The commons and tax office
"Although it was possible to estimate the arable land of each community and, making some assumptions about crop yields and subsistence needs, arrive at a plausible tax burden, these villagers derived a substantial part of their livelihood from the commons by fishing, forestry, collecting resin, hunting, and making charcoal. Monitoring this kind of income was almost impossible. Nor would crude estimates of the value of the commons solve the problem, for the inhabitants of nearby villages often shared one another's commons (even though the practice was outlawed). The mode of production in such communities was simply incompatible with the assumption of individual freehold tenure implicit in a cadastral map. It was claimed, although the evidence is not convincing, that common property was less productive than freehold property. The state's case against communal forms of land tenure, however, was based on the correct observation that it was fiscally illegible and hence fiscally less productive.
(...) As long as common property was abundant and had essentially no fiscal value, the illegibility of its tenure was no problem. But the moment it became scarce (when "nature" became "natural resources"), it became the subject of property rights in law, whether of the state or of the citizens. The history of property in this sense has meant the inexorable incorporation of what were once thought of as free gifts of nature: forests, game, wasteland, prairie, subsurface minerals, water and watercourses, air rights (rights to the air above buildings or surface area), breathable air, and even genetic sequences, into a property regime. In the case of common-property farmland, the imposition of freehold property was clarifying not so much for the local inhabitants the customary structure of rights had always been clear enough to them - as it was for the tax official and the land speculator. The cadastral map added documentary intelligence to state power and thus provided the basis for the synoptic view of the state and a supralocal market in land.
(...) The fact that a field designated as growing wheat or hay might also be a significant source of bedding straw, gleanings, rabbits, birds, frogs, and mushrooms was not so much unknown as ignored lest it needlessly complicate a straightforward administrative formula. The most significant instance of myopia, of course, was that the cadastral map and assessment system considered only the dimensions of the land and its value as a productive asset or as a commodity for sale. Any value that the land might have for subsistence purposes or for the local ecology was bracketed as aesthetic, ritual, or sentimental values."
J.C. Scott, Seeing Like A State: How Certain Schemes to Improve the Human Condition Have Failed, New Haven and London 1998, p. 13, 39, 47.
Dobra wspólne i Urząd Skarbowy
"Chociaż było możliwe oszacowanie gruntów ornych każdej społeczności i - poprzez dokonanie pewnych założeń odnośnie rozmiaru plonów i potrzeb związanych z utrzymaniem - ustalić sensowne obciążenia podatkowe, ci wieśniacy uzyskiwali znaczącą część swojego utrzymania z dóbr wspólnych poprzez łowienie ryb, leśnictwo, zbieractwo żywicy, łowiectwo i wytwarzanie węgla drzewnego. Monitorowanie tego typu dochodu było niemalże niemożliwe. Również przybliżone szacunki wartości dóbr wspólnych nie rozwiązywały problemu, ponieważ mieszkańcy pobliskich wiosek często współdzielili ze sobą dobra wspólne (nawet jeśli praktyka ta była zakazana). Sposób produkcji w takich społecznościach był po prostu niekompatybilny z założeniem o indywidualnym posiadaniu gruntu, przyjmowanym implicytnie w mapach katastralnych. Twierdzono, chociaż dowody ku temu nie były przekonujące, że dobra wspólne były mniej wydajne niż prywatne posiadanie gruntów na własność. Jednak wystąpienie państwa przeciwko komunalnym formom utrzymania ziemi było oparte na poprawnym spostrzeżeniu, że były one fiskalnie nieczytelne, a co za tym idzie - mniej produktywne, jeśli chodzi o cele podatkowe.
(...) Tak długo jak dobra wspólne występowały w obfitości i nie miały żadnej istotnej wartości podatkowej, nieczytelność ich statusu własnościowego nie stanowiła problemu. Ale w momencie, gdy stały się rzadkie (kiedy 'naturę' przekształcono w 'zasoby naturalne'), znalazły się pod mocą prawa własności prywatnej, czy to należącej do państwa czy do jego obywateli. W tym sensie historia własności wiąże się z nieubłaganym włączeniem w jej reżim czegoś, co kiedyś uchodziło za wolne dary natury: lasów, zwierzyny, nieużytków, prerii, minerałów podpowierzchniowych, wody i cieków wodnych, praw do powietrza (praw do powietrza nad budynkami i powierzchnią), powietrza nadającego się do oddychania nim, a nawet sekwencji genetycznych. W przypadku wspólnotowej ziemi uprawnej, narzucenie własności prywatnej oznaczało klaryfikację obowiązujących stosunków nawet nie tyle dla lokalnych mieszkańców, dla których zwyczajowe struktury zawsze były wystarczająco jasne - służyło ono urzędnikowi podatkowemu i spekulantowi ziemskiemu. Mapa katastralna dodała udokumentowanej wiedzy władzy państwowej i tym samym dostarczyła podstaw dla synoptycznego spojrzenia państwa i dla ponadlokalnego rynku gruntów.
(...) Fakt, że pole oznaczone jako uprawa pszenicy czy siana może być także znaczącym źródłem słomy pościelowej, pokłosia, królików, ptaków, żab i grzybów był nawet nie tyle nieznany administracyjnej formule, co ignorowany, ponieważ komplikował jej oczywistość. Najistotniejszym przypadkiem krótkowzroczności było rzecz jasna to, że mapa katastralna i system oceny uwzględniały jedynie te wymiary ziemi i jej wartość, które nadawały się na aktywa produkcyjne lub na towar podlegający sprzedaży. Każdego rodzaju wartość, jaką ziemia może mieć dla zaspokojenia potrzeb utrzymania czy dla lokalnej ekologii, ujmowane były jako estetyczne, rytualne czy sentymentalne".
J.C. Scott, Seeing Like A State: How Certain Schemes to Improve the Human Condition Have Failed, New Haven and London 1998, p. 13, 39, 47.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz