sobota, 5 września 2020

How a dog domesticated a barbarian / Jak pies udomowił barbarzyńcę

How a dog domesticated a barbarian

"The term 'domesticate' is normally understood as an active verb taking a direct object, as in 'Homo sapiens domesticated rice . . . domesticated sheep', and so on. This overlooks the active agency of domesticates. It is not so clear, for example, to what degree we domesticated the dog or the dog domesticated us. And what about the 'commensals' —sparrows, mice, weevils, ticks, bedbugs—that were not invited to the resettlement camp but gate-crashed anyway, as they found the company and the food congenial. And what about the 'domesticators in chief', Homo sapiens? Were not they domesticated in turn, strapped to the round of ploughing, planting, weeding, reaping, threshing, grinding, all on behalf of their favorite grains and tending to the daily needs of their livestock? It is almost a metaphysical question who is the servant of whom—at least until it comes time to eat. 
(...) The barbarian zone, as it were, is essentially the mirror image of the agro-ecology of the state. It is a zone of hunting, slash-and-burn cultivation, shellfish collection, foraging, pastoralism, roots and tubers, and few if any standing grain crops. It is a zone of physical mobility, mixed and shifting subsistence strategies: in a word, 'illegible' production. If the barbarian realm is one of diversity and complexity, the state realm is, agro-economically speaking, one of relative simplicity. Barbarians are not essentially a cultural category; they are a political category to designate populations not (yet?) administered by the state. The line on the frontier where the barbarians begin is that line where taxes and grain end. The Chinese used the terms 'raw' and 'cooked' to distinguish between barbarians. Among groups with the same language, culture, and kinship systems, the 'cooked' or more 'evolved' segment comprised those whose households had been registered and who were, however nominally, ruled by Chinese magistrates. They were said to 'have entered the map'. 
As sedentary communities, the earliest states were vulnerable to more mobile nonstate peoples. If one thinks of hunters and foragers as specialists at locating and exploiting food sources, the static aggregations of people, grain, livestock, textiles, and metal goods of sedentary communities represented relatively easy pickings. Why should one go to the trouble of growing a crop when, like the state (!), one can simply confiscate it from the granary. As the Berber saying so eloquently attests, 'Raiding is our agriculture'."

J.C. Scott, Against the Grain: A Deep History of the Earliest States, Yale 2017.


Jak pies udomowił barbarzyńcę

"Termin 'udomowić' jest zwykle rozumiany jako czasownik w trybie czynnym nakierowany na konkretny przedmiot, jak w zdaniu: 'Homo sapiens udomowił ryż..., udomowił owce' itd. Pomija to aktywny udział samych udomawianych. Jednak nie jest jasne, w jakim stopniu na przykład to my udomowiliśmy psa, a w jakim to pies udomowił nas. A co ze 'współbiesiadnikami' - wróblami, myszami, ryjowcami, kleszczami, pluskwami - które nie zostały zaproszone do obozu przesiedleńczego, ale i tak się do niego włamały, gdy uznały, że odpowiada im towarzystwo i jedzenie? I co z 'głównodowodzącymi udomowionymi', Homo sapiens? Czy on także nie został udomowiony, przywiązany do orania, sadzenia, pielenia, żęcia, młócenia i mielenia w imię pozyskania swoich ulubionych zbóż, podobnie jak do codziennego dbania o potrzeby zwierząt gospodarskich? Jest to pytanie o wymiarze niemal metafizycznym: kto jest czyim sługą - przynajmniej do czasu, kiedy nadejdzie pora posiłku. 
(...) Terytorium zajmowane przez barbarzyńskie plemiona było w istocie przeciwieństwem agroekologii państwa. To strefa myślistwa, rolnictwa żarowo-wypaleniskowego, połowu skorupiaków, zbieractwa, pasterstwa, korzonków i bulw oraz nielicznych, jeżeli w ogóle, roślin zbożowych o sztywnym źdźble. To obszar fizycznej mobilności, mieszanych i zmiennych strategii pozwalających utrzymać się przy życiu: inaczej mówiąc, produkcji, która pozostaje 'nieczytelna'. Jeżeli domena, w której funkcjonowali barbarzyńcy była niewątpliwie bardzo zróżnicowana i złożona, domena państwa pod względem agroekonomicznym okazywała się stosunkowo prosta. Zasadniczo barbarzyńcy nie są kategorią kulturową - jest to kategoria polityczna służąca do określenia ludów niepodlegających (jeszcze?) administracji państwowej. Na linii granicznej, gdzie rozpoczynał się barbarzyński świat, kończyły się podatki i zboże. Chińczycy, aby rozróżnić barbarzyńców, używali terminów 'surowy' i 'gotowany'. Wśród grup o tym samym języku, kulturze i systemie pokrewieństwa, 'gotowany' czy też bardziej 'wyewoluowany' segment obejmował te, których gospodarstwa domowe zostały zarejestrowane i podlegały, przynajmniej nominalnie, władzy chińskich urzędników. To one, jak o nich mówiono, 'wkroczyły na mapę'. 
Pierwsze państwa, jako społeczności prowadzące osiadły tryb życia, narażone były na niebezpieczeństwo ze strony bardziej mobilnych ludów niepaństwowych. Myśliwych i zbieraczy uważa się za specjalistów w zakresie lokalizowania i wykorzystywania źródeł żywności, więc statyczne skupiska ludzi, roślin zbożowych, zwierząt gospodarskich, tekstyliów oraz wyrobów metalowych społeczności osiadłych wydawały się stosunkowo łatwym łupem. Dlaczego ktoś miałby zadawać sobie trud dbania o plony, jeżeli, podobnie jak to czyni państwo (!), można było po prostu ograbić spichlerz. Jak elokwentnie wyraża to berberyjskie powiedzenie: 'Naszym rolnictwem jest rabunek'."
J.C. Scott, Jak udomowiono człowieka. U początków historii pierwszych państw, przeł. F. Tryl, Warszawa 2020. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz