"W pierwszej części moich rozważań pokażę, że kwestia migracji jest niezmiernie istotna, a ponieważ granice Unii Europejskiej w znacznej mierze współodpowiadają za jej kształt, to kwestia ta nie podlega już tylko argumentom ekonomicznym i politycznym ale szerszym uzasadnieniom kulturowym. Płynąc na fali nacjonalistycznych i neopopulistycznych nastrojów, tego rodzaju rozumowanie napędza egzekwowanie nowych zasad, które są bardzo niebezpieczne zarówno dla tej niedoskonałej formy demokracji, jaką mamy teraz, jak i dla każdej perspektywy radykalnej demokracji.W drugiej części wyjaśnię strukturalne powiązanie między reżimem granic oddzielających państwa członkowskie od otaczających je krajów (elastyczna granica Europy) a wewnętrzną konstytucją siły roboczej. Kulturyzacja polityki migracyjnej (polityka kulturalna, kwestia kulturowego zanieczyszczenia) jest ściśle związana ze zjawiskiem 'Borderdoom' (fatum graniczne). Powoduje to to, co nazywam kultegracją - reżimem, który jest reżimem półniewolniczym (okiełznanego salariatu), kontrolującego stałych osadników, nowych przybyszów i mniejszości oraz znaczną część ich potomków. Prawdziwą przyczyną istnienia elastycznej granicy zewnętrznej jest granica wewnętrzna.Przesunięcie ekonomicznego zarządzania kwestią imigracji na rzecz kulturalizacji granicEuropa prowadzi bardzo restrykcyjną politykę migracyjną od 1974 r., chociaż liczba przyjazdów do UE osiągała mniej więcej poziom USA w latach 1975–1990 (od jednego do półtora miliona rocznie wszystkich wjazdów), i - podobnie jak USA - później nastąpił jej wzrost (1995–2005). W zależności od kategorii osób, które mają zostać wykluczone, ustalono różne rodzaje uzasadnień. Możemy wyróżnić trzy rodzaje uzasadnień restrykcyjnej kontroli Drzwi Frontowych (w przeciwieństwie do Drzwi Kuchennych).1) Uzasadnienie zamknięcia granic dla napływu nowych stałych pracowników miało niegdyś głównie charakter ekonomiczny. Poziom bezrobocia wśród krajowych lub rodzimych i już obecnych imigrantów był tak wysoki (od 8 do 12% aktywnej populacji na poziomie makro i znacznie więcej na poziomie lokalnym), że nie można było myśleć o dalszej imigracji. Argument ten został niemal natychmiast podważony przez ogromne napięcia w niektórych segmentach rynku pracy (usługi, rolnictwo, turystyka: pierwsza branża w Starej Europie). A gdy tylko wzrost gospodarczy zaczął wykazywać oznaki ożywienia (Hiszpania i Portugalia od 1986 r., Niemcy w 1988 r., Wielka Brytania w latach 90. itd.), znaczące wyjątki od 'zamknięcia' granicy były 'tolerowane'. Nieudokumentowane migracje wszelkiego rodzaju (studenci pozostający na miejscu po ukończeniu studiów, turyści, członkowie rodzin dołączający do rodziców, dzieci lub bliscy krewni, pracownicy sezonowi, osoby ubiegające się o azyl, którym odmówiono statusu uchodźcy, prawdziwie nielegalni imigranci) stały się trwałym i zwyczajnym symbolem coraz bardziej podzielonego rynku pracy. Niemniej jednak, wszystkie rządy państw członkowskich UE trzymały się 'dogmatu' zamykania granic dla nowych aktywnych pracowników i coraz bardziej promowały kampanię przeciwko 'nielegalnej migracji'.Rzeczywiście, takie rażące sprzeczności między faktami a oficjalnym stanowiskiem instytucji przyczyniły się do spadku tego rodzaju uzasadnień dla zamknięcia granic i jednocześnie do wzrostu nawracających fal ksenofobii i odrodzenia się skrajnie prawicowych partii na znaczących poziomach poparcia (od Brytyjczyka Enoka Powella i jego wpływu na Partię Konserwatywną w Wielkiej Brytanii, po dwie inicjatywy Schwarzenbacha w Szwajcarii, nie wspominając o francuskim Froncie Narodowym, flamandzkiej partii faszystowskiej, Lidze Północnej we Włoszech lub partii Haidera w Austrii i niedawnych wydarzeniach w Danii; teraz wydaje się, że tego rodzaju ksenofobiczne nastroje odgrywają również rolę we wzroście nacjonalizmu i partii szowinistycznych w byłych krajach komunistycznych Europy Wschodniej). Oczywiste jest, że jest poważnym niedopowiedzeniem utrzymywać, że populizm, natywizm są jedynie bezpośrednią konsekwencją tego niewiarygodnego malgoverno (błędnego zarządzania) w kwestii imigracji. Ta szczególna forma 'nierządu' charakteryzuje się odmawianiem trwałej i strukturalnej otwartości wobec ruchu ludzi i pracowników w zglobalizowanym świecie. Oczywiste jest, że tego rodzaju odmawiania i/lub hipokryzja najbardziej cynicznych liderów partii politycznych nie mogą być traktowane naiwnie jako przejaw zwykłej ignorancji, którą poważna wiedza i naukowe doświadczenie powinny i mogłyby rozproszyć. Odmowę obecności i znaczenia wobec ludzi-cieni w UE (14 do 16 milionów ludzi bez praw politycznych i obywatelskich w największej demokracji na świecie, obok Indii) można porównać jedynie z negowaniem przez południowych właścicieli plantacji w USA praw niewolników i uwolnionych niewolników w erze Jima Crowa aż do uchwalenia ustaw o prawach obywatelskich z 1965 r.W każdym razie, legitymizacja zamknięcia granicy europejskiej na podstawie przesłanek ekonomicznych została poważnie zachwiana przez nasilenie się mobilności, spowodowane chaotyczną globalizacją w Afryce i na Bliskim Wschodzie, a także przez rosnącą presję ze strony pracodawców (teraz małych firm, a nie dużych, które wolą zlecać produkcję na zewnątrz) na ponowne otwarcie granicy. W związku z tym 'techniczne' pytanie dotyczy teraz bardziej tego, jak ponownie otworzyć granicę na tyle selektywnie, by nie przyznawać sile roboczej przestrzeni autonomii w przemieszczaniu się, co niosłoby ze sobą nieuniknione konsekwencje na poziomie politycznym i obywatelskim. Jednakże, podczas gdy ekonomiczne uzasadnienie dla zamknięcia granic UE maleje, podejmowane są eksperymenty mające na celu wytworzenie dwóch innych rodzajów legitymizacji.2) Migrant jako ostatni podmiot nie-obywatelski starego suwerennego państwa narodowego: repatriacja, zatrzymanie i deportacja nieudokumentowanych migrantów (aktywnej populacji, a wkrótce także rodzin, w tym dzieci) osiągnęły taki punkt (22 obozy zatrzymań w granicach UE i projekty ich delokalizacji poza oficjalnymi, instytucjonalnymi granicami na rynkach Imperium Europejskiego w Albanii i Libii), że nie można ich postrzegać jako zjawiska marginalnego i tymczasowego. Tego rodzaju stały i strukturalny wyjątek opiera się na politycznym utwierdzeniu suwerenności państwa narodowego i idzie w parze z wizją Europy jako konfederacji państw narodowych (układ z Schengen), lub oznaczać ma drugie życia, czy też odrodzenie suwerenności jako przeciwwagi do globalizacji. Straszliwa polityka państw narodowych rozpada się jeszcze bardziej, ponieważ są one powoli, ale nieubłagalnie pozbawiane swoich klasycznych prerogatyw w finansach, pieniądzach, wydatkach, inwestowaniu. Określając siebie samych mianem 'intraitables' (bezkompromisowych) - ulubione powiedzenie polityków - przywódcy demokratyczni celowo odwołują się do natywizmu i suwerenności. Wiedzą, że to tylko nostalgia i że mariaż natywizmu i suwerenności daje początek ponownemu utwierdzeniu się najbardziej reakcyjnych wartości (dotyczących seksualności, małżeństwa, dyscypliny, religii, edukacji, tolerancji itd.). Jednak ich kalkulacje są nie do uniknięcia, dopóki nie zostanie wprowadzona żadna korekta w systemie demokratycznym. Mamy do czynienia z sytuacją niewiele różniącą się od Anglii w XIX wieku sprzed reform wyborczych z 1832 i 1860 roku. Wykluczenie znacznej części populacji z prawa do głosowania na szczeblu krajowym wprowadza nie tylko ogromne wypaczenia do - często już i tak bardzo wyrównanego - rezultatu wyborczego, ale także stwarza bardzo perwersyjną okazję: ksenofobia lub ataki na grupy i społeczności w systemie demokratycznym pozwalają na zdobycie głosów, ale także na ich utratę. Europejski natywizm jest nieunikniony, dopóki znaczna część imigrantów i nowych osadników nie zostanie włączona jako wyborcy, a ksenofobia do tego czasu zawsze pozostanie grą, w którą się wygrywa. Żadna partia instytucjonalna nie była w stanie oprzeć się tej pokusie.Jednak to potwierdzenie suwerenności państwa narodowego zostało zdławione i okazało się iluzją. Układ z Schengen oznaczał już znaczący transfer kompetencji. UE postawiła imigrację jako kwestię wspólnego interesu, opartą na zasadzie subsydiarności. Ostatnio najcenniejszym rezultatem (pod względem wpływu na instytucje) ataku na Ceutę i Melillę oraz nowego wielkiego exodusu, który się rozpoczął, było wezwanie premiera Hiszpanii Zapatero do współpracy międzypaństwowej za pośrednictwem administracji europejskiej w celu okiełznania fal migrantów z Afryki Subsaharyjskiej (na hiszpańskich Wyspach Kanaryjskich lub we Włoszech). Doprowadzi to do przeniesienia na poziom wspólnotowy i do federalizacji kwestii migracji. Bene lub male volens, państwa narodowe zostaną skazane na utratę swojej prerogatywy.Ale jeśli chodzi o legitymizację, ten rodzaj 'guantanamizacji' zarządzania nowym napływem imigrantów, próby deportacji dzieci i żon nielegalnych pracowników wydają się coraz trudniejsze do uzasadnienia, ponieważ w Europie, w tym w Wielkiej Brytanii, opinia publiczna była bardzo niechętna do podtrzymywania jakiegokolwiek poważnego zawieszenia tradycyjnych wolności demokratycznych, nawet w obliczu 'wojny' wywołanej przez zamachowców w Madrycie lub Londynie. Prawdopodobnie dlatego będziemy świadkami rzeczywistego upadku (choć, niestety, nie zaniku) argumentu z suwerenności. Czy to wystarczy, aby postawić na porządku dziennym prawdziwą demokratyzację UE w kwestii granic i statusu osadników-imigrantów? Obawiam się, że nie - z dwóch bardzo różnych powodów. Pierwszy, który teraz rozwinę, to fakt, że legitymizacja zamknięcia granicy (w tym przypadku selektywnego) została przeniesiona do sfery kulturowej. Drugim powodem jest to, że dopóki będziemy utrzymywać system prawnej degradacji i dyskryminacji segmentów siły roboczej poprzez reżim statusowy pracowników tymczasowych (umowa o pracę na czas określony, ograniczenie możliwości opuszczenia pracodawcy, pozbawienie pełnych praw obywatelskich i politycznych), jakość granicy się nie zmieni. O tym będzie druga część moich przemyśleń. Ale wróćmy do ostatniego awatara legitymizacji Twierdzy Europa.3) Po trzecie, ale nie mniej ważne, pojawiło się kulturowe uzasadnienie dla zamknięcia Europy na dalszą migrację. Przybrało ono formę neopopulizmu (rodzaju europejskiego natywizmu), który zawsze był obecny na skrajnie prawicowym skrzydle sceny politycznej. Jednak wkrótce nałożyło się na debatę na temat rozszerzenia granic Unii Europejskiej, głównie wraz z pomysłem na przyjęcie w poczet członków Turcji i referendum w sprawie Traktatu Konstytucyjnego z 2005 r. Zamieszki na przedmieściach we Francji i zamachy bombowe w Anglii zostały odczytane jako wspólna porażka dwóch przeciwstawnych modeli (francuskiego monokulturowego republikanina i modelu tygla, oraz integracji poprzez plurikulturalną politykę kulturową w Wielkiej Brytanii). W międzynarodowym kontekście wojny i tak zwanego 'zderzenia cywilizacji' między światem zachodnim a islamskim fundamentalizmem, członkostwo Turcji stało się kwestią dzielącą na scenie politycznej zarówno lewą, jak i prawą stronę sceny politycznej. Niedawna decyzja francuskich deputowanych ze Zgromadzenia Narodowego o kryminalizacji negowania ludobójstwu Ormian przez armię turecką jest tu dość symptomatyczna.Pytania obejmujące kulturę w anglosaskim znaczeniu tego słowa (antropologiczny sposób życia, w tym praktykowanie kultu religijnego), jak również w znaczeniu francuskim (wartości, cywilizacja) zostały sformułowane w doniesieniu do domniemanej chrześcijańskiej lub oświeconej 'natury' lub 'tożsamości' Europy i tak zwanej 'logicznej', etycznej lub politycznej niezgodności rozszerzenia UE o Turcję, a wkrótce o kolejne kraje, które zwiększyłyby jej różnorodność (świat słowiański [Ukraina], świat muzułmański z dowolnym krajem Maghrebu).Argument kulturowy będzie odgrywał dominującą rolę w nadchodzących latach, ponieważ argument ekonomiczny został praktycznie porzucony z powodu silnej presji na powrót do bardziej dynamicznego wzrostu.Polityka to gra słów i walka o słowa, która toczy się, zanim można wprowadzić jakiekolwiek środki lub znaczące zmiany. Ideologia jako skuteczna siła w polityce jest przede wszystkim 'logo-logią', jeśli przez 'logo' rozumiemy logos, racjonalność, a więc sposób, w jaki słowa z góry kształtują gramatykę poprawnych lub niepoprawnych zdań. Jeśli kulturalizacja kwestii migracji (przepisy dotyczące wjazdu, status nowych osadników-imigrantów na rynku pracy i w mieście, dostęp do obywatelstwa i narodowości, 'kulturalna' integracja drugiego lub trzeciego pokolenia) staje się coraz bardziej dominującym sposobem radzenia sobie z tym zjawiskiem, w jaki sposób mogłaby objawić się polityczna perspektywa pogłębiania demokracji (radykalnej demokracji zamiast ponownego potwierdzenia przestarzałego republikanizmu lub, już zakwestionowanego, multikulturalizmu)? Czy istnieje konkretny reżim granic, który byłby kompatybilny z pogłębianiem demokracji i mógłby uniknąć nowego rodzaju poddaństwa, który możemy nazwać 'Borderdoom'?Kultegracja, borderdoom i wewnętrzne pół-poddaństwoWyjaśnijmy dziwne słowa (potworne, hybrydowe, jeśli wolicie): w naszym tytule mowa o kultegracji i borderdoom. Rozważmy najpierw następujące połączenie słów: kultura, integracja, ekstegracja, desegregacja. Wymyślając słowo kultegracja, chcemy skondensować rozumienie integracji poprzez przynależność do kultury i kultu religijnego, tak jak w prawdziwym życiu.Przez kultegracją rozumiemy specyficzny kierunek w dyskursie politycznym, który uzasadnia restrykcyjną politykę i ogranicza prawa obcej populacji osadników. Przez ekstegracją rozumiemy bardzo osobliwą i paradoksalną pozycję obcej populacji we współczesnych demokracjach i państwach: jest ona zintegrowana wewnętrznie między sobą, ale jako obcokrajowcy zostali pod koniec XIX wieku zintegrowani całkowicie jako siła robocza pod koniec XIX wieku, lecz wykluczeni (zanegowani) jako istoty ludzkie. Wykluczenie to może być tymczasowe (luka między statusem imigranta przyjeżdżającego, dla którego najgorszą sytuacją jest położenie imigranta nieudokumentowanego, czasami przekształconego w 'potencjalnego terrorystę' lub ofiarę mafii, a naturalizacją, która kończy, przynajmniej formalnie, wykluczenie z obywatelstwa i prawa do głosowania). Tak zwani 'tymczasowi pracownicy' są zatem wykluczeni z polis (gdzie panuje równość obywateli), chociaż są prawdziwymi osadnikami w momencie, gdy zostają doń włączeni jako siła robocza. Tak więc praca jest całkowicie nierówna w naszych demokracjach, chociaż ich nowoczesność (ucieczka z autorytarnego i faszystowskiego państwa po wielkim kryzysie lat 30.) polegała na oparciu się na pracy najemnej i zorganizowanej sile pracy (uznaniu związków zawodowych) jako elementach składowych, ale zawsze następowało to pominięciem pracowników niebędących obywatelami.Ten bardzo osobliwy trik jest osiągany przez państwo narodowe, gdy egzekwuje efektywne działanie swoich granic. Można wyróżnić trzy modalności granicy: a) Granica jako geograficzne oddzielenie dwóch terytoriów. Jako taka granica ta nie tworzy szczególnych form dominacji; b) Drugi stopień pogranicza lub granicy to to, co nazywamy borderdom [pogranicze]. Przez to słowo rozumiemy zwyczajową kondycję ludzi przynależących do danego terytorium, gdy wkraczają na inne terytorium na czasowy pobyt (na przykład w celach turystycznych lub w celach biznesowych). Po ukonstytuowaniu i ustabilizowaniu nowoczesnego państwa narodowego w XVII wieku, przybysz nie jest zintegrowany. Pozostaje obcym. Warunki przyjęcia mogą być dyskryminujące w porównaniu ze statusem lub korzyściami przysługującymi rdzennej ludności, ale odnoszą się do obcego jako do obcego nieobywatela, niepodmiotu i generalnie nie ingerują w jego lub jej wejście na rynek pracy. c) Trzeci rodzaj granicy to to, co nazywamy borderdoom. Oznacza to coś zupełnie innego i gorszego niż borderdom lub border. To złożone słowo łączy border i doom w analogii do prishdoom. Parishdoom to przydomek, jaki biedota nadała Poor Laws z 1660 r., które przykuwały ją do parafii i zabraniały przeprowadzki do innej parafii (np. w celu zawarcia małżeństwa), chyba że posiadało się przepustkę, którą można było otrzymać tylko wtedy, gdy miało się umowę o pracę. Borderdoom oznacza zatem dzisiaj bardzo szczególny reżim graniczny narzucony obcokrajowcowi jako pracownikowi lub jego krewnym w kraju wjazdu. Rezultatem tego reżimu jest to, że pracownik wewnętrzny nie jest pracownikiem zewnętrznym, pracownikiem przyjezdnym (przyjeżdżającym na krótki okres, krótszy niż sześć miesięcy). Nie jest on/ona także pracownikiem endogenicznym (jak wszyscy 'krajowi' pracownicy i obywatele) - jest pracownikiem wewnętrznym, ale wyłączonym. Podczas gdy prawo pracy stało się specyficznym rodzajem prawa i osiągnęło równe warunki dla wszystkich pracowników, ponieważ wymiana pieniędzy za pracę (umowa o pracę) została oddzielona od umowy handlowej (i temu towarzyszyło rozszerzenie dostępu do praw obywatelskich i politycznych dla wszystkich), pracownik wewnętrzny pozostał z tego wyłączony. Stworzyło to potężny wyjątek.Nie ma lepszego przykładu niż klauzula kraju pochodzenia w pierwszym projekcie Dyrektywy Bolkesteina. Reguły, które były stosowane przez każde państwo członkowskie wobec swoich własnych imigrantów, miały być teraz stosowane do każdego z jego obywateli, jeśli udadzą się na poszukiwanie pracy w innym państwie członkowskim. Nagle obywatele krajowi (autochtoniczni) zdali sobie sprawę z konsekwencji tego sztucznego statusu. Kodeks pracy, któremu mieli podlegać, nie był kodeksem kraju, w którym wykonywana była praca, ale prawem kraju pochodzenia pracownika. Podczas gwałtownej debaty w trakcie i po referendum w sprawie Konstytucji Europejskiej nie podkreślono wystarczająco, że ten skandaliczny statut przeznaczony dla pracowników wewnętrznych w UE miał dokładnie tę samą podstawę, co reguły zatrudniania pracowników-imigrantów z państw trzecich w Europie, czy apartheid w Republice Południowej Afryki.Zauważono, że ten status jest wyraźną pozostałością kolonialnego statusu poddanych i nieobywateli w ramach europejskich imperiów, który nieustannie się odradza. Stąd jest to statut postkolonialny.Jeśli zastanawiamy się, dlaczego ten status został tak mocno zakorzeniony i nigdy nie został zakwestionowany, musimy powrócić do prawdziwego uzasadnienia całego tego gówna, by ująć to w terminologii Marksa.Borderdom, podobnie jak poddaństwo, jest reżimem mobilności, kontroli mobilności (nie tylko dyscypliny). Borderdoom opisuje rezultaty działania tego reżimu dla ludzi.Jest to stara i trwała forma pierwotnej akumulacji od samych początków kapitalizmu. Kiedy mobilność biednych w zachodnim średniowieczu, ruch Afrykanów w trakcie rozpadu imperiów subsaharyjskich, ruch nowego podmiotu nowoczesnego państwa absolutystycznego w XVII wieku, ucieczka milionów białych europejskich proletariuszy do Nowego Świata, masowa emigracja Hindusów z Bengalu, Chińczyków i światowej wielości zewsząd w kierunku wielkich metropolii Północy, prowadzi do przekształcenia tych grup w nowych poddanych, białych służących kontraktowych, czarnych niewolników, żółtych kulisów, kolonialny wewnętrzny podmiot imperiów i nieobywatelskich lub nieudokumentowanych zagranicznych imigrantów i tymczasowych pracowników, wówczas mówimy o rozkładzie, o dezintegracji tych wielości.Dwie kwestie zasługują tutaj na wzmiankę. W każdym z tych przypadków decydującym elementem są osobliwe, nietypowe formy wymiany pieniędzy i pracy. Ograniczenie wolności jest reakcją przeciwną do rzeczywistego ruchu ucieczki, maronnage'u i naruszenia umowy o pracę. Jak zauważył Ira Berlin w swojej książce Many Thousands Gone, niewolnictwo (rozszerzmy je na półniewolnictwo w Europie) nie jest jedynie historią sadyzmu i choroby psychicznej: jest sposobem na wydobycie pracy zależnej i ochronę już kapitalistycznych relacji podczas pierwotnej akumulacji. Stawką w nawet najbardziej skrajnych formach przemocy barbarzyńskiej jest to, że pozbawienie podstawowych praw ma bardzo racjonalny cel: innymi słowy, chodzi o kontrolę nad pracą zależną poprzez organizowanie społeczeństwa. Jeśli przypomnimy sobie rozróżnienie Iry Berlina między społeczeństwem z niewolnikami (głównie domowymi) a społeczeństwem niewolniczym (w ramach gospodarki plantacyjnej, która była fabryką pierwszego kapitalizmu, merkantylnego) i rozszerzymy je na społeczeństwo z pracą niższego rzędu lub z podziałem na pracę obywateli i pracą segmentowaną (według rasy, płci, kasty, koloru skóry), to musimy mówić o naszym nowoczesnym społeczeństwie zachodnim (zwłaszcza europejskim) jako o półniewolniczym lub ujarzmionym społeczeństwie najemnym. Jak pokazał Tronti, kapitalistyczna kontrola nad pracą zawsze rozlewała się na społeczeństwo w ogóle, wbrew partykularnego interesu pracownika.Granice i bariery (religia, język, kolor skóry, narodowość, wszelkiego rodzaju mniejszości heteroseksualne) stały się kamieniem węgielnym segmentacji lub podziału pracy. Ponieważ granice same w sobie nie są naturalne, nieustannie się przesuwają. Granica, która ma dzielić, rozkładać, może później stać się elementem rekompozycji po tym, jak zostanie przejęta przez wielości. I na odwrót. Jednak jedną z najgłębszych i najbardziej opornych granic jest narodowość. Naród (wracając do syntezy Ernesta Gellnera) charakteryzuje się zunifikowaną przestrzenią transakcji i egzoedukacją, kultywowaną przez państwo zamiast endoedukacji elit. Nie jest przypadkiem, że to edukacja, kultura, wspólne wartości, kontrola nad praktykowaniem jakiegokolwiek kultu religijnego stają się kryteriami selekcji na rynku pracy. Gdy klasyczny podział na wykwalifikowanych/niewykwalifikowanych, narodowych/nienarodowych słabnie, kultura staje się nie sposobem na integrację (to bajka o multikulturalizmie lub republikanizmie), ale sposobem na ponowne segmentowanie już zjednoczonych wielości i rozbicie ich na to, co Hobbes zawsze mówił o wielości: że są to barbarzyńcy, populacje odmawiające posłuszeństwa, wojownicy, bandy i łotry. Tłum zamiast ludu jako poddany suwerena.Kultegracja obiecuje, niestety, świetlaną przyszłość wojny wszystkich ze wszystkimi, chyba że zażądamy, jak abolicjoniści, a po nich Czarni w USA i Południowoafrykańczycy, zniesienia półpoddaństwa na rynku pracy. Co oznacza w Europie koniec reżimu paszportowego (zezwoleń na pobyt i pracę) dla nieobywateli. W przeciwnym razie, wewnętrzne granice i niewola pracy, odtwarzane w życiu codziennym, wytworzą elastyczne granice granice UE na zewnątrz, obozy zatrzymań i deportacji. I wreszcie borderdoom – fatum graniczne".
czwartek, 2 stycznia 2025
Kultegracja, czyli reżim segmentacji siły roboczej
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz