Wormy poetics of the commons
"Famously, in his essay, Nature, Emerson evoked a Boston Common offering the potential to embody the sensus communis against modern capitalism’s degradations to consciousness. Paradoxically, though, to achieve this end, Emerson goes to the Common not to be in common with others but to push the noise of other men from his head. 'To go into solitude,’’ he writes, ‘‘a man needs to retire as much from his chamber as from society' . The historical moment of Nature is crowded with human precedent so saturating that Emerson finds unbearable the pressure it exerts on his mind’s capacity to access the universal and common sense. 'I am not solitary whilst I read and write, though nobody is with me. But if a man would be alone, let him look at the stars'. Why would a man go to the commons to be alone?
(...) The Common is a place he goes not to possess but to be possessed, to submit to being dispossessed of property in the self by the immediacy of a nature that dissolves the attachment to sovereignty and instrumentality. Emerson figures himself there famously as a transparent eyeball so he can experience a mode of satisfying world relationality that frees his spirit into a space neither personal nor interpersonal, becoming a 'nothing'. From that figural position one no longer confuses sovereignty for the form of appetitive nonsovereignty that treats the world as a cupboard of things to grab at and fetishize. One no longer confuses freedom with the merely formal and forensic status of the political subject or the chosen intimate: ‘The name of the nearest friend sounds then foreign and accidental: to be brothers, to be acquaintances, — master or servant, is then a trifle and a disturbance' compared to 'the perpetual presence of the sublime' . This selfdispossession does not feel like loss, though. Yet the presence of the sublime tells us to attend to the affective work of becoming common.
(...) Turning from men, Emerson would rather think about worms. On offer here is a logic of proximity that looks like an infrastructure, but an infrastructure of association, unrepresentable except through figuration’s intensity of displacement. The eye reads prophetically but without narrative assurance; rings on a chain resonate with nearness across extensive but not saturated space; the movement from eye to rose inters human perception in a wrenching enjambment and metaphorizes ‘‘speaks’’ beyond the limit of the sign. Then, the worm. The worm strives to be man simply because moving in form, not because sharing anything like tradition or organs: just nonsubjective intention. This is presumably a reciprocal association. To be free on this commons also requires gliding through the mud: the propping of materiality on continuous movement uninterrupted by possessive ego performance.
(...) To become worm, then, so to renew becoming man, Emerson’s man must take up a position as an aspirational formalist. But in this version form is not a thing to be rested in. The worm creates a space of movement that becomes form. If it is form it is social, that is, of the world; as form it is movement and singular. In the wormhole the worm creates an infrastructure to hold itself in the world: the hole fits the worm, but only as it moves. It reveals an ontological flatness of all matter but more vitally such recognition induces movement into new proximities.
(...) What’s best in the commons concept in its power to retrain affective practical being, and in particular in its power to dishabituate through unlearning the overskilled sensorium that is so quick to adapt to damaged life. (...) The commons is an action concept that acknowledges a broken world and the survival ethics of a transformational infrastructure. This involves using the spaces of alterity within ambivalence".
L. Berlant, The Commons: Infrastructures for Troubling Times, Environment and Planning D: Society and Space 2016, Vol. 34(3).
Robaczywe poetyki dóbr wspólnych
„W słynnym eseju Nature Emerson przywołał park Boston Common, widząc w nim potencjał ucieleśnienia zdrowego rozsądku/zmysłu wspólnego [sensus communis] przeciwko degradacji świadomości zaprowadzanej przez współczesny kapitalizm. Jednak, co paradoksalne, aby osiągnąć ten cel, Emerson udaje się do dobra wspólnego nie po to, by być tam wspólnie z innymi, lecz, aby wyrzucić z głowy zgiełk powodowany przez innych ludzi. 'Aby wejść w samotność — pisze — człowiek potrzebuje zarówno wycofania się ze swej izby, jak i ze społeczeństwa'. Newralgiczny moment Nature jest tak nasycony ludzkimi działania, że Emerson uważa za nie do zniesienia presję, jaką wywiera to na zdolność jego umysłu do dostępu do uniwersalnego i zdrowego rozsądku. 'Nie jestem samotny, kiedy czytam i piszę, chociaż nikogo wtedy nie ma ze mną. Ale jeśli człowiek chce być sam, niech patrzy ku gwiazdom'. Dlaczego człowiek miałby iść do dóbr wspólnych, żeby być sam?
(...) Common jest miejscem, do którego idzie nie po to, aby posiadać, ale aby być posiadanym/opętanym, aby poddać się wywłaszczeniu z własności samego siebie przez bezpośredniość natury, która rozpuszcza przywiązanie do suwerenności i instrumentalności. Emerson dokonuje tam słynnego przedstawienia siebie jako przezroczystej gałki ocznej, dzięki czemu może wejść w tryb satysfakcjonującej relacji ze światem, który uwalniając jego ducha w przestrzeń nie będącą ani osobistą, ani bezosobową, pozwala mu stać się 'niczym'. Z tej figuralnej pozycji nie można już mylić suwerenności z formą nienasyconej niesuwerenności, która traktowałaby świat jak spiżarnię dla przedmiotów, które można by chwytać i fetyszyzować. Nie myli się już wolności z czysto formalnym i poświadczonym statusem podmiotu politycznego lub serdecznego przyjaciela: 'Nazwisko najbliższego przyjaciela brzmi wtedy obco i przypadkowo: być braćmi, być znajomymi, — panem lub sługą, to wtedy głupstwo i zakłócenie' w porównaniu z 'wieczną obecnością wzniosłości'. To wyrzeczenie się siebie nie jest jednak odczuwane jako strata. Jednakże występowanie wzniosłości każe nam zająć się afektywną pracą stawania się wspólnym.
(...) Odwracając się od ludzi, Emerson wolałby myśleć o robakach. Mamy tu logikę bliskości, która jawi się jak infrastruktura, ale infrastruktura asocjacji, której nie da się przedstawić inaczej, jak tylko poprzez intensywność przemieszczenia figuracji. Oko czyta proroczo, ale bez pewności narracyjnej; pierścienie na łańcuchu rezonują bliskością w rozległej, ale nienasyconej przestrzeni; ruch od oka do róży układa ludzką percepcję w zwichniętej przerzutni i metaforyzuje 'mówienie' poza granicami znaku. Potem pojawia się robak. Robak stara się być człowiekiem po prostu dlatego, że porusza się w zgodzie z pewną formą, a nie dlatego, że dzieli z nim coś takiego jak tradycję czy organy: to po prostu niesubiektywny zamiar. Można przypuszczać, że jest to skojarzenie wzajemne. Bycie wolnym w dobru wspólnym wymaga również ślizgania się po błocie: podpierania materialności ciągłym ruchem niezakłócanym przez zaborcze działania ego.
(...) Aby więc stać się robakiem, a więc odnowić stawanie się człowiekiem, człowiek Emersona musi zająć pozycję aspiracyjnego formalisty. Ale w tej wersji forma nie jest czymś, w czym można znaleźć odpoczynek. Robak tworzy przestrzeń ruchu, która staje się formą. Jeśli jest to forma, to jest ona społeczna, to znaczy światowa; jako forma jest ona ruchem i pojedynczością. W tunelu czasoprzestrzennym robak [in the wormhole the worm] tworzy infrastrukturę, aby utrzymać się w świecie: dziura przypasowuje się do robaka, ale tylko wtedy, gdy ten się porusza. Ujawnia ontologiczną płaskość wszelkiej materii, ale co ważniejsze, takie rozpoznanie indukuje wprowadza ruch w nowe relacje bliskości.
(...) Tym, co jest najbardziej wartościowe w koncepcie dóbr wspólnych, w jego zdolności do przekwalifikowania afektywnego, praktycznego bycia, a w szczególności w jego sile do odzwyczajania się poprzez oduczenie nadmiernie wytrenowanego sensorium, jest to, że potrafi tak szybko przystosować się do poharatanego życia (...) Dobra wspólne to koncepcja działania, która uznaje istnienie zepsutego świata i przyjmuje etykę przetrwania przynależną do transformacyjnej infrastruktury. Wiąże się to z wykorzystaniem przestrzeni inności w całej jej ambiwalencji".
L. Berlant, The Commons: Infrastructures for Troubling Times, Environment and Planning D: Society and Space 2016, Vol. 34(3).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz