piątek, 3 listopada 2023

Interior frontiers and shatterzones / Granice wewnętrzne i strefy pęknięcia

Interior frontiers and shatterzones

"The common image of a dichotomy between inside and outside, with respect to those infrastructures in democratic liberal policies that distribute rights and resources, dissembles, and misconstrues. It is not that access and resources are meted out sparingly in the imperial domain, “outside” national borders, but allotted with equity for those who are properly within. “Interior frontiers” do not refer to inside and outside the nation. Rather they mark distinctions among the good citizen, the sub- citizen, and the non- citizen, those with a place vs. those who are superfluous and have no place, citizen vs. subject, refugee, migrant.

(...) Only a small fraction of those within Athens had voice or rights. The interior frontiers were sharply drawn with slaves, women, and immigrants excluded from the polis. In the early- twentieth century U.S., the 'Ugly Laws' targeted removal from public space of those who were poor, beggars, lame, disabled, Black, or petty “criminals,” those not altogether different from immigrants, underemployed, homeless, and superfluous persons cast out of the polis today. Those not protected by the normative requirements of the community’s protocols are reminded in every movement and everyday practice that they are outside both “invisible borders” and requisite competencies, deserving of full membership.

(...) Once claiming the extreme right mantle, the French FN and then RN led an advocacy of policing the poor, 'foreigners,' the underemployed, and the allegedly recalcitrant. But the extreme right was never alone in advocating for these demands. Social maps realign as a more extensive population assert that being truly European or American is their historical, sacrosanct right, their coveted possession. Those claims open to others; entitlement to put up “no trespassing signs” to exclude those who do not (and can never) comply with often opaque, proprietary requirements. Colonial conditions (as if set outside imperial democracy) have been repositioned as descriptive of a planetary phenomenon; not just the dark underside of the global economy but the equivalent of a predatory cyclops propagating death inducing conditions and captivities on an ever- broader scale.

Shatterzone, an eighteenth- century geological term, refers to an area of fissured boulders severed through with cracks, crushed stone under such weight and pressure they split from compression at their seams. Sometimes the fissures look haphazard; unevenly layered sediments— a cascade of folded rock. But shatterzones are made up of more than heaves of displaced rock and scattered stones.

Something extraordinary and precious appears in the crevices of the fissures, in the space of the cuts, in the fault lines of a racism that too often goes unnamed: what forms is a network of veins that are often filled with rich mineral deposits. It is an image that seems resonant in thinking both about what makes up Europe and North America, how to reconceive who has made up its “outside” in Palestine, Indonesia, and the Caribbean. 

Contrary aesthetic frames and political energies make up its veins. Shatterzone as metaphor and model has a history of its own, most commonly used among political analysts and in international relations to refer to sites of constant ethnic conflict, “fracturing” in the Balkans, “splintering” in the Sudan, fractious hostilities in the Middle East, and borderland rebellions in Russia. Shatterzones as in the “borderlands of Europe,” can fulfill an Orientalist fantasy as conflict zones of Jordan, Lebanon, Syria, and Iraq. Europe is always positioned outside its circumference. As political metaphor, shatterzones are on the borderlands of civility where ethnic ferocities reach a pitch and degree of “random” killings— not in “the West.” The press revels in those distinctions, a clash of civilizations that asserts, as Samuel Huntington did twenty years ago, that there really is only one civilization in the clash. In the Orientalist model, the rich mineral veins go unremarked.

Here I think of Euro- American imperial democracies as shatterzones of compressed inequalities, racial cleavages, and geopolities of distributed impoverishment, damage, and neglect, of exorbitant privilege and wealth. The figures are rampant and repeated: refugees, Roma, undocumented workers, and migrants described invariably with the same worn intimation of being a “problem”—lacking the agency to “rise above” crime, violence, and their consequences— on which the U.S. and Europe depend.

Both diagnostics and design are needed to confront the dispositifs of empire’s continual remaking. Required are sharpened tools with which to challenge and garner conceptual and political traction to do something different, and better. Europe and the United States (and Israel should be included) are shatterzones of inequalities, studded with rich deposits of those who refuse to be governed in this way, here and now.

Critics of racialized Europe refer to a newly fractured social fabric (think the “outrage” in Germany over a swastika scrawled across a church). I would argue that it has been fractured in its very making; exclusions, dispossession, and racial infrastructures have defined the underside of European modernity all along. My compass here is not pointed to the “hot spots” on the global international relations map. Nor is it pointed to the “turbulence” with which the Middle East is so inherently endowed. Rather it is directed at the distress caused by displacing Europe’s foundational imperial history and the people on whom the privileges of Euro- American prosperity have relied, i.e., those who have been drawn on, recruited, expelled, recruited again, set aside, abandoned, reduced to second class citizenship or shorn of residence and citizenship and thrown outside the carefully guarded interior parameters of what Edward Said called the “imaginative geography” of Europe, and its distorted map".

A.L. Stoler, Interior Frontiers: Essays on the Entrails of Inequality, Oxford 2022.


Granice wewnętrzne i strefy pęknięcia

"Rozpowszechnione wyobrażenie dychotomii pomiędzy wnętrzem a zewnętrzem, w odniesieniu do tych infrastruktur w państwach demokratyczno-liberalnych, które rozdzielają prawa i zasoby, jest zwodnicze i prowadzi do błędnych wniosków. Nie chodzi o to, że dostęp i zasoby są rozdzielane zbyt skąpo w domenie imperialnej, czyli 'poza' granicami narodowymi, a przydzielane sprawiedliwie tym, którzy przebywają we właściwej przestrzeni. 'Granice wewnętrzne' nie odnoszą się do wnętrza i zewnętrza narodu. Raczej wyznaczają rozróżnienie między dobrym obywatelem, sub-obywatelem i nie-obywatelem, tymi, którzy mają swoje miejsce i tymi, którzy są zbędni i nie mają miejsca, obywatelem a przedmiotem, uchodźcą, migrantem.

(...) Tylko niewielka część mieszkańców Aten miała głos i prawa. Granice wewnętrzne były ostro wytyczone, a niewolnicy, kobiety i imigranci byli wykluczeni z polis. W Stanach Zjednoczonych na początku XX wieku 'prawa brzydoty' miały na celu usunięcie z przestrzeni publicznej osób biednych, żebraków, kulawych, niepełnosprawnych, czarnych lub drobnych 'przestępców', czyli osób niewiele różniących się od imigrantów, osób bezrobotnych, bezdomnych i zbędnych, wyrzuconych współcześnie z polis. Tym, którzy nie są chronieni normatywnymi wymogami protokołów wspólnotowych, przypomina się w każdym ruchu i codziennej praktyce, że znajdują się poza 'niewidzialnymi granicami' i obszarem kompetencji niezbędnych do tego, by zasługiwać na pełne członkostwo.

(...) Kiedyś była to mantra skrajnej prawicy, francuskiego Frontu Narodowego, a następnie Zjednoczenia Narodowego, która opowiadała się za policyjnym pilnowaniem biednych, 'obcokrajowców', osób niepełno zatrudnionych i rzekomo krnąbrnych. Ale skrajna prawica nigdy nie była osamotniona w opowiadaniu się za tymi żądaniami. Pęknięcia społeczne wyrównują się, gdy bardziej rozległa populacja potwierdza, że bycie prawdziwym Europejczykiem lub Amerykaninem jest ich historycznym, świętym prawem, ich upragnioną własnością. Roszczenia te są wymierzone w innych; to prawo do umieszczania znaków 'zakaz wstępu', aby wykluczyć osoby, które nie spełniają (i nigdy nie mogą spełnić) często nieprzejrzystych, zastrzeżonych wymogów. Warunki kolonialne (jak gdyby umiejscowione poza demokracją imperialną) zostały przeniesione na poziom zjawiska planetarnego; to nie tylko ciemna strona globalnej gospodarki, ale odpowiednik drapieżnego cyklopa propagującego śmiercionośne warunki i niewolę na coraz szerszą skalę.

Strefa pęknięcia (shatterzone), XVIII-wieczny termin geologiczny, odnosi się do obszaru spękanych głazów poprzecinanych wyłomami i pokruszonych kamieni, znajdujących się pod takim ciężarem i naciskiem, że pękają w szwach pod wpływem ściskania. Czasami szczeliny wyglądają na przypadkowe; osady są nierównomiernie ułożone — kaskada pofałdowanych skał. Ale strefy pęknięcia to coś więcej niż tylko fale przemieszczonych skał i rozproszonych kamieni.

Coś niezwykłego i cennego pojawia się w szczelinach, w przestrzeni nacięć, w liniach uskoku rasizmu, który zbyt często pozostaje bezimienny: tworzy się sieć żył, często wypełniona bogatymi złożami minerałów. Jest to obraz, który wydaje się rezonować zarówno przy myśleniu o tym, co składa się na Europę i Amerykę Północną, jak i o tym, jak na nowo wyobrazić sobie to, kto tworzy ich 'zewnętrze' w Palestynie, Indonezji i na Karaibach.

Te żyły tworzone są przez przeciwstawne ramy estetyczne i energię polityczną. Strefa pęknięcia jako metafora i model ma swoją własną historię, najczęściej używaną przez analityków politycznych i w stosunkach międzynarodowych w odniesieniu do miejsc ciągłego konfliktu etnicznego, 'pęknięć' na Bałkanach, 'rozłamu' w Sudanie, zaciekłych działań wojennych na Środkowym Wschodzie i kresowych powstań w Rosji. Strefy pęknięcia, niczym 'pogranicze Europy' mogą spełniać orientalistyczną fantazję o strefy konfliktów w Jordanii, Libanie, Syrii i Iraku. Europa zawsze znajduje się poza jej obwodem. Jako o metaforze politycznej, można powiedzieć, że strefy pęknięcia  znajdują się na pograniczu ucywilizowania - tam, gdzie okrucieństwo na tle etnicznym osiąga poziom i stopień 'przypadkowych' morderstw – czyli nie na 'Zachodzie'. Prasa rozkoszuje się tymi rozróżnieniami, zderzeniem cywilizacji, gdy twierdzi, podobnie jak Samuel Huntington dwadzieścia lat temu, że w rzeczywistości w zderzeniu pozostaje tylko jedna cywilizacja. W modelu orientalistycznym bogate żyły mineralne pozostają niezauważone.

Mam tu na myśli euroamerykańskie demokracje imperialne jako strefy pęknięcia złożone ze skompresowanych nierówności, podziałów rasowych i geopolityki rozproszonego zubożenia, szkód i zaniedbań, a także nadmiernych przywilejów i bogactwa. Liczby na ten temat są liczne i powtarzające się: uchodźcy, Romowie, pracownicy nieudokumentowani i migranci opisywani niezmiennie z tą samą wytartą sugestią, że stanowią 'problem', z którym Stany Zjednoczone i Europa się borykają – brak im środków, aby 'wznieść się ponad' przestępczość, przemoc i ich konsekwencje.

Zarówno diagnoza, jak i rozwiązanie są potrzebne, aby stawić czoła dyspozytywom ciągłego przeobrażania się imperium. Potrzebne są wyrafinowane narzędzia, za pomocą których można rzucić wyzwanie i zyskać przyczepność koncepcyjną i polityczną, aby zrobić coś innego i lepszego. Europa i Stany Zjednoczone (Izrael powinien być wliczony do tego grona) to strefy pęknięcia pełne nierówności, usiane bogatymi pokładami tych, którzy nie chcą być rządzeni w ten sposób, tu i teraz.

Krytycy rasistowskiej Europy odnoszą się do nowo rozbitej tkanki społecznej (przypomina to 'oburzenie' w Niemczech z powodu swastyki nabazgranej na kościele). Twierdzę, że została ona rozbita już na samym etapie swego tworzenia; wykluczenia, wywłaszczenia i infrastruktura rasowa od początku definiowały podwalinę europejskiej nowoczesności. Mój kompas nie wskazuje tutaj 'gorących punktów' na mapie globalnych stosunków międzynarodowych. Nie wskazuje też na 'turbulencje', którymi Bliski Wschód jest tak nieodłącznie obarczony. Jest raczej skierowany na cierpienie spowodowane wyparciem fundamentalnej imperialnej historii Europy i ludzi, na których opierały się przywileje euroamerykańskiego dobrobytu, tj. tych, którzy zostali wciągnięci, zrekrutowani, wydaleni, ponownie zwerbowani, odsunięci na bok, porzuceni, sprowadzeni do obywatelstwa drugiej kategorii lub pozbawieni prawa do zamieszkania i obywatelstwa oraz wyrzuceni poza starannie strzeżone wewnętrzne parametry tego, co Edward Said nazwał 'wyobrażeniową geografią' Europy i jej zniekształconej mapy”.

A.L. Stoler, Interior Frontiers: Essays on the Entrails of Inequality, Oxford 2022.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz