniec XVI wieku było dwanaście razy więcej ludzi bez ziemi niż sto lat wcześniej. Nowe prawa wymierzone były we włóczęgów, gdy załamały się średniowieczne systemy dobroczynności, które zbudowano wokół domów klasztornych i innych instytucji kościoła. Aby ukrócić niepokoje i wypełnić część luki w zasiłkach, nowe prawa dla biednych, uchwalone w 1598 i 1601 r., uczyniły parafie odpowiedzialnymi za pomoc na własną rękę, ale któż miał pomóc bezdomnemu obcemu, w przypadku którego ubóstwo stało się teraz przestępstwem.
(…) Grodzenie było szczególnie poważnym zagrożeniem dla Fenijczyków, gdyż kasata klasztorów zbiegła się w czasie z wprowadzeniem ulepszonej technologii melioracyjnej, wzrostem liczby ludności, niedoborem ziemi w innych regionach i rosnącym zapotrzebowaniem na zasoby torfowisk. Coraz większa liczba wywłaszczonych ludzi przenosiła się także do wiosek objętych prawami do dóbr wspólnych – był to ruch, który zwiększył wzrost gospodarczy, ale wytworzył także wyzwania środowiskowe.
Innym poważnym zagrożeniem dla trwałości dóbr wspólnych była rosnąca pokusa gromadzenia inwentarza wyłącznie w celu tuczenia go w celu sprzedaży na rozwijający się rynek londyński. Pospólstwo zeznawało przed Sądem Skarbowym, że praktyka sprowadzania bydła z zewnątrz pojawiła się około 1548 roku i nie miała precedensu.
(…) Ważniejszą tendencją XVI wieku była zdolność pospólstwa do skutecznego przystosowania się do wyzwań stawianych przez świat poreformacyjny. Badania Joan Thirsk na temat torfowisk potwierdziły, że 'od 1530 r. do końca stulecia nie nastąpiła żadna znacząca zmiana w liczebności inwentarza posiadanego przez przeciętnego rolnika. W zwykłym gospodarstwie hodowano około dziesięciu sztuk bydła, sześć koni, cztery świnie i około dwudziestu owiec.' (…) Wydaje się, że sam rozmiar terenów podmokłych pomógł Fenijczykom przystosować się do wschodzącej gospodarki rynkowej. Chociaż średni obszar posiadanych gruntów wynosił zaledwie około czterech akrów, te małe gospodarstwa nie były tak podatne na racjonalizację napędzaną przez rynek, jak gdzie indziej w Anglii, ze względu na rozległe wspólne pastwiska.
Wyższe ceny ryb i dziczyzny, spowodowane przyrostem populacji i szybkim rozwojem Londynu w XVI wieku, zapewniły dalsze możliwości przedsiębiorczym Feniczykom. Świadectwem umiejętności i wiedzy, z jaką w dalszym ciągu zarządzano dobrem wspólnym, jest fakt, że zwiększony popyt doprowadził do bardziej rygorystycznej kontroli podaży. Od 1534 r. na torfowiskach Cambridgeshire od maja do sierpnia zamknięto sezon dla wyłapywania ptactwa. W Epworth na wyspie Axholme prawo do 'zastawiania sieci w krzakach i łowienia białych ryb' było ograniczone do środ i piątków. Wypas na wielu z pastwisk torfowiskowych nie był dozwolony wcześniej niż w majówkę.
Najbardziej znanym pakietem reform regulacyjnych były 72 artykuły 'Karty Fen' z 1548 r. Kodeks ten definiował zarządzanie dobrami wspólnymi południowego Lincolnshire na ponad 250 lat. Stanowił on, że żaden 'cudzoziemiec' nie może korzystać z torfowiska, a każdej parafii nadano własne oznaczenie, aby można było zidentyfikować bydło. Kary nakładano za szeroki zakres wykroczeń, w tym za wprowadzanie chorych zwierząt, pozwalanie psom na niepokojenie bydła lub włóczenie się po zachodzie słońca oraz pozostawianie martwych zwierząt bez pochówku. Przepisy określały zasady wypasu bydła, koszenia roślin pastewnych i polowania na dzikie ptactwo (przed dniem przesilenia letniego nie wolno było łapać pierzonych kaczek). Zakazano koszenia trzciny na strzechę, zanim nie osiągnęła dwuletniego wzrostu; z torfowiska nie można było w ogóle wydobywać jaj łabędzi, żurawi czy bąków. Wyznaczono daty wykorzystania zasobów naturalnych i określono dozwoloną technologię.
Jury rybackie opracowało analogiczny kodeks składający się z siedemnastu artykułów, który regulował rodzaje dozwolonych sieci i sposób ich użycia. Podobnie szczegółowe regulacje zostały ustalone w zakresie zarządzania i hodowli łabędzi.
(…) Ten zbiór przepisów regulujących zarządzanie dobrem wspólnym był innowacyjną odpowiedzią zwyczajowych zarządców gruntów na wyzwania stawiane przez postklasztorną gospodarkę w coraz większym stopniu zorientowaną na rynek. Wydaje się, że reformy zakończyły się sukcesem: utrzymanie równego dostępu do zasobów przy jednoczesnym zapobieganiu nadmiernej eksploatacji przez bogatych przybyszów, którzy obecnie posiadali tytuły do majątków klasztornych.
(...) Niemniej jednak, pomimo widocznej koniunktury gospodarczej lub właśnie z jej powodu, w miarę upływu XVI wieku determinacja niektórych właścicieli ziemskich do grodzenia swoich gruntów nasilała się. W Holandii w latach 1565–1615 zrekultywowano ponad 100 000 akrów bagien, a Holendrzy szybko stali się głównymi wykonawcami jeszcze bardziej ambitnych projektów odwadniania w północnych Niemczech i innych krajach europejskich.
Ogólna ustawa o drenażu z 1601 r. wymagała jedynie, aby większość pospólstwa wyraziła zgodę na grodzenie i zapewniała, że ci, którzy podjęli się prac i w nie zainwestowali, będą uprawnieni do udziału w ziemi. W preambule ustawy przyznano, że 'nic, co tu zawarte, nie będzie wiązać się z osłabianiem, zmniejszaniem, wynajmowaniem, odbieraniem lub wygaszaniem interesów commonersów', ale prawa do dóbr wspólnych można było wykupywać i okazało się, że wielu zwyczajowych użytkowników w ogóle nie dysponuje już wspólnym 'prawem'.
Uchwalenie tej ustawy zachęciło (...) do realizacji marzenia o osuszeniu dużej części torfowisk południowych – do czasu, aż innowatorzy zostali zatrzymani przez nieoczekiwaną siłę oporu. Jak udokumentował to Eric Ash: 'Setki pospólstwa protestowały przeciwko komisji kanalizacji, składały petycje zarówno do Korony, jak i do parlamentu i utrudniały prace budowlane'. (…) Granice władzy monarchy stały się oczywiste, gdy jego rozkazy były ignorowane przez lokalnych urzędników życzliwych dla interesu pospólstwa (którego sprawę dodatkowo wsparły powodzie i wątpliwej jakości inżynieria).
(…) Rozpoczęcie prac nad projektem Bedford Corporation mającym na celu osuszenie ponad 300 000 akrów bagien na południowych torfowiskach, tzw. projektu Great Level, wywołało natychmiastowy opór. (…) Kiedy w 1636 r. uznano (przedwcześnie) prace melioracyjne Wielkiego Poziomu za zakończone i rozpoczęto grodzenie, protesty nasiliły się, a mosty, drogi i inne obiekty zostały zniszczone. (…) Wczesną wiosną 1637 roku plebs z Upwell w Norfolk powstał i 'buntowniczo zakłócał' prace. Tajna Rada nakazała aresztowanie dziewiętnastu osób, w tym dwóch pozornie nielojalnych policjantów, ale w maju walka rozprzestrzeniła się na Cambridgeshire. Kobieta opisana jako 'pierwsza prowodyrka tego buntu' została potępiona jako 'czarownica', która użyła 'magii' przeciwko pracownikom Przedsiębiorców, zanim trafiła do więzienia w Wisbech. Dobra wspólne współdzielone przez mieszkańców Wretton, Stoke Ferry i Dereham w Norfolk były miejscami dalszych starć w maju 1637 r. Ludność twierdziła, że brała udział w swojej zwyczajowej corocznej procesji wokół granic torfowisk, kiedy natknęła się na robotników w pewnym miejscu, gdzie zwykle łapano dzikie ptactwo.
(…) Akcja mająca na celu ochronę dobra wspólnego mieszkańców Ely, Little Downham i Littleport rozprzestrzeniła się pod pozorem gry w piłkę nożną – a 'pierwszy kop piłki' był sygnałem do rozpoczęcia wyrównywania [levelling]. Plan ten pokrzyżowały aresztowania i ulewne deszcze, ale 6 czerwca około 200 mężczyzn zasypało rowy ogrodzeniowe. Akcję wsparło pospólstwo z miast Lakenheath i Mildenhall w Suffolk i było jasne, że w całym regionie toczą się obecnie skoordynowane działania, zaś Londyn został poinformowany, że 'jedno miasto utrzymuje tajną korespondencję wywiadowczą z drugim'.
(…) Priorytetem dla Fenijczyków była obrona dobra wspólnego i ludzie na ogół popierali każde ramię coraz bardziej podzielonego państwa, które ich w tym zamiarze wspierało. Pomimo rzekomego zakończenia prac melioracyjnych, powódź powróciła do Great Level zimą 1636–37, a niektórzy inwestorzy zwrócili się do króla o zadośćuczynienie. Karol zwołał sesję śledczą Komisji ds. Kanalizacji, która 12 kwietnia 1638 r. stwierdziła, że drenaż nie został ukończony w uzgodnionym sześcioletnim okresie. Odkrycie to dało spragnionemu gotówki monarsze możliwość osobistego zastąpienia Bedford Corporation na stanowisku Przedsiębiorcy, co uczynił w lipcu 1638 roku w zamian za 57 000 akrów osuszonej ziemi.
(...) Jednak na tym samym posiedzeniu Sądu Kanalizacji udzielono także koncesji pospólstwu. Ustalono, że do czasu wydania orzeczenia przez Sąd może ono zachować w posiadaniu obszary, na których prace odwadniające uznano za wadliwe. Ponieważ polityka krajowa przechodziła teraz od fazy kryzysu do fazy konfliktu, król miał inne priorytety do realizacji i nawet prace w zakresie inżynierii funkcjonalnej popadły w zaniedbanie. Jednocześnie obie strony wygłaszały apele i słały kontrapelacje do izb parlamentu, gdyż walka w Fens splotła się z walką o władzę, której kulminacją była wojna domowa w całym kraju.
Oliver Cromwell pochodził z Fens; jego przodek, Sir Richard Cromwell, kupił dużą część majątku opactwa Ramsey po rozwiązaniu klasztorów. Potomkowie rozproszyli swój spadek, ale w chwili narodzin Olivera w Huntingdon w 1599 r. Cromwellowie pozostali wiodącą rodziną w mieście. W 1636 roku Oliver odziedziczył majątek i przeniósł się z rodziną do Ely.
Ziemie przodków Cromwella odegrały kluczową rolę w konflikcie dotyczącym osuszenia i grodzenia Great Level. Latem 1637 roku Tajna Rada została poinformowana, że 'bardzo wiele kobiet i mężczyzn' przybyło do Holme Fen w pobliżu Huntingdon z kosami i widłami, aby 'wypruć wnętrzności każdemu, kto ma zamiar zająć ich torfowiska'. W następnym roku Rada usłyszała, co następuje: 'Powszechnie donoszono, że pan Cromwell z Ely zobowiązał się – pobierając srebrną czteropensówkę za każdą krowę pastwisku – zatrzymać osuszaczy z mocy prawa na pięć lat i że w międzyczasie pospólstwo winno cieszyć się każdą częścią dobra wspólnego'. Kiedy król zdecydował się wziąć ten projekt w swoje ręce, William Dugdale donosił, że Cromwell był 'szczególnie popierany przez tych, którzy zawsze usiłowali podważyć władzę królewską, będąc ich mówcą w Huntingdon przed królewskimi komisarzami ds. kanalizacyjnych, wbrew najbardziej chwalebnemu zamierzeniu Jego Królewskiej Mości'.
Cromwell pozostał orędownikiem, doradcą i rzecznikiem Fenijczyków w obliczu eskalacji napięć narodowych w roku 1641, skutecznie przenosząc sprawę ludową na scenę narodową i dbając o to, aby klauzula dotycząca przejęcia wspólnych gruntów w Fens znalazła się w katalogu skarg znanym jako Wielka Remonstracja, przedstawiona królowi w tym roku.
(…) Biorąc pod uwagę osobistą historię Cromwella, można było oczekiwać, że jego zwycięstwo militarne, dokonane siłami parlamentu i dojście do władzy będzie decydujące dla potwierdzenia posiadania przez pospólstwo ich ziem. Ale na nieszczęście dla Fenijczyków, główni Przedsiębiorcy w projekcie Great Level również wspierali zwycięską stronę. (…) Komisja parlamentarzystów opowiadających się za drenażem, której powierzono realizację tego celu, złożyła sprawozdanie parlamentowi w marcu 1648 r. Cromwell został mianowany jednym z komisarzy ds. drenażu.
Nowe ustawodawstwo było jeszcze bardziej sprzyjające grodzeniu niż dawne prawa nadawane na mocy królewskiego mandatu, ponieważ na kontynuację prac melioracyjnych nie trzeba było już uzyskiwać zgody większości pospólstwo. Powołano się teraz na szerszą zasadę, 'zgodę Narodu', uznając, że interes narodowy przeważa nad sprzeciwem indywidualnym, wspólnotowym i regionalnym. Dlaczego 'chciwi egoiści' mieliby móc przedkładać 'swoje prywatne interesy nad dobro publiczne?' – zapytywał apologeta drenażu. Nadawanie priorytetu prawom commonersów było 'niezdrową, destrukcyjną zasadą', która mogła 'przerwać wielkie sprawy naszej Rzeczpospolitej'.
Fenijczycy nie byli pozbawieni własnych wpływowych przyjaciół. Najbardziej zagorzałymi zwolennikami ich sprawy byli Lewellerzy, radykalne i ostatecznie stłumione skrzydło rewolucji angielskiej, które starało się rozszerzyć prawa wyborcze i inne prawa polityczne na zwykłych ludzi. Ich petycja z 11 września 1648 r. do parlamentu zebrała 40 000 podpisów, a wśród 27 żądań znalazło się otwarcie 'wszystkich późnych wygrodzeń torfowisk i innych dóbr wspólnych'. Jednakże przywódca najbardziej zaniepokojony sprawą Fens, John Lilburne, został oskarżony o zdradę stanu w 1649 r. i tymczasowo wygnany w 1651 r. Jego obrona dla Fenijczyków stanowiła część coraz bardziej stłumionej kampanii mającej na celu uwydatnienie ewidentnego porzucenia przez Cromwella wielu spośród tych, z którymi kiedyś przystawał.
Najbardziej utalentowanym apologetą sprawy Fenijczyków był prawnik i polityk Sir John Maynard, który napisał w ich obronie wiele wpływowych traktatów, w tym projekt Picklock of the Old Fen. Chociaż sam nie był Lewellerem, Sir John był krytykiem rosnącej władzy Cromwella, spędzając pierwsze miesiące 1648 roku w Tower of London (gdzie poznał Lilburne'a), a następnie potępiając osuszanie i grodzenie torfowisk na podstawie prawa, zwyczaju, wolności i zasady dobrych rządów.
(…) Chociaż użycie żołnierzy i sądów rzeczywiście miało wpływ na skuteczność represji państwa, to kluczową zmianą strategiczną było przejście od ścigania pojedynczych osób do karania całych społeczności. Stosując tę samą taktykę, której używano do przeciwstawienia się oporowi rdzennej ludności w całym imperium, 'sprawiedliwość' została teraz wymierzona całym wioskom. (…) Coraz bardziej autorytarna Republika Cromwella osiągnęła to, czego nie udało się podzielonej monarchii. Kluczowe znaczenie dla sukcesu Rzeczpospolitej miało to, że nowy rząd miał środki do egzekwowania swoich rozkazów. Milicje rozmieszczone w latach trzydziestych i czterdziestych XVII wieku składały się z miejscowych mężczyzn, z których wielu sprzeciwiało się ogradzaniu lub nie chciało chwycić za broń przeciwko swoim sąsiadom, ale już zaprawieni w bojach wojownicy parlamentarni stanowili mniej krnąbrną i znacznie lepiej nadają się do tego siłę.
(…) Dla Fenijczyków mieszkających w regionie Great Level niefortunne okazało się to, że ich walka tak ściśle splatała się z walką o władzę polityczną w całej Anglii. Jak ponad cztery dekady temu zauważył Christopher Hill: 'Rewolucja rozpoczęła się, gdy Oliver Cromwell przewodził ludności Fens w rewolcie przeciwko sądowym planom odwadniania; jej kluczowym punktem zwrotnym była klęska pułków Lewellerów pod Burford, po której natychmiast nastąpiła akcja osuszania torfowisk'.
Gdyby Lewellerzy zatriumfowali, a potęga wielkich rodów ziemskich została złamana (co miało miejsce we Francji w następnym stuleciu), mokradła Great Level mogłyby zostać zachowane. Region ten został osuszony, ponieważ zwycięzcy angielskiej wojny domowej byli zdeterminowani chronić prawa własności klasy ziemiańskiej, co zostało dodatkowo potwierdzone po śmierci Cromwella w 1658 r. (być może przyspieszonej przez malarię). Przywrócenie monarchii zinstytucjonalizowało nowe grodzenia, wraz z Ogólną ustawą o osuszaniu z lipca 1663 r., ustanawiającą Korporację Great Level i inicjującą system zarządzania, który przetrwał aż do rozwiązania Korporacji w 1914 r. Król otrzymał 12 000 ze zbioru 95 000 akrów przewidzianych w ustawie dla Przedsiębiorców, z surowymi karami przewidzianymi dla tych, którzy przeszkadzali w pracach.
Niemniej jednak protesty trwały przez dziesięciolecia po restauracji. Po zniszczeniu robót melioracyjnych na Mildenhall Fen w 1669 r., 16 czerwca przed zarządem Korporacji w obecności króla Karola II przesłuchano trzech podejrzanych przywódców. Protest pospólstwa został przedłużony w lipcu, a uzbrojeni commoners oddali strzały, aby odpędzić strażników. Udokumentowany opór na Mildenhall Fen trwał do roku 1684.
Jednak te akty oporu nie mogły już obalić faktów dokonanych w terenie. Wydawało się, że pod koniec XVII wieku wspólnotowe mokradła Great Level zostały zniszczone raz na zawsze. Jednak bardziej szczegółowa analiza bagien otaczających największe nizinne jezioro w Anglii wykaże, że klęska Fenijczyków nigdy nie była tak całkowita, jak sugerowałaby to narracja zwycięzców.
(…) Trzeba też pamiętać, że tego, co traciło pospólstwo w wyniku osuszenia terenów podmokłych, nie da się mierzyć wyłącznie w kategoriach ekonomicznych. Fenijczycy nie byli indywidualnymi agentami skupionymi wyłącznie na maksymalizacji osobistego bogactwa, jak zakładała to późniejsza teoria ekonomii wolnorynkowej. Byli raczej ludem przednowoczesnym, broniącym swojego kraju, kultury i społeczności; relacji, które definiowały ich świat. Duża grupa osób, które nie otrzymały żadnego odszkodowania ze względu na brak zdefiniowanego prawa do dóbr wspólnych, odniosła z powodu grodzenia największe szkody materialne, ale nawet ci, którzy otrzymali większe działki, raczej nie postrzegali tego jako rekompensaty za zniszczenie domu.
Nawet ci nieliczni z pospólstwa, którzy stali się stosunkowo bogaci dzięki grodzeniu, byli związani społecznymi i rodzinnymi powiązaniami z ludźmi i ziemią. Co czuli, gdy ludzie, których znali przez całe życie, popadali w biedę? Kiedy zaprzestano uznawania zwyczajów i zwoływania zgromadzeń, ponieważ utracone zostały zasoby, na których się one opierały? Kiedy zniszczono miejsca narodzin i miejsca święte? Osuszanie dóbr wspólnych i przekształcenie krajobrazu zniszczyło nie tylko tereny podmokłe, ale także pewien sposób życia.
(…) Samo Whittlesey Mere przetrwało osuszenie okolicznych bagien. (…) Ten teren i jego otoczenie były deską ratunku dla wywłaszczonego pospólstwa. Chociaż drenaż miał dramatyczny wpływ na tradycyjne życie, tereny podmokłe nie zniknęły pod pługiem. W listopadzie 1801 roku sąd dworski nakazał komisji spisanie 'nazw wszystkich chat i opłat za przejazd w obrębie kilku posiadłości Whittlesey' i okazało się, że nadal istnieją 364 nieruchomości posiadające prawa dostępu do dóbr wspólnych (tylko o siedemnaście mniej niż tych, które otrzymało działki w 1639 r.). Ograniczenia technologii w przezwyciężaniu realiów środowiskowej zapewniły przetrwanie znaczącym obszarom wspólnym, umożliwiając wielu commonersom z Whittlesey pomyślne przystosowanie się do najnowszej fazy podboju ich kraju.
Od niepamiętnych czasów parafie Epworth, Owston, Haxey, Belton, Althorpe, Luddington, Crowle i Wroot w północnym Lincolnshire cieszyły się dostępem do terenów podmokłych o powierzchni 60 000 akrów, które je utrzymywały, otaczały i chroniły. Domesday Book podaje, że bagna na wyspie Axholme miały około 30 mil długości i trzy mile szerokości. Obrona tej krainy północnych Fenland stała się najdłużej utrzymującym się frontem w walce o Fens. Miała się ona również okazać miejscem jednego z największych zwycięstw Fenijczyków.
(…) W rok po wstąpieniu na tron w 1625 roku, król Karol I zawarł układ z Corneliusem Vermuydenem w sprawie osuszenia wyspy. Ogrodzona ziemia miała zostać podzielona na trzy równe części pomiędzy dwóch jegomościów i pospólstwo. Po tym, jak król sprzedał swoje prawa nowo pasowanemu na szlachcica Vermuydenowi w 1629 r., ten ostatni sprzedał większość swoich uprawnień, ale nadal kierował projektem. Wkrótce stało się jasne, że główną 'przeszkodą w tym wielkim przedsięwzięciu' był, jak prawie 300 lat temu zauważył Abraham De la Pryme, 'stary akt Johna de Mowbraya, niegdyś pana całej wyspy, datowany na 31 maja 1359 r.'.
Pospólstwo nigdy nie zapomniało o porozumieniu, jakie ich przodkowie osiągnęli ze swym byłym panem, sir Johnem Mowbrayem. W zamian za zgodę na ogrodzenie części ziemi Mowbray przyznał pospólstwu pozostałą część dóbr wspólnych i uczynił ją wolną od dalszych restrykcji i roszczeń. W efekcie bagna zostały przekazane mieszkańcom wyspy na ich wyłączny użytek. Określająca to umowa była przechowywana w kościele parafialnym w Haxey, w zamkniętej, okutej żelazem skrzyni. Bardziej przypominający traktat niż akt prawny, cenny pergamin przez stulecia leżał bezpiecznie w kościele pod witrażem przedstawiającym trzymającego go sir Johna. Z punktu widzenia pospólstwa prawo było jasne: żaden władca dworu, czy to król, czy bogaty Holender, nie miał prawa wkraczać w ich dobro wspólne bez ich zgody.
Wrogość wobec drenażu i grodzeń na wyspie Axholme nie wynikała wyłącznie z dobrze zachowanego traktatu zmarłego hrabiego. Opierała się także na niezwykłej równości w dostępie do ziemi. Słynny badacz rolnictwa, Arthur Young zauważył, że:
'Jeśli chodzi o własność, nie znam nic bardziej osobliwego niż jej wielki podział na wyspie Axholme, gdzie prawie każdy dom, który widzisz, z wyjątkiem bardzo biednych domków na granicy działek, jest zamieszkany przez rolnika, właściciela jego gospodarstwa, mającego z cztery lub pięć, albo jeszcze mniej, do dwudziestu, czterdziestu i więcej akrów, rozrzuconych wśród otwartych pól. Pomysłowość, wzajemna pomoc w drodze wymiany i najmu pozwalają im zarządzać tymi małymi gospodarstwami, choć łamią one wszelkie prawidła podziału własności wiejskiej'.
Dobrobyt małych gospodarstw wynikał z dostępu do wspólnych pastwisk i innych produktów czerpanych z bagien. Pospólstwo rozumiało, że zimowe powodzie sprowadziły tak zwaną 'gęstą, tłustą wodę', która wzbogacała to, co wspólne, w przeciwieństwie do 'rzadkiej, wygłodniałej wody' pozostałej po osuszeniu. Płodność wywołana powodziami była podstawą dla kwitnącej gospodarki chłopskiej, jakiej Young nie widział nigdzie indziej w Anglii.
Szeroki podział własności gruntów oznaczał, że zwyczajowa taktyka Przedsiębiorców – wykupywanie większych właścicieli ziemskich w celu uzyskania zgody na grodzenie – miała niewielkie szanse powodzenia (chociaż nie powstrzymało to Vermuydena przed próbami). Około 2000 wolnych posiadaczy wyspy stanowiło zwartą grupę, która znała swoje prawa i siła. Ich jedność była tak duża, że latem 1628 roku Vermuyden zdecydował się jednostronnie rozpocząć prace melioracyjne, nawet bez pozorów zawarcia umowy. Nic więc dziwnego, że wkrótce wybuchła przemoc.
(…) Opór w Axholme początkowo zyskał na identyfikowaniu się pospólstwa ze stroną parlamentarną w wojnie domowej. Kluczową postacią był tutaj Daniel Noddel (1611–1672), który piastował stopień porucznika sił parlamentarnych. Noddel działał jako adwokat i radca prawny pospólstwa od około 1646 do 1662 roku, a także przewodził lokalnym reprymendom i działaniom. Jednak wsparcie udzielane przez prominentnych Lewellerów okazało się problematyczne po osiągnięciu zwycięstwa Cromwella.
Komisja parlamentarna, która przeprowadziła dochodzenie w sprawie konfliktu w 1650 r., zauważyła, że Noddel uzyskał 'pomoc podpułkownika Johna Lilburna i majora Johna Wildmana'. Ustaliła ona, że w zeszłym roku pospólstwo pod wpływem tych ludzi 'oświadczyło, że nie ulegną temu ani żadnemu innemu rozkazowi skarbu czy parlamentu'; 'niektórzy twierdzili, że to Parlament, w którym siedzą łachudry i że jeśli wyślą jakiekolwiek siły, zbiorą się, aby stawić im opór'. W sumie zniszczono 82 'zabudowania' 'oprócz stodół, stajni i innych przybudówek', a także 'całą kukurydzę i rzepak' na 3400 akrach ziemi. (…) Lilburne zamieszkał tymczasowo w zniszczonym przez zamieszki domu pastora z Sandtoft (ze swoimi krowami ukrytymi w pustej kaplicy), skąd działał jako negocjator, doradca prawny i propagandysta sprawy. To zaangażowanie nie było całkowicie bezinteresowne. W październiku 1651 roku Lilburne, Wildman i Noddel doszli do porozumienia z pospólstwem, aby nadal ich reprezentować w zamian za otrzymanie ziemi. (…) W 1652 roku Lilburne został ukarany grzywną, wyrzucony z parlamentu i wygnany na dwa lata – traktat z 1651 roku, Sprawa lokatorów dworu Epworth na wyspie Axholme w hrabstwie Lincoln, jest trwałym świadectwem jego zaangażowania w sprawy zwykłych commonersów. Lilburne nigdy nie wrócił na wyspę, chociaż Wildman nadal pełnił funkcję radcy prawnego w Londynie.
(…) Niekończące się sprawy sądowe i ciągły sabotaż były kosztowne dla obu stron. To właśnie wytrwałość i jedność pospólstwa oraz ich zdolność do niszczenia kosztownej infrastruktury sprawiły, że tak trudno było ich pokonać. Nie było możliwości utrzymania stałej straży wojskowej nad rozległym torfowiskiem ani zidentyfikowania wszystkich osób zaangażowanych w niszczenie mienia i kanalizacji, gdy w sprawę zaangażowana była cała społeczność. (…) W ciągu następnych dziesięcioleci podejmowano pewne próby arbitrażu, ale dopiero w 1691 r. osiągnięto porozumienie, na mocy którego większość ogrodzonych dotąd torfowisk została podzielona na działki przeznaczone w większości dla pospólstwa. Wielu miejscowych nadal postrzegało tę umowę jako zdradę, a odnowiony opór pod wodzą Catherine i Roberta Popplewellów z Belton doprowadził do zerwania płotów i zniszczenia plonów.
(…) Rezultatem bezkompromisowego oporu było to, że pod koniec XVII wieku większość rzekomo wygrodzonej krainy nadal była zagospodarowana jako wspólne bagno. (…) Większa część wyspy Axholme została ogrodzona dopiero w 1795 roku. Nawet wtedy chroniona pozostała część wspólnych bagien i wiele otwartych pól. Arthur Young, pisząc pod koniec XVIII wieku, zauważył, że nadal było tam 66 000 akrów torfowisk, których 'nie zaczęto osuszać' (chociaż część tych terenów podmokłych miała zostać utracona do 1808 r.). Young uważał także, że 'najbardziej barbarzyńskim zaniedbaniem było to, że kiedy uchwalono tę ustawę [grodzenie z 1795 r.], oni [pospólstwo] sprzeciwili się grodzeniu i podziałowi otwartych pól uprawnych, podlegających prawom dostępu do dóbr wspólnych'.
Próba grodzenia tych pól w 1803 roku zakończyła się niepowodzeniem. Ustawa z 1813 r. rzeczywiście obejmowała większość Crowle, Eastoft i Ealand, ale nawet wówczas pozostawiono niektóre otwarte pola. Pisząc w latach trzydziestych XIX w. W.B. Stonehouse obwiniał brak stałego pana posiadłości za 'wielki błąd pozostawienia otwartych pól w Epworth, Haxey, Owston i Belton', a także brak postępów w 'wydatkach na ulepszenia, przez co niskie tereny na zachodzie zostałyby skutecznie osuszone, a 20 000 akrów ziemi - ulepszone'.
Stonehouse zauważył również, że wyspę nadal charakteryzował niezwykle sprawiedliwy podział ziemi i bogactwa: 'Ziemie na wyspie Axholme są podzielone między większą liczbę właścicieli niż w jakiejkolwiek innej części królestwa. Jest wielu drobnych posiadaczy ziemskich, posiadających od dwudziestu akrów ziemi do jednej działki'. Ta równość przetrwała właśnie dlatego, że skutecznie przeciwstawiono się grodzeniu. Działania Fenijczyków z Axholme, dalekie od bycia daremną próbą powstrzymania nieuniknionego pochodu nowoczesności, pozwoliły im prosperować, skutecznie przeciwstawiając się osuszaniu ich podmokłego domu.
(…) Mokradła otaczające Boston w południowym Lincolnshire stanowiły ostatni front w walce o Fens. Plan grodzenia tej krainy zbiegł się z projektami odwadniania Wielkiego Poziomu i wyspy Axholme i, podobnie jak ten ostatni, był planem opracowanym na Dworze Królewskim. Od 1631 roku Sir William Killigrew i inni dworzanie zajmujący znacząca pozycję wokół króla zaczęli knuć spisek, w jaki sposób można by osuszyć bagna z korzyścią dla nich samych i Korony.
(…) Wiosną 1642 roku na całym terenie torfowisk południowego Lincolnshire zapewniono sobie zwycięstwo. Fenijczycy zburzyli około 50 kolejnych domów i stodół, a niektórych mieszkańców podobno wyciągano z domów. Świadkowie, którzy składali zeznania przeciwko pospólstwu w procesach sądowych, zostali wzięci na celownik, podobnie jak ludzie pracujący dla sędziów i szeryfów. Według doniesień ponownie przywódcy oświadczyli, że 'stracą życie, nim przestaną' stawiać opór.
Ścisłe powiązania między osuszaczami a Koroną (Killigrew miał dowodzić jednym z dwóch oddziałów konnych, które strzegły króla podczas konfliktu) zapewniły utrzymanie wszechstronnego zwycięstwa Fenijczykom po końcu wojny domowej. Kampania skupiona w Londynie, opierająca się na potędze monarchy i kontrolowanych przez niego instytucjach, była skazana na porażkę po utracie władzy przez króla. Zwykli ludzie szybko zwrócili uwagę parlamentowi, że Lindsey i Killigrew walczyli w imieniu króla, a 'my walczyliśmy po stronie parlamentu o prawo, wolność i nasze prawa przeciwko uciskowi'. Innym powodem, dla którego ani Parlament, ani Cromwell nie starali się złagodzić ani obalić zwycięstwa Fenijczyków w sposób, w jaki zrobili to gdzie indziej, był fakt, że ziemie te były osuszane bez udziału lokalnej szlachty, co oznaczało, że stawką nie była legalność dawnych tytułów własności.
Dynamika ta nie wyjaśnia jednak w pełni trwałości osiągniętego zwycięstwa. Pomimo wielokrotnych prób osuszaczy, aby odzyskać ogrodzone ziemie po przywróceniu monarchii, Fenijczycy zabezpieczyli swoją krainę nie tylko na dekadę, ale i na następne stulecie. Killigrew, Sir Henry Heron (dziedzic sir Edwarda) i inni Przedsiębiorcy przygotowali w sierpniu 1660 i maju 1661 statuty, które miały poparcie króla Karola i zostały przyjęte przez Lordów. Jednak Izba Gmin odmówiła im poparcia, podobnie jak dziesięć kolejnych ustaw z lat 1666–1685. Spadkobiercy Przedsiębiorców przez dziesięciolecia domagali się roszczeń do ogrodzonych terenów, a parlament rozważał ich uznanie w latach 1698, 1700, 1701, 1705, 1705 i 1711, lecz nadal nie przywrócono grodzeń. Legislacyjne próby odzyskania ziem w Holland i okolicznych torfowisk były równie daremne. Było tak z jedynym wyjątkiem w postaci Wildmore Fen, którego grodzenie zostało uznane przez prawo. Poza tym zwycięstwo pospólstwa wydawało się pewne.
Dzięki wspólnym zasobom populacja torfowisk Lincolnshire wzrosła prawie dwukrotnie w latach 1563–1723 (podczas gdy w uprawnych częściach tego samego hrabstwa populacja pozostała mniej więcej taka sama). Kiedy na początku XVIII wieku Daniel Defoe odwiedził torfowiska południowego Lincolnshire, zachwycał się ich bogactwem i pięknem.
(…) Co tłumaczy długowieczność zwycięstwa Fenijczyków? Inwestorzy długo niepokoili się dużymi stratami poniesionymi przez hrabiego Lindsey, które zostały szczegółowo udokumentowane przez samych Przedsiębiorców. Niezamierzony wpływ traktatów napisanych przez Killigrewa i równie elokwentnego Williama Dugdale'a miał zniechęcić kogokolwiek innego do nękania pospólstwa. Jednak kluczowym powodem długoterminowego przetrwania terenów podmokłych była liczba ludzi, którzy mieli udział w wytworzonym przez nie bogactwie.
Podział wspólnego majątku odzwierciedlał fakt, że w tym regionie, podobnie jak na wyspie Axholme, nie było arystokracji – nie było tu żadnego hrabiego Bedford, który mógłby przeforsować grodzenie: 'brak dżentelmenów zamieszkujących tutaj' był okolicznością, nad którą ubolewali urzędnicy w Holland już w 1580 r. Pod koniec XVIII wieku Arthur Young porównał sytuację w pobliskim Revesby, gdzie sir Joseph Banks był dużym właścicielem ziemskim i działaczem grodzeniowym, osuszaczem i 'poprawiaczem', z sytuacją w feńskim okręgu South Holland, gdzie 'własność jest bardzo podzielona, a właścicieli jest wielu'. Young udokumentował, że w parafii Freiston, liczącej około 3000 akrów, 'nie ma ani jednej działki o łącznej powierzchni większej niż 48 akrów, należącej do jednej osoby'.
Szeroka dystrybucja bogactwa terenów podmokłych rozciągała się na sam Boston, gdzie wielu kupców i prominentnych obywateli miało prawa do dóbr wspólnych lub czerpało zyski z ich produktów. W 1653 roku Killigrew gorzko narzekał na 'tych, którzy niszczyli i obecnie niszczą tę wielką śluzę w Bostonie na kawałki, co kosztuje około sześciu tysięcy funtów'. Ostrzegł, że 'morze wzbierze się po całej tej stronie kraju', ale straszne ostrzeżenia przed powodziami, które miały w Londynie taką siłę propagandową, nie miały większego wpływu lokalnie, gdzie dobrobyt ludności polegał na wodach powodziowych. Ponieważ było wiadomo, że plany inżynieryjne miały na celu osuszenie terenu, a nie jego ochronę, mieszkańcy, którzy podpalili 'Wielką Śluzę', zadbali o to, aby przez sto lat pozostawała ona w ruinie. Ruch wody był kontrolowany przez stulecia, a rozległe zlewnie bagienne ograniczały zalewanie miast i wsi. Mieszkańcy Torfowisk wiedzieli, że grozi im katastrofa, ale wierzyli, że zagrożenia stwarzane przez szybko podnoszący się poziom wód zwiększają się jedynie na osuszonych obszarach. Dla Fenijczyków tereny podmokłe były postrzegane nie jako problem do pokonania, ale jako fundament ich wolności.
W 1700 roku wydawało się, że poza Great Level kultura i życie społeczne skupione wokół wspólnego bagna zostały trwale zabezpieczone. Skuteczny opór Fenijczyków opierał się na ich zdolności do zaspokajania podstawowych potrzeb bez ulegania władzy państwa, pracodawcy lub właściciela ziemskiego. Ich zdolność do pozyskiwania pożywienia, odzieży, schronienia i dochodów bezpośrednio ze środowiska naturalnego sprawiła, że mieszkańcy Torfowisk nie musieli się poddawać, aby przeżyć.
Historycy nie są zgodni co do tego, jak wielki wpływ na życie zwykłych Anglików miały zasoby czerpane z dobra wspólnego w XVIII wieku. Dowody sugerują, że duża część pospólstwa była uzależniona od płacy najemnej na długo przed formalnym grodzeniem (co mogło być procesem fragmentarycznym, trwającym przez pokolenia). Debata ta nie dotyczy jednak torfowisk, gdzie nie ma sporu dotyczącego znaczenia tego, co wspólne, ani poziomu zakłóceń związanych z odwadnianiem i zagrodzeniem. W Donington niedaleko Bostonu w 1767 roku odnotowano, że 100 procent robotników zajmowało się hodowlą krów; w Shouldham w Norfolk jeszcze w 1794 r. 56 procent robotników posiadało bydło. Dostęp do jednej krowy mógł pod koniec XVIII wieku zapewniać zwrot w wysokości od pięciu do sześciu szylingów tygodniowo, co mniej więcej równało się zarobkowi robotnika rolnego.
Agronom Arthur Young uznał, że dobra wspólne Lincolnshire zapewniają, że 'ziemia, ogrody, krowy i świnie są tak powszechne w rękach biednych', że 'liczba biednych pobierających zasiłki jest niska; w przeciętnym hrabstwie nie wynosi ona jednej trzeciej kwoty wypłacanej w Suffolk'.
Wolność zapewniana przez dobro wspólne pozostała szczególnie ważna dla kobiet (których prawo do 'rozsądnej części dóbr wspólnych' [estovers of the commons] zostało nawet zapisane w Magna Carta). Posiadająca krowę wdowa z Jasia i łodygi fasoli, utrzymująca się ze wspólnych pastwisk, została oparta na realiach historycznych (podobnie jak historie wywłaszczonych wiejskich kobiet, które na wszelkie możliwe sposoby przetrwały w dużych miastach).
Niezależność gospodarcza Fenijczyków była poważnym problemem dla właścicieli ziemskich, dzierżawców i inżynierów zajmujących się odwadnianiem, oczekujących nie tylko poddania się planom wygrodzeń, ale także podporządkowanej siły roboczej. Słusznie uznano, że dobra wspólne promują 'brak dyscypliny i gnuśność wśród robotników', ponieważ oznaczały, że przetrwanie ludzi nie zależało od akceptacji przez nich dyscypliny pracy najemnej. Powodem, dla którego to imigranci musieli być zatrudniani w projektach inżynieryjnych i na grodzonych farmach, był przede wszystkim fakt, że miejscowi mieli do dyspozycji atrakcyjną alternatywę. Konkurencja ta oznaczała także konieczność płacenia wyższych wynagrodzeń. Young zauważył, że koszty pracy na torfowiskach Lincolnshire były 'prawdopodobnie wyższe niż w jakimkolwiek innym hrabstwie w królestwie'.
Wolność dawana przez dobra wspólne opierała się nie tylko na ilości, ale także na zakresie dostępnych zasobów. James C. Scott opisał tereny podmokłe jako miejsca 'zbiegowskiej różnorodności', ponieważ rozmaitość ptaków, ryb i zwierząt krążących w przewidywalnym czasie umożliwiła zwykłym ludziom dostęp do tego, czego potrzebowali, bez rygorów i ryzyka związanego z konwencjonalnym rolnictwem. W przeciwieństwie do opodatkowanego, płacącego dziesięcinę i czynsz dzierżawcy, którego zbiory mogły się nie udać, pozostawiając po sobie głód i długi, fenijski commoner miał szereg alternatywnych źródeł żywności. Kiedy łąki były zbyt mokre, aby wypasać na nich zwierzynę lub zbierać siano, rybołówstwo i łowiectwo dawały wsparcie. Gdy bagna opadały, pastwiska powiększały się.
Płodność terenów podmokłych oznaczała, że nawet posiadanie krów było mniej dokładną miarą wspólnego bogactwa na torfowiskach niż w bardziej ekologicznie ograniczonych częściach Anglii. Weźmy pod uwagę bogactwo, jakie zapewniało samo mięso, jaja i pióra – do którego miała dostęp nawet najbiedniejsza rodzina w Fens. Pierwsze zrywanie po Dniu Pań (6 kwietnia) dotyczyło piór i lotek, a cztery kolejne roczne zrywania obejmowały same pióra. Stadami opiekowali się pastuszkowie (prawdopodobnie były to dzieci), które dwa razy dziennie zaganiało je do wodopoju. Nadwyżki ptaków sprzedawano na mięso na coraz bardziej lukratywny rynek londyński. Gęsi domowe Fenijczyków prawdopodobnie pochodziły od gęgawa szarego, który rozmnażał się dziko na terenach podmokłych, a te wędrowne gęsi były również ważnym źródłem mięsa, piór i jaj.
(…) Kluczowe znaczenie dla wolności torfowisk miał fakt, że technologia potrzebna do polowania i uzyskiwania dostępu do zasobów była również swobodnie dostępna w środowisku naturalnym. Łodzie, sieci, pułapki i glewie (włócznie z zębami) wykonywano z wierzby i innego lokalnego drewna. (…) Z torfowiska swobodnie można było pozyskać nie tylko żywność, ale także opał, schronienie i odzież. W fenijskich domach nigdy nie gasły kominki z torfu. Torf był tak ważny, że jeden z obserwatorów z połowy XIX wieku odnotował, że 'części torfowiska celowo utrzymuje się w stanie częściowo nieodwodnionym ze względu na torf, czyli darń, jak to się lokalnie nazywa'. (…) Mieszkania były kolejnym niezbędnym elementem życia, który zwykli ludzie mogli sami budować, naprawiać i zmieniać. (…) Zasoby bagna nie tylko zapewniały utrzymanie. Można było również sprzedawać wiele produktów z terenów podmokłych. Defoe udokumentował, jak przedsiębiorczy Fenijczyk sprzedawał świeże ryby nawet na stoły stolicy kraju.
Torf, węgorze, dziczyzna, pierze, siano i nabiał to kolejne produkty torfowiska, które znalazły swój rynek. Zapotrzebowanie na trzcinę (znacznie trwalszą od słomy w roli pokrycia dachowego) szybko rosło w okresie wzrastania populacji w XVIII wieku. (…) Wraz z przyrostem odsetka ludności angielskiej zależnej od wynagrodzeń wzrósł popyt na odzież konopną. Konopie, które można było uprawiać sezonowo na wspólnych polach zalewanych zimą, były podstawą dla przemysłu przędzalniczego i tkackiego, który zapewniał kobietom znaczące źródło dochodu dzięki ich hempensun (poprzedniczce 'domowej przędzy').
Samowystarczalność uzupełniona sprzedażą gotówkową z zasobów naturalnych dobra wspólnego pozwoliła Feniczykom skutecznie przystosować się do gospodarki rynkowej powstającej we wczesno nowożytnej Anglii. W pierwszej połowie XVIII wieku nie była to kultura rdzenna, która przeżywała ostateczny upadek. Ci, którzy chcieli ogrodzić torfowiska, mówili prawdę, opisując drenaż jako sposób na przekształcenie i ziemi i ludzi. Rozumieli równie dobrze jak sami Fenijczycy, że zniszczenie wspólnych bagien odebrałoby niezależność gospodarczą, na której opierała się wolność ludu.
Skuteczna obrona dużej części torfowisk oznaczała, że region ten stawał się coraz ważniejszym schronieniem dla przemieszczających się ludzi, eksmitowanych ze ściślej kontrolowanych i skutecznie grodzonych regionów Anglii. W szczególności wydaje się, że szeroko prześladowani Romowie zajmowali w społeczeństwie fenijskim miejsce, dla którego zyskali akceptację.
Zdaje się, że zaakceptowane zostało również miejsce dla rodzin zamieszkujących w głębi bagien. Dziewiętnastowieczny bostoński inżynier i lokalny historyk W.H. Wheeler udokumentował jak:
'W odosobnionych miejscach, rozsianych po niskiej, zalanej części torfowisk, mieszkali slodgers z Fen […], którzy utrzymywali się z rybołówstwa i ptactwa… Ci ludzie stanowczo sprzeciwiali się wszelkim próbom zmiany stanu torfowisk, wierząc, że mają żywotny interes w rybołówstwie i ptactwie, dzięki czemu utrzymywali się z skąpych źródeł. Chociaż ich stan był bardzo nędzny, niemniej jednak cieszyli się rodzajem dzikiej wolności wśród wodnych pustkowi, z której nie byli skłonni rezygnować'.
Jest prawdopodobne, że slodgers pełnili rolę policji lokalnej lub straży sąsiedzkiej – monitorowali, chronili i bronili zasobów na obszarach, które były poza zasięgiem i wzrokiem mieszkańców wioski. W zamian za dostęp do żywności i innych zasobów stali się frontowymi obrońcami dobra wspólnego. Latem niektórzy prawdopodobnie zostawali także 'poganiaczami' – mającymi za zadanie opiekować się bydłem na wspólnych pastwiskach i konfiskować zwierzęta nielegalnie na nich umieszczane.
Fenijczycy potrafili także wykluczać obcych, zarówno ze względu na zarządzanie wspólnymi zasobami, jak i ze strachu. (…) Ten system wsparcia mógłby działać całkiem dobrze, gdy ludzie pozostawali w swoich rodzinnych wioskach, ale w miarę jak w całej Anglii nasilało się wywłaszczanie w wyniku grodzeń, Fens – największa i najbogatsza nizina w kraju – stała się potężnym magnesem dla ponad 10 procent populacji Anglii, która była teraz biedakami. Chociaż korzyści płynące z industrializacji zaczęły być powoli redystrybuowane po 1850 roku, to przed tym okresem wywłaszczenie często skazywało na międzypokoleniowy głód i bezdomność dla byłych commonersów. W tym kontekście nie jest zaskakujące, że tysiące uchodźców przybyło do Fens i chociaż niektórzy znaleźli nowy dom na bagnach, inni byli oczerniani i prześladowani, dopóki nie przenieśli się nie wiadomo dokąd.
Naciski na ziemię i kulturę jej opiekunów w XVIII wieku były realne, ale świadectwem odporności środowiska i jego mieszkańców jest fakt, że Fenijczycy rozkwitli w tym okresie szybkich zmian. To, co wspólne, nie zostało nieuchronnie zniszczone przez rozwój gospodarki kapitalistycznej, ale zapewniało w niej przewagę konkurencyjną. Głównym powodem, dla którego witalność tę gubi się często z pola widzenia, są utrzymujące się nieporozumienia dotyczące tego, czym właściwie jest 'dobro wspólne'? Czym było 'to, co wspólne', którego tak zaciekle bronili Fenijczycy? Czy oznaczało jedynie dostęp do zasobów gospodarczych obfitego bagna?
R.H. Tawney, najbardziej wpływowy historyk społeczny pierwszej połowy XX wieku, zauważył, że dobro wspólne 'opiera się na wspólnym zwyczaju i tradycji, a nie na dokumentach dających się precyzyjnie spisać'. Zwyczajowe prawa i obowiązki były silnie zlokalizowane, a ich starodawne pochodzenie było rzadko indeksowane. Powszechne założenie, że dobro wspólne można utożsamić z prawem dostępu do ziemi i zasobów, skrywa rzeczywistość, majestat i tajemnicę świata pospólstwa. Orzeczenia komisarzy ds. grodzeń i sądów opierały się na zasadzie ustalonej od czasu podboju Normanów, że cała Anglia była własnością monarchy lub tych, którym Korona przyznała prawo własności. Jednak na większości Torfowisk – gdzie zasięg władzy monarchicznej i pańskiej był ograniczony przez wodę i błoto – dawne zwyczaje, bliższe duchowi i praktyce tradycji plemiennej niż współczesnemu prawu własności, przetrwały aż do XVIII wieku.
Zwyczajowy użytek faktycznie miał moc prawną, ale aby ją ustalić, należało wykazać sądowi, że w praktyce istniała nie tylko ciągłość, ale że nie uległa ona także zmianie w czasie. Zwyczaje, które dostosowywały się do zmieniających się warunków środowiskowych i ekonomicznych, w ogóle nie były uważane za zwyczaje, co oznaczało, że żywotność rdzennej kultury można wykorzystać jako pretekst do podważenia legalności prawa dostępu do dóbr wspólnych. Kodyfikacja 'zwyczaju' w równym stopniu, jak jego lekceważenie, zagrażała przetrwaniu dobra wspólnego.
Złożony system 'współuwspólniania' [intercommoning], w ramach którego różne wioski wspólnie opiekowały się terenami podmokłymi, jest dowodem na przednormańskie korzenie dóbr wspólnych w Fens. Jak odkryli komisarze królewscy, którzy w latach pięćdziesiątych XX wieku badali wspólne ziemie Anglii, 'współuwspólnianie kilku wiosek jest starsze niż organizacja dworska, która została narzucona w późniejszym czasie'. Wierzono, że współuwspólnianie można przypisać 'wielkim zwyczajowym pastwiskom', na których 'wspólne prawa nie wymagają definiowania', ponieważ opierają się na 'zwyczajowych praktykach'.
Aby zrozumieć znaczenie tego, co wspólne, ważne jest, aby nie mylić starodawnego i stale rozwijającego się zwyczajowego użycia z określonymi 'zwyczajowymi' prawami. Kolejnym wyzwaniem jest zmierzenie się z różnicą między nowoczesnym a rdzennym sposobem bycia.
Dobro wspólne było w równym stopniu serią przeplatających się i dynamicznych relacji z ludźmi i miejscem, jak i systemem zarządzania gruntami. Ostre rozróżnienie między 'ja', społecznością i ziemią, które jest obecnie zakorzenione w zachodnim umyśle, nie istniało w świecie Fens. Tożsamość tubylcza zakorzeniona w przynależności jest koncepcją trudną do przekazania, ponieważ obecnie przyjmuje się za oczywiste, że jednostka istnieje niezależnie od społeczeństwa i środowiska. Dla kontrastu, kiedy John Manwood próbował zdefiniować to, co wspólne w 1598 roku, położył nacisk na relacje: 'Przyjmuje tu nazwę Common, Communitate, communitie, uczestnictwa lub kumpelstwa, ponieważ najczęściej tam, gdzie ludzie mają wspólne pastwisko do karmienia swoich zwierząt lub bydła, wielu mężczyzn zwykło żywić się tam razem'. W nowszych czasach poezja, taka jak ta napisana przez Johna Clare'a w XIX wieku, być może najbliżej oddaje więzi relacyjne, które charakteryzowały świat, w którym 'mały tłum całego życia / nawiedzający wody, pola i lasy' współdzielił 'przepastne i wspólne niebo przyrody'.
Codzienna egzystencja człowieka z pospólstwa uwikłana była w więzi społeczne nierozerwalnie związane z zamieszkiwaną przez niego kraina. Jak udokumentowała to Nicola Whyte, 'to dzięki praktycznej znajomości krajobrazu, pamięci o przeszłości i ciągłemu fizycznemu doświadczeniu życia i pracy w określonym miejscu ludzie zdefiniowali swoją tożsamość społeczną i ekonomiczną'. Ziemia była 'nie tylko zasobem gospodarczym: była nasycona warstwami znaczeń duchowych, społecznych i kulturowych'.
Nie można sobie tu wyobrazić indywidualnej wolności wyboru we współczesnym tego słowa znaczeniu ('bądź tym, kim chcesz'), ale panują tu wzajemne obowiązki, które definiowały codzienne życie i zapewniały wsparcie w wychowaniu dzieci, starzeniu się, chorobie, niepełnosprawności i śmierci, nadając inny rodzaj wolności – splecionej we współzależności i przynależności.
Dobro wspólne było także podstawą praktyk kulturowych i rytuałów. Zasoby bagien sprzyjały cyklowi pracy, który wzmacniał relacje społeczne i celebrował płodność natury. Działania od zbierania jaj po łowienie ryb odbywały się w grupach, zgodnie z przewidywalnym harmonogramem natury. W czerwcu rozpoczynano zbiór torfu, który trwał aż do października; a koniec czerwca i lipiec to pora wycinania sitowia. Trzcinę ścinano zimą.
Święta religijne naznaczyły kalendarz przyrody. W poniedziałek Trójcy Świętej pospólstwo z Mildenhall wchodziło na torfowisko, by zbierać turzycę i strzechę, podczas gdy wspólny wypas odbywał się tam pomiędzy Świętem Świętego Piotra a Świętem Oczyszczenia Matki Bożej (powszechnie zwanym Gromnicznym). Podobnie jak w innych miejscach, święte dni, które przetrwały reformację, były tymi najściślej związanymi z cyklem praw dostępu do dóbr wspólnych. Nawet uszczuplony kalendarz protestancki nadal wyznaczał otwieranie i zamykanie wspólnych pastwisk poprzez obchody Lammas Day (święto św. Piotra) 1 sierpnia, Michała (święto Archanioła) 29 września i Marcina (święto św. Marcina) 11 listopada.
Obchody dni świętych stanowiły jeden z wymiarów duchowego związku z ziemią. Fenijczycy byli chrześcijanami i zaakceptowali rolę kościoła, ale władza wiejska tej instytucji, zależna od sojuszu z panem i państwem, była ograniczona wolnością zapewnianą przez dobra wspólne. Anonimowy autor osiemnastowiecznego poematu (przedstawiający siebie jako 'pasjonat Fen'), zatytułowanego Zalanie lub życie Fenijczyka, zauważył, że mieszkańcy Fens 'rzadko uciekają się do kościołów parafialnych, chyba że chodzi o ślub, chrzest lub pochówek'. Była to ta sama skarga, którą Samuel Wesley sformułował na wyspie Axholme, gdzie według jego obliczeń na odprawianą przez niego co miesiąc komunię uczęszczało mniej niż 1 procent populacji.
Jest prawdopodobne, że reformacja była częściowo odpowiedzialna za osłabienie więzi między Fenijczykami a kościołem. Wiele odosobnionych społeczności było w średniowieczu obsługiwanych przez kaplice – filie kościoła parafialnego, które w XVI wieku zostały w dużej mierze zamknięte (przekształcając się w ruiny, stodoły lub, w przypadku kaplicy Najświętszej Marii Panny w Walpole Fen, w chatę), gdyż oficjalny ośrodek pobożności skupiał się w wiejskim kościele. Jeśli chodzi o krajobraz sakralny, jeszcze bardziej znacząca była utrata pustelni, przeoratów, wolnostojących krzyży i kapliczek związanych dawniej z przybytkami monastycznymi, świętymi i szlakami pielgrzymkowymi (w tym różnymi ścieżkami prowadzącymi do sanktuarium w Walsingham, z których jedna przebiegała przez King’s Lynn). Zostało dobrze udokumentowane, że triumf protestantów ograniczył i nałożył kontrolę na wyobraźnię religijną, ale być może w odległych regionach, takich jak Fens, także ją wyzwolił. Z pewnością wiele odizolowanych społeczności zostało w dużej mierze pozostawionych samymi sobie, dopóki nonkonformistyczne kaplice nie wypełniły pustki pozostawionej przez apatię kościoła państwowego w XIX wieku.
W XVII i XVIII wieku, kiedy cztery lub pięć parafii często korzystało z usług duszpasterskich i rzadko przyjmowało komunię świętą, kościół anglikański nie starał się zbytnio wpływać na życie duchowe Fenijczyków. To zaniedbanie rozgniewało Arthura Younga, dla którego 'ulepszenie' dotyczyło w równym stopniu poprawy moralności, co produkcji rolnej. Twierdził, że 'dobrobyt narodowy zależy od pracowitości zwykłych ludzi; przemysł spoczywa na dobrych obyczajach; a dobre obyczaje wśród biednych można pielęgnować jedynie dzięki głoszeniu im Ewangelii'. Young martwił się, że bez nauk religijnych i szanowania sabatu ludzie zostaną uznani za 'dzikusów'. 'Nie znam nic', podsumował w sposób pamiętny (zanim zmienił zdanie, będąc świadkiem ubóstwa, jakie rozprzestrzeniło się po grodzeniu), 'co mogłoby lepiej równać się z zapełnieniem kraju barbarzyńcami gotowymi na wszelkie szkody, niż rozległe dobra wspólne i nabożeństwa odprawiane tylko raz w miesiącu'.
Jak sugerują to prośby Younga skierowane do elity, atak na to, co wspólne, był częściowo usprawiedliwiony atakiem na zwykłe 'zabobony'. Celem cywilizacyjnej misji grodzeń były 'czarownice': uzdrowicielki, zielarki i przewodniczki duchowe, których autorytet zakorzeniony był w tradycjach odzwierciedlających współistnienie idei chrześcijańskich i przedchrześcijańskich. Szczególnie wysoko ceniono jako uzdrowicielki kobiety romskie. Dla zwykłych ludzi nie było napięcia między chrześcijaństwem a starszymi sposobami rozumienia świata fizycznego i duchowego. Istniało ono dla dualistycznych duchownych poreformacyjnych, dla których wiara w objawienia takie jak Will O’Wisps (tajemnicze światła, które mogły mieć swój początek w samozapłonach gazu bagiennego) i inne mistyczne zjawiska była po prostu pogańskimi przesądami.
Fenijczycy mieli swoje własne mityczne postacie, które uzupełniały bogatą mitologię lokalnych świętych celtyckich. W powieści Rękopis czerwonej skrzynki bohater Frank Vavasour ukrywa się w 'Ermitażu Lindholme'. Jest to nawiązanie do 'Billy’ego Linduma', pustelnika, który podobno mieszkał na małej wyspie Hatfield Moor i który stał się bohaterem wielu lokalnych opowieści.
Kolejną znaną postacią był Tom Hickathrift, zabójca gigantów, który bronił ziem fenijskich. W książce Johna Weevera Ancient Funeral Monuments (1631) stwierdza się, że początki legendy Hickathrifta sięgają czasów, gdy wybuchł konflikt między miejscową ludnością a tymi, którzy chcieli ogrodzić 1200 akrów pastwisk znanych jako 'The Smeeth' – dóbr wspólnych dla siedmiu wiosek. Zadaniem Toma było przewożenie piwa dla browaru King’s Lynn, a to wymagało od niego przejechania wózkiem przez sporny teren. Widząc, że miejscowi są 'osłabieni i gotowi do ucieczki', Tom 'rzucił się na przeciwników dóbr wspólnych i zachęcał swoich sąsiadów, aby szli naprzód i mężnie walczyli w obronie swoich wolności'.
(…) Opowiadanie historii mogła ułatwiać moc maku lekarskiego. Suszona pozostałość uzyskana z soku z kwiatów była żuta, a główki pijano z herbatą, aby złagodzić malarię i poprawić samopoczucie. Robiono tak na wieki, zanim ekspansja imperialna spowodowała import dużych ilości narkotyku do Anglii z Indii, kiedy w Londynie i miastach portowych otwarto osławione meliny. W XIX wieku, choć kępy białych maków pozostały w ogrodach Fenland do użytku osobistego, ten zagraniczny produkt był już sprzedawany i nadużywany w sposób obcy tradycyjnemu życiu. W 1846 roku Lincoln Mercury ostrzegł, że 'praktyka zażywania opium, laudanum, eteru i morfiny wzmogła się i wzrasta wśród populacji torfowisk Cambridgeshire i Lincolnshire w zastraszającym stopniu'. W latach sześćdziesiątych XIX wieku pisarz-podróżnik Walter White zanotował, że 'jedno jest pewne, na torfowiskach przeważa spożywanie opium w celach leczniczych', a 'żucie opium stało się tu zarówno nawykiem, jak i koniecznością'. (…) Jeszcze w latach 70. starsza kobieta z Isleham niedaleko Ely wspominała, że jako dziecko pracowała na polach z kobietami, które 'nosiły swoje dzieci na plecach i dawały im odrobinę laudanum na cukrze, żeby mogły zasnąć'. Myślała, że 'większość kobiet tak robi – zwłaszcza gdy były zajęte, bo pracowały dla pana, więc ich dzieci trzeba było wtedy trzymać w spokoju. Czasami dawały im za dużo'. Chociaż uzależniające właściwości opium nie były w pełni zrozumiałe, niewłaściwe używanie tego narkotyku było przykładem zjawiska, jakiego doświadczało wiele rdzennych kultur, gdy tradycyjna substancja odmieniająca umysł, dawniej kontrolowana przez zwyczaj, została utowarowiona w gospodarce rynkowej.
(…) Dobro wspólne było także miejscem zabawy. Chociaż granica między czasem wolnym a pracą nie była wyraźna, Fenijczycy rzeczywiście gromadzili się tam, aby świętować w wolne dni. Najbardziej znane z nich dotyczyły gier w piłkę nożną Fen, które powszechnie nazywano camping. W Anglii istniało wiele różnych odmian piłki nożnej, zanim ujednolicono zasady, ale biorąc pod uwagę, że prekursorem współczesnej gry była ta skodyfikowana na Uniwersytecie w Cambridge, prawdopodobne jest, że fenijski futbol odegrał ważną rolę w początkach gry, jaką znamy dzisiaj. (…) Spotkania na igrzyskach i festiwalach ułatwiał fakt, że ojczyzna Fenijczyków była, jak na standardy przedindustrialne, terenem łatwym do przemierzania. Woda nie była przeszkodą w komunikacji, ale ułatwiała poruszanie się, gdy znało się ukryte punkty orientacyjne.
(…) Skuteczna obrona tak dużej części tego, co wspólne, sprawiła, że w 1700 roku Fens były nie tylko ostatnim dużym 'nieokiełznanym' regionem nizinnej Anglii w sensie ekologicznym, ale także ludzkim. Fenijczycy stanowili największą grupę Anglików, która wciąż znajdowała się poza skuteczną kontrolą państwa, kościoła, właścicieli ziemskich i pracodawców. James C. Scott argumentuje, że przejście do polegania wyłącznie na rolnictwie 'oznaczało zmniejszenie uważności naszego gatunku i praktycznej wiedzy o świecie przyrody, zubożenie diety, zawężenie przestrzeni i być może także skurczenie się rozległości życia rytualnego'. Kiedy porównamy życie kulturalne Fenijczyków na ich terenach podmokłych z codzienną harówką robotników rolnych w krajobrazie, który je zastępował, obserwacje Scotta ukazują prawdę.
Fenijczycy, podobnie jak większość rdzennych kultur, pozostawili po sobie niewiele pisemnych wzmianek. Oznacza to, że najlepszą miarą ich powiązania ze społecznością i krainą pozostaje głębia odporności na drenaż i grodzenie. Przed rokiem 1750 pokonanie tysięcy rdzennych mieszkańców walczących w obronie swojej ojczyzny okazało się zadaniem prawie niemożliwym. Jednak pod koniec XVIII wieku równowaga sił uległa zmianie z powodu rosnącej potęgi coraz bardziej zmilitaryzowanego i scentralizowanego państwa.
W XVIII wieku nowy naród Wielkiej Brytanii rozszerzył swój zasięg geograficzny, osiągając skuteczną kontrolę nad szkockimi wyżynami Highlands i Irlandią, a także rozszerzając swoje królestwa w Ameryce Północnej, Indiach i na Karaibach. Ekspansja imperium następowała równolegle z rozszerzaniem władzy państwowej w samej Anglii. Rzeczywiście, Nowa Anglia została skolonizowana przed bagnami przylegającymi do portu Fens w Bostonie, skąd wyruszyli Ojcowie Pielgrzymi.
Władza, jaką dysponował rząd w zakresie narzucania swojej woli wewnętrznie i zewnętrznie, została zwiększona w wyniku rozwoju stałej armii od 1660 r. oraz zakresu nowych praw uchwalonych na początku XVIII wieku. Najsłynniejsze z nich, tzw. Black Act, przewidywało szeroki zakres kar, w tym karę śmierci, za ponad 50 elastycznie zdefiniowanych przestępstw. Chociaż katalizatorem legislacji było kłusownictwo dokonywane przez mężczyzn o poczerniałych twarzach, uznawanych za jakobitów, projekt ustawy był skierowany w stronę wszystkich osób zaangażowanych w protesty mające wpływ na własność prywatną i przywileje polityczne. Fakt, że za tak wiele przestępstw (w tym podpalenie – tradycyjną formę protestu stanowiąca ostatnią deskę ratunku) można było obecnie przeprowadzać egzekucje lub zsyłki zamorskie, miał odstraszyć tych, którzy mogliby ulec pokusie walki z biedą i wywłaszczeniem.
Nowe prawa, profesjonalna armia, skonsolidowana władza wewnętrzna i bardziej wyrafinowane instytucje państwowe sprawiły, że po 1760 roku pospólstwo stanęło przed coraz potężniejszym rządem centralnym, zdeterminowanym, aby wygrać walkę o torfowiska.
Atak na Fenijczyków był częścią niezwykłego, unikalnego w Europie wysiłku narodowego, mającego na celu dekretowe wygrodzenie wspólnotowych ziem. W latach 1750–1820 21 procent Anglii, czyli 6,8 miliona akrów, zostało objęte ustawami parlamentu. Tylko między 1760 a 1800 rokiem pojawiło się 1800 projektów ustaw dotyczących grodzeń, z których dziesiątki dotyczyły torfowisk. Jednak te prawa niewiele by znaczyły, gdyby nie możliwość ich wdrożenia. Kluczowa dla 'sukcesu' legislacji była zdolność ośmielonego rządu centralnego do ugruntowania swojej woli za pomocą kar, odwetu i siły.
(…) Nie jest jasne, czy grodzenie zwiększyło całkowitą produkcję gospodarczą, ale nie ma wątpliwości, że zwiększyło jej część trafiającą do dużych właścicieli ziemskich. Była połowa czerwca 1773 roku, pięć lat po rozpoczęciu zbrojnego protestu, zanim na torfowiskach Lincolnshire opór przed drenażem i ogradzaniem znacznie się zmniejszył. Do tego czasu krajobraz uległ radykalnej przemianie. Surowe, błotniste pola pełne zgniłej, rozkładającej się materii zastąpiły niegdyś obfite bagna. Widok ten musiał wywoływać powszechną rozpacz i sprawić, że dalszy opór wydawał się daremny. (…) Długa wojna z Francuzami i wynikająca z niej obawa przed niedoborami żywności sprawiły, że projekty ustaw o grodzenie prawie wszystkich pozostałych torfowisk wspólnych przeszły w tym okresie przez parlament praktycznie bez debaty.
(…) Jak przeżyli to wywłaszczeni Fenijczycy? Niektórzy znaleźli stałą pracę w grodzonych gospodarstwach, gdzie zależność od pracy najemnej oznaczała nowy poziom podporządkowania. Generalnie jednak mieszkańcy wsi nie podejmowali pracy na stałe, ale sezonowo, zawodnie i prekarnie. Wiele z tych zajęć na początku i w połowie XIX wieku było wykonywanych przez wędrowne gangi. (...) Inni wywodzący się z pospólstwa zmuszeni byli przenieść się do miast, gdzie czekała na nich praca w fabrykach, portach i nowych gałęziach przemysłu, lub próbowali przetrwać, najlepiej jak tylko mogli na ulicach. Niektórzy sami zostawali kolonizatorami w odległych częściach rosnącego imperium. Inni trafili na ulice, aby dołączyć do rosnącej grupy włóczęgów przemierzających w tym czasie Anglię – ich życie utrudniły nowe przepisy dotyczące włóczęgostwa, które uznawały żebranie za nielegalne, a bezdomność za przestępstwo.
(…) Ustawa o oświacie z 1870 r., która wprowadziła obowiązek szkolny, a także nową kontrolę prawną nad gangami rolniczymi i ograniczyła konkurencję o pracę w związku z migracją do obszarów miejskich, rzeczywiście doprowadziła do wykształcenia się większego odsetka mężczyzn zatrudnionych na stałe w gospodarstwach rolnych w ostatnich dekadach XIX wieku. Inne zdobycze, w tym dostępność działek i zaskakujące odrodzenie się bagien (…), również pomogły przywrócić pewien stopień stabilności społecznej i bezpieczeństwa gospodarczego po traumie wywłaszczenia. Dostęp do dzikiej żywności również w dalszym ciągu łagodził ubóstwo w Fens, zwłaszcza późną zimą, kiedy brakowało płatnej pracy.
(…) Zbiór pokłosia [gleaning], który pozostało domeną kobiet, był nadal szeroko praktykowany. Na początku XX wieku kobiety z Isleham nadal spacerowały ze swoimi dziećmi wiele kilometrów, aby zebrać ziarno pozostałe po żniwach, nosząc tobołki do domu na swych głowach. Nic dziwnego, że przetrwały także niektóre starsze zwyczaje charytatywne. 21 grudnia wdowy z torfowisk Cambridgeshire poprosiły o 'zasiłek' – czyli podarek w postaci żywności lub pieniędzy.
A dla tych, którzy byli całkowicie pozbawieni środków do życia, nadal istniała słabo rozwinięta pomoc. Zależność od 'parafii' wymagała udowodnienia, że zasługuje się na pomoc szanowanych członków społeczności, którzy kontrolowali dystrybucję datków. Mogło to zapewniać spersonalizowaną opiekę; mogła również oznaczać rygorystyczny osąd i przytułek. Niewielu ubolewało nad upadkiem systemu, kiedy reformy państwa opiekuńczego z lat czterdziestych XX wieku ostatecznie sprawiły, że starodawne prawa dotyczące biednych stały się zbędne.
Podbój Torfowisk nie polegał tylko na nowych prawach, orzeczaniach sądów i silnej armii. Integralną częścią zwycięstwa nad Fenijczykami była kampania propagandowa mająca na celu przełamanie poparcia dla pospólstwa wśród członków parlamentu i innych prominentnych obywateli.
Elementy kampanii PR-owej oczerniającej Fens i Fenijczyków pozostały niezmienione przez wieki. Opierały się one na odwiecznych uprzedzeniach wobec terenów podmokłych, które miały podstawy mityczne – w folklorze pełno jest opowieści o bohaterach i świętych wyruszających, by walczyć z gigantami i demonami czającymi się w mętnych wodach. Beowulf walczył z potworami, które nawiedzały bagna; Św. Guthlac stawił czoła demonom żyjącym na bagnach; a król Lear przywołał brzydotę 'mgieł wysysanych z torfowisk', aby 'zainfekować' piękno swojej córki.
Ale w czasie, gdy bogactwa terenów podmokłych stanowiły podstawę bogactwa mieszkańców klasztorów, płodność Fenland była też celebrowana. Dopiero po rozpoczęciu osuszania i grodzenia Fens bagna były przedstawiane jako miejsce ubóstwa i chorób. (…) W takim 'niezdrowym' środowisku rodziły się niemal dzikusy. (…) Jeden z obrońców melioracji napisał, że Fenijczyków można 'słusznie nazwać wielkim profanicznym motłochem [vulgus] torfowisk'. (…) W toku poreformacyjnych grodzeń pisma apologetów drenażu przenikała pobożność kalwińska, łącząca rekultywację z reformacją, gdyż zarówno torfowisko, jak i jego mieszkańców postrzegano jko potrzebujących cywilizowanego odkupienia. (…) Z kalwińskiego punktu widzenia obraźliwe było to, że 'żebracy i osoby bezczynne' mogły pozyskiwać z ziemi artykuły niezbędne do życia bez przestrzegania zdyscyplinowanego harmonogramu codziennej pracy. Zwolennicy osuszania argumentowali, że 'ci, którzy żyją na terenach Fens, prowadzą leniwe i bezużyteczne życie wokół wspólnego bogactwa, nie zajmując się handlem ani przemysłem'. Ludność Torfowisk została przedstawiona w taki sam sposób, jak rdzenni mieszkańcy broniący swoich domów na całym świecie – jako bezczynne istoty, które utraciły moralne prawo do posiadania swojego kraju, ponieważ nie uprawiały go tak, jak nakazał to Bóg.
(…) Swobodny dostęp do bogactw natury miał zachęcać myśliwych i zbieraczy do pogaństwa i dzikości. Fenijczycy podzielili los Gaelów, australijskich Aborygenów, rdzennych Amerykanów i Khoisi – przejście do uporządkowanego i cywilizowanego życia rolniczego uznano za niezbędny fundament ich chrześcijańskiego zbawienia. Taka ideologia oznaczała, że mógł istnieć swoisty idealizm nieodłącznie związany z projektem imperialnym. Dla niektórych zdobywców bagien była to praca, do podjęcia której powołał ich Bóg – misja ludzkiego zbawienia oparta na ujarzmieniu świata przyrody.
(…) W miarę nasilania się nacisków na grodzenie parlamentarne, język uzasadniający wywłaszczenie stawał się coraz bardziej skojarzony z językiem interesu narodowego. Choć ideologia ta zyskiwała na znaczeniu od czasów elżbietańskich, to teraz została przesycona inspirowaną oświeceniem wiarą w konieczność zaprowadzenia porządku na 'nieużytkach' i 'prymitywnych' ludziach. Takie argumenty zyskały dodatkową wagę podczas 25 lat niemal nieprzerwanej wojny z Francuzami w latach 1790–1815. (…) Ideologia 'ulepszania' nie polegała tylko na zwiększaniu produkcji gospodarczej. Ponad sto lat temu w The Village Labourer J.L. i Barbara Hammond zauważyli, że ideologia 'ulepszania' stanowił wieloaspektowy atak sposób życia commonersów. Chodziło o zmianę społeczeństwa w równym stopniu, jak i gospodarki.
(...) Ponieważ apologeci grodzeń w dużej mierze kontrolowali to, co zostało zarejestrowane i udokumentowane, ich negatywny pogląd na produktywność terenów podmokłych i ich ludność był od tego czasu szeroko powielany przez komentatorów i historyków. W The Gazetteer and Directory of the County of Huntingdon (1854) ocalałe pospólstwo opisano jako 'relikty brudnej rasy' – równie dzikiej i bezproduktywnej jak samo dobro wspólne. Macaulay w swojej Historii Anglii żywo przedstawił 'rozległe i opuszczone torfowiska' jako 'ponury region porośnięty przez ogromne stada dzikiego ptactwa' i 'półdziką populację'.
Wiązanie drenażu z 'postępem' to historia opowiadana przez zwycięzców walki o Torfowiska. Jednak założenie, że grodzeniem są warunkiem koniecznym dla ostatecznie korzystnego wzrostu produkcji rolnej, pozostaje powszechne do dziś. Jest to zaskakujące, biorąc pod uwagę, że wciąż niewiele jest dowodów empirycznych na twierdzenie, że grodzenie zwiększa produkcję gospodarczą. Minęło ponad 60 lat, odkąd zawzięte badania Joan Thirsk ostatecznie obaliły propagandę apologetów melioracji, jakoby nieodwodnione torfowiska były bezproduktywnym odpadem zajmowanym przez nieproduktywnych ludzi. Inni, jak J.M. Neeson, poszli dalej i kwestionowali, dlaczego wyższa produkcja rolna w ogóle powinna być główną miarą 'postępu'=: „Być może posiadanie >>tyle, ile trzeba<< było niewyobrażalne dla ludzi, którzy pisali o plonach, rentach, ulepszeniach, produktywności, wzroście gospodarczym, i gromadzeniu zawsze więcej, ponieważ było to niezrozumiałe dla historyków XX wieku żyjących w stale rosnących gospodarkach rynkowych'.
To, czy proces grodzenie był korzystny ekonomicznie, stanowi powód do uzasadnionej debaty. Jasne jest, że płodność nieogrodzonych torfowisk, podobnie jak i charakter Fenijczyków, zostały oczernione, aby sprzyjać partykularnym interesom. Nie ma również wątpliwości, że tradycyjna kultura znacznie lepiej opiekowała się biednymi.
(…) Już w drugiej połowie XIX w. w kronikach Torfowisk pojawiła się pewna doza sympatii dla podbitego ludu. Wraz z przemianą ziemi i jej mieszkańców objawiło się pewne uznanie dla tego, co zostało utracone - funkcjonowało ono jako podnoszące na duchu pocieszenie towarzyszące założeniu o nieuchronności zmian. WH. Wheeler zapytywał: 'Czemu Fenijczycy mieliby przejmować się zatapianiem ich ziem? Czyż woda nie przynosiła im ryb, a ryby nie przyciągały dzikiego ptactwa, które można było łapać i odstrzeliwać?' Niezależnie od tego, jakkolwiek 'było to ważne z narodowego punktu widzenia', Wheeler mógł przyznać, że drenaż 'w oczach Slodgerów nie był w ogóle atrakcyjnym przedsięwzięciem'. Podobnie jak w przypadku wrażliwych obserwatorów losu australijskich Aborygenów i rdzennych Amerykanów, należało spodziewać się oporu tubylców i ubolewać nad zniszczeniem ich sposobu życia, ale 'historia', 'postęp' i 'opatrzność' pozwalały wyrażać lamenty tylko w ramach ogólnego świętowania podboju.
(...) Można było krytykować postęp i żałować utraty starych sposobów życia, ale lament ten nadal funkcjonował w ramach dominującej narracji o nieuchronności trwającego procesu. Dziwnym paradoksem to nie ci, którzy pisali pochwały dla piękna utraconych krajobrazów, mieli ocalić rozproszone bagna, które wciąż przetrwały na Torfowiskach - w tej roli miał wystąpić uparty, wolnorynkowy reformator gospodarczy, którego triumfalna ideologia tworzyła nowoczesny świat. Wraz z osuszeniem Whittlesey Mere wydawało się, że walka o Fens dobiegła końca. Niewielkie obszary pozostałości bagiennych zostały szybko odzyskane przez odrodzoną maszynę parową, której moc zdawała się nie mieć granic. Jak wytłumaczyć więc fakt, że w latach 1870–1939 faktycznie powiększył się obszar terenów podmokłych na Torfowiskach?
Aby zrozumieć ten paradoks, należy najpierw rozważyć bardziej podstawowe założenie, na którym się on opiera: im skuteczniejszy był jakikolwiek system odwadniania torfowisk, tym bardziej zwiększał on problem do rozwiązania. Główną przyczyną było to, że torf rozkłada się pod wpływem powietrza, co oznacza, że z czasem osuszone tereny obniżają się. Dalsza utrata torfu w wyniku kompresji, erozja gołej gleby (którą zaczęto nazywać 'wydmuchiwaniem torfowisk'), usuwanie się gleby spod roślin okopowych oraz celowe lub przypadkowe spalanie suchego torfu pogłębiły osiadanie. Ponieważ tereny podmokłe znajdowały się tylko nieznacznie powyżej poziomu morza, ich osuszanie było zawsze w toku i wymagało coraz silniejszych pomp, aby utrzymać status quo. W miarę zapadania się lądu nie tylko ruch wody uległ spowolnieniu, ale także osadzał się wyższy poziom osadów, co jeszcze bardziej utrudniało uwalnianie wody do morza. Rzeki Fenland, które nigdy nie znalazły łatwej drogi do silnie pływowych i bogatych w osady koryt, wymagały ciągłego pogłębiania, aby w ogóle mogły płynąć. Co więcej, w miarę jak cieki wodne znajdowały się coraz wyżej nad przyległym terenem, nacisk na ich sztuczne brzegi wzrastał, a w przypadku ich załamania - zwiększało się ryzyko powodzi.
(…) W XVIII wieku duże obszary osuszonych terenów również musiały być okresowo zalewane, aby umożliwić rekultywację gleby. Torf powstający z gnijącej materii roślinnej szybko się gromadzi, gdy roślinność jest zalewana, dlatego na torfowiskach powszechnie stosuje się system rotacji. Pod koniec stulecia powszechną praktyką było, że tylko jedna trzecia gospodarstwa była uprawiana jednocześnie, a reszta była sezonowo zalewana.
(…) Choć nawet cała siła rewolucji przemysłowej nie była w stanie zmienić sprzeczności tkwiącej w melioracji torfowisk – im więcej wody pobierano, tym szybciej osiadał grunt – to skutki tego przezwyciężano stosując coraz potężniejsze pompy: parowe, spalinowe i ostatecznie elektryczne.
Odwlekanie problemu na później nie jest jednak tym samym, co rozwiązanie problemu. Prawda ta wyszła na jaw, gdy w latach siedemdziesiątych XIX wieku ceny produktów rolnych załamały się, sprawiając, że ekonomia coraz intensywniejszego odwadniania stała się projektem coraz bardziej marginalnym. Cena zboża spadła ze względu na niskie koszty produkcji w Ameryce Północnej i dostępność taniego transportu parowego, którym można było dostarczyć je na rynek.
(…) Kolejna korzyść z recesji w rolnictwie dla przetrwania kultury Fens wynikała z faktu, że tania importowana żywność nie zagrażała drobnym gospodarstwom rolnym. Chociaż zboża można było tanio transportować z zagranicy, nie dotyczyło to większości warzyw i owoców, które nadal należało uprawiać bliżej miejsca spożycia. Żyzne gleby Torfowisk umożliwiły drobnym rolnikom szybkie przejście ze zboża i znalezienie dochodowej niszy, w której można było sprzedać szeroką gamę produktów miejskim konsumentom, korzystającym z taniego chleba i wyższych zarobków.
(…) Pod koniec XIX wieku odrodziła się także idea dobra wspólnego. (…) Priorytetem obrońców dobra wspólnego końca XIX wieku była raczej ochrona otwartej przestrzeni i naturalnego piękna niż sposobu życia pospólstwa. Pojawiły się jednak pewne obawy dotyczące tradycyjnych drobnych rolników i korzyści dla wywłaszczonych w zakresie poprawy publicznego dostępu do obszarów wiejskich.
(…) Ustępstwa te wskazywały na fakt, że na poziomie lokalnym pamięć o stracie pozostaje potężną siłą napędową dla zmian. Marks uważał, że 'pamięć o związku między robotnikiem rolnym a własnością komunalną zanikła' w XIX wieku, ale dowody wskazują na coś innego. Pospólstwo z Chippenham odzyskało swoje torfowiska w pobliżu Soham w latach trzydziestych XIX wieku, ponad pokolenie po grodzeniu parlamentarnym i 200 lat po tym, jak ich przodkowie po raz pierwszy oparli się osuszaniu. Na wyspie Axholme świadomość dziejowa odegrała główną rolę w ochronie pozostałych otwartych pól. Jeszcze w XX wieku rozpowszechnienie się kłusownictwa na torfowiskach opierało się na wspominaniu aktu większej kradzieży, która wywołała te występki.
E.P. Thompson udokumentował to, jak w XIX wieku 'przypływ żali na obszarach wiejskich zawsze powracał w związku z dostępem do ziemi'. J.M. Neeson pokazała, jak 'poczucie straty, poczucie rabunku', które przetrwało 'jako gorzki spadek wiejskiej biedoty', nadal było uchwycone w wiejskiej poezji.
(…) Siła pamięci uwidaczniała się zapewne także w tęsknocie imperialnego osadnika za ziemią. Miliony potomków wywłaszczonego pospólstwa, które wybrały trudne życie na odludziu Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii i Nowej Zelandii, zdawały się kierować potrzebą, której nie można wytłumaczyć samym racjonalnie pojętym interesem własnym. Nawet wyzwolnieni skazańcy z Ziemi Van Diemena, z których wielu to mieszkańcy miast bez bezpośredniego doświadczenia w rolnictwie lub łowiectwie, 'udali się do buszu' w okrytej złą sławą wyspiarskiej kolonii, aby znaleźć wolność od imperialnych sędziów i władców. W miarę jak wywłaszczeni stawali się wywłaszczycielami, tragiczne międzypokoleniowe skutki angielskiego grodzenia rozciągały się na cały świat.
(…) Pomimo technologii i siły politycznej osuszaczy oraz pozornego niekończącego się marszu nowoczesnego świata na przód, do przedednia drugiej wojny światowej przetrwało więcej terenów podmokłych niż w 1870 r. Dalszy dostęp do nieodwodnionych terenów oznaczał że wielu Fenijczyków było w stanie przetrwać atak rewolucji przemysłowej, dostosować się do możliwości, jakie stwarza gospodarka rynkowa i zachować istotne elementy swojej kultury. Ludność i ziemia były tak odporne, że niewielu mogło przewidzieć, jak szybko wymagania wojny totalnej odmienią krainę Fens i przeobrażą stary sposób życia, który się tam uchował.
(…) Ostatni rozdział wielowiekowej walki pomiędzy tymi, którzy utrzymywali sposób życia związany z torfowiskiem a ludźmi, którzy we współpracy z państwem dążyli do jego prywatyzacji i osuszenia, (…) rozegrał się w starciu pomiędzy nowym typem świadomości ekologicznej i potwierdzeniem prymatu ciągłego rozwoju gospodarczego. Z tej walki idei i interesów osusacze wyszli zwycięsko. Wszelkim nadziejom, że drenaż wojenny [podczas drugiej wojny światowej] będzie zjawiskiem przejściowym, położyły kres wyzwania wynikające z powojennej polityki oszczędnościowej, nowego zdefiniowania rozszerzonej roli państwa i konieczności reagowania na niszczycielskie powodzie 1947 i 1953 roku. Po tym, jak w tej ostatniej powodzi zginęło ponad 300 osób, wdrożono masowe projekty finansowane przez rząd, aby zagwarantować bezpieczeństwo regionu.
Koszty tych projektów nigdy nie miały być współmierne do produkcji rolnej trwale osuszonych gruntów. Kalkulacja ta uległa jednak zmianie po wejściu Wielkiej Brytanii do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, kiedy rolnicy zaczęli otrzymywać mocno subsydiowane ceny swoich produktów. W latach 70. i 80. XX w. gwałtownie wzrosły inwestycje w gospodarstwa torfowiskowe, co spowodowało wysuszenie nawet małych skrawków bagien, które zdołały przetrwać wielkie projekty inżynieryjne.
Końcowym rezultatem powojennych prac melioracyjnych, zdecydowanie najbardziej kapitałochłonnych w historii torfowisk, jest to, że ponad 99,9% pierwotnych terenów podmokłych zostało obecnie osuszonych. Krajobraz został między rokiem 1950 a 2000 r. został tak kompleksowo przeobrażony, jak w żadnym analogicznym okresie w historii.
Jednak w obecnym tysiącleciu istnieją oznaki, że trwale wysuszony krajobraz może okazać się równie tymczasowy, jak te, które go poprzedzały.
Pomimo szybkiego postępu w zakresie możliwości technologicznych i wiedzy naukowej, sprzeczność nieodłącznie związana ze wszystkimi programami odwadniania torfowisk – 'im skuteczniejsze rozwiązanie problemu odwadniania, tym większy staje się ów problem' – pozostaje nie do rozwiązania. Sukces, z jakim przez ostatnie 60 lat utrzymywano suchość gleby, jedynie przyspieszył utratę i osiadanie torfu. Żyzność gleby, a co za tym idzie i rentowność gospodarstw, zmniejszają się wraz ze wzrostem kosztów pompowania wody ze względu na rosnące ceny energii. Obecnie nierzadko zdarza się, że pole znajduje się sześć lub dziesięć stóp poniżej rzek płynących pomiędzy coraz wyższymi wałami przeciwpowodziowymi górującymi nad nim. Zmniejszone dotacje dla rolnictwa (których istnienie jest niepewne w związku z wystąpieniem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej) i mniejsza skłonność rządu centralnego do angażowania się w wydatki na infrastrukturę publiczną oznaczają, że utrzymanie suchości całego regionu w dłuższej perspektywie nie będzie trwałe. Prawdopodobieństwo, że część gruntów rolnych powróci do bagien, zwiększa fakt, że w wielu powiatach spadła liczba ludności z powodu kapitałochłonnego rolnictwa i wzrostu liczby samochodów.
Istnieją również znaczne niepewności co do zmian klimatycznych. Nawet przy konserwatywnych scenariuszach prognostycznych wzrost poziomu morza prawdopodobnie doprowadzi do sezonowego lub stałego zalania większości torfowisk, przeciwko którym nie powstaną umocnienia o zaporowych rozmiarach i kosztach. Jak na ironię, innym długoterminowym problemem wynikającym ze zmieniającego się klimatu jest niedobór świeżej wody do użytku w gospodarstwach rolnych, przedsiębiorstwach i gospodarstwach domowych. Ta niepewność, co do przyszłości będzie miała wpływ na wybory inwestycyjne i zdolność rolników do pozyskiwania kapitału, aby poradzić sobie z podnoszącym się poziomem wód. Ostatecznie nie może być wątpliwości, że globalne ocieplenie prawdopodobnie doprowadzi do tego, że duże obszary obecnie uprawianych ziem staną się na powrót terenami podmokłymi.
Ponieważ obecna fala zmian środowiskowych ma miejsce w tym samym czasie, co przyrost świadomości ekologicznej, nie jest zaskakujące, że wiele osób aktywnie wyobraża sobie inną przyszłość torfowisk. Twardo myślący ekonomiści, racjonalni planiści, zatroskani zarządcy gruntów i rolnicy połączyli siły z działaczami na rzecz ochrony przyrody i zapaloną lokalną ludnością, aby przywrócić tereny podmokłe i odtworzyć tradycyjne zarządzanie gruntami. Przyszłość wypracowywana w rezerwatach i strefach zarządzania przeciwpowodziowego, takich jak Welney Wetland Centre, Ouse Washes, Wicken Fen i Hatfield Moors, obejmuje zarządzanie środowiskiem poprzez okresowe zalewanie, sezonowy wypas (który tworzy odpowiednią wysokość trawy dla wielu gatunków lęgowych i zimujących ptaków) oraz wycinanie turzyc i trzciny. Celem nowej ochrony jest to, co Fenijczycy osiągali przez wieki – życie z wodami, a nie walka z nimi. W Fens nawet najbardziej zagorzały miłośnik przyrody zrozumie, że kraj ten zawsze był krajobrazem zarządzanym przez człowieka. Przywrócenie bogactwa naturalnego Torfowisk nie oznacza zaprzestania działalności rolniczej, ale aktywne gospodarowanie ziemią poprzez wykorzystanie wiedzy naukowej i tradycyjnej.
Najbardziej znaczącą próbą przywrócenia kultury i przyrody jest projekt Great Fen. Na obszarze około czternastu mil kwadratowych obejmującym i otaczającym stare Whittlesey Mere wiele grup współpracuje nad przywróceniem zaginionego torfowiska. Tworzone są różne krajobrazy – podmokła łąka, trzcinowiska, otwarta woda, sucha łąka i las. Chociaż przywrócenie samego Mere nie jest możliwe ze względu na osiadanie otaczających go torfowisk, inne obszary otwartych wód i bagien połączą rozdrobnione istniejące rezerwaty.
Pomimo wszystkich oznak odporności naturalnej i kulturowej, strata pozostaje stratą. Projekt Great Fen nie będzie w stanie odtworzyć pełnej świetności dawnych terenów podmokłych. Nawet najbardziej wyrafinowany przełom naukowy nie przywróci motyli paziowatych ani pełnej różnorodności innych gatunków zamieszkujących ten region. Nie da się też odtworzyć bogatej kultury i lokalnych praktyk gospodarowania gruntami Fenijczyków poprzez wiedzę nagromadzoną na podstawie fragmentarycznej pamięci, zdjęć, pism, zapisów i wykopalisk archeologicznych.
Jednak rdzenni mieszkańcy dawnych królestw imperialnych pokazali, że skonfrontowanie się ze stratą może być podstawą do utrzymania trwałego związku z ziemią w oparciu o mądrość przodków, wiedzę naukową i potrzeby współczesności. Działacze, mieszkańcy wsi, rolnicy i mieszkańcy miast, którzy pracują nad nowym podejściem do zarządzania gruntami na potrzeby torfowisk XXI wieku, są spadkobiercami stuleci zmagań o ochronę ziemi i jej mieszkańców.
Renaturyzacja, rekultywacja, siły naturalne i zmiany klimatyczne z pewnością doprowadzą do zwiększenia obszarów terenów podmokłych w XXI wieku. Ale co to oznacza dla dóbr wspólnych? Czy jest możliwe, że odrodzi się także ten tradycyjny sposób odnoszenia się do ziemi?
Komisja Królewska, która w latach pięćdziesiątych XX wieku badała wspólne ziemie Anglii i Walii, udokumentowała w przypadku Fens ich niemal całkowite zniknięcie. Region, który dawniej miał jeden z najwyższych obszarów gruntów wspólnych, teraz wykazywał jeden z najniższych.
(…) W XXI wieku ponownie wzrosło zainteresowanie nie tylko ratowaniem tego, co pozostało ze starych dóbr wspólnych, ale także tworzeniem nowych. Jeszcze w 1968 roku ekolog Garrett Hardin założył, że dobro wspólne nieuchronnie ulegnie nadmiernej eksploatacji, ponieważ w interesie każdego obywatela leży dostęp do jego zasobów w maksymalnym możliwym zakresie. Skoro 'racjonalne' jest zwiększanie majątku osobistego bez względu na szerszą społeczność, jak można nie splądrować wspólnego zasobu?
Problem z hipotezą 'tragedii wspólnego pastwiska' polega na tym, że historia Torfowisk (i niezliczonych innych obszarów wspólnych) pokazuje, że była to dobrze zarządzana kraina, która przez tysiące lat zapewniała zrównoważone zasoby. W 1700 roku Torfowiska nie były środowiskiem zubożonym, z nadmiernymi polowaniami, przełowionym i nadmiernie wypasanym, jak sugerowałaby to teoria Hardina. Stało się tak, ponieważ wykorzystanie zasobów było osadzone w relacjach społecznych, które nie tylko nadzorowały zachowanie ludzi, ale także wyznaczały sposób ich życia. Fens były zarządzane w sposób zrównoważony, ponieważ Fenijczycy nie kierowali się wyłącznie własnymi korzyściami materialnymi. Hardin mylił się co do dóbr wspólnych, ponieważ mylił się co do pospólstwa.
Na całym świecie postrzega się dobro wspólne na nowo w ramach walki z redukcjonistycznym spojrzeniem na istoty ludzkie, występujące liberalnej teorii ekonomii. Czy jesteśmy tylko konsumentami dbającymi o siebie, czy też z natury jesteśmy istotami relacyjnymi, poszukującymi form przynależności do siebie nawzajem i do świata przyrody? Historia dostarcza dowodów na poparcie obu tez, jednak fakt, że większość ludzi w większości miejsc żyła wspólnie, sugeruje, że teoretycy ekonomii wolnorynkowej zasadniczo błędnie zrozumieli naturę ludzką. Od czasu światowego kryzysu finansowego wydaje się, że nawet wielu ekonomistów się z tym zgadza. Otrzymanie przez Elinor Ostrom Nagrody Nobla za szeroko zakrojoną pracę nad dobrami wspólnymi odzwierciedlało fakt, że tematyka ta nie jest już przedmiotem zainteresowania wyłącznie historyków, antropologów czy osób zajmujących się alternatywnym stylem życia. Nikogo, kto studiował historię Torfowisk czy innych wspólnie zarządzanych społeczeństw, nie zdziwi fakt, że 'tragedia dobra wspólnego' nie jest już poważną tezą. Istoty ludzkie są motywowane wieloma czynnikami, ale ludzie zawsze angażowali się w poświęcenie, aby bronić swojego domu przed tymi, którzy chcieli go zniszczyć. Globalne wyzwanie środowiskowe XXI wieku nie różni się, przynajmniej w tym sensie, od wyzwań, przed którymi stawali Fenijczycy od tysiącleci – jak najlepiej stawiać opór, zaadaptować się, dostosować i przetrwać?
(…) Historia Fenijczyków stanowi integralną część burzliwej historii epoki imperialnej. Podobnie jak w innych częściach imperium, rdzenni mieszkańcy walczyli z zagarnięciem ziemi wszelkimi dostępnymi im środkami, w tym siłą, aż wywrotowa potęga nowoczesnego państwa i technologiczna potęga rewolucji przemysłowej nie odniosły czegoś, co wydawało się ostatecznym zwycięstwem.
(…) Usprawiedliwianie cierpień zadawanych biednym poprzez drenaż i grodzenie może być także bezduszne i prostackie. Chociaż narodowość angielska i biała skóra zapewniały Fenijczykom pewien poziom ochrony przed rasizmem, to nie należy przeceniać bezpieczeństwa, jakie zapewniało im to w okresach aktywnego oporu. W takich okolicznościach ludzi przedstawiano jako dzikusów – równie bezużytecznych jak kraj, którego bronili. R.H. Tawney zauważył, że grodziciele 'przedstawiali torfowiska jako bagno, przydatne tylko, gdy zostanie wydrenowane, a ich mieszkańców jako populację podludzi w jej bezprawiu, biedzie i nędzy. Pobożność i zyski wymagały odzyskania ich obu'. Siedemdziesiąt lat temu, kiedy Tawney pisał te słowa, wciąż było dlań oczywiste, że taki sam był 'stosunek białego osadnika do prymitywnego rolnictwa i nieregularnych urządzeń społecznych afrykańskich plemion'.
(…) Podbój torfowisk i wywłaszczenie Fenijczyków nie były zatem prekursorskie dla historii imperialnej, ale stanowiły jej część. I podobnie jak w innych regionach imperium, podbój Torfowisk nie był czymś nieuniknionym. Dokonano pewnych wyborów.
Uznanie tego faktu jest ważne, ponieważ sposób rozumienia przeszłości kształtuje to, jak wyobrażamy sobie przyszłość. Kiedy postrzega się historię jako zdeterminowaną przez siły pozostające poza ludzką kontrolą (czy będzie to Bóg, wolny rynek, 'Oczywiste przeznaczenie' czy 'postęp'), to jaki jest sens poszukiwania zmian? Poza tym zupełnie odmienne historie marksistowskie, kowencjonalno-postępowe i ludowo-globalne są często ahistoryczne w tym sensie, że redukują ludzi do pozycji pionków w rozwijającym się dramacie ze z góry określonym punktem dojścia. Takie narracje mogą również paść ofiarą kultu technologii – tak jakby samo posiadanie zdolności do przeprowadzenia drenażu wyjaśniało decyzję o wdrożeniu drenażu.
W deterministycznej wykładni historii można żałować rdzennej ludności, ale jej opór jest z natury daremny. Obezwładniający wpływ takiej historiografii uwydatniono, odkąd wywłaszczeni ludzie zaczęli aktywnie dokumentować swoją historię przetrwania. Od kilkudziesięciu lat badania pokazują, że podbite ludy nie były biernymi ofiarami, ale aktywnymi uczestnikami stawiającymi opór zgiełkowi i tragediom, które ich spotkały. I nie tylko podbite ludy byłych kolonii muszą wiedzieć, że obrona ojczyzny ich przodków sprawiała, że nie wszystko było stracone.
Odwadnianie i grodzenie torfowisk trwało setki lat (jeśli to właściwe słowo na określenie osiągniętej tymczasowo suchości). Głównym powodem tak długiego trwania tego procesu był sukces ruchu oporu. Fenijczycy z południowego Lincolnshire i Isle of Axholme zapobiegali osuszaniu swojego kraju przez ponad sto lat.
(…) Dawne Torfowiska to obecnie zagubiony krajobraz. Amnezja, którą to wywołało, pozwoliła na dalsze istnienie zakorzenionych kulturowo uprzedzeń wobec nieproduktywnych, nieokiełznanych i niezdrowych bagien. Ale chociaż cudowne mokradła w Fens zostały w dużej mierze zapomniane, to ból związany z tym, co utracone, nigdy całkowicie nie zniknął. Ironią jest to, że Fens, część angielskich krajobrazów, która została najbardziej zniszczona, jest także regionem, który teraz może najszybciej zostać przywrócony. Fens zawsze były krajem w ruchu, istniejącym zarówno jako krajobraz naturalny, jak i stworzony przez człowieka, zmieniający się ze stulecia na stulecie, z roku na rok i z sezonu na sezon z powodu zmian środowiskowych i interwencji człowieka. Nietrwałość jest integralną częścią ducha krainy stworzonej przez przepływ i płynność wody. Wszystko, co kiedykolwiek zostało ustalone geograficznie, to kilka wysp, niebo i rozległy horyzont – niezmienny punkt odniesienia dla zmieniających się wód biegnących poniżej. Podnoszący się poziom morza i opadające gleby rzeczywiście wymagają zmian w zarządzaniu gruntami, ale w tej części Anglii nie ma w tym nic nowego”.
J. Boyce, Imperial Mud: The Fight for the Fens, London 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz