„Slum-dwellers are not as excluded as Mike Davis wants us to believe. Whatever the relative importance he gives to dump-slums and to beehive-slums, he ends up opting for pure and simple exclusion. (…) Only in the last pages of the book does one learn that the ‘global slum … is nonetheless a place with myriads of resistance acts’. No further details on this, except the announcement of another book exploring the following ‘complex question’: ‘to what extent does the informal proletariat possess that most powerful of Marxist talismans, historical agency?’.
(…) What drives Davis and consorts to despair is that they don’t find in slums a proletariat conforming to the picture they want: a mass of formal wage workers, conscious and organized in parties and trade union. This is the reason for their moaning over the disappearance of formal labor as it predominated in the post WWII era, as well as over the disappearance of Marx, who is for them the condensed figure of the organized working class.
Mike Davis looks for the slum-dwellers’ talisman… in churches and mosques. He rightly doubts that he will find it there and concludes that slum-dwellers don’t have the famous Marxist ‘historical agency, at least for the time being’ – meaning until they organize as a proper working class movement. He is not alone in considering that slum-dwellers are not fully-fledged proletarians, that they cannot be expected to actively participate in the revolution on their own basis.
(…) If the ‘community’ of slum-dwellers has a sufficient number of ‘true’ workers, one might think that they have the talisman of historical agency, with parties and unions. In other words, slum-dwellers are proletarians by proxy. Without a ‘true’ workers’ mediation, they are only lumpen.
(…) In his book, Mike Davis reports the curious encounter between John Turner, an anarchist architect, and the World Bank. It was during the 70′s, when the World Bank faced the failure of its first experiments in the field of housing migrants flocking into towns. As for Turner, he was discovering the inventiveness of slum builders, the miracles of doing things with one’s own resources. He concluded that slums are a solution much more than a problem. For him, marginal help is sufficient as long as slum-dwellers are left free to do as they want. In their daily practice of self-construction, slum-dwellers are in the best position to adapt small resources to very varied needs. This results in housing forms which reconcile residents’ needs with financial and technical constraints much better than an architectural firm can. To replace slums with high-rise public housing is uselessly expensive.
(…) Turner idealizes poverty to a point that is scandalous, but he rightly sees how much proletarians have the potential to imagine and invent when a crisis forces them to do so. They invent unsuspected social forms, and objects as well, or new uses for old objects. I am not saying that building shacks is a revolutionary activity. I am saying that because this fraction of proletarians is remote from the diktat of valorization (remote, but not exempt), it shows just as much, or maybe more, potential for inventing a new life than formal day-in, day-out routine workers holding party and union cards".
B. Astarian, Are slums another planet?, https://libcom.org/library/are-slums-another-planet
Kwitnące szumowiny ziemi
„Mieszkańcy slumsów nie są aż tak wykluczeni, jak Mike Davis chciałby, żebyśmy sądzili. Niezależnie od tego, jakie znaczenie przypisuje on wysypiskom i slumsom, ostatecznie widzi w nich czyste i proste wykluczenie. (…) Dopiero na ostatnich stronicach swojej książki można się dowiedzieć, że „w globalnym slumsie… dochodzi do mnóstwa aktów oporu”. Nie znajdziemy dalej żadnych szczegółów na ten temat, poza ogłoszeniem, że kolejna książka będzie eksplorować tę „złożoną kwestię: ‘do jakiego stopnia proletariat nieformalny posiada podmiotowość historyczną – ten najpotężniejszy talizman marksistowski?’.
(…) Tym, co wprawia Davisa i jemu podobnych w desperację jest to, że nie znajdują w slumsach proletariatu, który potwierdzałby obraz, jaki chcieliby zobaczyć: masę sformalizowanych pracowników najemnych, świadomych i zorganizowanych w partie i związek zawodowy. To jest powód ich jęków nad zanikaniem sformalizowanej pracy, która dominowała w erze po II wojnie światowej, jak też nad zanikaniem Marksa, który dla nich stanowi skondensowaną postać zorganizowanej klasy robotniczej.
Mike Davis poszukuje talizmanu mieszkańców slumsów… w kościołach i meczetach. Słusznie wątpi, że go tam znajdzie i konkluduje, że wobec tego mieszkańcy slumsów nie dysponują sławetną marksistowską ‘sprawczością historyczną, przynajmniej jak na razie’ – co znaczy, dopóki nie zorganizują się jako właściwy ruch klasy robotniczej. Nie jest jedynym, który uważa, że mieszkańcy slumsów nie są pełnoprawnymi proletariuszami, ponieważ nie można od nich oczekiwać, że będą aktywnie uczestniczyć w rewolucji na własną rękę.
(…) Jeśli ‘społeczność’ mieszkańców slumsów ma wystarczającą liczbę ‘prawdziwych’ pracowników, można by pomyśleć, że dysponuje wówczas talizmanem historycznej sprawczości, wraz z partiami i związkami. Innymi słowy, mieszkańcy slumsów są proletariuszami dzięki swoim pełnomocnikom. Bez ‘prawdziwej’ robotniczej mediacji, są jedynie lumpami.
(…) W swojej książce Mike Davis informuje o ciekawym spotkaniu Johna Turnera, anarchistycznego architekta z Bankiem Światowym. Miało ono miejsce w latach 70., kiedy Bank Światowy mierzył się z klęską swoich pierwszych eksperymentów w dziedzinie zapewnienia mieszkań dla migrantów przybywających do miast. Jeśli chodzi o Turnera, odkrywał on inwencję budowniczych slumsów, cuda, jakie można uzyskać jedynie w oparciu o własne zasoby. Doszedł do wniosku, że slumsy stanowią znacznie bardziej rozwiązanie niż problem. Według niego minimalna pomoc jest wystarczająca tak długo, jak mieszkańcy slumsów są pozostawieni wolni, by żyć tak jak chcą. W ich codziennych praktykach samo-konstrukcji, mieszkańcy slumsów są najlepiej przygotowani do tego, by dopasować niewielkie zasoby do bardzo zróżnicowanych potrzeb. To daje efekt w postaci form mieszkaniowych, które godzą potrzeby rezydentów z finansowymi i technicznymi ograniczeniami znacznie lepiej niż poradziłyby sobie z tym firmy architektonicznie. Zastąpienie slumsów kosztochłonnym budownictwem publicznym jest bezużytecznie kosztowne.
(…) Turner idealizuje ubóstwo aż do poziomu, który okazuje się skandaliczny, ale prawidłowo zauważa to, jak wielu proletariuszy ma potencjał do wyobrażania sobie i inwencji, gdy zmusza ich do tego kryzys. Wymyślają oni nieoczekiwane formy społeczne, jak również przedmioty, albo nowe użycia starych elementów. Nie mówię tego dlatego, że stawianie chałup jest aktywnością rewolucyjną. Mówię to, ponieważ przez to, że ta frakcja proletariuszy jest oddzielona od dyktatu waloryzacji (oddalona, nie uwolniona), wykazuje tyle samo, a może nawet więcej potencjału, by wynajdywać nowe życie niż formalni pracownicy z rutyną pracy dzień w dzień i z legitymacjami partyjnymi czy związkowymi”.
B. Astarian, Are slums another planet?, https://libcom.org/library/are-slums-another-planet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz