czwartek, 27 lutego 2020

The commune and the swarm / Komuna i rój

The commune and the swarm


"If workers are those who are not allowed to transform the space/time alloted them, then the lesson of the [Paris] Commune can be found in its recognition that revolution consists not in changing the juridical form that allots space/time (for example, allowing a party to appropriate bureaucratic organization) but rather in completely transforming the nature of space/time. It is here that Marx's 'Transform the World' and Rimbaud's 'Changer la Vie' become, as the Surrealists proclaimed, the same slogan. The working existence of the Commune constituted a critique pronounced against geographic zoning whereby diverse forms of socioeconomic power are installed: a breakdown of a prvileged place or places in favor of a permanent exchange between distinct places - thus, the importance of the quartier. Lefebvre's work is especially important in emphasizing the disintegration of the practical, material foundations and habits that organized daily life during the hardships of the siege of Paris in the fall and winter of 1870. In the midst of this disintegration sprang up new networks and systems of communication solidifying small groups: local neighborhood associations, women's clubs, legions of the National Guard, and, above all, the social life of the quartier - groups whose often avowedly revolutionary aspirations were allowed to develop freely in part because the government lacked both the means and the authority to police the city. The local arrodissement gained a considerable degree of autonomy, and the heavily populated districts had come close to being self-governing. The siege allowed new ambiences, new manners of encountering or of meeting with one another to develop that are both the product and the instrument of transformed behavior. 
(...) If 'mature' class consciousness partakes of the serial logic of groupings like the party or the state, then the movement of Rimbaud's swarm is much more that of the informe: the spontaneous, fermenting element of the group. By underlining the unformed, virtual, or 'gathering' nature of Rimbaud's swarm poesis, I am not then qualifying it as 'immature', but rather questioning the theoretical dominance of dicta like 'maturity' and 'immaturity' as conceptually formative in standard Marxist critiques of class consciousness. Liberty or emancipation is the prerequiste condition for acquiring the 'maturity' for liberty - not some reward to be granted when maturity is achieved. 
(...) A class is defined by its interests, and interests operate on the level of the preconscious. A class presents well-defined figures, well-identified roles and métiers, figurative image-models. The swarm, however, is activated by unconscious desire, or by an intensified desire to desire, and desire presents nonfigurative indications: people given way to flows, part-objects that are not synecdoches for some missing totality. (...) If we renounce the evolutionary vision of the swarm as a rudimentary and less well organized social form, as something formeless, utopian, primitive, or otherwise incompatible with the realities of complex society, we can begin to see it as that which escapes from any of those paranoid and colonial formations. (...) Rimbaud's swarm suggests an alternative vision of numbers , of pluralization or the crowd - not the interests of a particular class, but a half-real, half-fantastic libidinal geography of migrants displaced at the limits of class: classes that are fractured, in flight".

K. Ross, The Emergence of Social Space: Rimbaud and the Paris Commune, London and New York 2008, p. 41, 123-124.

Komuna i rój


"Jeśli robotnicy są tymi, którym nie pozwala się przeobrazić przestrzeni/czasu, które zostały im przydzielone, to lekcję Komuny [Paryskiej] odnaleźć można w rozpoznaniu, zgodnie z którym rewolucja nie polega na zmianie formy prawnej, która rozporządza czasem/przestrzenią (przykładowo, poprzez zawłaszczenie biurokratycznej organizacji przez partię), ale raczej na całkowitej transformacji natury przestrzeni/czasu. To tutaj Marksowskie 'zmienianie świata' i Rimbaudowska 'Przemiana życia' stają się, jak głosili surrealiści, tym samym sloganem. Działalność Komuny wyrażała krytykę wypowiedzianą przeciwko geograficznemu strefowaniu, poprzez które rozmaite formy władzy socjoekonomicznej zostają zainstalowane: załamanie uprzywilejowanego miejsca czy miejsc na rzecz permanentnej wymiany pomiędzy zróżnicowanymi miejscami - stąd bierze się waga kwartału [sąsiedztwa]. Dzieło Lefebvre'a jest szczególnie istotne, gdy idzie o podkreślenie dezintegracji praktycznych, materialnych fundamentów i przyzwyczajeń, które organizowały życie codzienne podczas trudów oblężenia Paryża jesienią i zimą 1870 roku. W środku tego rozkładu pojawiły się nowe sieci i systemy komunikacji zespalające małe grupy: lokalne stowarzyszenia sąsiedzkie, kluby kobiece, legiony Gwardii Narodowej i nade wszystko społeczne życie kwartału - grupom, których aspiracje były często bardzo rewolucyjne pozwolono rozwijać je swobodnie po części dlatego, że rząd nie miał ani środków, ani autorytetu, by patrolować miasto. Okręgi dzielnicowe zyskały znaczny poziom autonomii, a wysoce zaludnione dystrykty zbliżyły się do samorządności. Oblężenie umożliwiło rozwój nowego rodzaju atmosfer, nowych manier napotykania czy spotykania się nawzajem, które były tyleż produktem, co instrumentem przeobrażonego zachowania.

(...) Jeśli 'dojrzała' świadomość klasowa uczestniczy w serialnej logice zgrupowań takich jak partia czy państwo, to ruch Rimbaudowskiego roju jest znacznie bardziej bezkształtny: jest spontanicznym, fermentującym elementem grupy. Podkreślając nieuformowaną, wirtualną albo 'zbieracką' naturę Rimbaudowskiej poetyki roju, nie klasyfikuję jej jako 'niedojrzałej', ale raczej kwestionują teoretyczną dominację stwierdzeń takich jak 'dojrzałe' i 'niedojrzałe' jako konceptów kształtujących standardowe marksistowskie krytyki świadomości klasowej. Wyzwolenie czy emancypacja są warunkiem koniecznym do uzyskania 'dojrzałej' wolności - a nie jakąś nagrodą, która nadejdzie, by 'dojrzałość' zostanie osiągnięta. 

(...) Klasa definiowana jest poprzez interesy, a interesy działają na poziomie przedświadomego. Klasa reprezentuje dobrze zdefiniowane postacie, starannie rozpisane role i zajęcia, figuratywne modele. Rój, jednakże, uaktywnia się poprzez nieświadome pragnienie albo zintensyfikowane pragnienie, by pragnąć, a pragnienie zdradza niefiguratywne oznaki: ludzie ustępują miejsca przepływom, obiektom częściowym, które nie są synekdochami jakichś brakujących całości. (...) Jeśli pozbędziemy się ewolucyjnej wizji roju jako elementarnej i słabiej zorganizowanej formy społecznej, jako czegoś bezforemnego, utopijnego, pierwotnego i tak czy owak niekompatybilnego z realiami rozwiniętego społeczeństwa, zaczniemy dostrzegać w nim to, co wymyka się wszelkim paranoicznym i kolonialnym formacjom. (...) Rój Rimbauda sugeruje alternatywną możliwość liczenia, pluralizacji i pospólstwa - nie interesy partykularnej klasy, ale częściowo rzeczywista, częściowo fantastyczna libidinalna geografia migrantów rozproszonych na skraju klasy: klasy, które są popękane, zbiegłe".

K. Ross, The Emergence of Social Space: Rimbaud and the Paris Commune, London and New York 2008, p. 41, 123-124 (tłum. własne).

czwartek, 20 lutego 2020

Before May Day became Red / Zanim 1 maja zalał się czerwienią

Before May Day became Red
"As late as Caesar's time a person might travel through the woods for two months without gaining an unobstructed view of the sky. The immense forests of Europe, Asia, Africa, and America provided the atmosphere with oxygen and the earth with nutrients. Within the woodland ecology our ancestors did not have to work the graveyard shift, or to deal with flextime, or work from Nine to Five. Indeed, the native Americans whom Captain John Smith encountered in 1606 only worked four hours a week. The origin of May Day is to be found in the Woodland Epoch of History. 
(...) Everywhere people "went a-Maying" by going into the woods and bringing back leaf, bough, and blossom to decorate their persons, homes, and loved ones with green garlands. Outside theater was performed with characters like "Jack-in-the-Green" and the "Queen of the May." Trees were planted. Maypoles were erected. Dances were danced. Music was played. Drinks were drunk, and love was made. Winter was over, spring had sprung. 
(...) The farmers, workers, and child-bearers (laborers) of the Middle Ages had hundreds of holy days which preserved the May Green, despite the attack on peasants and witches. (...) The repression had begun with the burning of women and it continued in the 16th century when America was 'discovered', the slave trade was begun, and nation-states and capitalism were formed. In 1550 an Act of Parliament demanded that Maypoles be destroyed, and it outlawed games. In 1644 the Puritans in England abolished May Day altogether. To these work-ethicists the festival was obnoxious for paganism and worldliness. 
(...) The people resisted the repressions. (...) The struggle was brought to Massachusetts in 1626. (...) Thomas Morton settled in Passonaggessit which he named Merry Mount. (...) On May Day, 1627, he and his Indian friends, stirred by the sound of drums, erected a Maypole eighty feet high, decorated it with garlands, wrapped it in ribbons, and nailed to its top the antlers of a buck. (...) Morton attached to the pole the first lyric verses penned in America which concluded: 
With the proclamation that the first of May 
At Merry Mount shall be kept holly day 
(...) Merry Mount became a refuge for Indians, the discontented, gay people, runaway servants, and what the governor called 'all the scume of the countrie'. 
(...) Thomas Morton was a thorn in the side of the Boston and Plymouth Puritans, because he had an alternate vision of Massachusetts. He was impressed by its fertility; they by its scarcity. He befriended the Indians; they shuddered at the thought. He was egalitarian; they proclaimed themselves the 'Elect'. He freed servants; they lived off them. He armed the Indians; they used arms against Indians. To Nathaniel Hawthorne, the destiny of American settlement was decided at Merry Mount. Casting the struggle as mirth vs. gloom, grizzly saints vs. gay sinners, green vs. iron, it was the Puritans who won".

 P. Linebaugh, The Incomplete, True, Authentic and Wonderful History of May Day, Oakland 2016.


Zanim 1 maja zalał się czerwienią
"Jeszcze za czasów Juliusza Cezara można było podróżować poprzez lasy przez dwa miesiące bez dostępu do niezakłóconego widoku nieba. Nieprzebrane lasy Europy, Azji, Afryki i Ameryki dostarczały atmosferze tlenu, a ziemi substancji odżywczych. W ramach leśnej ekologii nasi przodkowie nie musieli pracować na cmentarne zmiany i radzić sobie z elastycznym czasem pracy, albo harować od dziewiątej do piątej. W rzeczy samej, rdzenni Amerykanie, których kapitan John Smith napotkał w roku 1606 pracowali tylko cztery godziny tygodniowo. Korzenie Majowego Święta tkwią w leśnej epoce dziejów.
(...) Ludzie wszędzie udawali się na majówki, idąc do lasu i znosząc liście, konary i kwiaty, przy pomocy których dekorowali innych, domy i swoich ukochanych zielonymi girlandami. Odstawiano teatr na wolnym powietrzu z postaciami takimi jak 'Zielony Jaś' czy 'Majowa Królowa'. Sadzono drzewa. Stawiano Słupy Majowe. Tańczono tańce. Grano muzykę. Pito trunki i uprawiano miłość. Było po zimie, wiosna tryskała.
(...) Chłopi, robotnicy i opiekunki nad dziećmi (pracownice) doby średniowiecza zachowały setki świątecznych dni, które celebrowały Zielony Maj, pomimo ataków na chłopstwo i czarownice. (...) Represje rozpoczęły się od palenia kobiet i były kontynuowane w XVI wieku, kiedy 'odkryto' Amerykę, rozpoczęto handel niewolnikami i postępowało formowanie się państw narodowych i kapitalizmu. W 1550 roku ustawą [angielskiego] parlamentu domagano się niszczenia Słupów Majowych i zakazano obchodów. W 1644 purytanie w Anglii w ogóle zabronili Majowego Święta. Dla tych zwolenników etyki pracy festiwal był obrzydliwy ze względu na swoje pogaństwo i zaaferowanie światem.
(...) Ludzie opierali się represjom. (...) Walka dotarła w 1626 do stanu Massachusetts. (...) Thomas Morton osiedlił się w Passonaggessit, które nazwał Wesołym Wzgórzem.
(...) 1 Maja 1627 wraz ze swoimi indiańskimi przyjaciółmi poruszeni dźwiękiem bębnów, wznieśli Słup Majowy o wysokości 25 metrów, udekorowali go girlandami, zawinęli wstążkami i przybili do jego wierzchołka poroże kozła. (...) Morton umieścił na słupie pierwsze wersy spisane w Ameryce, które zwieńczył następująco:

ogłasza się, że pierwszego maja
na Wesołym Wzgórze obchodzony winien być odświętny dzień

(...) Wesołe Wzgórze stało się miejscem schronienia dla Indian, wszystkich niezadowolonych, homoseksualistów, zbiegłych sługów i tych, których gubernator nazwał 'wszelkimi szumowinami prowincji'. 
(...) Thomas Morton był solą w oku purytan z Plymouth i Bostonu, ponieważ miał inną niż oni wizję Massachusetts. On był pod wrażeniem płodności stanu; oni zwracali uwagę na nieurodzaj. On przyjaźnił się z Indianami; oni wzdrygali się na samą myśl o tym. On był egalitarystą; oni ogłaszali się 'wybrańcami'. On wyzwalał sługów; oni żyli z ich pracy. On zbroił Indian; oni używali broni przeciwko Indianom. Zdaniem Nathaniela Hawthorne'a, przeznaczenie amerykańskiego osadnictwa zostało rozstrzygnięte na Wesołym Wzgórzu. W walce wesołości przeciwko mrokowi, sędziwych świętoszków i gejowskich grzeszników, zieleni i stali, zwycięstwo przypadło purytanom".

P. Linebaugh, The Incomplete, True, Authentic and Wonderful History of May Day, Oakland 2016 (tłum. własne).

niedziela, 16 lutego 2020

The ethics of the inn and the spirit of idleness / Etyka karczemna i duch próżniactwa

The ethics of the inn and the spirit of idleness


"The journalism of the reign of Stanisław August [1764-1795] resounds with complaints about a large loose population, which wanders around the country for money and alms.  It is this kind of people that proclamations and ordinances of administrative and police authorities try to suppress. The enlightened public opinion demands finding the ways to eliminate begging and vagrancy, there appears project of productive elicitation of people who 'play with idleness'. 
(...) The working man of the 18th century had limited material needs, his standard of living was extremely low, he did not want to raise it, expand the scope of his needs, all the more to start saving and collecting money, because what he could have done with them in those conditions? 
(...) Those limited needs and his inclination to play, his love to the inn, to living with fantasy, are strictly related to the attitude to work. The man is ready to work when he has to, when he's broke to the wide; he never saves his money, he spends it generously, without thinking about tomorrow, he unloads himself in his own way. (...) Once he felt the earnings in his pocket, then work for a shorter or longer time, regardless of salary, become unnecessary, it was a burden.
Therefore the tendency of policy in the new period was comprised not of elimination of loose population in the sense of former police and ordinal laws; it was destined instead to controlling the population of laborers, to catching it in the notches of social discipline, to re-creating it in order to force it to cease being the elusive, lawless, unbound, volatile human dust, alternately working, wandering and begging - in short, bearing the features of their 'marginal' position, the characteristic of a group without its own place in the hierarchy and social structure, and slipping from the oppression and exploitation. The meaning of the administrative ordinances of the Stanisław's era, in relation to the wage-earning population, was the pursuance to take it under the strict records and control, in order to make it a tool for gentry agriculture and rising industrial enterprise".
N. Assorodobraj, Początki klasy robotniczej: Problem rąk roboczych w przemyśle polskim epoki stanisławowskiej, Warszawa 1966, p. 37, 124, 126-127, 133 (my own translation).


Etyka karczemna i duch próżniactwa


"Publicystyka z okresu Stanisława Augusta rozbrzmiewa skargami na liczną ludność luźną, wędrującą po kraju za zarobkiem i jałmużną. Z ludnością tą walczą uniwersały i zarządzenia władz administracyjno-policyjnych. Światła opinia publiczna domaga się znalezienia sposobów likwidacji żebractwa i włóczęgostwa, pojawiają się projekty uproduktywnienia ludzi 'bawiących się próżniactwem'. 
(...) Człowiek pracy wieku XVIII miał ograniczone potrzeby materialne, jego poziom życia był niezwykle niski, nie wykazywał dążności do podniesienia go, rozszerzenia swego zakresu potrzeb, tym bardziej do oszczędzania i zbierania pieniędzy, bo cóż by z nimi robił w ówczesnych warunkach?  
(...) Te ograniczone potrzeby i zamiłowanie do zabawy, do karczmy, do życia z fantazją, związane są ściśle ze stosunkiem do pracy. Człowiek pracuje wtedy, gdy musi, gdy nie ma już grosza przy duszy; zarobionych pieniędzy bynajmniej nie oszczędza, wydaje je hojnie, bez myśli o jutrze, wyżywa się po swojemu. (...) Gdy poczuł zarobek w kieszeni, praca na czas krótszy lub dłuższy, zależnie od wysokości zarobku, stawała się niepotrzebna, była ciężarem. 
Toteż tendencją polityki władz nowego okresu nie jest likwidacja ludności luźnej w sensie dawnych przepisów policyjno-porządkowych; jest nią natomiast dążenie do opanowania ludności wyrobniczej, do ujęcia jej w karby dyscypliny społecznej, do urobienia jej, by przestała być owym nieuchwytnym, samowolnym, nieznoszącym więzów, lotnym prochem ludzkim, pracującym, włóczącym się i żebrzącym na przemian - słowem noszącym cechy swego 'marginesowego' położenia, cechy grupy bez określonego miejsca w hierarchii i strukturze społecznej, a wymykającej się spod ucisku i wyzysku. Sensem zarządzeń administracyjnych epoki stanisławowskiej w stosunku do ludności najemnej będzie dążenie do wzięcia jej pod ścisłą ewidencję i kontrolę, aby stała się powolnym narzędziem na usługach pańskiej gospodarki rolnej i rodzącego się przedsiębiorstwa przemysłowego."

N. Assorodobraj, Początki klasy robotniczej: Problem rąk roboczych w przemyśle polskim epoki stanisławowskiej, Warszawa 1966, s. 37, 124, 126-127, 133.

czwartek, 13 lutego 2020

The tragedy of the teenage pasture / Tragedia nastoletniego pastwiska

The tragedy of the teenage pasture


"The later years, somewhere around the age 14-16, were designated by the period of the-so called "pasionka" (grazing), which was combined with school learning, often charged only in the winter months. (...) Staying on the pasture left rather pleasant memories as a time of (not so laborious) work, but also of lively social contacts mixed with learning various useful skills - starting from dances and chants, and finishing with making small items and plaiting straw hats. 

(...) The working conditions of adolescents became significantly deteriorated during the time of enfranchisement, mainly due to elimination of the commons. As a result of this regulation, the village lost land intended for common use, especially pastures. From then on, most farmers grazed cattle on their own piece of land, and child or hired herdsman spend whole days alone, forced to deal with animals by himself. (...) Contacts with the peer groups were then restricted only to the village area and clearly acquired solely ludic character. It happened so to such an extent that it launched complaints about unruly amused teenagers who did not respect the elderly and more often used prohibited drugs (especially cigarettes)".

I. Bukraba-Rylska, Socjologia wsi polskiej, Warszawa 2013, p. 154-155 (my own translation).

Tragedia nastoletniego pastwiska


"Lata późniejsze, mniej więcej do 14-16 roku życia, to tzw. okres pasionki, połączonej z nauką szkolną, często pobieraną jednak tylko w miesiącach zimowych. (...) Pobyt na pastwisku pozostawiał po sobie raczej miłe wspomnienia jako czas nie tylko (niezbyt uciążliwej) pracy, ale też ożywionych kontaktów towarzyskich połączonych z nauką różnych przydatnych umiejętności - zaczynając od tańców i przyśpiewek, a kończąc na wyrobie drobnych przedmiotów i pleceniu słomkowych kapeluszy. 

(...) Warunki pracy dorastającej młodzieży uległy znacznemu pogorszeniu w okresie uwłaszczenia, głównie na skutek likwidowania serwitutów. W wyniku tej regulacji wsie traciły grunty przeznaczone do wspólnego użytkowania, przede wszystkim pastwiska. Odtąd większość gospodarzy wypasała bydło na swoim kawałku ziemi, a dziecko lub najęty pastuch spędzał całe dnie w odosobnieniu, zmuszony w pojedynkę radzić sobie ze zwierzętami. (...) Kontakty z grupą rówieśniczą zostały odgraniczone wówczas tylko do terenu wsi i wyraźnie nabrały wyłącznie ludycznego charakteru, do tego stopnia, że zaczęto utyskiwać na niesforność rozbawionych nastolatków, które nie szanowały starszych i coraz częściej sięgały po zabronione używki (zwłaszcza papierosy)".

I. Bukraba-Rylska, Socjologia wsi polskiej, Warszawa 2013, s. 154-155.

poniedziałek, 10 lutego 2020

Drainage of commons, drainage of bodies / Osuszanie dóbr wspólnych, osuszanie ciał

Drainage of commons, drainage of bodies

„The major expansion of boundaries began in the eleventh century. "Under the combined pressure of land enclosures and population growth, society expanded not only outwardly but inwardly to a certain extent as well; it began to differentiate itself, to add new cells and form new organs: the cities." (Elias) Land was cleared on a larger scale, and those who cleared it battled over the right to use common lands, and the forested places and fishing grounds surrounding the settlements.

(…) Elias repeatedly stresses that fact that the process of self-limiting ego formation and the centralization of state authority are not to be seen as separable. In other words, the "ego" became a kind of microcosmic centralized state authority. (…) Relaxation of social constraints, necessitated mainly by a considerable widening of distances, became a potential source of new freedoms for the human body. Every new trade route disclosed a novel pleasure; every new object from some foreign land held the possibility of a new feeling.

(…) In the absence of direct intervention by external authority, people had little reason, and probably lacked the ability, to set up barriers against possible new, pleasurable expansions of bodily boundaries—even when their lives depended upon it. ‘At the close of the Middle Ages, a bodily frenzy spread through Europe, from Sicily to the Lower Rhine, in the form of the dancing madness or St. Virus dance. People danced themselves to death’.

(...) In the face of these prospects, the kind of repression that had nurtured capitalism in its infancy could no longer be organized. Dams had to be erected—and plenty of them. The weapons that had beaten down the peasant revolts were no longer sufficient. Neither were the witch-burnings, though they continued apace. The more visible freedom of women was directly combatted in a simultaneous attempt to prevent a more general unfolding of human pleasures in relations between the sexes.

(…) Something different was also needed, however, for men who might be led into temptation. (…) Luther and the reformers stepped out of the wings, blueprints for dam-building under their arms: (…) the God within”.

[The drained ground for fascism was thus prepared:] ‘Alongside ardent German fanatics, a mindlessly angry German riffraff; alongside Russian rabble-rousers, a bestial Polish contingent from the mines and factories of Lower Rhine-Westphalia. And among the nurses, prostitution as if some swamp had spewed them forth. Alcoholism and licentiousness in men and women’ (Rudolf Herzog)”.


K. Theweleit, Male Fantasies. Volume 1: Women, Floods, Bodies, History, Minneapolis 1987, p. 302-303, 306, 308-309, 392.



Osuszanie dóbr wspólnych, osuszanie ciał
„Wielkie procesy znoszenia granic rozpoczynają się w XI wieku: ‘Wskutek ciśnienia wywołanego brakiem ziemi i wzrostem populacji, społeczeństwo zaczyna prowadzić ekspansję nie tylko na zewnątrz, lecz również niejako do wewnątrz; zaczyna się różnicować, tworzy nowe komórki, wykształca nowe organy – miasta’ [Norbert Elias]. Na wielkich obszarach karczuje się lasy, a karczownicy wywalczają sobie prawo użytkowania ziem gminnych [dóbr wspólnych] oraz rozciągających się wokół terenów leśnych i łowisk.

(...) Elias stale podkreśla, że procesu budowy odgraniczającego się Ja nie sposób oddzielić od centralizacji władz państwowych. Ja staje się więc czymś w rodzaju zcentralizowanej władzy państwowej w miniaturze. (…) Osłabiona społeczna kontrola, uwarunkowana przede wszystkim znacząco wzrastającymi odległościami, odsłoniła nowe horyzonty wolności dla ludzkiego ciała. Każdy nowy szlak handlowy jawi się jako nowe źródło przyjemności, każdy nowy, przywieziony z dalekich krain przedmiot odsłania możliwość nowego uczucia.

(…) O ile nie interweniowała jakaś zewnętrzna instancja przemocy, ludzie nie mieli powodu – a po prawdzie także i zdolności – do zamykania się na możliwość nowych uciech znoszącego granice ciała, nawet jeśli często kosztowało ich to życie: ‘pod koniec średniowiecza cielesne rozpętanie pod postacią <<tanecznego szału>> albo <<tańca św. Wita>> ogarnęło całą Europę od Sycylii aż po Nadrenię; ludzie zatańcowywali się na śmierć’.

(…) W tych warunkach nie dało się już organizować tłumienia, na którym opierał się rozwój kapitalizmu we wczesnej fazie. Należało zbudować nowe tamy, wiele tam. Środki, za pomocą których pokonano chłopskie powstania przestały wystarczać. Podobnie jak palenie czarownic na stosie, które skądinąd wciąż trwało. Kłującą w oczy wolność kobiet zwalczano w sposób bezpośredni, a wraz z nią prewencyjnie powstrzymywano w ogóle rozwój ludzkich pragnień odnoszących się do płci.

(..) Dla wodzonych na pokuszenie mężczyzn trzeba było jednak wymyślić jeszcze coś innego, (…) całkiem nową granicę. Zza kulis wyłania się Luter i inni reformatorzy z planami budowy tam pod pachą: (…) Boga, który mieszka w środku.

[Grunt pod faszyzm został osuszony:] ‘Obok wzburzonych niemieckich fanatyków, wściekły niemiecki motłoch; obok rosyjskich podżegaczy zezwierzęcony polski lud z kopalń i fabryk z Północnej Nadrenii-Westfalii. Wśród pielęgniarek zaś mnóstwo kurewstwa, jak gdyby rozlało się tu jakieś bagno. Pijaństwo i rozpusta mężczyzn i kobiet’ (Rudolf Herzog)”.

K. Theweleit, Męskie Fantazje, Tom 1. Kobiety, strumienie, ciała, historia, przeł. M. Herer, Warszawa 2015, s. 305-306, 310, 312, 397.

niedziela, 9 lutego 2020

The dangerous animals / Niebezpieczne zwierzęta

 The dangerous animals

"I believe that this instinct to perpetuate useless work is, at bottom, simply fear of the mob. The mob (the thought runs) are such low animals that they would be dangerous if they had leisure; it is safer to keep them too busy to think.

(...) It is this fear of a supposedly dangerous mob that makes nearly all intelligent people conservative in their opinions. (...) From this ignorance a superstitious fear of the mob results quite naturally. The educated man pictures a horde of submen, wanting only a day’s liberty to loot his house, burn his books, and set him to work minding a machine or sweeping out a lavatory. ‘Anything,’ he thinks, ‘any injustice, sooner than let that mob loose.’ He does not see that since there is no difference between the mass of rich and poor, there is no question of setting the mob loose. The mob is in fact loose now, and — in the shape of rich men — is using its power to set up enormous treadmills of boredom, such as ‘smart’ hotels.

To sum up. A PLONGEUR is a slave, and a wasted slave, doing stupid and largely unnecessary work. He is kept at work, ultimately, because of a vague feeling that he would be dangerous if he had leisure. And educated people, who should be on his side, acquiesce in the process, because they know nothing about him and consequently are afraid of him. (...) In practice nobody cares whether work is useful or useless, productive or parasitic; the sole thing demanded is that it shall be profitable. (...) By this test beggars fail, and for this they are despised. If one could earn even ten pounds a week at begging, it would become a respectable profession immediately. A beggar, looked at realistically, is simply a businessman, getting his living, like other businessmen, in the way that comes to hand".
G. Orwell, Down and Out in Paris and London, p. 142-144, 207.


Niebezpieczne zwierzęta

"Praprzyczyną instynktu, który każe jednym ludziom nieustannie zaprzęgać innych do bezużytecznej pracy, jest zwykły strach przed tłumem. Tłum bowiem (jak się wydaje bogatym) składa się ze zwierząt tak dalece prymitywnych, iż gdyby tylko ofiarować im odpoczynek, stałyby się niebezpieczne, lepiej przeto zapewnić im jakieś zajęcie, żeby nie miały czasu na myślenie.
(...) Strach przed rzekomo niebezpiecznym tłumem powoduje, że niemal cała inteligencja żywi konserwatywne przekonania. (...) Zabobonny lęk przed tłumem jest naturalnym owocem jego [człowieka wykształconego] ignorancji. Człowiek wykształcony wyobraża sobie hordę podludzi, której trzeba tylko dnia bezczynności, żeby splądrowała mu dom, spaliła jego księgozbiór, zaś jego samego wysłała do obsługiwania maszyny albo sprzątania wychodków. - Wszystko - myśli ktoś taki - każda niesprawiedliwość, byleby tylko trzymać ten tłum na smyczy. - Nie dostrzega jednak, że ponieważ nie ma żadnej różnicy między zbiorowością bogaczy i biedoty, nie ma mowy o spuszczaniu kogokolwiek ze smyczy. Tłum już i tak zyskał wolność, no i - w osobach bogaczy - wykorzystuje obecnie swoją siłę do wznoszenia ogromnych kombinatów nudy, na przykład 'wytwornych' hoteli.
Podsumujmy. Plongeur [pomywacz] jest niewolnikiem, a na dobitkę niewłaściwie wykorzystywanym niewolnikiem, wykonującym idiotyczną i najczęściej nikomu niepotrzebną pracę. Prawdziwą przyczyną tego, że nigdy nie brakuje mu pracy, jest niewyraźne przeświadczenie, iż gdyby dysponował wolnym czasem, mógłby się stać niebezpieczny. Osoby zaś wykształcone, które powinny opowiedzieć się po jego stronie, nie pragną żadnych zmian, ponieważ ani trochę go nie znają - dlatego też odczuwają przed nim lęk. (...) Nikogo praktycznie nie obchodzi, czy praca jest potrzebna, czy też nieprzydatna; czy jest ona pożyteczna, czy bezproduktywna - wymaga się tylko jednego: żeby przynosiła zysk. (...) Żebracy nie spełniają wymagań tego kryterium i właśnie za to otaczani są pogardą. Gdyby można było żebraniną zarobić nawet dziesięć funtów tygodniowo, ręczę, iż stałaby się ona natychmiast poważanym zawodem. Żebrak, patrząc realistycznie, jest wyłącznie biznesmenem, zarabiającym na utrzymanie tak, jak to potrafi".

G. Orwell, Na dnie w Paryżu i w Londynie, przeł. B. Zborski, Warszawa 2019, s. 138-139, 203.

piątek, 7 lutego 2020

Making public parks common / Od parków publicznych do wspólnych

Making public parks common

"‘Public space’ is widely assumed today to be an unquestionably good concept, and a simple one at that. In fact, the reason why certain spaces are declared public – in terms of ownership and jurisdiction – is to protect their dialectical opposite, that is to say private property.

(...) Perhaps the most controversial but fascinating case of a new type of public space introduced as a support of ongoing accumulation is, ironically enough, the most ‘natural’ of all archetypes: the park.

(...) the park represented a compensation for the hectic and polluted city tissue, open to the enjoyment of all classes. In fact, this compensation was only a token gesture vis-à-vis the hardships working people had to face. What these parks actually did, on the other hand, was to give the lower classes a glimpse of other lifestyles, contributing in a crucial manner to establish aspirations and desires that are fundamental to a consumer society.

(...) the invention of the modern city park works as a strategy to divide and conquer. Cutting leisure from work, the park is meant to give the illusion of being a public service, while in fact establishing all kinds of asymmetries – first and foremost, in terms of land prices.

(...) It is evident that the park per se, seen just as a large, green public space has the potential of being an extremely positive addition to a city: and nevertheless by and large parks developed in the last two centuries have adhered to the old recipe and unwittingly become instruments of speculation, appropriation, and ultimately accumulation. To rethink a park today would therefore mean to rethink the urban territory beyond zoning, beyond the asymmetries created by land value, and especially beyond the everthinning divide between leisure and production".


P.V. Aureli, M.S. Giudici, Barbarism Begins at Home: Territory and Primitive Accumulation, Architectural Association School of Architecture, p. 13-15.


Od parków publicznych do wspólnych

"'Przestrzeń publiczna' jest dzisiaj szeroko przyjmowana za bezsprzecznie pozytywny i prosty koncept. W rzeczywistości, powody, dla których określone przestrzenie zostają uznane za publiczne - w znaczeniu własności i jurysdykcji - wiążą się z ochroną ich dialektycznego przeciwieństwa, to znaczy, własności prywatnej.

(...) Być może najbardziej kontrowersyjnym, choć zarazem fascynującym przypadkiem nowego typu przestrzeni publicznej, wprowadzonym dla wsparcia ciągłej akumulacji jest - o ironio - najbardziej 'naturalny' ze wszystkich archetypów: park.

(...) park stanowił rekompensatę dla gorączkowej i zanieczyszczonej tkanki miejskiej, otwartą na użytek wszystkich klas. W rzeczywistości, rekompensata ta była tylko symbolicznym gestem w obliczu trudności, z jakimi musieli zmierzyć się ludzie pracy. To, co przyniosły ze sobą parki to, z drugiej strony, zagwarantowanie klasom niższym spojrzenia na inne style życia, które przyczyniło się do pojawienia się aspiracji i pragnień o fundamentalnym znaczeniu dla społeczeństwa konsumpcyjnego.

(...) wynalezienie nowoczesnego parku miejskiego działa jako strategia z gatunku 'dziel i rządź'. Oddzielając wypoczynek od pracy, park miał dostarczać iluzji bycia usługą publiczną, podczas gdy tak naprawdę ustanawiał wszelkiego rodzaju asymetrie - nader wszystko wyrażone w cenach gruntów.

(...) park jako taki ewidentnie, gdy jest widziany jako duża, zielona przestrzeń publiczna ma potencjał bycia ogromnie pozytywnym elementem dla miasta: mimo to, w przeważającej mierze duże parki tworzone w ostatnich dwóch stuleciach stosowały się do starej receptury i nieświadomie stawały się instrumentami spekulacji, zawłaszczenia i - koniec końców - akumulacji. Przemyślenie roli parku dzisiaj oznaczałoby zatem konieczność przemyślenia miejskiego terytorium poza strefowaniem, poza asymetriami wykreowanymi przez wartość gruntów i przede wszystkim poza wiecznym podziałem na rozrywkę i produkcję".

P.V. Aureli, M.S. Giudici, Barbarism Begins at Home: Territory and Primitive Accumulation, Architectural Association School of Architecture, s. 13-15 (tłum. własne).

poniedziałek, 3 lutego 2020

The commons and tax office / Dobra wspólne i Urząd Skarbowy

The commons and tax office
"Although it was possible to estimate the arable land of each community and, making some assumptions about crop yields and subsistence needs, arrive at a plausible tax burden, these villagers derived a substantial part of their livelihood from the commons by fishing, forestry, collecting resin, hunting, and making charcoal. Monitoring this kind of income was almost impossible. Nor would crude estimates of the value of the commons solve the problem, for the inhabitants of nearby villages often shared one another's commons (even though the practice was outlawed). The mode of production in such communities was simply incompatible with the assumption of individual freehold tenure implicit in a cadastral map. It was claimed, although the evidence is not convincing, that common property was less productive than freehold property. The state's case against communal forms of land tenure, however, was based on the correct observation that it was fiscally illegible and hence fiscally less productive.
(...) As long as common property was abundant and had essentially no fiscal value, the illegibility of its tenure was no problem. But the moment it became scarce (when "nature" became "natural resources"), it became the subject of property rights in law, whether of the state or of the citizens. The history of property in this sense has meant the inexorable incorporation of what were once thought of as free gifts of nature: forests, game, wasteland, prairie, subsurface minerals, water and watercourses, air rights (rights to the air above buildings or surface area), breathable air, and even genetic sequences, into a property regime. In the case of common-property farmland, the imposition of freehold property was clarifying not so much for the local inhabitants the customary structure of rights had always been clear enough to them - as it was for the tax official and the land speculator. The cadastral map added documentary intelligence to state power and thus provided the basis for the synoptic view of the state and a supralocal market in land.
(...) The fact that a field designated as growing wheat or hay might also be a significant source of bedding straw, gleanings, rabbits, birds, frogs, and mushrooms was not so much unknown as ignored lest it needlessly complicate a straightforward administrative formula. The most significant instance of myopia, of course, was that the cadastral map and assessment system considered only the dimensions of the land and its value as a productive asset or as a commodity for sale. Any value that the land might have for subsistence purposes or for the local ecology was bracketed as aesthetic, ritual, or sentimental values."

J.C. Scott, Seeing Like A State: How Certain Schemes to Improve the Human Condition Have Failed, New Haven and London 1998, p. 13, 39, 47.

Dobra wspólne i Urząd Skarbowy

"Chociaż było możliwe oszacowanie gruntów ornych każdej społeczności i - poprzez dokonanie pewnych założeń odnośnie rozmiaru plonów i potrzeb związanych z utrzymaniem - ustalić sensowne obciążenia podatkowe, ci wieśniacy uzyskiwali znaczącą część swojego utrzymania z dóbr wspólnych poprzez łowienie ryb, leśnictwo, zbieractwo żywicy, łowiectwo i wytwarzanie węgla drzewnego. Monitorowanie tego typu dochodu było niemalże niemożliwe. Również przybliżone szacunki wartości dóbr wspólnych nie rozwiązywały problemu, ponieważ mieszkańcy pobliskich wiosek często współdzielili ze sobą dobra wspólne (nawet jeśli praktyka ta była zakazana). Sposób produkcji w takich społecznościach był po prostu niekompatybilny z założeniem o indywidualnym posiadaniu gruntu, przyjmowanym implicytnie w mapach katastralnych. Twierdzono, chociaż dowody ku temu nie były przekonujące, że dobra wspólne były mniej wydajne niż prywatne posiadanie gruntów na własność. Jednak wystąpienie państwa przeciwko komunalnym formom utrzymania ziemi było oparte na poprawnym spostrzeżeniu, że były one fiskalnie nieczytelne, a co za tym idzie - mniej produktywne, jeśli chodzi o cele podatkowe.
(...) Tak długo jak dobra wspólne występowały w obfitości i nie miały żadnej istotnej wartości podatkowej, nieczytelność ich statusu własnościowego nie stanowiła problemu. Ale w momencie, gdy stały się rzadkie (kiedy 'naturę' przekształcono w 'zasoby naturalne'), znalazły się pod mocą prawa własności prywatnej, czy to należącej do państwa czy do jego obywateli. W tym sensie historia własności wiąże się z nieubłaganym włączeniem w jej reżim czegoś, co kiedyś uchodziło za wolne dary natury: lasów, zwierzyny, nieużytków, prerii, minerałów podpowierzchniowych, wody i cieków wodnych, praw do powietrza (praw do powietrza nad budynkami i powierzchnią), powietrza nadającego się do oddychania nim, a nawet sekwencji genetycznych. W przypadku wspólnotowej ziemi uprawnej, narzucenie własności prywatnej oznaczało klaryfikację obowiązujących stosunków nawet nie tyle dla lokalnych mieszkańców, dla których zwyczajowe struktury zawsze były wystarczająco jasne - służyło ono urzędnikowi podatkowemu i spekulantowi ziemskiemu. Mapa katastralna dodała udokumentowanej wiedzy władzy państwowej i tym samym dostarczyła podstaw dla synoptycznego spojrzenia państwa i dla ponadlokalnego rynku gruntów.
(...) Fakt, że pole oznaczone jako uprawa pszenicy czy siana może być także znaczącym źródłem słomy pościelowej, pokłosia, królików, ptaków, żab i grzybów był nawet nie tyle nieznany administracyjnej formule, co ignorowany, ponieważ komplikował jej oczywistość. Najistotniejszym przypadkiem krótkowzroczności było rzecz jasna to, że mapa katastralna i system oceny uwzględniały jedynie te wymiary ziemi i jej wartość, które nadawały się na aktywa produkcyjne lub na towar podlegający sprzedaży. Każdego rodzaju wartość, jaką ziemia może mieć dla zaspokojenia potrzeb utrzymania czy dla lokalnej ekologii, ujmowane były jako estetyczne, rytualne czy sentymentalne".
J.C. Scott, Seeing Like A State: How Certain Schemes to Improve the Human Condition Have Failed, New Haven and London 1998, p. 13, 39, 47.