Passive networks and common identity
"In the Middle East, the nonmovements have come to represent the mobilization of millions of the subaltern, chiefly the urban poor, Muslim women, and youth. The nonmovement of the urban dispossessed, which I have termed the 'quiet encroachment of the ordinary', encapsulates the discreet and prolonged ways in which the poor struggle to survive and to better their lives by quietly impinging on the propertied and powerful, and on society at large.
I am referring to the mass movement of rural migrants who, in a quest for a better life-chance, embark on a steady and strenuous campaign that involves unlawful acquisition of lands and shelters, followed by such urban amenities as electricity, running water, phone lines, paved roads, and the like. To secure paid work, these migrants take over street sidewalks and other desirable public spaces to spread their vending businesses, infringing on and appropriating popular labels to promote their merchandise. Scores of people subsist on turning the public streets into parking spaces for private gains, or use sidewalks as sites for outdoor workshops and other businesses. These masses of largely atomized individuals, by such parallel practices of everyday encroachments, have virtually transformed the large cities of the Middle East and by extension many developing countries, generating a substantial outdoor economy, new communities, and arenas of self-development in the urban landscapes.
By thinking about nonmovements, are we not in a sense conjuring up Hardt and Negri’s concept of multitude, which they define as 'singularities of social subjects that act in common'? At first glance, the enormous magnitude as well as the fragmentation of social subjects associated with multitude reminds one of nonmovements and the 'power of big numbers'.
But the resemblance stops there. Unlike the categories of working class, people, or mass, which are marked by sameness and shared identities, multitude is made up of 'singularities', or dissimilar or nonidentical social subjects, a mix of different social groups, gender clusters, or sexual orientations that are ontologically different. Their apparent similarity, in Hardt and Negri’s view, lies in their producing 'immaterial labor' and standing opposed to the 'empire'. Thus, whereas multitude is assumed to bring together singular and ontologically different social subjects (men, women, black, white, various ethnicities, etc.), nonmovements galvanize members of the same, even though internally fragmented, groups (e.g., globalizing youth, Muslim women, illegal migrants, or urban poor), who act in common, albeit often individually.
While in nonmovements, collective action is a function of shared interests and identities within a single group, especially when confronted by a common threat, in a multitude, it is not clear precisely how the singular components are to come and act together, and how these different groups (e.g., men and women, native working class and migrant workers, or dominant and subordinate ethnicities) avoid conflicts of interests between them, let alone act in common.
If, unlike in a multitude, common identities are essential for agents of nonmovement to act collectively, how are these identities forged among fragmented and atomized subjects in the first place? And why do they act in common if they are not deliberately mobilized by organizations or leaders?
Collective identities are built not simply in open and legal institutions or solidarity networks, of which they are in general deprived due to surveillance. Solidarities are forged primarily in public spaces— in neighborhoods, on street corners, in mosques, in workplaces, at bus stops, or in rationing lines, or in detention centers, migrant camps, public parks, colleges, and athletic stadiums— through what I have called 'passive networks'.
The passive networks represent a key feature in the formation of nonmovements. They refer to instantaneous communications between atomized individuals, which are established by tacit recognition of their commonalities directly in public spaces or indirectly through mass media. Thus, the poor street vendors would recognize their common predicaments by noticing one another on street corners on a daily basis, even though they may never know or speak to one another. Female strangers neglecting dress codes in public spaces would internalize their shared identities in the streets by simply observing one another; those confronting men and judges in court houses would readily feel their commonly held inferior status. On street corners, at shopping malls, or in colleges, the young identify their collective position by spontaneously recognizing similar fashions, hairstyles, and social tastes. For these groups, space clearly provides the possibility of mutual recognition — a factor that distinguishes them from such fragmented groups as illegal immigrants, who may lack the medium of space to facilitate solidarity formation unless they come together in the same workplaces, detention centers, or residential compounds. These latter groups rely often on mass media, rumors, or distanciated networks— that is, knowing someone who knows someone who knows someone in a similar position— a process that facilitates building 'imagined solidarities'.The new information technology, in particular the current social networking sites such as Facebook, can bypass the medium of physical space by connecting atomized individuals in the world of the Web, and in so doing create a tremendous opportunity for building both passive and active networks. But this venue is limited largely to young, literate, and well-to-do groups, whose mobilization of this kind can descend into a sort of 'chic politics' of ad hoc and short-lived interventions. More importantly, this channel is too exposed and contained, and thus vulnerable to police surveillance, when compared to the fluidity and resiliency of 'passive networks'. In the war of un-equals, the weak will certainly loose if it follows the same rules of the game as those of the powerful. To win an unequal battle, the underdog has no choice but to creatively play diff erent, more flexible and constantly changing games".
A. Bayat, Life as Politics: How Ordinary People Change the Middle East, Amsterdam 2010.
Sieci pasywne i wspólna tożsamość
"Na Bliskim Wschodzie bezruchy [społeczne] reprezentują mobilizację milionów podporządkowanych, w tym zwłaszcza miejskiej biedoty, muzułmańskich kobiet i młodzieży. Bezruch miejskich wywłaszczonych, który określiłem jako 'ciche wkroczenie tego, co zwyczajne', zawiera dyskretne i długotrwałe sposoby, na jakie biedota walczy o przetrwanie i polepszenie swojego życia poprzez ciche oddziaływanie na posiadaczy i możnych oraz na całe społeczeństwo.
Odnoszę się tu do masowego ruchu migrantów wiejskich, którzy w poszukiwaniu szans na lepsze życie rozpoczynają stałą i mozolną kampanię polegającą na bezprawnym zajmowaniu gruntów i nieruchomości, a następnie takich udogodnień miejskich jak prąd, bieżąca woda, linie telefoniczne, bite drogi i tym podobne. Aby zabezpieczyć płatną pracę, migranci przejmują uliczne chodniki i inne pożądane przestrzenie publiczne, aby rozprzestrzeniać swoje biznesy handlowe, naruszając i przywłaszczając popularne marki, by wypromować swoje towary. Kupa ludzi utrzymuje się z zamieniania publicznych ulic w miejsca parkingowe, z których czerpią prywatne korzyści lub wykorzystywania chodników jako miejsc na warsztaty plenerowe i inne firmy. Te masy w dużej mierze zatomizowanych jednostek, poprzez takie równoległe praktyki codziennych wkroczeń, praktycznie przekształciły duże miasta Bliskiego Wschodu, a idąc dalej, wiele krajów rozwijających się, generując znacznych rozmiarów gospodarkę pod gołym niebem, nowe społeczności i obszary samorozwoju w miejskich krajobrazach.
Myśląc o bezruchach [społecznych], czy nie przywołujemy w pewnym sensie koncepcji wielości Hardta i Negriego, którą definiują oni jako 'pojedynczości podmiotów społecznych, które działają wspólnie'? Na pierwszy rzut oka ogromny zasięg, a także fragmentacja podmiotów społecznych wiązanych z wielością, przypominają bezruchy i 'siłę wielkich liczb'.
Ale na tym podobieństwo się kończy. W przeciwieństwie do kategorii klasy robotniczej, ludu czy masy, które charakteryzuje podobieństwo ich części składowych i wspólna tożsamość, wielość składa się z 'pojedynczości', czy też odmiennych lub niepodobnych do siebie podmiotów społecznych, mieszanki różnych grup społecznych, klastrów płci lub orientacji seksualnej, które są ontologicznie różne. Ich pozorne podobieństwo, zdaniem Hardta i Negriego, polega na tym, że wykonują one 'pracę niematerialną' i stoją w opozycji do 'imperium'. Tak więc, podczas gdy zakłada się, że wielość łączy pojedyncze i ontologicznie różne podmioty społeczne (mężczyzn, kobiety, czarnoskórych, białych, różne grupy etniczne itp.), bezruchy pobudzają do życia członków identycznych, choć wewnętrznie podzielonych, grup (np. globalizująca się młodzież, muzułmanki, nielegalni migranci czy miejska biedota), którzy działają wspólnie, choć często na własną rękę.
Podczas gdy w bezruchach zbiorowe działanie jest funkcją wspólnych interesów i tożsamości w ramach jednej grupy, zwłaszcza w obliczu wspólnego zagrożenia, w przypadku wielości nie jest jasne, w jaki sposób poszczególne komponenty mają zebrać się i działać razem i jak różne grupy (np. mężczyźni i kobiety, rodzima klasa robotnicza i pracownicy migrujący, czy też dominujące i podporządkowane grupy etniczne) unikają konfliktów interesów między sobą, nie mówiąc już o podejmowaniu wspólnego działania.
Jeśli, inaczej niż w przypadku wielości, wspólne tożsamości są niezbędne dla zbiorowego działania podmiotów przynależnych do bezruchu [społecznego], to przede wszystkim w jaki sposób te tożsamości są wykuwane pośród rozdrobnionych i zatomizowanych podmiotów? I dlaczego działają oni wspólnie, jeśli nie są celowo mobilizowani przez organizacje lub przywódców?
Tożsamości zbiorowe są budowane nie tylko w otwartych i legalnie funkcjonujących instytucjach czy sieciach solidarności, których są na ogół pozbawione z powodu inwigilacji. Solidarności kształtują się przede wszystkim w przestrzeni publicznej - w dzielnicach, na rogach ulic, w meczetach, w miejscach pracy, na przystankach autobusowych lub w kolejkach po prowiant, czy też w ośrodkach zatrzymań, obozach dla migrantów, parkach publicznych, szkołach wyższych i stadionach sportowych - za pośrednictwem tego, co nazwałem 'sieciami pasywnymi'.
Sieci pasywne stanowią kluczowy składnik w tworzeniu się bezruchów [społecznych]. Odnoszą się do migotliwej komunikacji między zatomizowanymi jednostkami, które są ustanawiane poprzez milczące rozpoznanie wzajemnych podobieństw bezpośrednio w przestrzeni publicznej lub pośrednio za sprawą środków masowego przekazu. W ten sposób biedni sprzedawcy uliczni rozpoznaliby swoje wspólne tarapaty, zauważając się codziennie na rogach ulic, nawet jeśli nigdy się nie poznali ani nie rozmawiali ze sobą. Nieznajome kobiety, które lekceważyły zasady dotyczące ubioru w miejscach publicznych, uwewnętrzniały swoją wspólną tożsamość na ulicach, po prostu obserwując się nawzajem; te, które konfrontują się z mężczyznami i sędziami w sądach, z łatwością poczują swój wspólny, podrzędny status. Na rogach ulic, w centrach handlowych czy na uczelniach młodzi identyfikują swoją zbiorową pozycję, spontanicznie rozpoznając podobne mody, fryzury i upodobania społeczne. Dla tych grup przestrzeń w oczywisty sposób daje możliwość wzajemnego uznawania się - to czynnik, który je wyróżnia w stosunku do tak rozdrobnionych grup jak nielegalni imigranci, którym może brakować przestrzeni ułatwiającej formowanie się wzajemnej solidarności, chyba że spotykają się w tych samych miejscach pracy, ośrodkach detencyjnych lub osiedlach mieszkaniowych. Te ostatnie grupy często opierają się na środkach masowego przekazu, plotkach lub zdystansowanych sieciach - to znaczy na znajomości kogoś, kto zna kogoś, kto zna kogoś na podobnym stanowisku - to proces ułatwiający budowanie 'wyimaginowanych solidarności'.
Nowe technologie informacyjne, w szczególności dzisiejsze portale społecznościowe, takie jak Facebook, mogą ominąć mediację ze strony przestrzeni fizycznej, łącząc zatomizowane jednostki w świecie sieci, tworząc w ten sposób ogromne możliwości budowania zarówno pasywnych, jak i aktywnych sieci. Ale to miejsce spotkań jest w dużej mierze ograniczone do młodych, piśmiennych i dobrze sytuowanych grup, których mobilizacja może przerodzić się w swego rodzaju doraźną 'szykowną politykę' i krótkotrwałe interwencje. Co ważniejsze, kanał ten jest zbyt wystawiony na ryzyko i zamykający się w sobie, a tym samym podatny na nadzór policyjny, w porównaniu z płynnością i odpornością 'sieci pasywnych'. W wojnie nierównych słabi z pewnością przegrają, jeśli będą postępować zgodnie z tymi samymi regułami gry, co potężni. Aby wygrać nierówną bitwę, słabszy nie ma innego wyjścia, jak tylko kreatywnie grać w różne, bardziej elastyczne i ciągle zmieniające się gierki".
A. Bayat, Life as Politics: How Ordinary People Change the Middle East, Amsterdam 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz